Kiedy Reytan ma dzień świstaka

Zdradzić może przyjaciel, małżonek czy rodak, ale nie wróg. On jest jedynym, który nie może tego robić. A osławiona zdrada elit to już całkowite załamanie ładu. Ci, którzy powinni stać na straży interesów Polski, sprzedają ją w obce ręce.

11.06.2018

Czyta się kilka minut

Jarosław Kaczyński podczas obchodów piątej rocznicy katastrofy smoleńskiej, Warszawa, 10 kwietnia 2015 r. / MACIEJ ŁUCZNIEWSKI / REPORTER
Jarosław Kaczyński podczas obchodów piątej rocznicy katastrofy smoleńskiej, Warszawa, 10 kwietnia 2015 r. / MACIEJ ŁUCZNIEWSKI / REPORTER

Paski w TVP elektryzują. Można w tym widzieć znak owej słynnej „kultury obrazkowej”. W mediach społecznościowych łatwiej się spierać o zdjęcie i kilka słów, niż dyskutować o książkach czy prasowych artykułach. Ale potencjał energetyczny wynika też z faktycznego – choć pewnie nie zawsze zamierzonego – geniuszu samych pasków, zdolnych w lapidarnej formie skupić esencję proponowanej przez rządzących mitologii.

Tydzień temu, w rocznicę pierwszych (częściowo) wolnych wyborów, widzowie TVP1 mogli podziwiać kolejny kontrowersyjny pasek. Tym razem zapowiedzi Krzysztofa Ziemca towarzyszyły słowa: „4 czerwca – symbol zdrady i zmowy elit”. W starych i nowych mediach rozgorzała dyskusja o tych sześciu wyrazach, jednej liczbie i jednym znaku interpunkcyjnym. W pasku widziano „kłamstwo” (Dominika Wielowieyska, „Gazeta Wyborcza”), „propagandę” (Renata Grochal, „Newsweek”) lub „błąd wymagający nie kary, a jedynie pouczenia” (Jacek Kurski, TVP). Barbara Nowacka, odwracając niejako zarzut zdrady, oskarżyła z kolei prowadzącego „Wiadomości”, że „wybrał kilka srebrników”.

Na podstawie niesławnego paska możemy zobaczyć, jak jest eksploatowany jeden z najważniejszych polskich mitów narodowych – opowieść o zdradzie i zmowie.

Dogadali się

„1989 jaj... wolności – takie danie oferują organizatorzy festiwalu rocznicowego z okazji wyborów 4 czerwca”. W ten niecodzienny sposób dziennikarz „Wiadomości” Jan Korab rozpoczyna filmowy felieton towarzyszący naszemu paskowi. W otwierającej materiał sekwencji podziwiamy nie historyczne ujęcia głosujących ani twarze współczesnych polityków, lecz oryginalną formę celebracji rocznicy. Określone wydarzenie z przeszłości łączy się w ten sposób z formami jego przywoływania w teraźniejszości. Oto nasz mityczny konkret. Data 4 czerwca to punkt wyjścia opowieści, a zarazem pretekst, by w ogóle ją podjąć.

Oglądajmy dalej. „Dogadanie się części działaczy z komunistami [tutaj fragment wideo z rozmową Lecha Wałęsy ze Stanisławem Cioskiem podpisanym jako „ówczesny członek KC PZPR”] przewidywało oddanie im 65 proc. miejsc w Sejmie niezależnie od wyników wyborów 4 czerwca 1989 r.”. Brzmi to, co warto podkreślić, jak gdyby wcześniej 100 proc. miejsc należało do Solidarności, nie do PZPR. Następnie znów przeskok do współczesności. Widzimy przebitkę na premiera Mateusza Morawieckiego, który mówi: „Uważałem, że tamte ćwierćwolne wybory to coś za mało, że trzeba iść za ciosem, byłem radykalnie antykomunistyczny, niepodległościowy”. „Choć po latach premier uważa, że należy rozmawiać ze wszystkimi” – komentuje głos dziennikarza z offu. W ten właśnie sposób, na zasadzie kontrapunktu między przeszłością a teraźniejszością, zbudowana zostaje cała opowieść. Podstawowa opozycja, na której opiera się nasz mit, to „dogadanie” reprezentowane przez „część działaczy” przeciwstawione „radykalnej postawie antykomunistycznej” ucieleśnianej m.in. przez premiera Morawieckiego. A więc zdrada kontra niezłomność.


CZYTAJ TAKŻE:

AGNIESZKA HASKA, kulturoznawczyni: Polska gra w zdradę od ponad 200 lat. Używa jej do określania tożsamości. Do pokazania, gdzie się kończy „wspólnota”, a zaczynają się „oni”.


Dla wzmocnienia tego kontrastu przywołana zostaje twitterowa polemika Władysława Frasyniuka i Włodzimierza Czarzastego. Działacz Solidarności pisze: „W pisowskiej telewizji ciągle o zniewolonym narodzie, o klęsce, o komunistach. Tylko że myśmy ich, ku.wa, po-ko-na-li! To nie jest temat na dobry film, równy »żołnierzom wyklętym«?”, na co szef SLD odpowiada: „Drogi Władysławie Frasyniuku! Żeście komunistów pokonali? No nie. Wyście się z nami, ku.wa, przy Okrągłym Stole i 4 czerwca 1989 r. do-ga-da-li”. Soczyste współczesne wypowiedzi stają się tu dowodem na przeszły „układ”, a wydarzenia z przeszłości – kluczem do interpretacji teraźniejszości.

To samo i to samo

Jako kolejna przytoczona jest archiwalna wypowiedź Czesława Kiszczaka, tłumaczącego „plan komunistów”. Dostajemy przy tym informację, że „wtedy komunistom udało się w części uwłaszczyć gospodarczo kraj, wszystko miało zostać po staremu, sowieckie wojska przez następne trzy lata nadal stacjonowały w wolnej Polsce”.

I teraz właśnie dokonuje się najważniejszy przeskok. Prestidigitatorska sztuczka, na której opiera się cały materiał. Nadal jest 4 czerwca, ale od tego momentu jesteśmy już nie w roku 1989, lecz w 1992. Oglądamy na ekranie kadry z „Nocnej zmiany” Jacka Kurskiego. Zbieżność dat między pierwszymi wolnymi wyborami a naradą poprzedzającą odwołanie rządu Olszewskiego staje się okazją do zbudowania wyobrażonego pomostu, w ramach którego dwa wydarzenia połączone datą można interpretować wspólnie. Mit nie zna bowiem pojęcia przypadku, lecz jedynie znaki, symbole, alegorie czy analogie.

Jan Korab powraca do wątku stacjonujących w Polsce wojsk: „Do ich wyjścia doprowadził dopiero w 1992 r. Jan Parys, minister obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego”. Na te słowa na ekranie pojawia się sam Olszewski mówiący: „Kiedy możemy ostatecznie oderwać się od komunistycznych powiązań, stawia się nagły wniosek o odwołanie rządu”.

Bezpośrednią przyczyną odwołania rządu – wyjaśnia lektor – było ­ujawnienie listy agentów wśród urzędników państwowych (zbliżenie na twarz Wałęsy rozmawiającego akurat z Antonim Macierewiczem). Następnie Jarosław Kaczyński (z roku 1992) wyjaśnia, że Porozumienie Centrum było jedyną partią, z której nazwiska nie znalazły się na liście Macierewicza. „Może dlatego ta partia była tak nielubiana?” – pyta retorycznie.

W kontraście do tego słyszymy, że Wałęsa początkowo przyznał się do podpisania dokumentów o współpracy, a następnie wycofał się i złożył wniosek o odwołanie rządu. Za chwilę oglądamy Donalda Tuska, jak w najsłynniejszej chyba scenie „Nocnej zmiany” mówi: „Panowie, policzmy głosy!”. „W 1992 r. toczyła się walka o pełną suwerenność” – podsumowuje autor materiału.

W ten właśnie sposób 4 czerwca podniesiony zostaje do rangi symbolu. Oznacza to, że jest tym samym w roku 1989, 1992 i 2018. Wiąże się zawsze z grą tych samych sił, interesów, a nawet tych samych postaci. Za każdym razem powtarza się tu dramat zdrady i zmowy, którego aktorami stają się m.in. Kaczyński i Tusk.

Protest pod Sejmem RP przeciwko łamaniu prawa i konstytucji, 2017 r. / KACPER PEMPEL / REUTERS / FORUM

Zdrada

Historia o zdradzie opowiada zawsze o załamaniu pewnego porządku. Mówi nam o tym, że napotkany człowiek nie zawsze jest tym, kim wydaje się być. Punktem wyjścia musi w niej być zaufanie. Zdradzić może przyjaciel, uczeń, małżonek czy współplemieniec, ale nie wróg. W gruncie rzeczy to właśnie obcy, wróg, nieprzyjaciel, ten, którego nie darzymy żadnym zaufaniem, jest jedynym, który nie może nas zdradzić. A osławiona zdrada elit to już załamanie ładu w najczystszej postaci. Ci, którzy powinni budować silną Polskę i stać na straży jej interesów, sprzedają ją w obce ręce.

Wykrzyknięcie hasła „zdrada!” przywołuje w jednej chwili rozpoznawalne dla odbiorcy wyobrażenia geopolityczne. Polska otoczona jest przez nieprzyjazne mocarstwa, na rzecz których zdradzić można z wewnątrz. Ma także rzekomych przyjaciół czy sojuszników na zewnątrz, którzy również mogą się okazać zdrajcami.

Najważniejszą figurą „zdrady wewnętrznej” pozostaje wciąż konfederacja targowicka. „Targowica” czy „targowiczanin” należą do żelaznego repertuaru najcięższych obelg politycznych, obok przywołujących analogiczny repertuar skojarzeń „folksdojczy” czy „ubeków”. Kto współpracował z obcym reżimem – choćby i w dobrej wierze – w świetle reguł naszej narodowej mitologii popełnia najgorszy grzech. Mityczna sprawiedliwość wykuta w gorących piecach romantyzmu wybacza najbardziej obrzydliwe przywary charakteru, ciemiężenie chłopów, a nawet – w pewnych okolicznościach – bezprzykładne okrucieństwo, lecz nigdy nie przebacza zdrady niepodległości. Naprawdę nieliczni, jak Kmicic przemieniony w Babinicza, znajdują ścieżkę odkupienia i powrotu z narodowego piekła, gdzie zdrajców niepodległości strąca się do najgłębszego kręgu.

Figurą „zdrady zewnętrznej” jest z kolei Jałta. To tam Polskę, w narodowej mitologii nierzadko porównywaną do Chrystusa, „zdradzili”, „sprzedali” czy „wydali” alianci, czyli ci, którzy ślubowali przyjaźń. Wraz z biernością sojuszników we wrześniu 1939 r. i podczas powstania warszawskiego Jałta konstytuuje żelazny repertuar konkretnych przykładów podnoszonej do rangi symbolu ogólnej maksymy: ostatecznie w obliczu zagrożenia możemy liczyć tylko na siebie. Jest to zresztą wyobrażenie znacznie starsze niż II wojna światowa.

Łatwość, z jaką posługujemy się toposem zdrady, ma swoje oczywiste korzenie historyczne. Zręby naszej mitologii narodowej ukształtowały się wszak w wieku XIX, w sytuacji pozbawienia niepodległości, podporządkowania obcym mocarstwom, w rzeczywistości, w której zdrada faktycznie stanowiła ważny element codzienności.

Widać to niezwykle wyraźnie, gdy przyjrzymy się funkcjonowaniu w przestrzeni publicznej pojęć takich jak „kompromis” czy przywoływane w materiale TVP „dogadanie się”. „Do-ga-da-li” – sylabizuje na Twitterze Włodzimierz Czarzasty, a reporter „Wiadomości” cytuje to niczym najbardziej kompromitujące oskarżenie. Kompromis jest tożsamy ze zdradą. To jeden z najbardziej nieoczywistych i brzemiennych w skutki elementów naszej narodowej mitologii, jakie wyczytać można z interpretowanego tu paska i towarzyszącego mu materiału.

Śledząc toczące się w różnych punktach globu spory o pomniki, upamiętnienia czy nazwy ulic, jestem nieodmiennie pod wrażeniem tego, jak inaczej społeczeństwa USA, Europy Zachodniej czy Ameryki Południowej postrzegają ideę „dogadania się”. Kompromis jest tam często przedstawiany jako rozwiązanie najbardziej pożądane i godne pochwały. Tymczasem w naszej narodowej mitologii stanowi on w zasadzie synonim zdrady. Pójście na kompromis czy dogadanie się z przeciwnikiem oznacza sprzeniewierzenie się ideałom. Prawdziwy patriota rozwiązuje problemy nie negocjując i szukając porozumienia, lecz walcząc i... ginąc. Liczą się tylko ci, którzy – jak cytowany w „Wiadomościach” premier Morawiecki – prezentują postawę „radykalnie antykomunistyczną, niepodległościową”. Świat naszej narodowej mitologii jest czarno-biały, pozbawiony niuansów, stref półcienia czy odcieni szarości.

Dlatego właśnie przywołane w materiale TVP obrazy ludzi zwyczajnie rozmawiających przy stole, pijących wódkę i palących papierosy mają taką moc kompromitacji. Dlatego też mit Okrągłego Stołu, a nawet sam jego obraz, kruszy się coraz bardziej pod ciężarem reszty narodowej mitologii. Niedopasowany do niej, odcięty od symboli i analogii, które mogłyby wspierać jego trwanie. Dlatego dzień 4 czerwca nie może urosnąć w III Rzeczypospolitej do rangi święta równego 11 Listo- pada. Bo nie padł strzał, nie było powstańców, męczenników i zatroskanych dowódców. Bo niepodległość odzyskano w drodze kompromisu, do-ga-da-wszy się.

Zmowa elit

Jeżeli zdrada wywraca porządek świata i czyni nas nieufnymi wobec istniejących podziałów na „swoich” i „obcych”, to zmowa ten porządek przywraca. Z tym że ten nowy ład nie opiera się już na zaufaniu, lecz przeciwnie – na nieufności, która staje się teraz spoiwem społecznych relacji.

Wiara w zmowę (znaną także jako „układ” czy „spisek”) jest wiarą w to, że wszelkie zdarzenia mają swoją sekretną przyczynę, swój sens – tym głębszy, że ukryty przed naszymi oczyma. Poczucie istnienia zmowy zapewnia specyficzne bezpieczeństwo metafizyczne. Jeżeli istnieją potężni „oni”, szarą siecią swych intryg zdolni opleść cały kraj, to wszystkie moje osobiste niepowodzenia i upadki w jednej chwili znajdują wyjaśnienie. Sąsiad, któremu wiedzie się lepiej, wcale nie musi się okazać inteligentniejszy, pracowitszy czy nawet obdarzony większym szczęściem ode mnie. Może jest po prostu komunistą, synem lub wnukiem komunisty; zdrajcą, elementem zmowy, układu? Wszak, jak słyszeliśmy w materiale TVP, komuniści „uwłaszczyli kraj”. Ustrój zmienił się tylko pozornie. W rzeczywistości zmowa gładko przejęła funkcję dawnego reżimu.

Zmowa jest wrogiem bardziej podstępnym, bo niewidzialnym, ale w wyobraźni mitycznej jej uczestników potrafimy rozpoznać i wskazać jej przedstawicieli pomimo „nowego kamuflażu”. Zapewne zdrajcy nie płaszczą się już przed Związkiem Radzieckim. Teraz jego rolę mogła przejąć Rosja Putina albo Unia Europejska. Frontami walki nie są już pola bitew i bazy wojskowe, lecz raczej rury gazociągów i sklepowe półki, a jeszcze częściej – spory o politykę kulturową czy pamięć. Zapewne nie wszyscy zdrajcy są cynicznymi zaprzańcami. Część z nich może się okazać pożytecznymi idiotami.

Na przykładzie polityki pamięci widać to szczególnie wyraźnie. Już ponad 20 lat temu Iwona Irwin-Zarecka opisywała mit pamięciowej zdrady elit w rewelacyjnej, niemal u nas nieznanej książce „Frames of Remembrance”. Irwin-Zarecka zwraca uwagę, że w społeczeństwach, w których istotną funkcję pełni „honor narodowy”, wszelkie wezwania do uwzględnienia także ciemnych kart historii odczytywane będą natychmiast jako zdrada, gdyż narażają wspólnotę na utratę spójności. „Taki właśnie proces obserwowałam w Polsce – pisze Irwin-Zarecka – gdzie każde wspomnienie o antysemityzmie kwitowano personalnym atakami wymierzonymi w komentatora, który rzekomo narażał na szwank dobre imię narodu. (...) Granice pomiędzy »nami« a »nimi« zostają w ten sposób jasno wytyczone, a wewnętrznych krytyków utożsamia się z obcymi siłami lub wprost oskarża o zdradę wspólnoty”.

W narodowej mitologii zdradą łatwo okazuje się więc zarówno dialog z oprawcami, jak i przeproszenie tych, wobec których zawiniliśmy. Zdrajcami mogą się okazać i polscy biskupi szukający pojednania z biskupami niemieckimi, i Jan Błoński kwestionujący obraz biednego Polaka patrzącego na getto. Fascynujące, jak łatwo te dwa – na pozór tak odległe – bieguny zdrady łączą się w jednej figurze zmowy elit. Przyznanie się do win wobec Żydów może się nagle okazać narzędziem zaprzedawania ojczyzny Niemcom (czy rządzonej przez nich Unii); dyskusja o polskich grzechach przeciw Ukraińcom zdradza człowieka o słabym kręgosłupie moralnym, zapewne nie dość silnie antykomunistycznego. Po prostu.

Zmowa elit jest zawsze zdradą ludu. W samej tej figurze kryje się już wizja podziału na prawdziwych Polaków i elity – bliżej nieokreśloną warstwę społeczną, której nie definiuje w tym przypadku ani wykształcenie, ani bogactwo, lecz właśnie gotowość do zdrady. Co ciekawe, w perspektywie zmowy elit ich ewentualne cechy dystynktywne stają się wtórne wobec zdrady. Elity są bogate judaszowymi srebrnikami, mądre obcą propagandą, piękne fałszywym blaskiem. Nie są więc, w zasadzie, prawdziwymi elitami, lecz łże-elitami, pseudoelitami czy wykształciuchami.

Tak rozumiane elity są zawsze w pewien sposób „obce, choć swoje”, stając się idealną wręcz figurą wewnętrznego wroga. Mit narodowej zdrady jest więc mitem „populistycznym” w tym sensie, w jakim przez to nieostre pojęcie rozumie się właśnie niechęć do elit definiowanych jako obce kulturowo i kierujące się odmiennym interesem. Warto na marginesie zauważyć, że mit zdrady może łatwo służyć maskowaniu rzeczywistych międzyklasowych różnic i konfliktów interesów na tle ekonomicznym czy kulturowym, zastępując je kultem niepodległości i prostymi obrazami historycznych analogii.

Podejrzewane o zdradę elity zostają napiętnowane i wypchnięte poza nawias narodowej wspólnoty. W ten sposób mit przywraca zaburzony ład, na powrót oddzielając swoich od obcych.

Karuzela z Reytanami

Uczestnictwo we wspólnocie oznacza intuicyjną, często wręcz nieuświadamianą biegłość w posługiwaniu się jej symbolami. To nie urodzenie czy miejsce zamieszkania, lecz właśnie znajomość narodowej mitologii i odruch myślenia za jej pomocą czynią z nas Polaków. Narodowa mitologia składa się z obrazów, powtarzalnych schematów narracyjnych, miejsc, postaci. Ma swoje smaki, brzmienia, gesty. Tworzy kanon, dzięki któremu się porozumiewamy. Decyduje o tym, co widzimy, a na co pozostajemy ślepi.

Ale symbole niosą ze sobą niebezpieczeństwo, które dobitnie unaocznia nam materiał „Wiadomości” z 4 czerwca. Jeżeli wszystko kiedyś już się wydarzyło, jeżeli mityczna przeszłość niesie odpowiedzi na wszystkie teraźniejsze pytania i wątpliwości, to – niczym w „Dniu świstaka” – skazani jesteśmy na nieustanne odtwarzanie tych samych scenariuszy, obsadzani nieustannie w roli rejtanów lub targowiczan. Gdy mitologia zbyt mocno zawładnie naszą wyobraźnią, nic nowego nie może się nam przydarzyć, niczego nowego nie możemy się nauczyć. Parafrazując ową nieszczęsną sentencję, tak ochoczo nadużywaną przez polityków i badaczy pamięci, chciałoby się wręcz powiedzieć: „Narody, które zbyt mocno rozpamiętują własną historię, zmuszone są przeżywać ją wciąż od nowa”.

Uważajmy, by bojąc się oskarżenia o zdradę, nie stać się niewolnikami narodowej mitologii. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2018