Kill Bin Laden

Ten film podzielił Amerykę, wkrótce podzieli świat. Amerykańska reżyserka poszła tropem CIA w łowach na Bin Ladena. To nie mogło spodobać się wszystkim.

04.02.2013

Czyta się kilka minut

„Bigelow stara się osiągnąć surowy efekt i wiarygodność kina dokumentalnego”.  / Fot. Jonathan Olley / MONOLITH
„Bigelow stara się osiągnąć surowy efekt i wiarygodność kina dokumentalnego”. / Fot. Jonathan Olley / MONOLITH

Czy film fabularny, który opowiada o operacji schwytania Osamy Bin Ladena, pokazując szczegółowo tortury stosowane przez CIA, akceptuje takie metody zdobywania informacji czy też na odwrót – próbuje pokazać najczarniejszą prawdę o pracy amerykańskich służb specjalnych? W USA to pytanie zaprząta od kilku miesięcy polityków, publicystów i widzów filmu „Wróg numer jeden”. Zwłaszcza po ogłoszeniu nominacji do Oscarów, gdzie film Kathryn Bigelow startuje do miana najlepszej produkcji roku, nie licząc czterech innych kategorii.

W istocie, niedawna laureatka Oscara za „The Hurt Locker. W pułapce wojny” tym razem nie szczędzi widzowi wyjątkowo drastycznych scen przesłuchań. W odtworzonych na ekranie tajnych więzieniach, nazywanych „czarnymi dziurami”, oglądamy cały katalog tortur: wieszanie za ręce, podtapianie, dręczenie głośną muzyką heavymetalową, pozbawianie snu, zamykanie w ciasnej skrzyni, obnażanie w obecności kobiet czy traktowanie więźnia jak psa (te dwa ostatnie sposoby są szczególnie upokarzające dla muzułmanów). Lecz choć wszystkie przedstawione tu metody budzą w nas naturalną odrazę, z fabularnej logiki można wnioskować, że właśnie w wyniku skutecznych tortur Amerykanom udało się w końcu namierzyć kryjówkę najgroźniejszego terrorysty świata. Tym samym „Wróg numer jeden” może utwierdzać w przekonaniu, że stosowanie przez CIA „nowych praw wojny” było całkowicie usprawiedliwione.

Jednakże reżyserce i jej scenarzyście dostaje się także z innych stron politycznej barykady. Republikanie na przykład dopatrują się w dacie amerykańskiej premiery filmu (październik 2012) wsparcia dla kampanii prezydenckiej Baracka Obamy. Powołano także specjalną komisję senacką, która ma zbadać, czy kontakty pomiędzy ekipą filmu a CIA nie spowodowały wycieku informacji ważnych dla bezpieczeństwa kraju.

Zanim jednak obwołamy Bigelow nową Leni Riefenstahl, oddającą swój talent w służbę tej czy innej opcji politycznej, warto przyjrzeć się samemu filmowi, który nie tylko w temacie tortur wzbudzać może wiele wątpliwości, choć równocześnie tak bardzo imponuje realizacyjną sprawnością.

Pierwszy znaczący chwyt zastosowany przez twórców filmu to ustawienie całej historii z punktu widzenia kobiety. Amerykańską wojnę z terroryzmem oglądamy oczami Mayi (tajemnicza agentka o tym pseudonimie jest postacią autentyczną), która dwa lata po ataku na World Trade Center zostaje wysłana do agentury CIA w Pakistanie, by pomóc w rozpracowaniu siatki Al-Kaidy. Kiedy po pierwszej scenie tortur spod kominiarki stojącego z boku komandosa wysypują się zaplecione w warkocz ognistorude włosy, wiemy już, z kim przyjdzie nam się utożsamiać w filmie. Nie z męskim oprawcą w skórzanych rękawiczkach, wykonującym najbrudniejszą robotę i stosującym perfidne socjotechniki, ale z kruchą, nieco przerażoną kobietą, zrazu lekceważoną z racji płci i młodego wieku przez przełożonych i kolegów, lecz z czasem coraz twardszą i coraz bardziej zdeterminowaną w tym, co robi.

Maya zagrana przez Jessicę Chastain to ambitna prymuska, którą do schwytania Bin Ladena motywują kolejne krwawe wydarzenia rozgrywające się na przestrzeni dekady. Zamachy w Arabii Saudyjskiej, Londynie, Islamabadzie, wreszcie śmierć koleżanki z CIA i zamach na życie głównej bohaterki dodatkowo napędzają akcję filmu, wzmacniając tak zwaną polityczną konieczność. Coraz bardziej jesteśmy z Mayą – młodą, odważną kobietą, którą trudno byłoby przecież porównać do sadystycznych kolegów z wywiadu czy umundurowanych koleżanek robiących sobie pamiątkowe zdjęcia w irackim Abu Ghraib.

Trzeba jednak przyznać, że Bigelow unika tak silnie propagandowej tonacji, jaką niedawno zastosował Ben Affleck w „Operacji Argo”, która otwarcie demonizowała i ośmieszała porewolucyjny Iran, wpisując się (raczej nie mimowolnie) w bardziej współczesną politykę USA wobec czołowego kraju „osi zła”. Reżyserka „Wroga...” równie chętnie jak Affleck sięga po konwencję thrillera: sceny telefonicznego namierzania kuriera Bin Ladena czy kulminacyjne oblężenie słynnego domu-twierdzy w Abbottabadzie, gdzie ukrywa się przywódca terrorystów, przyspieszają nam tętno, mimo że ostateczny finał wszyscy doskonale znamy.

Bigelow robi jednak wiele, by – podobnie jak w „The Hurt Locker” – osiągnąć surowy efekt i obiektywną wiarygodność kina dokumentalnego. Właściwie nie ma w obsadzie wielkich gwiazd, a sposób filmowania nerwową, wszędobylską kamerą tworzy wrażenie naoczności. Niemal czujemy na twarzy pustynny pył, nozdrza drażni dym z eksplodujących obiektów, wyobrażamy sobie, jak smakują figi, którymi agent Dan próbuje przekupić skatowanego więźnia Ammara.

To mistrzowskie zmieszanie kina akcji z niby-dokumentalnym opisem również można by uznać za jedno z nieczystych zagrań Bigelow. Fakty w służbie widowiska, widowisko w służbie ideologii – tego rodzaju przeniesienia, zwłaszcza w zestawieniu z tysiącami ofiar 11 września 2001 r. i rozpętanej potem wojny, zawsze będą brzmieć nieco podejrzanie, mimo najlepszych intencji twórców.

Bigelow nie zapomniała w swoim filmie o Polakach. Nie wiem, czy pod wpływem informacji o domniemanym więzieniu w Starych Kiejkutach, czy po obejrzeniu przez scenarzystę filmu „Essential Killing” Jerzego Skolimowskiego, niespodziewanie akcja przenosi się na moment do... Gdańska, gdzie w porcie na jednym ze statków Maya odbywa tajne spotkanie z kolegami z CIA.

Zestawienie tortur, nawet tych stosowanych „w słusznej sprawie”, z kolebką Solidarności musi brzmieć dla nas jak ponura ironia losu. Podobnie jak ostatnie wydarzenia z Mali, gdzie miejscowi dżihadyści wspierani przez Al-Kaidę osiągnęli wpływy zagrażające bezpieczeństwu całego regionu. Dlatego na plus filmowi Bigelow należy poczytać fakt, iż w finale nie wpada w ton euforyczny.

Czy Maya po zabiciu Bin Ladena płacze ze szczęścia? Ze zmęczenia? A może po prostu zdaje sobie sprawę, że zginął jedynie symbol Al-Kaidy, a nie jej mózg. Świat w gruncie rzeczy niewiele się zmienił.  


„WRÓG NUMER JEDEN” („Zero Dark Thirty”) – reż. Kathryn Bigelow, scen. Mark Boal, zdj. Greig Fraser, muz. Alexandre Desplat, wyst. Jessica Chastain, Jason Clarke, Reda Kateb, Mark Duplass, Kyle Chandler, Jennifer Ehle, James Gandolfini i inni. Prod. USA 2012. Dystryb. Monolith. W kinach od 8 lutego 2013 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2013