Kawior trzeciej świeżości

Pierwsza „Dynastia” zaglądała do świata superbogaczy. Komu potrzebny jest dziś taki wizjer, skoro okna są otwarte na oścież?

06.11.2017

Czyta się kilka minut

Na górze: oni grali w „Dynastii” 1981–1991. Poniżej: „Dynastia” A.D. 2017 – Grant Show (Blake Carrington), Nathalie Kelley (Cristal Flores), Elizabeth Gillies (Fallon Carrington) w Beverly Hills, Los Angeles, sierpień 2017 r. / EAST NEWS
Na górze: oni grali w „Dynastii” 1981–1991. Poniżej: „Dynastia” A.D. 2017 – Grant Show (Blake Carrington), Nathalie Kelley (Cristal Flores), Elizabeth Gillies (Fallon Carrington) w Beverly Hills, Los Angeles, sierpień 2017 r. / EAST NEWS

W latach 80. XX w. miliony Amerykanów zasiadały co tydzień przed telewizorami, by śledzić perypetie rodzin Carringtonów i Colbych. Niedługo potem serial podbił Polskę. „Dynastia” to jedna z najlepszych i najważniejszych oper mydlanych w historii telewizji. Choć założenie nie było ani rewolucyjne, ani nawet szczególnie oryginalne (starsze o parę lat „Dallas” też w końcu opowiadało o rodzinie superbogatych nafciarzy), sekret serialu polegał na stylowym i niebywale zręcznym połączeniu wyrazistych postaci (szczególnie kobiecych), niezłych dialogów (jak na ten gatunek wyjątkowo literackich, na co niedawno zwróciła uwagę Dorota Masłowska) oraz epatowania luksusem, jakiego widzowie dotąd nie widzieli.

Walka w sadzawce

Żadna inna opera mydlana nie przypominała tak bardzo opery prawdziwej, z całą jej umownością, przepychem i przesadą. „Dynastia” nie próbowała nawet udawać, że opowiada o zwykłych ludziach – bohaterowie poruszali się wyłącznie rolls-royce’ami lub prywatnymi odrzutowcami, na śniadanie jadali kumkwaty, a na kolację popijany szampanem kawior. Stroje kosztowały fortunę, a bohaterki w każdej scenie występowały w nowej sukni, futrze, turbanie, biżuterii. Obracali miliardami dolarów, brali śluby, rozwodzili się, brali śluby powtórnie, toczyli bratobójcze boje – nierzadko dosłownie. Do historii telewizji przeszły efektowne walki między szlachetną blondynką, Krystle, a ciemnowłosą, podstępną Alexis: w pracowni malarskiej, w błocie, w sadzawce z liliami wodnymi. Campowość „Dynastii” była jej siłą. Do czasu. Coraz bardziej absurdalne zwroty akcji (z masakrą na weselu w królestwie Mołdawii na czele) sprawiły, że oglądalność serialu spadała i po dziewięciu sezonach zdjęto go wreszcie z anteny.

O powrocie mówiło się już od pewnego czasu. W 2011 r. twórcy oryginału, Esther i Richard Shapiro, oświadczyli, że pracują nad scenariuszem prequelu, który będzie opowiadał o Carringtonach w latach 60. Choć „Dynastia” w stylistyce „Mad Menów” zapowiadała się interesująco, nic z tego nie wyszło. Parę lat później pojawiły się plotki, że powstaje kontynuacja – na wzór „Dallas”, które w 2014 r. wróciło na ekrany telewizorów – ciężar fabuły przeniesiono tu wprawdzie na młodsze pokolenie, ale gwiazdy oryginału, z diabolicznym J.R. Ewingiem na czele, także otrzymały należne sobie miejsce. I słusznie – okazało się bowiem, że widzów przyciągają wcale nie nowe, urodziwe gwiazdki płci obojga, ale właśnie sprawdzone szwarccharaktery sprzed trzech dekad. Po śmierci Larry’ego Hagmana, odtwórcy roli J.R., oglądalność nowego „Dallas” spadła i po trzech sezonach (oryginał miał czternaście) serial zdjęto z anteny.

Choć John Forsythe, który grał patriarchalnego Blake’a Carringtona, zmarł w 2010 r., większość dawnej obsady „Dynastii” ma się świetnie. Nic dziwnego zatem, że na wieść o możliwym powrocie serialu, który w latach 80. uczynił ich gwiazdami, aktorzy zareagowali entuzjastycznie – zwłaszcza Joan Collins, która wszem i wobec zapewniała, że z przyjemnością wróci do roli swojego życia: Alexis Morell Carrington Colby Dexter Rowan. Niestety, ze szkodą dla finansów Joan Collins, producenci ostatecznie zdecydowali się na najtrudniejszą chyba formułę – remake’u.

Watowane ramiona

Nowa „Dynastia”, którą od października można oglądać na Netfliksie, to wersja uwspółcześniona, godna XXI w. Punkt wyjścia jest dokładnie taki sam jak w roku 1981 – miliarder Blake Carrington, ojciec rozpuszczonej Fallon i wrażliwego Stevena, oświadcza dzieciom, że bierze ślub.

Choć leciwi państwo Shapiro oficjalnie pozostali współproducentami, w nowym serialu widać przede wszystkim rękę młodych, Josha Schwartza i Stephanie Savage – twórców ogromnie popularnej przed dekadą „Plotkary”, opery mydlanej dla nastolatków.

Młodsza żona Blake’a nie nazywa się już Krystle Jennings, ale Cristal Flores, i nie zajmuje się już tylko patrzeniem smutno w dal – zyskała pewność siebie, bigiel i mroczną przeszłość. Homoseksualizm nie jest dla nikogo problemem i nieszczęsny Steven nie miota się już między mężczyznami a kobietami, zaś podstępna Sammy Jo, dybiąca na jego cnotę i majątek, została przystojnym Latynosem. Konflikt między Blakiem i Stevenem nie dotyczy już orientacji seksualnej, ale zapatrywań politycznych: ojciec głosował na Trumpa i wydobywa gaz z łupków, z czym nie może pogodzić się syn – ekolog i liberał. Pojawili się wreszcie Afroamerykanie – także dlatego, że akcję serialu przeniesiono na Południe: z Denver w stanie Kolorado do Atlanty. Czarny jest teraz szofer, z którym sypia Fallon, a przede wszystkim rywalizująca z Carringtonami rodzina Colbych.

Kuleje aktorstwo, ale przecież i w oryginale nie występowali wyłącznie mistrzowie aktorskiego fachu. Choć Fallon stara się jak może, serialowi brakuje wyrazistego czarnego charakteru. Twórcy, chcąc ewidentnie być wierni oryginałowi, nie wprowadzają postaci Alexis od samego początku, wyraźnie przygotowując grunt pod „wejście smoczycy” w finale pierwszego sezonu.

Oryginał wyznaczał trendy w modzie lat 80., na czele z watowanymi poduszkami na ramionach, shoulder pads, które wracają ostatnio do łask. Po pierwszych odcinkach widać, że nowa „Dynastia” nie będzie wyznacznikiem stylu i elegancji. Na tle innych produkcji ze swojego gatunku nie wyróżnia się pod tym względem niczym szczególnym, a jeśli już, to na niekorzyść – stroje i scenografia wyglądają często zaskakująco tanio. Choć w Polsce zwykło się wykpiwać „rezydencje w stylu Carringtonów”, wystarczy rzut oka na domy w obu serialach, żeby dostrzec różnicę: za scenografię do oryginalnego serialu posłużyła zbudowana w 1915 r. w stylu georgiańskim rezydencja pewnego kalifornijskiego magnata; w remake’u Carringtonowie mieszkają w wulgarnym, pozbawionym stylu domiszczu. Mimo to nowa wersja, jako rozrywka nie najwyższych lotów, broni się całkiem nieźle, widać w niej potencjał – jak w oryginale zresztą, który też stał się hitem dopiero od drugiego sezonu. Czy jednak nowa „Dynastia” ma szansę dorównać poprzedniczce i zająć pozycję, jaką miała tamta w wyobraźni zbiorowej Amerykanów?

Nowy wiek pozłacany

Była ona dla swojej epoki czymś znacznie ważniejszym niż tylko operą mydlaną o perypetiach nieszczęśliwych plutokratów. Jej pierwszy odcinek wyemitowano na tydzień przed zaprzysiężeniem Ronalda Reagana na prezydenta, a ostatni – ledwie kilka miesięcy po tym, jak Reagan złożył urząd. Jak żaden inny program telewizyjny lat 80. XX w., oddawała Zeitgeist swojej epoki. Charyzmatyczny Reagan przyniósł Amerykanom, zmęczonym kryzysami ekonomicznymi i politycznymi (klęską w Wietnamie, aferą Watergate, szokiem naftowym, porażkami administracji Cartera), „nowy dzień”, pełen naiwnego wprawdzie, ale bardzo potrzebnego optymizmu i wiary w Stany Zjednoczone – zwłaszcza w amerykański kapitalizm.

Głoszony przez Reagana idealizm miał także swój wymiar praktyczny, jakim było zrzucenie „więzów” nałożonych na amerykański biznes przez Demokratów: Roosevelta, Trumana, Johnsona. Przyjęte przez republikańską administrację obniżki podatków dla najzamożniejszych sięgnęły kilkudziesięciu procent, a firmy naftowe odnotowały rekordowe zyski. Carringtonowie i Colby zostali bohaterami na miarę tego „nowego wieku pozłacanego”, Rockefellerami i Vanderbiltami małego ekranu. Zwykli Amerykanie wpatrywali się w nich z podziwem i zazdrością, ufni, że zgodnie z obowiązującą wykładnią reaganomiki skapnie im coś z tego bogactwa.

Siwy i dystyngowany Blake Carrington nawet fizycznie przypominał prezydenta, zresztą swojego kolegę z Hollywood. Pierwsza dama, Nancy Reagan, starała się odgrywać rolę Krystle – zawsze stojącej u boku męża żony idealnej – ale wniosła godny Alexis przepych do Białego Domu, gdzie zresztą podejmowano Joan Collins z honorami. Wyrazem najwyższego uznania republikańskiego establishmentu był gościnny występ w serialu Henry’ego Kissingera (z którym – jak się dowiedzieliśmy – Alexis spędzała kiedyś wakacje w Portofino) oraz byłej pary prezydenckiej, Geralda i Betty Fordów. Dziś tego typu występy polityków w dziełach popkultury nie są niczym szczególnym, ale przed 30 laty było to jednak wydarzenie bez precedensu, dowód na sojusz tronu i ołtarza, Waszyngtonu i Hollywood.

Dla bohaterów „Dynastii” wartościami najważniejszymi były rodzina i chciwość – niekoniecznie w tej kolejności. Carringtonowie i Colby dążyli do celu po trupach, czasem dosłownie. Bez żadnych wyrzutów sumienia dogadywali się z bliskowschodnimi dyktatorami i komunistycznym rządem Chin, mieszali w wewnętrzne sprawy fikcyjnego afrykańskiego państewka Natumbe. Alexis ostrzyła sobie nawet zęby na koronę Mołdawii. „Dynastia” nie poddawała tych zachowań ocenie, widzowie mieli kibicować bohaterom także w ich etycznie wątpliwych przedsięwzięciach.

Dopiero w ostatnim sezonie, kiedy serial znajdował się już na równi pochyłej, scenarzyści pozwolili sobie na zaskakujący zwrot akcji – na jaw wyszła straszliwa prawda: fortuny ojców założycieli dynastii Carringtonów, Colbych i Dexterów były skalane niezmywalnym grzechem pierworodnym: pochodziły z przemytu zagrabionych przez nazistów dzieł sztuki. Oglądalność spadała jednak wówczas na łeb na szyję i dni serialu były już policzone, mało kto więc zauważył ten wywrotowy gest. W powszechnej świadomości „Dynastia” pozostała apoteozą dzikiego amerykańskiego kapitalizmu, spuszczonego ze smyczy przez Reagana.

Mamy oryginał

Nowy serial zaczyna się od zdjęć rodzin Trumpów, Murdochów, Kardashianów, opatrzonych komentarzem: „Żyjemy w epoce dynastii. Nic się nie zmieniło”. Sęk w tym, że zmieniło się bardzo dużo, nawet jeśli prezydentem USA jest dziś człowiek, który wygląda i zachowuje się niczym żywcem przeniesiony z lat 80. Czterdzieści lat temu pierwsza „Dynastia” pełniła rolę wizjera, przez który Amerykanie (a potem i Polacy) mogli zajrzeć do świata superbogaczy. Od tamtego czasu kultura zafundowała nam jednak niezliczone reality shows z gatunku „z kamerą wśród milionerów”. Komu potrzebny dziś wizjer, skoro okno otwarte jest na oścież?

Przede wszystkim jednak nie żyjemy już w epoce, która sprzyja apoteozowaniu jednego procenta społeczeństwa. Doświadczyliśmy kryzysu 2008 r., koncentracja majątku w ręku elit jest najwyższa od 120 lat – bogaci stają się coraz bogatsi, kosztem nie tylko biednych, ale i klasy średniej. Na ten problem zwracają uwagę nawet takie instytucje jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Bank Światowy. Kultura popularna też nie odnosi się do wielkiego biznesu i potężnych korporacji tak bałwochwalczo: wydawanie dziesiątków tysięcy dolarów na przelot prywatnym odrzutowcem wywołuje dziś częściej oburzenie niż podziw, zaś ociekające złotem wnętrza i epatowanie przepychem budzą nie tyle zachwyt, co uśmiech politowania. Być może właśnie to jest droga, którą mogłaby pójść nowa „Dynastia” – nie hołdu, ale kpiny z superbogaczy.

Zwłaszcza że dynamika relacji w rodzinie Carringtonów niepokojąco przypomina tę, którą widzimy u dynastii Trumpów: wszechpotężny, freudowski ojciec, młodsza żona, ukochana córeczka, lekceważony syn. Z drugiej strony jednak, kto potrzebuje kopii, kiedy ma oryginał? Co w gruncie rzeczy tyczy się również „Dynastii”, która – jak przypominam – jest wciąż dostępna w całości na DVD. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2017