Kmicic z kreskówki

"Cud nad Wisłą" zasługuje na więcej. A film Jerzego Hoffmana kojarzy się z radzieckimi produkcjami o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.

04.10.2011

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu "1920. Bitwa Warszawska" / materiały dystrybutora /
Kadr z filmu "1920. Bitwa Warszawska" / materiały dystrybutora /

Wizjonerskie sceny bitewne. Gęste od szczegółów kadry, doskonale odwzorowane w technice 3D, dzięki której widz trafia w jądro wojennego chaosu i makabry. Szarże kawalerii, dramat piechoty, której świszczą nad głowami kule. Porażająca panorama widzianej z lotu amerykańskiego aeroplanu armii konnej Budionnego, zapierające dech w piersiach starcia na bagnety i walki uliczne, pokazywane z rozedrganej kamery niczym - nie ma w tym ironii - kanoniczne sceny z plaży Omaha w "Szeregowcu Ryanie". "1920. Bitwa Warszawska" jest wizualnym majstersztykiem. Teraz jeszcze należałoby zrobić z tego film.

Hollywood po polsku

Bo "1920" jest ekranizacją bitwy. Filmem - prawie w ogóle. A tak niewiele brakowało, żeby - znów: bez cienia ironii - powstał w Polsce film na miarę epickich opowieści kina amerykańskiego, które jak żadne potrafi kreślić porywające wojenne fabuły. Nie każdy film musi być od razu "Domem złym" - chciałoby się opowieści popularnej, pokazanej współczesnymi środkami światowej klasy, opowieści o bohaterze porwanym wirem historii, z którą musi się zmierzyć, a tak naprawdę zapanować nad swoim losem i przywrócić porządek świata. Opowieści snutej od zawsze, ale od zawsze na nowo. Tak niewiele brakowało, by polskie kino opowiedziało historię na miarę "Kompanii Braci", "Królestwa Niebieskiego" czy "Bravehearta". Zwłaszcza że miało ku temu środki: była i światowej klasy technologia, i niewątpliwe zaangażowanie sztabu ekspertów, i świetni aktorzy. Borys Szyc, którego talent z filmu na film doceniało się do niedawna coraz bardziej, świetny Daniel Olbrychski w roli Marszałka, znakomicie powściągliwy Michał Żebrowski pod wąsem premiera Grabskiego, Adam Ferency, Jerzy Bończak i Bogusław Linda. Kto się obruszy, że to przewidywalna plejada znanych aktorów, niech sobie przypomni, że na znanych aktorach stoi dobre popularne kino.

Ale co najważniejsze, był pomysł scenariuszowy. Oto w cieniu nadchodzącej bolszewickiej nawały pobierają się lekkoduch i miłośnik poezji, Jan Krynicki (Szyc) oraz kabaretowa aktorka, Ola Raniewska (Natasza Urbańska). Jan trafia na front, gdzie zostaje niesłusznie posądzony o zdradę, sąd polowy skazuje go na śmierć. Przed egzekucją ratuje go atak bolszewików i bohater zostaje mimowolnym asystentem czekisty Bykowskiego (Ferency). Musi teraz odkupić niezawiniony grzech, dowieść męstwa i odzyskać kobietę. Toż to historia, którą znamy, co więcej - którą Jerzy Hoffman już ekranizował. Historia napisana ongiś przez wybitnego autora literatury popularnej, Henryka Sienkiewicza.

O tym, że losy Krynickiego mają być przeniesionymi w dwudziestolecie losami Kmicica, nieraz przekonywali i twórcy filmu, i odtwórca głównej roli, i recenzenci. Tyle że porównanie "1920" do "Potopu" jest nie tyle nawet nieporozumieniem, co obrazą inteligencji widza. Scenarzyści ostatecznie znudzą się Krynickim tuż po tym, jak trafi on pod kuratelę Bykowskiego. Od tej pory postać ta będzie służyła już tylko do wysłuchiwania pogadanek czekisty o bolszewizmie, mających widzowi wpoić historyczne prawdy. Wpoić, nie opowiedzieć. Reżyser, a tym bardziej widz, traci głównego bohatera z oczu, czasem się on jeszcze gdzieś przemknie, aż na koniec jego wątek zostanie chybcikiem rozwiązany, by zdążyć przed napisami końcowymi. Nie będzie żadnej przemiany, bohater z niczym się nie zmierzy, niczego nie dowiedzie, posłuży jedynie stwarzaniu okazji, by widzowi coś powpajać. Liczne i wprost podawane nawiązania do Kmicica to bezczelność scenarzystów i afront nie tylko wobec Sienkiewicza, ale też historii, bo Bitwa Warszawska zasługuje na więcej. Wydaje się przecież, że twórcom chodziło tylko o pokazanie scen batalistycznych. W efekcie "1920" kojarzy się z radzieckimi produkcjami o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej albo ze współczesnymi superprodukcjami rosyjskiej polityki historycznej.

Ta-dam!

Warszawę tamtych lat oglądamy przez pryzmat postaci Oli - aktorki kabaretu (to imię miało być zapewne kolejnym sienkiewiczowskim nawiązaniem; nota bene, Urbańska dysponuje mniej więcej takim samym zasobem środków ekspresji jak tamta Oleńka). Naprzemienne zestawianie scen szykujących się do ostatecznego starcia armii ze scenami rozbawionego jeszcze miasta mogłoby być dobrym zabiegiem dramaturgicznym. Ale wątek osuwa się najpierw w coś na kształt kiepskiego musicalu, a wreszcie - niezamierzonej parodii: gdy Ola, dowiedziawszy się, że Jan najpewniej zginął, śpiewa, łkając, "Wróć, Jasieńku z tej wojenki, wróć", na widowni rozlegają się pierwsze śmiechy. Postać nastającego na cześć młodej żony kapitana Jerzy Bończak prowadzi repertuarem środków tak operetkowych, jakby grał w "Halo, Szpicbródka". A chichot pań z wodewilu, które z niecnym kapitanem się rozprawiły, jest jakby wyjęty z jakichś "Szaleństw panny Ewy". Tamta Warszawa okazuje się tylko kabaretem...

Nawet w świetne sceny batalistyczne wedrze się ta nadmiarowość, przesada, która kanoniczne zabiegi zmienia w pastisz. W każdym takim filmie musi się znaleźć scena, w której żołnierz przygwożdżonej do ziemi ostrzałem piechoty podnosi się z okrzykiem, że trzeba iść dalej, i w tym momencie trafia go kula. W "1920" taka scena powtarza się co kilka minut. I nawet autentycznie poruszająca w swoim patosie sekwencja z księdzem Skorupką (Łukasz Garlicki) niosącym na pole bitwy krucyfiks, zginie przygnieciona stertą kolejnych krzyży, które w kadrze pojawiają się tak często, jakby bolszewicka artyleria ostrzeliwała Górę Grabarkę. Muzyczne akcenty ("ta-dam", które słychać w dramatycznej dla bohatera chwili) wprowadzane są z finezją kreskówki. A gdy grany przez Aleksandra Domogarowa sotnik Kryszkin wyzna, że w domu czeka nań tylko śmierć, zaraz zza kadru zawyją wilcy.

***

Mógł to być film o wielkim strategu albo o wojowniku mocującym się z bezlitosną historią. Powstała ekranizacja rzezi, wojskowa defilada, monumentalna rekonstrukcja historyczna. Wielka sprawa i jedyna chyba stwarzająca takie szanse fabularne opowieść w naszej historii, jaką była Bitwa Warszawska 1920 roku, została w filmie Hoffmana nawet nie tyle sromotnie przegrana, co oddana bez walki.

"1920. Bitwa Warszawska" - reż. Jerzy Hoffman, scen. Jerzy Hoffman i Jarosław Sokół, zdj. Sławomir Idziak, wyst.: Borys Szyc, Natasza Urbańska, Daniel Olbrychski, Bogusław Linda i inni, Polska 2011

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2011