Kim być?

Z imponującej palety tematów noworocznych postanowiliśmy wybrać coś dla każdego, każdemu pasującego i – co bodaj najważniejsze – każdego rodaka najżywiej interesującego.

22.12.2017

Czyta się kilka minut

Jest to mianowicie zagadnienie, któremu nieczerstwiejącej świeżości nadaje sytuacja polityczna. Będzie to ćwiczenie z wyobraźni, i tu dodać musimy, że takowe gimnastyki uważamy za najpożyteczniejsze, rozwijające szalenie gibkość dramatyczną i fabularną oraz, co w dzisiejszych czasach najważniejsze – narracyjną.

Zastanowimy się zatem, kimże być lub raczej nie być w nadchodzącym roku. Idzie nam tu, rzecz jasna, o szeroko pojętą profesję, która w najbliższych kilkunastu miesiącach może dać nam satysfakcję solidnego bytu, bądź to która mogłaby być powodem łez, zgryzot, a to nieszczęścia bądź bankructwa zarówno finansowego, jak i moralnego.

Na początek wymieńmy zawody, które lepiej natychmiast porzucić, są to bowiem zajęcia niosące ryzyko nieustannego dotyku, a wręcz bycia w uścisku z władzą ustawodawczą i wykonawczą. Przekichane zatem mają prawnicy, lekarze, żołnierstwo, policjanci oraz urzędnicy w ogóle, a pracownicy budżetówki w szczególe. Zajęcia te radzimy natychmiast przestać uprawiać, dyplomy podrzeć, lampasy oderwać, pały schować, togi przerobić na sutanny, kitle przefarbować, stetoskopy porozkręcać, szpatułki połamać, a garnitury pomiąć.

Żołnierzom radzić wypada, by mundury obłożyli w szafach kulkami przeciwmolowymi. Lekarzom, póki państwo nie licencjonuje jeszcze tego zawodu, by się natychmiast uznachorzyli. Prawnik polski – tak miły naszemu sercu – winien znaleźć sobie na ten rok zajęcie oderwane od paragrafozy. Urzędnik – jeśli mu życie miłe – powinien postarać się bądź to o rentę, bądź spróbować zsunąć się w hierarchii najniżej, słowem, będzie on bezpieczny i szczęśliwy nie przedzierając się przez stosy papierzysk i przybijając pieczątki, lecz pracując w kotłowni albo w stołówce macierzystego urzędu. Jest jeszcze naturalnie nieco zawodów z pierwszej linii ryzyka, ale tu każdy zdolny do samodzielnego kombinowania obywatel musi popuścić wodze i zadecydować: czy jego profesja leży w kręgu zainteresowania nowej elity, czy też może sobie spać we własnym łóżeczku.

Świat akademicki – wydaje się – nie ma od nas tak pilnych poleceń, jak profesjonaliści powyżsi. Niemniej jest rzeczą oczywistą, że przyjdzie tu kryska na Matyska szybciej, niż się wydaje. Przykład awansu posła Suskiego pokazuje, że dziś wszystko jest możliwie i że każdy może zostać kimkolwiek – dajmy na to profesorem. Profesorowie, naturalnie nie wszyscy, powinni się głęboko zastanowić, czy aby na pewno chcą uczyć młodzież, czy są gotowi nadążać za jej dziarskością, i czy mają w sobie owej dziarskości wystarczający zapas. Dobrym testem na sucho niech będzie lektura dzieła „Agrobiologia”, autorstwa Trofima Łysenki (Państwowy Instytut Wydawniczy, 1950), i doprawdy nieważne, czy czytający jest biologiem, polonistą, matematykiem czy historykiem, chodzi tu o test na zdolność kiwania głową. Jeżeli podczas czytania tego utworu głowa będzie wykonywać ruch uważany powszechnie za znak akceptacji, osobnik testowany może śmiało projektować swą karierę akademicką, jeżeli zaś nie, powinien poszukać sobie w tym roku miejsca w handlu bądź usługach. Naturalnie mamy na myśli inicjatywy drobne, słowem: polecamy raczej stragany niż aktywność charakterystyczną dla płatnika VAT.

Artyści polscy muszą solidnie puknąć się w głowę, jeżeli myślą, że prześlizgną się po naskórku zjawisk. Że uda im się schronić w piwnicach konceptualizmu bądź – cokolwiek to znaczy – postmodernizmu. Póki państwo nasze stoi przed zadaniami najpilniejszymi, mogą sobie oni koczować w ziemiankach muzyki atonalnej, szałasach teatru formalnego czy norach szeroko pojętej abstrakcji. Widać jednak, że ten czas się kończy, że cierpliwość narodu jest na wyczerpaniu, i niech nikt nie udaje zdziwienia, gdy do jego pracowni wkroczy ludowa komisja odziana w czapki frygijskie, oczekująca natychmiastowej skoczności. Artystom polecamy zatem ćwiczenia ze szczerości w umiłowaniu ludu.

Komu nic nie grozi? Uważamy, że w tym roku najlepiej będzie być celebrytą albo rolnikiem, albo – co jeszcze lepsze – celebrytą i rolnikiem równocześnie. I tego właśnie wszystkim noworocznie zamyślonym serdecznie życzymy.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2018