Kłopotliwy trup tyrana

Trybunał w Bagdadzie wyda wkrótce pierwszy wyrok na Saddama Husajna, sądzonego za masakrę szyitów sprzed 24 lat. Prawdopodobnie orzeczona zostanie kara główna. Jej wykonanie może się odwlec z powodu apelacji i kolejnych procesów dyktatora. W końcu jednak czeka go stryczek lub, jak chciałby on sam, pluton egzekucyjny. I tu pojawi się problem: co zrobić z ciałem?.

22.09.2006

Czyta się kilka minut

Demonstracja współczesnych japo nskich nacjonalistów przed świątynią Yasukuni. Fot.WEB /
Demonstracja współczesnych japo nskich nacjonalistów przed świątynią Yasukuni. Fot.WEB /

Nie jest to pytanie błahe. Historia dowodzi, że decyzja o pochówku tyranów jest polityczna i przez wiele lat po pogrzebie wpływa na bieżące wydarzenia. Sprawa jest prosta, gdy grabarzami są polityczni spadkobiercy satrapy: wtedy chowa się go z honorami, czyniąc zwłoki obiektem kultu. Tak skończył Mao Zedong, do którego na placu Niebiańskiego Spokoju wciąż ustawiają się kolejki. Ciało Stalina, początkowo wstawione do mauzoleum Lenina, ostatecznie spoczęło w nieco tylko mniej prominentnym miejscu: pod murem Kremla.

Cóż jednak, gdy dyktator odchodzi w niesławie? Jego następcy, a zarazem sędziowie będą starali się zbudować nowy porządek, przekreślić to, co stare. A upadły władca, żywy czy martwy, ucieleśnia stary porządek. Co z nim począć? W czasach dawnych ciało pokonanego wroga nierzadko bezczeszczono. Nie tyle z żądzy zemsty, choć i ona grała rolę, co dla upublicznienia jego klęski. Nie ukrył się, nie zbiera sił, lecz wisi upokorzony, bezbronny. Dziś coraz rzadziej zwycięzcy uciekają się do takich metod, sprzecznych z przekonaniem, że człowiekowi należy się pochówek.

W religiach monoteistycznych szczątki na ogół składa się w ziemi i otacza czcią. Jednak grób człowieka powszechnie znienawidzonego - ale też wielbionego, wszak ludobójca nigdy nie jest sam, jego fanatyczni wyznawcy go przeżywają - rozpala emocje. Skupia gniew i adorację, resentymenty i nostalgię. Może więc lepiej, by grobu nie było? Może pozostałości tyrana zetrzeć w proch i rzucić na wiatr?

60 lat temu...

Tak zrobili alianci po II wojnie światowej. Zbrodniarzy nazistowskich skazanych w Norymberdze powieszono, ich ciała spopielono, a prochy zrzucono do rzeki. Podobny los spotkał Adolfa Eichmanna, skazanego w Izraelu w 1962 r.: jego prochy trafiły do Morza Śródziemnego. Za takim rozwiązaniem stały dwie logiki, obie dyskusyjne. Pierwsza moralna, że zwyrodnialcy powinni zniknąć nie zostawiwszy innych śladów istnienia, niż dokonane zbrodnie. Drugie rozumowanie było praktyczne: chodziło o pozbawienie zwolenników faszyzmu relikwi. Nietrudno jednak przewidzieć, że neofaszyści nie potrzebują mogił, by oddawać cześć swym bohaterom.

Ale, z drugiej strony, przykłady Włoch i Japonii dowodzą, że pozostawienie szczątków oznacza zostawienie kłopotu. W 1945 r. włoscy partyzanci aresztowali, a następnego dnia zastrzelili Benito Mussoliniego. Ciała Duce, jego kochanki i dwóch innych faszystów wyrzucono na mediolańskim Piazzale Loreto, gdzie rok wcześniej reżim porzucił ciała 15 zamordowanych partyzantów. Zebrani wokół pluli, a nawet sikali na trupy. W końcu powieszono je za nogi na drucie.

Mussoliniego pochowano w nieoznakowanym miejscu, jednak nie udało się zachować tajemnicy. W 1946 r. faszyści wyjęli ciało z grobu i przez ponad trzy miesiące ukrywali je w jednej z wiosek, potem w górach i w klasztorze. W końcu policja ich dopadła. Rząd zgodził się na chrześcijański pochówek, ale w tajnym miejscu, by grób nie stał się miejscem kultu ani wandalizmu. Do 1957 r. rodzina Mussoliniego nie wiedziała, gdzie jest pochowany. Wtedy to chadecki rząd, powodowany wyborczą taktyką, ugiął się przed żądaniami prawicy, by zwócić Duce do rodzinnego grobu na cmentarzu w Predappio. Wkrótce zaczęły ciągnąć tam pielgrzymki, wybuchały bitwy neofaszystów z weteranami ruchu oporu. Zamieszki przyczyniły się w końcu do upadku prawicowej koalicji.

W trzecim państwie osi, Japonii, sytuacja była odmienna. Amerykanie pozostawili na tronie cesarza Hirohito, którego odpowiedzialność za politykę agresji była duża (historycy się spierają, jak duża). Japończycy oddawali mu boską cześć jeszcze długo po tym, jak "zstąpił z chmur", ogłaszając w radiu na żądanie okupantów, iż jest tylko człowiekiem. Niemniej wykonano wyroki na zbrodniarzach wojennych, w tym na premierze Tojo. Na 30 lat prochy Tojo i 13 innych zbrodniarzy "klasy A" zniknęły z pola widzenia, aż w 1978 r. zostały potajemnie złożone w świątyni szintoistycznej Yasukuni (nie jest to pewne, niektóre źródła temu przeczą). Bezsporne jest natomiast, że władze świątyni ogłosiły zbrodniarzy "męczennikami Showa" (ery panowania Hirohito). Tojo i spółka zyskali status hotoke, świętych.

Międzynarodowy skandal wybuchł w 1985 r., gdy w Yasukuni wizytę złożył premier Yasuhiro Nakasone. Odtąd do świątyni pielgrzymują politycy prawicy, przy protestach Chin i Korei. Szczątki przywódców wojennych wciąż są opoką japońskiego nacjonalizmu, odsuniętego na margines, lecz nie zniszczonego całkowicie.

...i dzisiaj

Dopiero gdy martwy zbrodniarz jest definitywnym bankrutem politycznym, jego trup nie ma znaczenia. Tak było z rumuńskim przywódcą Nicolae Ceausescu, którego śmierć - będąca bardziej aktem sprawiedliwości dziejowej niż opartej na prawie - przypomina los Mussoliniego. 25 grudnia 1989 r., po dwugodzinnym procesie, zwołany ad hoc sąd wydał na niego i jego żonę wyrok śmierci. Natychmiastową egzekucję nagrano na wideo i wyemitowano w telewizji. Ciała owinięto w płótno i zabrano na stadion. Ludzie mieli zobaczyć na własne oczy, że potwór nie żyje, by uwierzyć w jego koniec.

Małżeństwo Ceausescu pochowano w nieoznaczonym grobie w Bukareszcie. W maju 1990 r. dziennikarzom pokazano dwie mogiły zarośnięte chwastami z prostymi krzyżami, opatrzone tabliczkami z innymi nazwiskami, bez dowodu, że tu spoczywa "geniusz Karpat". Nad grobem zapadła cisza. Wrogowie tyrana mogli czuć się ustatysfakcjonowani zemstą, a niedawnych zwolenników, którzy dostosowali się do nowych realiów, przestał obchodzić.

Inaczej było w przypadku Slobodana Miloševicia. Po jego zgonie w Hadze w marcu tego roku wybuchł spór, co zrobić z ciałem. Oponenci Miloševicia pragnęli go skazać na wieczne wygnanie, nie chcąc, by straszył ich duch dyktatora odpowiedzialnego za śmierć 250 tys. ludzi w wywołanych przezeń wojnach. Żona i syn uznali, że trumnę trzeba zabrać do Moskwy, dokąd sami wcześniej zbiegli. Córka chciała pochować ojca w Czarnogórze. Towarzysze byłego prezydenta zaś żądali pogrzebu państwowego w elitarnej części belgradzkiego cmentarza. Gdy trumna wylądowała w stolicy Serbii, spierano się dalej: czy ciało wystawić w parlamencie, w namiocie na zewnątrz, w muzeum rewolucji czy też w ogrodzie przed rodzinną willą. W końcu, żegnany przez dziesiątki tysięcy ludzi przed budynkiem parlamentu federalnego, Miloszević spoczął w grobie w rodzinnym miasteczku Pozarevac.

Wciąż wpływowi serbscy nacjonaliści próbowali przekonywać, że eksprezydent został w haskim więzieniu otruty. Śmierć naturalna wodza jest dla jego pogrobowców niewygodna, utrudnia deifikację w aurze bohatera. Lepiej, gdyby zginął z ręki podstępnego wroga; a najbardziej użyteczny byłby żywy, protestujący przeciw nielegalności procesu.

Jednak nie tylko zwolennicy żałują jego śmierci, również oponenci są rozczarowani, że zbrodniarz wymigał się od wyroku i zabrał do grobu swe tajemnice. Belgradzka działaczka praw człowieka nazwała proces Miloševicia "najważniejszą nierozwiązaną sprawą w historii prawa międzynarodowego".

Podobnie jest z Husajnem. Iracka ulica domaga się jego szybkiej śmierci, ale zbyt wczesna egzekucja nie pozwoli go osądzić za kolejne zbrodnie. Dopóki Saddam żyje, może mobilizować ruch oporu swoją buńczuczną postawą na sali sądowej. Złamać dyktatora, doprowadzić do łez, niech na kolanach błaga o litość - tylko tak można ostatecznie przekreślić jego legendę. Ale to udaje się rzadko.

Czy w ogóle zabijać satrapów? Nie wchodząc w spór o zasadność kary śmierci, dla wielu jest ona i tak niewystarczająca. Saddam uniknie losu swych ofiar, torturowanych, gazowanych, szarpanych przez psy. Milošević spoczął w rodzinnym grobie, gdy ludzie zabici z jego rozkazu leżą w masowych mogiłach. Może lepszą karą dla zbrodniarza jest dożywotni pobyt za kratami, w zapomnieniu, gdy starość odbiera siły, a wspomnienie wielkości ustępuje przed uświadamianą coraz dobitniej małością? Zastępca Hitlera, Rudolf Hess, spędził 41 lat w więzieniu Spandau, aż popełnił samobójstwo. Był nikim.

Inna sprawa, że najgorsi zbrodniarze unikają sprawiedliwości ludzkiej. Stalin, Mao, Pol Pot odeszli z przyczyn naturalnych. Kat Ugandy Idi Amin zmarł na wygnaniu w Arabii Saudyjskiej. Etiopski tyran Mengistu Hajle Mariam żyje w Zimbabwe. Kim Ir Sen nie tylko jest otoczony kultem, ale nawet po śmierci formalnie pozostaje przywódcą Korei Północnej. Żadnego z nich nie udało się osądzić.

Co więc stanie się z Saddamem po śmierci? Kremacja i rozrzucenie prochów są sprzeczne ze zwyczajem islamskim. Pozostają dwie możliwości: może spocząć na cmentarzu w rodzinnym Tikricie obok synów Udaja i Kusaja, zabitych w 2003 r. albo zostanie pochowany w nieoznaczonym grobie.

Nie grób jednak zdaje się problemem najistotniejszym. Sprawą nadrzędnej wagi jest to, by razem z dyktatorem pogrzebać jego strategię i dziedzictwo. Usunięcie tyrana jest łatwiejsze od usunięcia zła, które wyrządził - od wyrównania rachunku krzywd, wykorzenienia w ludziach strachu i nienawiści, od przerzucenia mostów przez przepaści dzielące szczute przeciw sobie społeczności. Jak długo nie uda się przejście od dyktatury do wolności, tak długo zbrodniarze będą śmiać się zza grobu. Gdziekolwiek by się on znajdował.

ROBERT STEFANICKI jest dziennikarzem niezależnym, zajmuje się tematyką Azji i Bliskiego Wschodu. W latach 1996-2005 pracował w "Gazecie Wyborczej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (39/2006)