Katastrofa na rajskiej wyspie

Sri Lanka jest w czołówce krajów o najbardziej destrukcyjnej gospodarce leśnej. W kraju, który szybko chce się wzbogacić, ekologia nie należy do priorytetów.
z Colombo

04.03.2019

Czyta się kilka minut

W Parku Narodowym Sinharaja, ostatnim tak dużym siedlisku pierwotnych  lasów tropikalnych na Sri Lance. Dziś lasy te są zagrożone masową wycinką. / FLETCHER & BAYLIS / EAST NEWS
W Parku Narodowym Sinharaja, ostatnim tak dużym siedlisku pierwotnych lasów tropikalnych na Sri Lance. Dziś lasy te są zagrożone masową wycinką. / FLETCHER & BAYLIS / EAST NEWS

Sri Lanka próbuje zapomnieć o koszmarze wojny domowej, która zakończyła się zaledwie 10 lat temu. Tamilskie Tygrysy prowadziły ją przeciwko syngaleskiej większości przez niemal trzy dekady. Przegrały, a odwet Syngalezów był okrutny.

Dziś sumienia skutecznie zagłusza zalew tanich produktów z Chin, coraz powszechniejszy dostęp do internetu i systematyczne podnoszenie się poziomu życia.

Pogoń za dobrobytem przesłoniła też kwestie ekologiczne. Już wcześniej ochrona środowiska miała tu marginalne znaczenie, a każdy kolejny rząd w Colombo przeprowadzał kolejne masowe wycinki lasów.

Aż pewien mnich powiedział „dość”.

Ratujmy loriego!

Jesteśmy w centrum Kolombo, w sali dyskusyjnej lokalnego kościoła katolickiego.

W środku pomieszczenia, w otoczeniu kamer, zasiadła zróżnicowana grupa. Są studenci, ludzie różnych religii, marksiści i inne osoby zainteresowane obroną przyrody.

Cel konferencji to powstrzymanie nielegalnej wycinki w Parku Narodowym Sinharaja.

Park uznawany jest za ostatnie tak duże siedlisko pierwotnych lasów tropikalnych na wyspie. Jest domem dla połowy endemicznych ssaków, znajdujących się na „czerwonej liście” gatunków zagrożonych wyginięciem. Wśród nich jest m.in. łaskun cejloński, lori wysmukły i zębiełek cejloński. Pierwotne piękno nie wzruszyło jednak rządu Sri Lanki, który właśnie zarządził budowę drogi przez środek parku.

Wśród przemawiających wyróżnia się człowiek w pomarańczowej szacie. Waakadawala Rahula (Thero), nazywany czasem „ekomnichem”, od lat angażuje się w obronę przyrody. Mówi cichym, lecz stanowczym głosem. Tu i ówdzie wtrąca buddyjskie terminy w pali, wskazując na swoją znajomość kanonu palijskiego (to zbiór najstarszych buddyjskich tekstów).

Waakadawala Rahula (Thero)

Widać na jego twarzy zdeterminowanie i zmęczenie. W ostatnich miesiącach miał dużo pracy. W grudniu 2018 r. ukazał się raport o postępującej wycince w Parku Narodowym Wilapattu. Wycinka jest częścią większego projektu Malwatu Oya, który z powodu wojny wstrzymywano przez 30 lat. Organizacje pozarządowe informują, że ostatnio został wznowiony. Na samym początku zakłada wycinkę prawie 20 tys. hektarów tropikalnego lasu.

Sytuacja jest na tyle zła, że w 2011 r. szwedzki zespół badawczy umieścił Sri Lankę na czwartym miejscu w rankingu krajów o najbardziej destrukcyjnej gospodarce leśnej.

Nie tylko przyroda

Sama obecność mnicha na tej konferencji nie dziwi. Na Sri Lance przedstawiciele buddyjskiego kleru angażują się w politykę, a w rządzie zasiadają nawet przedstawiciele partii założonej przez mnichów (Jathika Hela Urumaya).

Zwykle polityczna aktywność reprezentantów sanghi (buddyjskiej wspólnoty) jest jednak związana z prawą, nacjonalistyczną stroną – czego najgłośniejszym przykładem jest działalność partii Bodu Bala Sena (Buddyjska Siła), słynącej z szerzenia nienawiści wobec adwersarzy.

Tymczasem Waakadawala Rahula ma zupełnie inną wizję polityki i nie wstydzi się współpracować z mniejszościami religijnymi, również muzułmanami, a także występować w ich obronie. W tym przypadku nie chodzi bowiem jedynie o faunę i florę.

Projekt Malwatu Oya ma również jeszcze jedną ciemną stronę. Jednym z głównych jego celów jest budowa nowych osiedli w regionie zamieszkałym przez mniejszość muzułmańską. Część obserwatorów obawia się, że ta próba „kolonizacji” przez Syngalezów doprowadzi do kolejnych napięć etnicznych.


Czytaj także: Agata Kasprolewicz o walce o ocalenie kenijskich lasów


Nie od dziś wiadomo, że rządząca syngalesko-buddyjska United National Party wykorzystuje konflikt religijny w swojej polityce, a muzułmanie w ich retoryce osiągnęli status nowych Tamilskich Tygrysów. Z drugiej strony odpowiedzialni za ten projekt argumentują, że to wszystko sprowadza się właśnie do Tygrysów.

Organizacja, która walczyła o utworzenie w północnej części wyspy własnego państwa, miała dokonywać na lokalnej ludności (zarówno buddystach, jak i muzułmanach), których wioski znajdowały się na obrzeżach parku, czystek etnicznych. Chodziłoby więc o oddanie poszkodowanym ich własnej ziemi.

Ekolodzy zazwyczaj zgadzają się z tym, że należy oddać poszkodowanym to, co im zabrano. Jednak wielkość terenu, który rząd chce objąć swymi działaniami, nie zgadza się ze starymi mapami.

Rząd nie przyjmuje też zarzutu, by prace prowadzone były w samym parku, argumentując, że wycinka obejmuje jedynie lasy przyległe (co przypomina sytuację z Puszczy Białowieskiej).

Ekomnich

Na konferencji jesteśmy wraz z żoną jedynymi obcokrajowcami. Lokalni dziennikarze wykorzystują okazję i pytają nas o zdanie. Głos z Europy nagle nabiera wielkiego znaczenia.

Również Waakadawala Rahula bez trudu zgadza się na wywiad. Nie mówi po angielsku, ale tłumaczem zostaje dr Prasanna Coray, który sam też jest wyjątkową osobistością: to znany lekarz, konwertyta z katolicyzmu na hinduizm i propagator wiedzy o filozofii Wschodu. Dziennikarstwo ekologiczne i monitorowanie nadużyć rządu to jego pasja. – Od zawsze byłem miłośnikiem przyrody. Teraz tylko nie boję się o tym mówić – wyjaśnia.

Waakadawala uważa, że myślenie ekologiczne tkwi u korzeni buddyzmu. – W centrum nauki Buddy jest avihinsava, czyli nieczynienie przemocy – przekonuje. – Budda sprzeciwiał się ubojowi rytualnemu, dbał o dobro wszystkich istot, nie tylko ludzi. Porzucił wygody pałacu, by stać się ascetą. Miał przecież wszystko, czego chciał, ale wybrał skromne życie. To dobra lekcja na dzisiejsze czasy. Wskazówka, jak działać w czasie nieumiarkowanej konsumpcji i rozrzutności.

Nie mogę się oprzeć pokusie, by nie wytknąć rozmówcy, że duża część mnichów wyciąga zupełnie inną lekcję z nauk Buddy. Bardzo religijne społeczeństwo lankijskie nie przykłada wielkiej wagi do ekologicznych postulatów. Widać to dobrze podczas podróży pociągiem wzdłuż wybrzeża na południe od Colombo: równolegle do torów, często malowniczo położonych tuż przy plaży, walają się sterty śmieci.

Waakadawala ma prostą odpowiedź: należy odróżnić buddyzm kulturowy od prawdziwej praktyki.

– Społeczeństwo nie zdaje sobie jeszcze sprawy ze skali problemów, bo karmi się rządowymi mediami, które te problemy ignorują – dodaje dr Prasanna i podkreśla, jak ważny jest udział w całej sprawie mnicha buddyjskiego: – Jest szansa, że zaangażowanie autorytetu religijnego coś tu zmieni.

Każdy dokładał cegiełkę

Waakadawala nie boi się też krytykować rządu i korupcji wśród buddyjskiego kleru.

– Oryginalne nauki zostały przekształcone przez agamika sansta, religijne instytucje – tłumaczy. – Jak ci mnisi śmią nauczać o chciwości, skoro posiadają tysiące akrów ziemi? W przeszłości królowie ofiarowali im duże obszary. Po co? W dodatku dobra te nazywane są sanghika depola, dobrami mnichów. Mówi się, że ten, kto je sobie przywłaszczy, w kolejnym wcieleniu zostanie bahiravaya, diabłem. Strach jest zaszczepiony w umysłach. Po co? W celu ochrony tych dóbr! A przecież mnisi mieli zakaz posiadania ziemi!

Mnich podkreśla, że ekologiczną katastrofę na Sri Lance zapoczątkowali jeszcze brytyjscy koloniści, a cegiełkę dokładał każdy kolejny rząd.

Ogromną wycinkę władze kolonialne prowadziły przede wszystkim pod uprawę herbaty, z której Sri Lanka (kiedyś nazywana Cejlonem) słynie do tej pory. O ile w 1820 r. zalesienie wyspy wynosiło ok. 80 proc. jej obszaru, o tyle w 1948 r., gdy kraj uzyskał niepodległość, było to już tylko 42 proc.

– Rok w rok rząd obiecuje odbudowę gospodarki leśnej, ale nic się nie zmienia. Dziś lasy pokrywają jedynie 16 proc. powierzchni kraju – zaznacza dr Prasanna.

Podaję rozmówcom przykład Polski. Choć nasz kraj na pierwszy rzut oka wypada korzystnie, a lasy obejmują 30 proc. powierzchni, to tylko jeden procent należy do parków, gdy na Sri Lance ścisłą ochroną objęto prawie 9 proc.

– Co z tego, skoro rząd nie przestrzega tych zasad – słyszę w odpowiedzi.

Po rafie nie został ślad

Sri Lanka nie bez powodu nazywana jest rajską wyspą. Aż 16 proc. fauny i 23 proc. flory ma charakter endemiczny – to gatunki występujące tylko tutaj. Tymczasem nie tylko wycinka lasów stanowi zagrożenie dla tego wyjątkowego ekosystemu.

Po bujnej rafie koralowej w popularnej Hikkaduwie nie został prawie ślad, a niekontrolowana turystyka nie wróży dobrze tym fragmentom, które jeszcze istnieją.

Postępująca degradacja ziemi uniemożliwia w wielu miejscach pracę rolniczą. Według niektórych szacunków erozja gleby na Sri Lance jest 14 do 33 razy większa, niż byłaby bez aktywności człowieka. Wzrastające zanieczyszczenie powietrza szkodzi nie tylko ludziom, ale również zwierzętom, zwłaszcza ptakom. Podobnie z coraz bardziej zatrutymi wodami.

– Nasz rząd chce rozwoju, chce chwalić się liczbami, budować wieżowce i lotniska. Nie dostrzega, jak wysoki jest koszt tego wszystkiego. Czy zdajesz sobie sprawę, iż rząd zaplanował, że do 2030 r. nasza mała wyspa będzie posiadać 19 lotnisk? – doktor Prasanna nie kryje złości. Także zapowiedzi stworzenia specjalnej strefy ekonomicznej we współpracy z Chinami nie napawają optymizmem.

Zagrożone azjatyckie „raje”

Sri Lanka nie jest jedynym „rajskim” krajem, który ma takie problemy. Niedawno świat obiegła wiadomość, że słynna tajska plaża Maya Bay (z filmu „Niebiańska plaża” z Leonardem DiCaprio) została zamknięta dla turystów z powodu dewastacji. Pierwotnie zakaz wstępu miał trwać cztery miesiące, ale władze postanowiły przedłużyć zakaz do odwołania. Wcześniej każdego dnia zatokę odwiedzało prawie 200 łódek i 4 tys. głodnych niebiańskich widoków turystów. To głośny przypadek, choć nie jedyny w eksploatowanej Azji Południowo-Wschodniej.

Tymczasem wielu ekspertów wskazuje na Sri Lankę jako kraj szczególnie narażony na zmiany klimatyczne. Postępująca dewastacja naraża wyspę na coraz częstsze i bardziej destrukcyjne susze, powodzie i cyklony. Niski poziom recyklingu przy coraz większym apetycie na konsumpcje sprawiają, że Sri Lanka może utonąć we własnych śmieciach.

Jeżeli nie zostaną podjęte nadzwyczajne działania, istnieje obawa, że wyspy nie będzie już można nazywać „rajską”.

Waakadawala i Prasanna zrobią jednak wszystko, by odwrócić złą karmę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2019