Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Najbardziej lubił rozmawiać z inteligentnymi kobietami. Były wyjątki, oczywiście, przepadał za Jackiem Kuroniem. Ale tak naprawdę to Marek opowiadał. Okres okupacji był w Jego pamięci całkowicie współczesny. Mówił o ludziach, wśród których wówczas przebywał, tak jakby się z nimi rozstał dopiero przed chwilą. I nie tylko o bojownikach Powstania w Getcie, o których będą zawsze pisały podręczniki. Piękna ostatnia książeczka, skomponowana z Paulą Sawicką "I była miłość w getcie", świetnie tę wyrazistość Jego pamięci szczegółów i ludzi ilustruje.
Bywał niekiedy - mówiąc delikatnie - zniecierpliwiony. Każdy z Jego rozmówców nieraz został przez Marka ofuknięty. Ale Jego chropowatość to był w gruncie rzeczy pozór, warstwa ochronna. Bo choć poznał cały potencjał zła tkwiący w naturze człowieka, traktował życie ludzkie jak drogocenny dar. Mówiąc jeszcze inaczej - kochał ludzi. Łatwo to było dostrzec w zachwyceniu, jakim obdarowywał dzieci przyjaciół i bliskich. Też na nie burczał, ale one się Go w ogóle nie bały.
Był dla mojego pokolenia jednym z najważniejszych maitres-penseurs, czynem i słowem wskazującym drogę przez chaszcze XX wieku. Do książki "Życie. Po prostu", która ukazała się rok temu, wpisał mi dedykację: "Już teraz jest za późno. Sam chciałeś wpakować się w żydowskie sprawy, to cierp. Jakoś to przeżyjesz". Wszyscy jakoś przeżyjemy, ale będzie nam dużo trudniej bez Niego dać sobie radę.