Kiedy drzewo nie owocuje

Bp Grzegorz Ryś: Dzisiejsze czasy są podobne do Franciszkowych. Europa w wieku XII i XIII przeżywała boom gospodarczy. Rozwój w skali makro generował świat biedy i pogłębiał podziały majątkowe. Na takim tle łatwo o antyklerykalizm.

16.03.2013

Czyta się kilka minut

Plac św. Piotra, 13 marca 2013 r. / Fot. Giuliano Koren / CORBIS
Plac św. Piotra, 13 marca 2013 r. / Fot. Giuliano Koren / CORBIS

MACIEJ MÜLLER, ARTUR SPORNIAK: Nowy papież przybrał imię Franciszek. Czego się można teraz spodziewać?
BP GRZEGORZ RYŚ: W duchowości franciszkańskiej jest kilka prostych rzeczy: odkrycie człowieczeństwa Jezusowego, zwłaszcza w tych najbardziej ludzkich wymiarach początku i końca życia: Bożego narodzenia i Golgoty; świadectwo; ewangelizacja w postaci połączenia apostolstwa z ubóstwem.
Dodajmy: Franciszek, czyli następca Benedykta. Franciszek bywał częstym gościem klasztoru benedyktynów w Subiaco, a najstarsze udokumentowane jego przedstawienie znajduje się właśnie w tym klasztorze. Franciszek przejmuje też dziedzictwo św. Benedykta, choć je na swój sposób przetwarza.
Co ciekawe, w czasach, gdy Franciszek przychodził do Subiaco medytować i szukać równowagi duchowej, klasztor ten znajdował się w głębokim kryzysie. Zachowała się dokumentacja wizytacji przeprowadzonej tam przez Innocentego III. Papież był przerażony tym, co zobaczył. W odpowiedzi przepisał im... sześć grzywien rocznie z papieskiego skarbca, żeby się nie musieli troszczyć o wikt i opierunek i zaczęli się w końcu troszczyć o to, co najważniejsze w życiu mnicha. Benedyktyni tak byli tym zdumieni, że treść papieskiej bulli wypisali na ścianie.
Dość osobliwa reakcja na wykrycie nieprawidłowości.
Reakcja w duchu Ewangelii. Kiedy drzewo nie owocuje, trzeba je okopać i nawozić, a nie wycinać.
I takiego ogrodnika dzisiaj potrzebujemy?
Nie wiem, czy akurat takiego – po prostu takie były moje pierwsze skojarzenia, kiedy dowiedziałem się, że kard. Bergoglio przyjął imię Franciszka. Podkreślił w ten sposób – niedostrzegalną na pierwszy rzut oka – ciągłość wobec Benedykta. Bo Franciszek realizował na swój sposób ideał benedyktyński. Znane są opowieści o tym, jak rzucał się w krzaki róż, gdy przeżywał pokusę przeciw czystości – nauczył się tego od św. Benedykta, swojego duchowego mistrza.
Oczywiście życie franciszkańskie bardzo się różni od benedyktyńskiego. Papież zapewne na swój własny sposób podejdzie do dziedzictwa poprzednika.
A czy nie powinniśmy przywołać przede wszystkim wizji walącego się Kościoła, podtrzymywanego przez postać w habicie, którą ujrzał we śnie papież Innocenty III?
Ciągle się ostatnio powtarza, że Kościół pogrążył się w kryzysie i potrzebny jest papież, który go odbuduje. Ale to zależy, kto gdzie patrzy. Papież przybywa z Argentyny, z prężnego środowiska ewangelizacyjnego. Nie przychodzi z Kościoła w kryzysie, wprost przeciwnie.
Mówiąc o kryzysie, tkwimy w europocentrycznej (albo „kuriocentrycznej”) wizji chrześcijaństwa. Wydaje nam się, że jesteśmy kwintesencją Kościoła. Tymczasem jesteśmy światem misyjnym, a papież przychodzi nas ewangelizować.
Czy to jest możliwe? Przecież Franciszek w istocie poniósł klęskę...
Co to znaczy: poniósł klęskę?
Nie udało mu się przekazać następcom swojej wizji życia zakonnego, opartego ściśle na Ewangelii.
Pod pewnymi względami dzisiejsze czasy są podobne do Franciszkowych. Europa w wieku XII i XIII przeżywała boom gospodarczy. Skończyła się era wojen wewnątrzeuropejskich, krucjaty zaowocowały pobudzeniem wymiany handlowej ze Wschodem, zaczęto karczować lasy, rozwijały się miasta, uniwersytety. Rozwój gospodarczy wygenerował „ubocznie” świat biedy, podziały majątkowe, jakich historia jeszcze nie znała. Na ostrzu noża stanęło pytanie: kim jest ubogi w Kościele? Bo Kościół zaliczał się raczej do tych, którzy posiadali. Stąd był to też czas rosnącego antyklerykalizmu. Ugrupowania heretyckie trzasnęły drzwiami Kościoła, zgorszone właśnie jego brakiem ubóstwa. Niektórzy heretycy kierowali się jednak nie tyle ewangelicznym ideałem ubóstwa, co manichejskim podejściem do rzeczywistości.
Dzisiaj jest podobnie: rozwój, pojmowany w skali makro, generuje świat biedy i pogłębia podziały majątkowe między ludźmi. Na takim tle łatwo o antyklerykalizm, nieraz wręcz grubiański.
Ale problemem jest tu też bogactwo Kościoła. Przypomnijmy zgorszenie katarów, kiedy cystersi przyjechali ich nawracać wozami pełnymi dobytku.
Nie sądzę, aby Kościół był dzisiaj tak bogaty, niezależnie od tego, co się o tym mówi.  
W takim świecie i takim Kościele nagle pojawił się Franciszek?
Nie wziął się znikąd. Od połowy XI wieku trwało ożywienie religijne w Kościele. W jego szerokim nurcie znaleźli się tacy, którzy nie zmieścili się w Kościele. Inni, przy całym swoim radykalizmie, nie chcieli z Kościołem zrywać. W czasach Franciszka ważne były zwłaszcza dwa ruchy heterodoksyjne: katarzy i waldensi. Zresztą Waldo, którego potem nazwano Piotrem, aby pokazać, że od niego zaczyna się nowy Kościół, miał z Franciszkiem wiele wspólnego. Pochodził z bogatej rodziny kupieckiej, sprzedał majątek, wyruszył głosić kazania pokutne. Różnica między nimi i wielkość Franciszka polegały na tym, że ten ostatni hasło Kościoła ubogiego chciał realizować w jedności z papieżem, a nie traktować go jako taran. Franciszek miał głębokie wyczucie charyzmatu Piotra. Poszedł do Rzymu prosić o zatwierdzenie swojego stylu życia, gdy jego braci było zaledwie kilkunastu. Innocenty III zgodził się, co można uznać za cud.
Na czym polegał ten styl życia?
Na kilku prostych cytatach z Ewangelii – np. na tym, żeby wyruszając w drogę, nic z sobą nie brać „prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie” (por. Mk 6, 7-13). To teksty, które dla Franciszka definiowały to, co najważniejsze w życiu chrześcijańskim.
W historii podróży Franciszka do Rzymu najbardziej uderza mnie to, że on najpierw poszedł na audiencję do papieża, a dopiero w ostatnim dniu – do grobu Piotra. To znaczy, że dla Franciszka żyjący Piotr jest ważniejszy niż zmarły. Miał przekonanie, że Piotr w Kościele żyje i trzeba działać w jedności z nim. Biograf Franciszka, Tomasz z Celano, zapisał historię o jego śnie. Franciszek ujrzał w nim króla, który miał dzieci z nieślubnego, morganatycznego związku. Matka wychowała dzieci, a kiedy dorosły, odesłała je do króla z przekonaniem, że on się do nich przyzna. Franciszek poszedł więc do papieża z przekonaniem, że to ojciec, który przyzna się do swoich dzieci, mimo że ich nie zna i mogą wydać mu się dziwne. Tak więc charyzmatowi śni się jedność z urzędem, a urzędowi – jedność z charyzmatem. Papież i Franciszek spotkali się w rzeczywistości, która wymagała reformy Kościoła.
Ale potem następuje dramat, kiedy Franciszek zostaje zmuszony sporządzić regułę o charakterze prawnym, bo zbiór cytatów z Ewangelii nie wystarcza do uporządkowywania życia kilkutysięcznej wspólnoty...
W zakonie odbywa się wielki spór o ubóstwo. Spór bardzo ostry, ale argumenty, które w nim padały, są do dziś interesujące. Doprowadziły do ponownego odkrycia prawa natury: że mężczyzna, który zakłada rodzinę, z natury jest upoważniony do tego, żeby posiadać majątek umożliwiający jej utrzymanie. To był też spór o to, czy w Kościele możliwa jest własność wspólna, prywatna czy też żadna. Czy człowiek ma prawo tylko używać, czy także posiadać? Ostatecznie to był spór o Chrystusa, podczas którego działy się rzeczy straszne. Jedni franciszkanie oskarżali drugich o herezję i palili na stosach.
Sam Franciszek przeżywał ubóstwo w sposób dojrzały, nie redukując go do prostych haseł. Nie uznawał własności; uważał, że dla człowieka dopuszczalny jest simplex usus: używanie tego, co ma do dyspozycji, ale bez posiadania tego. Wybierał ubóstwo bez manichejskiego podejrzenia, że materia jest czymś złym. Przeciwnie: przy całym swoim ubóstwie chwalił w „Pieśni Słonecznej” wszystko, co zostało stworzone.
Czy Franciszek ze swoimi ideałami nie czuł się wśród kilku tysięcy braci jak w anonimowym tłumie?
Nieprzypadkowo mówi się, że drugim założycielem franciszkanów był św. Bonawentura. Porównanie zakonników z czasów Franciszka i Bonawentury sprowadza się do tego, że za Franciszka franciszkaninem był ten, kto odkrywał w sobie charyzmat założyciela, a w czasach Bonawentury – ten, który przestrzegał reguły. Nastąpiło więc przejście od charyzmatu do prawa. Zakon nadal był wspólnotą charyzmatyczną, ale opisaną kanonami.
Franciszek nie palił się do sporządzenia reguły takiego typu. A kiedy już to zrobił, opatrzył ją komentarzem w formie „Testamentu”. Odwoływał się w nim do własnego doświadczenia: kim był, jak go Pan Bóg prowadził. W tym przeżywaniu wiary mieli się odnaleźć ci, którzy szli za nim.
Ale „Testament” został określony jako niewiążący.
Przez jedne odłamy zakonu tak, przez inne nie... Mam wrażenie, że Franciszek chciał sformułować testament jako zasadniczą wykładnię dla reguły.
Zatem realizacja prostych ideałów Franciszka okazała się dla masowego ruchu niemożliwa? Kardynał Bergoglio sam robił zakupy i gotował, ale czy będąc papieżem, będzie miał możliwość stosowania takich środków, dania takiego świadectwa?
Te same wartości człowiek wyraża w różny sposób w zależności od momentu życia, etapu rozwoju. Nikt nie chodzi w ubranku dziecięcym całe życie.
Tu Ksiądz Biskup wpada w pułapkę, bo św. Franciszek przecież chodził całe życie w jednym habicie, naszywając łaty na łatach.
Też tak dawniej myślałem, ale kiedy odbywałem podróż po śladach Franciszka, odkryłem, że zachowało się kilka jego sukien. Każdą z nich był jednak gotów oddać pierwszemu potrzebującemu.
Co jeszcze Ksiądz odkrył podczas tej podróży?
Szukałem odpowiedzi na pytanie, czy zwykły ksiądz może żyć według duchowości franciszkańskiej, nie mając tylko jednej sukni.
I może?
Myślę, że tak. Ale od czegoś trzeba zacząć. Franciszek miał w swoim życiu doświadczenie radykalnego nawrócenia. Jeśli się tego nie powie, to niczego się nie wie o Franciszku. Radykalne nawrócenie polega u niego na tym, że pozwolił Bogu dokonać w jego życiu kompletnego przewartościowania. Zrozumiał, że świat, w którym żyje, jest postawiony na głowie i trzeba go ponownie ustawić na nogach. Bo miłość, którą głosi chrześcijaństwo, jest odwrotnością porządku, jaki obowiązuje w świecie. Ale nie chodziło o moralizatorskie ustawienie się „pod prąd”, tylko o doświadczenie łaski Pana Boga.
Franciszek mówi: Pan sam wprowadził mnie między trędowatych i im usługiwałem. Kiedy był młody, widok trędowatego go odstręczał. Ale pewnego dnia spotkał trędowatego na swojej drodze i wiedział, że nie może uciec od tego spotkania. „Musiał” go pocałować. Zapamiętał to nie jako przełamanie samego siebie, ale jako przełamanie go przez Boga. Zrozumiał, że doszedł do momentu, w którym nie ma prawa się wycofać, bo nie pozwala na to łaska.
Drugi ważny motyw duchowości Franciszka to czytanie Ewangelii dosłownie, bez łagodzących ją przypisów. Ewangelia to dla niego apostolstwo plus ubóstwo. Kolejny motyw to głęboka modlitwa. Miejsca dla niego istotne to Porcjunkula i La Verna – miejsca jego indywidualnej modlitwy, dla której odchodzi od świata.
Ucieka Ksiądz Biskup przed pytaniem o to, czy radykalny ideał można zrealizować na szczytach władzy.
Pamiętam, jak bp Albin Małysiak powiedział klerykom, że papież żyje bardzo ubogo, i wszyscy się śmiali, bo przecież Watykan nie może być miejscem ubogiego życia. A dlaczego by nie miał być? To, że człowiek ma do dyspozycji wiele rzeczy, nie znaczy, że musi je posiadać czy używać wedle własnego „widzi mi się”.
Czy Kościół dzisiaj wiernie odbija zamysł Pana Jezusa i ideały, którymi żyli jego uczniowie? A jeśli nie, to czy lepiej, żeby go nie było, czy żeby był – przy całej swej grzeszności?
A więc Dwunastu może żyć w radykalny sposób, ale kiedy biskupów jest kilka tysięcy, a wiernych miliard – staje się to niewykonalne?
Nawet Apostołowie byli ludźmi grzesznymi. Ewangelia raz po raz pokazuje ich pychę, ambicję, nawet zdradę. Za czasów Chrystusa struktura była mniejsza, więc mniej obciążona. Ale grzeszność nie jest przypisana do struktur, tylko do człowieka.
A co się dzieje, kiedy człowiek wielkich ideałów dostanie do ręki potężną władzę?
Franciszek nigdy nie miał takiej władzy. Owszem, zderzył się w życiu z oporem ludzi, którzy byli mu bliscy. Kiedy napisał regułę i przekazał ją ministrowi generalnemu zakonu, ten ją „zgubił”. Dając czytelny sygnał: w ten sposób żyć nie chcemy.
Kiedy Franciszek wyrzucał braci z Bolonii, wołał: „chciałem, żeby mnisi woleli modlitwę od nauki”. To już chyba zderzenie radykalnej wizji z realnymi potrzebami.
Franciszek wyrzucił braci z Bolonii przede wszystkim dlatego, że mieli dom, który nazwali domem braci. Swoją własnością. A podejście Franciszka do wiedzy najlepiej pokazuje jego relacja z Antonim z Padwy, wykształconym teologiem, którego sam przyjął do zakonu. Zachował się list Franciszka, w którym pisze, że Antoni może przekazywać braciom świętą teologię, byle nie gasił ducha pobożności i wiary. Franciszkowi nie zależało na uczonych kazaniach, jakie głosili dominikanie, ale na prostym słowie wzywającym do pokuty. Ideałem była dla niego prostota.
Sto lat później franciszkanie byli zakonem profesorów i inkwizytorów...
To prawda. Dlatego wybitny teolog średniowieczny św. Bonawentura jest drugim założycielem zakonu braci mniejszych. Dlaczego tak ma nie być? Charyzmat jest łaską Ducha Świętego dla Kościoła. Prawdziwy charyzmatyk czyta też potrzeby Kościoła. Gdy padają pytania, co zrobi nowy papież z ideałami, które przywiózł ze sobą z Argentyny, odpowiedzieć można tak: na pewno zobaczy, jak może nimi posługiwać Kościołowi w nowym miejscu, w którym się znalazł.
Charyzmat nie jest łaską daną dla prywatnego dobrego samopoczucia w wierze. Dlatego zakony zmieniają swoje miejsce w Kościele, odkrywają nowe formy działania, które okazują się w danych czasach potrzebne. Co komu z charyzmatu, który nikomu nie jest potrzebny? Czasem zbyt łatwo usprawiedliwiamy się: to nie jest mój charyzmat! Kogo to obchodzi? Charyzmatyk sprawdza się w jedności z Kościołem, a nie sam w sobie i dla siebie. Charyzmat to osobisty i indywidualny sposób przeżywania wiary, ale dany dla Kościoła.
Co było motorem tak gwałtownego rozwoju franciszkanów w pierwszej połowie XIII wieku?
Wcielony w życie radykalizm ewangeliczny. Sto lat wcześniej podobny rozkwit przeżywali cystersi. W XIII wieku cystersi już byli instytucją z taką inercją, że kto chciał żyć radykalnie Ewangelią, szedł do Franciszka.
Ten radykalizm przejawił się też w naiwnej wyprawie misyjnej Franciszka w celu nawrócenia egipskiego sułtana.
Pokazał w ten sposób przywiązanie do narzędzi, które są dla Kościoła właściwe. Kontekstem były przecież krucjaty. Franciszek poszedł do sułtana, mówiąc: inni rozmawiają z tobą przy pomocy miecza, ja chcę z tobą porozmawiać przy pomocy słowa. Dobrze zrobił czy nie?
Poniósł klęskę.
To myślenie mało ewangeliczne. Ktoś trafnie powiedział, że sukces nie jest żadnym z Imion Bożych.
Czy klęska jest Imieniem Bożym?
Klęska może być chwilowa. Wiara w życie wieczne pokazuje nam każdą klęskę trochę w innym wymiarze. Istnieje rzeczywistość, w której żadne dobro się nie marnuje. I ta rzeczywistość istnieje w Bogu.
Czy jeśli Ryszard Lwie Serce dogadał się z sułtanem, a Franciszek nie zdołał go nawrócić, oznacza, że pierwszy wygrał, a drugi przegrał? Świadectwo ma wpisaną w swoją naturę możliwość porażki. W kategoriach świata jest z natury narzędziem słabym. Z drugiej strony, paradoksalnie, jest narzędziem najmocniejszym. Jeśli kogoś chcesz do czegoś naprawdę przekonać, bez świadectwa ci się nie uda.
U Franciszka motywem była zapewne też tęsknota za męczeństwem. Ta tęsknota mocniej lub słabiej jest obecna w dziejach chrześcijaństwa. W XIII w. nie brakowało franciszkanów, którzy ginęli za wiarę. Świadectwo ma też i taką radykalną formę. Lepiej w każdym razie własne życie oddać, niż komuś życie zabrać.
Franciszek, wycofując się pod koniec życia z rządzenia zakonem, właśnie tak to rozumiał: mój czas minął?
Moment, w którym Franciszek mocuje się z zakonem, jest też dla niego momentem otrzymania stygmatów, doświadczenia Golgoty, samotności, bycia ukrzyżowanym.
Franciszek jest kontemplatykiem, czyli człowiekiem, który widzi swoje życiowe doświadczenie w świetle doświadczenia Chrystusowego. Gdy schodził z góry Lawerna ze stygmatami, miał w sobie pokój względem braci, co do których wcześniej mógł żywić wątpliwość, czy znajdzie jeszcze z nimi wspólny język.
Franciszek jest jednak postrzegany jako radosny święty. W jednym z „Kwiatków” mówi, że trzeba się radować, gdy zostaniemy wyrzuceni i obici kijami. Znowu: dość radykalne podejście...
Według Franciszka prawdziwa radość nie wynika z tego, że się sułtan nawrócił (by nawiązać do wcześniejszego wątku), albo z tego, że królowie Anglii, Francji i Niemiec wstąpili do franciszkanów. Prawdziwa radość polega na tym, że w sytuacji upokorzenia umiesz swoje ego schować do kieszeni. Ten tekst mówi, że sam Franciszek nie zostanie w nocy wpuszczony do klasztoru, bo go już nie potrzebują. Jeśli nie straci spokoju ducha, to dopiero wówczas będzie to prawdziwa radość.
Prawdziwa radość wynika zatem z tego, co jest w środku człowieka, a nie z tego, co na zewnątrz. Potrzebujemy dzisiaj tej po franciszkańsku rozumianej radości.
Jej wyrazem jest toast papieża Franciszka podczas kolacji z kardynałami po konklawe: „Mam nadzieję, że Bóg wam wybaczy to, coście zrobili”?
Mam wrażenie, że takie pełne dystansu do własnej osoby toasty zdarzały się w historii także wcześniej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2013