Kiepsko widzę przyszłość

Arsienij Roginski, szef Memoriału: Mój kraj żyje nieustannie w kryzysie, przywykł do niego. Nie wiem, czy za mego życia doczekam zmiany w Rosji.

02.11.2014

Czyta się kilka minut

Od kilku lat 4 listopada jest obchodzony w Rosji jako Dzień Jedności Narodowej. Na zdjęciu: manifestacja w Petersburgu, 4 listopada 2013 r. / Fot. Olga Maltseva / AFP / EAST NEWS
Od kilku lat 4 listopada jest obchodzony w Rosji jako Dzień Jedności Narodowej. Na zdjęciu: manifestacja w Petersburgu, 4 listopada 2013 r. / Fot. Olga Maltseva / AFP / EAST NEWS

13 listopada Sąd Najwyższy Federacji Rosyjskiej rozpatrzy wniosek ministerstwa sprawiedliwości w sprawie likwidacji Memoriału – organizacji pozarządowej, broniącej praw człowieka i wyjaśniającej prawdę o sowieckiej przeszłości.
Na pozór ministerstwo ma zastrzeżenia tylko do statutu i statusu stowarzyszenia. Memoriał ma bowiem skomplikowany status formalnoprawny: funkcjonuje jako stowarzyszenie, ale w jego skład wchodzą dziesiątki organizacji regionalnych, a także Ośrodek Praw Człowieka Memoriał, który został zarejestrowany przez ministerstwo jako „zagraniczny agent” (zgodnie z ustawą o organizacjach pozarządowych te z nich, które zajmują się działalnością polityczną i otrzymują finansowanie z zagranicy, muszą posługiwać się takim poniżającym tytułem). Memoriał sprzeciwia się temu, gdyż kojarzy się to ze szpiegostwem. Ministerstwo żąda też, by rozsiane po Rosji struktury stowarzyszenia miały status oddziałów regionalnych.
– Integrowaliśmy się oddolnie, a nie odgórnie, jak żąda ministerstwo. Kompromis jest do wypracowania, mimo ogromu biurokratycznych procedur – tłumaczy przewodniczący Memoriału Arsienij Roginski.
I dodaje, że taki charakter Memoriału ma przyczyny historyczne: najpierw powstały organizacje w regionach, które z czasem połączyły się w jedną ogólnorosyjską strukturę. Likwidacja dotyczyłaby dzisiaj zatem centralnego stowarzyszenia, które zrzesza pod jednym szyldem pozostałe grupy.
Władze nie przez przypadek obrały za cel Memoriał. Organizacja jest symbolem piętnowania zbrodni przeciw człowiekowi – nie tylko w czasach Rosji sowieckiej, lecz także dzisiejszej. Uderzenie w Memoriał to ostrzeżenie dla wszystkich organizacji pozarządowych, że funkcjonować w Rosji można tylko w imię wspólnych – z władzą – zasad. Informacja o możliwej likwidacji Memoriału wywołała sporo szumu w Rosji i w demokratycznym świecie. To może uratować organizację. Wniosek rosyjskiego resortu potępił m.in. w rezolucji Parlament Europejski.
– Wytrzymamy ten cios, gdyż idea połączenia praw człowieka z prawdą o historii jest silna i przyciąga ludzi. Nasze inicjatywy przetrwają, nawet jeśli władze nas zlikwidują. Chciałbym podziękować organizacjom pozarządowym i mediom za nagłośnienie sprawy. To zimny prysznic na głowy urzędników – mówi Arsienij Roginski w rozmowie z „Tygodnikiem”.
W jego rodzinie buntowanie się przeciw opresyjnej władzy ma tradycję: Roginski, historyk i działacz społeczny, urodził się w 1946 r. w rodzinie represjonowanego inżyniera z Leningradu, w miejscu jego zesłania.
Za czasów sowieckich Roginski był dysydentem, wydawał nielegalnie zbiory prac historycznych „Pamiat” („Pamięć”). W 1981 r. aresztowany i skazany na cztery lata więzienia, odbył karę w całości. W latach 1988-89 współzałożyciel Stowarzyszenia Memoriał, od 1998 r. jest jego przewodniczącym. Jest też członkiem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej.

TOMASZ KUŁAKOWSKI: Zastanawiam się, czy dyskutowanie o pretensjach ministerstwa sprawiedliwości Rosji ma sens. Bo czy nie jest tak, że decyzja o likwidacji została już podjęta na szczeblu politycznym, a teraz władze szukają jej „uprawomocnienia”?
ARSIENIJ ROGINSKI: Nie wiem, to dość dziwna sprawa. Nie sądzę, aby ktoś na wysokim szczeblu o tym zadecydował. Takie głupie, podłe, złe decyzje są podejmowane na znacznie niższych szczeblach. Zarzuty ministerstwa mają oczywiście tło polityczne. Resort chce nas zorganizować odgórnie i nie rozumie, że my to robiliśmy oddolnie. To demagogiczne i sowieckie podejście. Mam nadzieję, że nie jesteśmy bez szans.
Ma Pan spory dystans do możliwej likwidacji organizacji, którą Pan tworzył i której poświęcił kawał życia. Jak Pan to przeżywa?
Bardzo przeżywam, sprawa jest poważna. Jednak w takich sytuacjach trzeba zachować spokój, skupić się na rozwiązaniu problemu. Powiem tak: socjolog Lew Gudkow z Centrum im. Jurija Lewady [jedna z ostatnich niezależnych instytucji socjologicznych Rosji – red.] uważa, że w obecnych czasach organizacje pozarządowe mają trzy drogi: pójść na współpracę z władzami, zakończyć działalność lub zradykalizować się i przekształcić w siłę polityczną. My nie możemy połączyć sił z władzą, gdyż mamy – delikatnie mówiąc – inne poglądy. Nie możemy też poddać się samolikwidacji, bo nie jesteśmy zwolennikami samobójstw. I nie możemy stać się siłą polityczną, gdyż nasi członkowie mają różne poglądy, a poza tym w Rosji nie ma przestrzeni dla polityki, to pole zamieniło się w ugór. Idziemy więc swoją drogą, dopóki możemy. Co będzie jutro, tego w Rosji nie wiadomo.
Czy władza proponowała Memoriałowi „marchewkę”: przejście na państwowe granty, próbę „ułożenia” się z elitą rządzącą?
Proponuje się nam granty i z nich korzystamy. Kierujemy się jedną zasadą: pieniądze muszą być przejrzyste, otrzymywane zgodnie z procedurami i uczciwie rozliczane. Paradoksalnie, nasze centrum obrony praw człowieka, czyli „agent zagranicy”, otrzymało granty od władz. Nie bojkotujemy rządzących i nie odmawiamy korzystania z pieniędzy publicznych. Uważamy wręcz, że to zwłaszcza państwo powinno nas finansować, gdyż to są pieniądze z naszych podatków. Poza tym, jeśli chcesz cokolwiek w Rosji przedsięwziąć, musisz współpracować z państwem, np. w kwestii postawienia pomnika ofiarom stalinowskich represji. Co rusz piszemy też pisma do organów wewnętrznych, do służb specjalnych, bo nasza działalność polega na zdobywaniu informacji o przestępstwach z przeszłości i współczesności. My nie żyjemy w Polsce lat 80., kiedy to Polacy stworzyli alternatywną wobec władz rzeczywistość, ze swoimi instytucjami. Żyjemy w innym państwie i czasie. Mamy cel i misję, a co władza z nami zrobi, nie zależy od nas.
Jak udaje się funkcjonować w warunkach kłód rzucanych pod nogi, jak nie politycznych, to biurokratycznych, równie uciążliwych?
W czasach dysydenckich wypracowałem pewną postawę życiową. Gdy robi się naprawdę gorąco, więcej pracuję. Jestem jak kierowca samochodu rajdowego, który na ostrym zakręcie przyspiesza, by jak najszybciej go minąć. I tak jest w Memoriale. Przechadzam się codziennie korytarzami i nie mogę uwierzyć, ile się u nas dzieje, od spotkań, przez wykłady i seminaria, po ogrom codziennej pracy.
Wśród faktycznych powodów możliwej likwidacji najczęściej wymienia się stanowisko Memoriału w sprawie Ukrainy: nazwanie działań Rosji agresją i uznanie sądzonej w Rosji ukraińskiej pilotki Nadieżdy Sawczenko za więźnia politycznego.
Gdybym żył w Związku Sowieckim, za takie sformułowania aresztowano by mnie i skazano z politycznego paragrafu. Wszystko byłoby jasne. Jednak żyjemy w nieco innym, lecz szczególnym państwie, w którym zarzuty nie są formułowane bezpośrednio, lecz stają się podstawą do prowadzenia działań na innym polu. Nie mogę przecież powiedzieć, że chęć likwidacji bierze się z naszego stanowiska dotyczącego zaangażowania Rosji w konflikt ukraiński. Domyślam się, że taka jest przyczyna, ale nikt mi tego wprost nie powie.
Gdy wcześniej uznano Memoriał za „agenta zagranicy”, przyczyną była działalność polityczna: okazał się nią monitoring przemocy państwowej, tj. rejestrowanie, ile osób zatrzymano na nielegalnych – z punktu widzenia obowiązującego prawa – manifestacjach. To zwykłe rejestrowanie faktów aresztowań obywateli zostało uznane za działalność polityczną. W tym przypadku jestem pewny, że była to decyzja stricte polityczna.
Wspomniany socjolog Gudkow uważa, że Rosja różni się od Związku Sowieckiego w dwóch fundamentalnych kwestiach: braku masowych represji i innym systemie gospodarczym.
Prywatny sektor gospodarczy ma ogromne znaczenie, również psychologiczne: to ważne zwłaszcza dla młodych ludzi. Natomiast nie wyobrażam sobie powrotu do masowych represji, nie ma dla nich masowego poparcia. Są i będą represje „punktowe”, wymierzone w osoby i organizacje. I są to w większości represje podłe. Państwo ma bowiem pretensje o działalność opozycyjną, a wtrąca do więzień za np. rzekome posiadanie narkotyków lub przestępstwa gospodarcze. Natomiast od Związku Sowieckiego odróżnia nas jeszcze to, że nie ma „żelaznej kurtyny”. Jest wolność wjazdu i wyjazdu z Rosji, choć i tutaj władza ma swoje złe intencje. I jest jeszcze internet, w którym jest sporo wolności, choć władze i przy nim manipulują [patrz „TP” nr 43 – red.].
Optymiści powiadają, że zawsze może być gorzej...
Optymizm biorę głównie stąd, że przeżyliśmy tamten totalnie zły okres i jak byśmy nie narzekali, zawsze porównujemy „dzisiaj” do sowieckiego „wczoraj”. Ale tak naprawdę nie jestem optymistą, przynajmniej w ocenie współczesnej Rosji i możliwości zmian. Nie uważam, aby sytuacja szybko mogła się zmienić, nawet w ciągu kilku lat. Nie wierzę, by gospodarka runęła, by ludzie zaczęli protestować na tle socjalno-ekonomicznym, i żeby te protesty zmieniły władzę. Nie wierzę w to. Przede wszystkim dlatego, że Rosja żyje nieustannie w kryzysie, przywykła do niego i potrafi zacisnąć pasa, gdy to konieczne. Do tego społeczeństwo jest dziś oddane idei państwa. Funkcjonuje stalinowski stereotyp, wedle którego to my Rosjanie (wtedy: Sowieci) niesiemy innym dobro, a wokół nas są źli, którzy chcą nas skrzywdzić i ograbić. Ten stereotyp jest wzmacniany przez telewizyjną propagandę. Nie wiem, czy za mego życia doczekam zmian.
Zachód liczył na zmiany po protestach antyputinowskich z przełomu lat 2011-12, po sfałszowanych wyborach parlamentarnych. Protest zniknął z ulic, ale czy się skończył?
Protestujący w Paryżu w 1968 r. pozostali pokoleniem 1968 roku, nawet jako późniejsza burżuazja. Ludzie, którzy protestowali w Moskwie zimą 2011 i 2012 r., nie rozpłynęli się. Protest zmienił formę: jest „wewnętrzny”. Ulica okazała się nieefektywna, ale nastroje pozostały. Choć trzeba przyznać, że i wtedy protest obejmował mały procent społeczeństwa, i to z dużych miast. A Rosja to nie tylko klasa średnia z metropolii. Czy w ogóle zmiany w Rosji mogą nastąpić wskutek protestów, lub rozkładu elity z powodu pogarszającej się sytuacji gospodarczej? Albo może ci na szczytach władzy zrozumieją, że nie da się archaicznie zarządzać państwem? Gdzie nastąpi tąpnięcie? Nie wiem, kiepsko widzę przyszłość. Wiem tylko, co muszę robić. Jeśli wczoraj wykonywałeś dobrą robotę, dziś musisz to kontynuować. Robić swoje.

Autor wywiadu jest korespondentem Polsat News w Moskwie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2014