Kenyatta poleci do Hagi

Kenia może się stać pierwszym krajem świata, który wystąpi z Międzynarodowego Trybunału Karnego. Byłoby to wydarzenie bez precedensu. Podobnie jak sytuacja, gdy prezydent i wiceprezydent Kenii będą musieli... aresztować sami siebie.

23.09.2013

Czyta się kilka minut

Wprawdzie nie wszystkie kraje świata podpisały w 1998 r. traktat rzymski – powołujący do życia Międzynarodowy Trybunał Karny: pierwszy w dziejach stały sąd międzynarodowy, z siedzibą w Hadze, mający sądzić osoby oskarżone o najcięższe zbrodnie, w tym przywódców państw. Również nie wszystkie z krajów, które go podpisały, później traktat ratyfikowały. Jednak żaden do dziś z traktatu się nie wycofał. Nawet Sudan, którego prezydent Al-Bashir jest przez Trybunał poszukiwany i teoretycznie powinien sam się doprowadzić do Hagi.

Tymczasem sytuacja Kenii – nawet gdyby wycofała się ona z traktatu rzymskiego – jest dziś bezprecedensowa. Podsądnym jest nie tylko urzędujący prezydent Uhuru Kenyatta, lecz również wiceprezydent William Ruto. W odróżnieniu od prezydenta Sudanu, deklarowali oni jednak chęć współpracy z Trybunałem.

Wyznaczenie na listopad 2013 r. procesu, w którym obaj politycy będą już nie podejrzanymi, lecz formalnie oskarżonymi, mogło wywołać w Kenii panikę. Można przypuszczać, że stąd nagła inicjatywa części kenijskich parlamentarzystów, którzy przyjęli uchwałę domagającą się wypowiedzenia przez kraj traktatu rzymskiego. I choć taką decyzję musieliby podjąć rządzący, a nie parlament, to sprawa jest poważna.

SZEŚĆ LAT TEMU

Oskarżenie dotyczy zbrodni przeciwko ludzkości, popełnionych – zdaniem Hagi – w czasie zamieszek, które wybuchły po wyborach prezydenckich na przełomie lat 2007–2008. Ostatnie wybory w 2013 r., które wyniosły obu oskarżonych do władzy, przeszły już niemal spokojnie. Choć Raila Odinga – główny rywal obecnego prezydenta – kwestionował ich wyniki, to ograniczył się do działań prawnych, apelował do zwolenników o spokój i pogratulował konkurentowi wygranej. Zaś Kenyatta mianował wiceprezydentem jednego ze swych wrogów sprzed czterech lat. Czy ta zmiana to efekt toczącego się w Hadze postępowania? Jeśli tak, byłby to jeden z nielicznych przykładów pozytywnego działania tej instytucji.

Wtedy, w 2007 r., obserwatorzy potwierdzili oskarżenia opozycji, że wybory sfałszowano. Gdy ogłoszono zwycięstwo ówczesnego prezydenta Mwai Kibakiego (miał rządzić drugą kadencję), wywołało to furię opozycji – w tym bojówek plemienia Kalenjin, którego przedstawicielem jest obecny wiceprezydent Ruto. Z kolei Kibaki, podobnie jak dzisiejszy prezydent Kenyatta, należał do plemienia Kikuju. W starciach zginęło ponad tysiąc osób, a kilkaset tysięcy stało się uchodźcami.

KIKUJU KONTRA LUO

Wyborczy podział kształtował się wtedy historycznie i geograficznie. Strona wygrana grupowała się wokół wspomnianego plemienia Kikuju, największego w kraju, oraz plemion Embu i Meru; łącznie zamieszkują one Kenię środkową i wschodnią. Opozycja zaś to głównie rywal Kikuju – plemię Luo (do którego należy Odinga) oraz plemiona Kalenjin i Luhya. Mieszkają one w Kenii zachodniej, lecz są popierane przez muzułmańskie wybrzeże, tradycyjnie niechętne Kikuju. Odnotujmy, że wybrzeże – sukcesor sięgających średniowiecza sułtanatów kultury Swahili – nie chciało być w ogóle częścią Kenii, gdy w 1963 r. wywalczyła ona na Anglikach niepodległość.

Kikuju często uważają się za prawowitych władców. To oni zaczęli w latach 50. XX wieku powstanie zwane Mau-Mau (nie mylić z kongijskimi czy tanzańskimi Mayi-Mayi), które doprowadziło do dekolonizacji. Oni też ponieśli najcięższe ofiary w tej walce. Z Kikuju wywodził się pierwszy prezydent niepodległej Kenii Jomo Kenyatta – ojciec obecnego prezydenta-oskarżonego (zapewne dlatego syn, urodzony w 1961 r., otrzymał imię Uhuru, co w języku swahili znaczy „wolność”). Bojówki Kikuju, wspierane często przez policję, wsławiły się okrucieństwem po poprzednich wyborach. Według haskiej prokuratury, odpowiada za to m.in. Uhuru Kenyatta.

Z kolei Luo – drugie największe plemię kenijskie – tradycyjnie walczy o wpływy z Kikuju. Związani z nim sojuszem wyborczym Kalenjin dysponowali równie okrutnymi bojówkami. Kalenjin znani są z tego, że z ich plemienia wywodzą się wybitni kenijscy biegacze – podobno w pogromach sprzed sześciu lat brali udział również niektórzy sportowcy. A według haskiej prokuratury, jednym z odpowiedzialnych za poczynania Kalenjin jest obecny wiceprezydent.

„NIECH SĄDZĄ PO RÓWNO”

Paniczna reakcja w Kenii – po ogłoszeniu terminu rozpoczęcia procesu – spowodowała reakcję Trybunału. Zwrócił on uwagę, że zgodnie z traktatem rzymskim odstąpienie Kenii od tegoż traktatu nie wpłynie na bieg procesu. Nie rodzi ono bowiem skutków prawnych odnośnie do spraw, które już się toczą. Dlatego Kenia i tak będzie zobowiązana do współpracy z Hagą oraz... ewentualnego zatrzymania oskarżonych, jeśli Trybunał wyda taki nakaz.

Proces jest problematyczny dla Kenii, a pośrednio dotyczy całego regionu. Po pierwsze: w Kenii wreszcie panuje (kruchy) pokój, można więc argumentować, że nie warto wystawiać go na próbę. Po drugie: w Afryce, gdzie większość przywódców ma sporo za uszami, każde postawienie głowy państwa przed sądem budzi niepokój jego kolegów. Sprawa wywołała też poruszenie kenijskich prawników: przesłuchania obu głównych oskarżonych przewidziano na ten sam dzień, a zgodnie z konstytucją nie mogą oni w tym samym czasie opuszczać kraju.

Oczywiście, argumentem stosowanym najczęściej – i najbardziej nośnym propagandowo – jest zarzut „neokolonialny”. Haga leży w Europie, prowadzone sprawy dotyczą głównie Afryki. „Niech Europejczycy po równo zajmą się innymi kontynentami” – takie głosy padają w Afryce na podatny grunt. W podobnym tonie wypowiedziała się nawet Unia Afrykańska – w bezprecedensowej uchwale wzywającej Trybunał do wstrzymania procesu do chwili zbadania sprawy w samej Kenii. Rzecz jasna, wizję bezstronnego zbadania w Kenii sprawy przeciw własnemu prezydentowi i wiceprezydentowi można włożyć między bajki... Ale Unia Afrykańska najwyraźniej chce proces utrącić.

Paradoksalnie, o nieudolności państwa kenijskiego mowa jest – pośrednio – w oświadczeniu kenijskich prawników, którzy zarzucają Trybunałowi, że w ostatnich pięciu latach nie zrobił nic z powyborczymi uchodźcami, nadal wegetującymi w obozach... w Kenii. Szanowne gremium się zagalopowało: zajmowanie się uchodźcami wewnętrznymi należy do Kenii, a skoro nie poradziła sobie z tym problemem, daje to pewność, że nie poradzi też sobie z osądzeniem zbrodni. A to, zgodnie ze statutem rzymskim, przesłanka do badania sprawy w Hadze.

TRYBUNAŁ BARDZO AFRYKAŃSKI

Trudno odmówić racji prokurator Fatou Bensoudzie, która odwraca argument „afrykański”: mówi, że Trybunał broni przecież głównie Afrykańczyków – bo to oni byli ofiarami sądzonych zbrodni. To trafny kontrargument. Na dodatek sama pani prokurator jest Afrykanką (pochodzi z Gambii), a cała obsada instytucji jest mocno zafrykanizowana. Fatou Bensouda przejęła funkcję prokuratora MTK po niesławnej pamięci Luisie Moreno-Ocampo, który przejdzie do historii jako ten, który podczas swoich dwóch pięcioletnich kadencji nie doprowadził do ani jednego prawomocnego skazania. Czy pani Bensouda będzie działać lepiej? Miejmy nadzieję.

Ponadto, Kenia jest ważnym elementem polityki regionalnej i ponadregionalnej. To Kenijczycy wraz z Ugandyjczykami biorą na siebie główny ciężar wojny z somalijskimi ekstremistami z islamskich milicji Al-Shebaab. Przystąpienie Kenii do tej wojny spowodowane było zagrożeniem północno-wschodnich prowincji kenijskich i porwaniem przez Al-Shebaab zachodnich turystów na kenijskiej wysepce Lamu.

Od momentu kenijskiej interwencji islamiści z Al-Shebaab zaczęli tracić kolejne terytoria. Somalia zaczyna powoli odżywać, dając nadzieję na jaką taką normalizację. Zważywszy na jej strategiczne położenie i ogromną diasporę, jest to problem nie tylko ponadregionalny, lecz ponadafrykański. W dodatku kenijska interwencja przebiega nie tylko sprawnie, lecz wyjątkowo humanitarnie jak na wojny w ogóle, a wojny afrykańskie w szczególności. Czy w zakulisowych rozmowach oskarżeni będą używać takich argumentów, aby naciskać na Trybunał? I czy Trybunał będzie się tym przejmował?

***

Na razie oskarżony prezydent wybiera się do Hagi z grupą zwolenników, którzy mają demonstrować przed budynkiem sądu. Ambasada Holandii w Nairobi, zalana wnioskami wizowymi, zwróciła się do Trybunału o przesłanie listy osób, które powinny otrzymać wizę.

Ale być może wszystkie te działania nie będą potrzebne – i sprawa po prostu będzie trwała latami, jak to w tym Trybunale... A na koniec upadnie. W końcu kilku świadków już się wycofało. Ostatni z nich – zeznający przeciwko Ruto – oświadczył, że pracownicy Trybunału zmanipulowali jego zeznania...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2013