Kino nierychliwe

Nagrodzona Złotym Lwem w Wenecji „Kobieta, która odeszła” to film, który wołanie o indywidualną i społeczną sprawiedliwość przekłada na język religijny.

06.11.2017

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Kobieta, która odeszła” / Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
Kadr z filmu „Kobieta, która odeszła” / Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Obok seriali i filmów głównego nurtu, spełniających rolę gorzej lub lepiej skonstruowanych wypełniaczy czasu, istnieje także kino służące czemuś wręcz przeciwnemu: rozciąganiu, kontemplowaniu i smakowaniu każdej minuty.

Filipiński reżyser Lav Diaz w kategorii slow cinema należy do najbardziej ekstremalnych długodystansowców. Jego film „Z tego, co było, po tym, co było” z 2014 r. trwał prawie sześć godzin, a dwa lata późniejsza „Kołysanka do bolesnej tajemnicy” aż osiem. Dla widza, który potrafi „wciągnąć” w jedną noc cały sezon „Gry o tron”, ale jednocześnie zarządza swoim odbiorem, zatrzymując odtwarzanie filmu w dowolnym momencie, wychodząc w tym czasie do kuchni czy rozszczepiając swoją uwagę na inne przekazy, wizja wielogodzinnego ukrzesłowienia w sali kinowej może wydać się koszmarem. A jednak czarno-białe, radykalnie minimalistyczne, choć jednocześnie na swój sposób epickie filmy Diaza mają swoich zagorzałych wyznawców. Działają niczym odtrutka na uzależniający „montaż atrakcji”, na ten wysokooktanowy koktajl serwowany nam przez speców od produkcji telewizyjnej i filmowej.

Najnowszy film Diaza, „Kobieta, która odeszła”, trwa „zaledwie” 226 minut. Przed rokiem otrzymał Złotego Lwa w Wenecji i jest pierwszym tytułem z filmografii Filipińczyka trafiającym na nasze ekrany (dotychczas znany był przede wszystkim bywalcom festiwalu Nowe Horyzonty). Scenariusz powstał z inspiracji opowiadaniem Lwa Tołstoja „Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy” i z grubsza to samo można by rzec o reżyserze filmu.

Nierychliwość dotyczy przede wszystkim samej metody. Historia kobiety, która wychodzi z więzienia, gdzie spędziła trzydzieści lat niesłusznie skazana, już w pierwszych ujęciach – nieruchomych, zdystansowanych, trwających po kilka minut, zmusza do przestrojenia oczekiwań.

Jest rok 1997, Chiny właśnie przejęły Hongkong, umarła matka Teresa i księżna Diana. Co to wszystko oznacza dla bohaterki, która będąc w wieku babcinym, musi rozpocząć swoje życie od zera? Kiedy ją poznajemy, „ciocia Horacia”, niegdysiejsza nauczycielka, z wielką pasją udziela lekcji dzieciom współwięźniarek. Nie ma jednak wątpliwości, że przez te trzydzieści lat zdążyła wiele przejść, o czym „opowiadają” chociażby jej liczne tatuaże. Czy w tak nerwowych dla Filipin czasach, naznaczonych przemocą i korupcją, Horacia nadal pozostanie siostrą miłosierdzia, czy może raczej krwawym aniołem sprawiedliwości? To pytanie dotyczy także gatunkowej przynależności filmu, przez długi czas balansującego między kinem zemsty i neorealistycznym dramatem.

Diaz zmierza jednak nieśpiesznie w kierunku przypowieści – choć i jej przesłanie gdzieś się nam wymyka.

Bohaterka po wyjściu na wolność porusza się bowiem jak w transie. W jej rodzinnym domu mieszkają teraz inni ludzie, mąż nie żyje, córka z małej dziewczynki stała się dojrzałą kobietą, serdeczną, ale jednak obcą, syn zaginął bez śladu. Jedyną obsesją Horacii staje się niejaki Rodrigo Trinidad – mężczyzna, który zlecił ongiś zabójstwo, o które została oskarżona. Dziś jest wpływowym bogaczem, znanym także z pobożności i sutych datków na kościół. Tam właśnie zamierza rozprawić się z nim Horacia. Zwłaszcza że Rodrigo, z obawy przed nawiedzającą kraj plagą porwań, bardzo rzadko opuszcza swoją willę. Bohaterka żyje więc w trybie dziennym i nocnym, raz jako „Renata”, to znów jako „Leticia”, ukrywając przed poznanymi ludźmi swoją prawdziwą tożsamość i historię. Nocami, krążąc wokół domu Rodriga, zaprzyjaźnia się z garbatym sprzedawcą balutu (filipińskiego przysmaku) i chorym na epilepsję transwestytą. Pomagając innym skrzywdzonym przez los, choć najczęściej przez innych ludzi czy przez drastyczne różnice społeczne, Horacia to przybliża się, to znów oddala od prawdziwego celu swojej wizyty w miasteczku. Sprawcę jej własnych krzywd obserwuje z ukrycia podczas niedzielnych mszy. Noc i dzień, ciemność i jasność nabierają tu moralnych skojarzeń jakże innych od tych, które zwykło się im przypisywać.

„Kobieta, która odeszła” to film, który wołanie o sprawiedliwość, tę indywidualną i społeczną, przekłada na język religijny. Lecz choć dramat Horacii rozgrywa się w bliskim sąsiedztwie kościoła (Filipiny to kraj w większości katolicki), a i sami bohaterowie zadają sobie często teologiczne pytania, to pojęcie winy, odkupienia czy chrześcijańskiej ofiary nabiera w filmie Diaza nowego, często zaskakującego wymiaru. Zwłaszcza że pośród dotkniętych ubóstwem bohaterów filmu dominuje religijność ludowa, wypełniona wiarą w demony czy rozmaite przesądy.

Dołóżmy do tego niepokojący finał „Kobiety...”, przeniesiony z wyspy Mindoro wprost na ulice Manili – finał bardziej buddyjski czy nawet egzystencjalny aniżeli chrześcijański w swej wymowie. Właśnie w takich chwilach, czyli wszędzie tam, gdzie film pozostawia nam przestrzeń dla interpretacyjnej nieoczywistości czy paradoksu, gdzie zdobywa naszą uwagę nie ewidentną symboliką, ale dotknięciem delikatnej materii życia, staje się kinem naprawdę wielkiego formatu. ©

KOBIETA, KTÓRA ODESZŁA (Ang babaeng humayo) – reż. Lav Diaz. Prod. Filipiny 2016. Dystryb. Stowarzyszenie Nowe Horyzonty. W kinach od 10 listopada.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2017