Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po śmierci Władysława Bartoszewskiego publicyści przekonywali, że umarła epoka i że odszedł ostatni autorytet Polski. Epoka ważnych postaci historii kończy się jednak co jakiś czas, a okazuje się, że skończyć się nie może. Nawet jeśli odejdą wszyscy bardzo znani, których cenimy, to pozostaną jeszcze ci, których znamy mniej, a są równie cenni.
O tym, że jednym z nich jest o. Jan Andrzej Kłoczowski, świadczyć może nie tylko wydana właśnie jego autobiografia, ale również tłumy, które w Krakowie co niedziela przychodzą na ulicę Stolarską, do kościoła Dominikanów, by wziąć udział w odprawianej przez niego mszy.
W wywiadzie rzece o. Kłoczowski, pytany przez Artura Sporniaka i Jana Strzałkę, opowiada nie tylko historię swojego życia – to także relacje świadka zmian w Polsce i Kościele. „Proszę mnie nie podejrzewać, że urodziłem się jako zwierzę polityczne, ale – jak na porządnego Polaka-katolika przystało – odkąd sięgam pamięcią, miałem wpojoną przez ojca świadomość, że żyjemy w państwie niesuwerennym, zniewolonym i że mamy przed sobą długą i trudną walkę o przetrwanie. Gdy więc wiele lat później wstąpiłem do zakonu, myślałem, że najważniejsze, co mnie czeka, to walka o jakieś miejsce Kościoła w tym rządzonym przez komunistów państwie” – mówi Kłoczowski.
Dominikanin zaangażował się w Studencki Komitet Solidarności – od 1977 r. pełnił rolę jego duchowego opiekuna. Później Solidarność. Zbierał pieniądze na pomoc dla rodzin robotników związanych z KOR-em i skazanych na więzienie.
Kłoczowski to także Beczka – najbardziej znane duszpasterstwo studenckie w Polsce. W książce wyczerpująco opowiada o spotkaniach związanych z Beczką opozycjonistów – w klasztorze i w ich domach prywatnych. Czytano tam Kołakowskiego, później odbywały się zabawy czy śluby członków. Nie była to jednak czysta polityka: „Przyjęliśmy zasadę, że jeśli ktoś rozrzuca pod kościołem ulotki KOR-u, to wówczas duszpasterz powinien poprosić tę osobę, aby czyniła to po drugiej stronie ulicy”.
Samo wstąpienie do klasztoru nie było tak prostą sprawą. Z książki, oprócz zaangażowanego polityczne duchownego, wyłania się również człowiek o dużym poczuciu humoru: „Bodaj w 1959 r., przyjmując Komunię Świętą, usłyszałem, jak Bóg mówi do mnie: »Będziesz mój!«. A ja odpowiedziałem Bogu: »Nigdy w życiu«”. Dopytywany dlaczego, duchowny odpowiada: „Bo lubiłem dziewczyny, a szczególnie Jagę, którą traktowałem bardzo poważnie”.
Poza tym pobyt w klasztorze nie był szczególnie przyjemny, choć Kłoczowski podkreśla, że porównania do musztry wojskowej są niewłaściwe. „Musiałem nauczyć się modlić w chórze – opowiada – składać pokłony przy recytacji psalmów itd. Nie znaczyło to jednak nic w porównaniu z mękami, jakie przeżywałem z powodu jednego ze współbraci, bo stronił, łobuz, od wody i mydła, i strasznie mu śmierdziały nogi, a ja stojąc koło niego w chórze, przeżywałem piekielne katusze”.
Czytelnik, oprócz anegdot z życia Kłoczowskiego czy duszpasterstwa Beczka, znajdzie w tej książce również rzeczową analizę filozoficznych wizji słynnego zakonnika. Oto kaznodzieja precyzyjnie wyjaśnia takie pojęcia jak „filozofia religii” czy „teologia liturgii”.
Wyjątkowo ważne są również poglądy Kłoczowskiego na dzisiejsze zjawiska społeczne i polityczne. Gdy mówi o teologii wyzwolenia, Sporniak ze Strzałką pytają go o Ruch Oburzonych. Odpowiedź dominikanina brzmi: „Nie studiuję zagadnień społeczno-ekonomicznych, sądzę jednak, że wprawdzie socjalizm państwowy jest dziś nie do przyjęcia i własność prywatna musi być szanowana, sfera prywatna musi jednakowoż współdziałać z państwem i rządem w trosce o dobro wspólne”. ©℗
Jan Andrzej Kłoczowski OP „Kłocz. Autobiografia”, rozmawiają Artur Sporniak i Jan Strzałka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.