Jezus w Sieci

Z Wikipedią jest jak z popularnym filmem opartym na faktach: prawdziwe wydarzenia i wypowiedzi mieszają się z fikcją, domysłami i błędami. Wyraźnie to widać w hasłach teologicznych.

16.04.2018

Czyta się kilka minut

Budowa największego na świecie pomnika Chrystusa Króla Miłosierdzia, który stanął  w Świebodzinie, 2008 r. / BARTŁOMIEJ KUDOWICZ / FORUM / MONTAŻ EDWARD AUGUSTYN
Budowa największego na świecie pomnika Chrystusa Króla Miłosierdzia, który stanął w Świebodzinie, 2008 r. / BARTŁOMIEJ KUDOWICZ / FORUM / MONTAŻ EDWARD AUGUSTYN

Jak bronić się przed fake newsami, „informacjami”, których celem jest dezinformacja? – pytał niedawno Franciszek. Niektórzy zalecają metody stosowane w Wikipedii, która „skutecznie radzi sobie z bzdurami”, a do tego jej zasady są „dosyć proste” (Dariusz Jemielniak). Czy rzeczywiście jest ona dobrym wzorcem? Wątpię. Więcej, sama Wikipedia stała się środkiem rozpowszechniania rozlicznych fake newsów, o czym dobitnie mógł przekonać się sam... Franciszek.

Pytanie o Wikipedię nabiera szczególnej wagi w przypadku haseł o charakterze teologicznym i religijnym – i głównie z perspektywy teologiczno-religijnej zamierzam tu na nią spojrzeć. Medium to jest dziś jednym z najważniejszych zjawisk społeczno-kulturowych na Zachodzie. Wydaje się wręcz zwierciadłem nowoczesnej społeczności. Jest miejscem, do którego codziennie zaglądają, szukając wiedzy i prawdy, milionowe rzesze ludzi, nawet duchownych i naukowców. Zwykle jednak nie znają ani jej zasad, ani jej niebezpiecznych tajemnic.

Wikipedysta Rabbi?

Gdyby Jezus z Nazaretu głosił dzisiaj Ewangelię, zapewne skorzystałby z Wikipedii. Rzecz jasna, musiałby trzymać się jej zasad, które wcale nie gwarantują, że Jego tekstów inni wikipedyści by nie kasowali, nie poprawiali, nie zmieniali. Głoszą one bowiem, że konkretne hasło „może zawierać błędy merytoryczne”, ponieważ wikipedysta „niekoniecznie będzie ekspertem z danej dziedziny”.

Z kolei jeden z pięciu tzw. filarów Wikipedii w wersji angielskiej stwierdza bez ogródek: „Wikipedia nie ma żadnych mocnych zasad”, a wersja polska dodaje: „Można śmiało modyfikować strony dla samej przyjemności edytowania i (...) nie jest wymagana od nikogo perfekcja”. Obowiązuje przy tym reguła anonimowości, co oznacza, że autorzy artykułów nie ponoszą żadnej – prawnej czy moralnej – odpowiedzialności za to, co piszą. Odpowiedzialność przerzucona została na... samych użytkowników. W uwadze pod znamiennym tytułem „Wykluczenie odpowiedzialności”, która znajduje się na liście wikipedyjnych „Warunków użytkowania”, czytamy: „to Ty [czytelniku] ponosisz wyłączne ryzyko korzystając z naszych usług”.

Rabbi z Nazaretu, nawet redagując hasło o sobie samym, zapewne musiałby, jak to się nagminnie dzieje w Wikipedii, stoczyć niejeden spór z innymi wikipedystami, choćby tymi, którzy uznaliby się za lepiej poinformowanych. I jest prawdopodobne, że przyszłoby Mu przegrać z autorami bardziej przekonującymi w oczach wikipedystów – bo w Wikipedii spory o treść haseł rozwiązuje się za pomocą głosowania. Można przy tym proponować różne progi procentowe, 80 czy 70 proc., a nawet mniej.

W dodatku niektórzy z redaktorów dodają sobie naukowego splendoru, kłamliwie prezentując się jako wybitni znawcy rzeczy. Chyba najsłynniejszym konfabulantem w krótkiej historii tego medium okazał się „teolog” o nicku Essjay, autor sporej liczby haseł, który długo przedstawiał się jako doktor teologii, profesor religioznawstwa i posiadacz kilku innych tytułów naukowych. Szybko też piął się w hierarchii Wikipedii, uzyskując nawet intratne zatrudnienie w Wikii, firmie oferującej hosting serwisom typu wiki. W końcu wyszło na jaw, że całą karierę naukową po prostu zmyślił.


Czytaj także: Ks. Adam Boniecki: Ani się obejrzymy, a już nasz obraz świata okaże się wcale nie nasz, lecz cudzy, skądś przyswojony.


„Essjay pozbył się uprawnień, usunął własną stronę dyskusji i opuścił projekt” – pisze Dariusz Jemielniak. Opuścił? A która z zasad Wikipedii stoi na przeszkodzie, by wrócił – ot, pod zmienionym nickiem, a nawet pod wieloma nickami? Wikipedia z zasady ma otwarte drzwi dla każdego, także dla kłamców i recydywistów. Na jej stronie w części pt. „Społeczność wikipedystów” czytamy, że można stać się członkiem tej społeczności „nie podając obszernych i całkiem prawdziwych informacji o samym sobie”. Ba – w ogóle nie trzeba się przedstawiać, bo Wikipedia „nie wymaga podawania żadnych informacji”.

Jeśli wierzyć danym polskojęzycznej strony „Społeczność wikipedystów”, wśród jej redaktorów w 2017 r. można było znaleźć uczniów szkół ­podstawowych ­(najniżej z klasy trzeciej) i gimnazjum, a także osoby wyłącznie z wykształceniem podstawowym lub gimnazjalnym – łącznie grubo ponad 13 proc. wszystkich. Grono to jest o blisko 7 proc. liczniejsze niż ci wikipedyści, którzy deklarują się jako doktorzy i profesorowie.

Jak to ujął Jimmy Wales, współzałożyciel Wikipedii: „Dla mnie kluczową rzeczą jest właściwa definicja. Nie jest dla mnie ważne, czy jest to dzieciak ze średniej szkoły [a z podstawowej lub przedszkola? – JM], czy profesor z Harvardu”. Cóż znaczy ta deklaracja w perspektywie sprawy Essjaya i jeszcze takiej zasady: „Nie możemy udzielić gwarancji na to, że nasze usługi (...), będą (...) dokładne i wolne od błędów oraz że Twoje dane pozostaną bezpieczne”... Doprawdy, Wikipedia jest niebezpieczna!

W Wikipedii dyskusji, debat i sporów między redaktorami haseł co niemiara, ale bez gwarancji, że zatriumfuje w nich głębsza mądrość i szersza wiedza, nie zaś błąd czy kłamstwo. Przypuszczam, że Rabbi z Nazaretu oddelegowałby do obsługi tego medium przynajmniej jednego z apostołów, by ten ze sztabem pomocników dbał o jakość haseł teologiczno-religijnych, tak jak o hasła bardziej lub mniej znanych firm i instytucji dbają dzisiaj rzesze ich marketingowców. Bo Wikipedia przestała już być encyklopedią, a stała się narzędziem marketingu, ­public relations i w ogóle biznesu. To, że nie zarabia ona na redagowaniu haseł, nie znaczy, że nikt nie zarabia na niej.

Oskarżony Bergoglio

W 2014 r. badacze kilku uczelni z USA i Europy ułożyli ranking dziesięciu najbardziej kontrowersyjnych haseł w dziesięciu wersjach językowych Wikipedii. Posłużyli się metodologią kryptograficzną, a do artykułów kontrowersyjnych zaliczyli te, w których niezgadzający się ze sobą wikipedyści kasowali jedną wersję hasła, przywracając wcześniejszą itd. Trzecie miejsce na liście zajęły artykuły teologiczno-religijne (15 proc.), wyprzedzone tylko przez geografię (17 proc.) i politykę (25 proc.). Kolejne pozycje: historia – 9; seksualność – 7; nauka – 7; sport – 6; literatura – 4; film – 4; muzyka – 3 proc.

Hasło „Jezus” najbardziej kontrowersyjne okazało się w wersji francuskiej – miejsce 4. ; następnie w czeskiej – 6., niemieckiej – 7. oraz angielskiej – 8. Hasło to nie znalazło się w pierwszej dziesiątce w wersji arabskiej – tu z artykułów religijnych najwyżej, bo na pierwszym miejscu znaleźli się „Aszaryci” (nurt w teologii muzułmańskiej). W wersji perskiej miejsce 1. zajęło hasło „Báb” (islamski reformator religijny), a w hebrajskiej – artykuł „Chabadyzm” (odłam chasydyzmu).

Wokół anglojęzycznego hasła „Jesus” od 3 marca 2001 r., gdy zaczęło ono swój wikipedyjny żywot, do chwili, kiedy to piszę, odbyło się, bagatela, ponad 29 tys. dyskusji i sporów z udziałem ok. 2,7 tys. uczestników. Miało ono w tym czasie ok. 30 tys. edycji, opracowanych przez blisko 7 tys. edytorów. Innymi słowy, każdego dnia pojawiało się blisko pięć wersji tego hasła. Wobec tej skali trudno się dziwić, że Wikipedia z zasady nie gwarantuje dostatecznych kompetencji autorów haseł, a tym samym, że jej hasła będą wolne od błędów, bzdur czy fake newsów.

Mógł się o tym przekonać, jak wspomniałem, Jorge Mario Bergoglio, przyszły papież. Jeszcze 10 lutego 2013 r., na miesiąc przed wyborem na biskupa Rzymu, mógł dowiedzieć się z Wikipedii, a może i przeczytać dzisiaj (historia haseł nie ulega likwidacji), że podczas rządów junty wojskowej w Argentynie „donosił wojskowym na lewicujących księży i zakonników, z których niektórzy potem znikali”. Obecna wersja mówi już tylko o „domniemanej współpracy kardynała Bergoglia z juntą”, z powołaniem na książkę Horacia Verbitskyʼego (który zresztą nie domniemuje, ale po prostu twierdzi). Dodajmy, że junta upadła na wiele lat przed tym, gdy Bergoglio został kardynałem.

Wystarczy, że ktoś gdzieś coś napisze, powie czy bąknie, najlepiej coś sensacyjnego, kontrowersyjnego czy tajemniczego, a szybko znajdziemy to w Wikipedii. To już jej sprawdzona praktyka – jakże charakterystyczna dla... kultury popularnej. Popkultura jest bowiem w tym medium wszechobecna, szczególnie w hasłach teologiczno-religijnych. W dodatku ocena każdego wikipedyjnego hasła z zasady musi mieć charakter tymczasowy, wszak treść hasła w każdej chwili może ulec zmianie, na lepsze lub na gorsze, włącznie z multiplikacją błędów czy bzdur. Wikipedia to prawdziwie płynna rzeczywistość.

Do chwili, kiedy to piszę, w polskiej Wikipedii ukazało się ponad 2 tys. edycji hasła „Jezus Chrystus”. Zajmowało się nim 635 redaktorów, odbyło się ponad 520 dyskusji, w które zaangażowało się 146 uczestników. Jego część „biograficzna” ma charakter właśnie popkulturowy: jasny dla zwykłych wiernych wykład, tradycyjnie harmonizujący dane Nowego Testamentu o działalności Jezusa, kilka razy – ni stąd, ni z owąd – przeplatany jest kontrowersyjnymi rewelacjami: że Betlejem nie musiało być miejscem narodzin Jezusa, albo że niektóre opisane w Ewangeliach wydarzenia z Jego dzieciństwa mogą być fikcją, bo zostały ułożone „na wzór żydowskiego midrasza”.

Autorzy hasła powołują się przy tym na tajemnicze (dla niewtajemniczonych) źródła, dodajmy – z najwyższej półki kultury naukowej: historia form, projekt Jesus Seminar, badacze związani z third quest. Dlaczego jednak Wikipedia przywołuje tylko te źródła i wyłącznie autorów jednego skrzydła biblistów, dlaczego nie prezentuje – jak wymagają jej zasady – innych w tym względzie stanowisk, których nie brakuje, nie wspierając żadnego z nich, tego nie wiadomo.

Na chybił trafił zajrzałem jeszcze do historii hasła „Jezus Chrystus” – lądując w 2004 r. Kto wtedy je czytał, dowiadywał się np., że wyznawców Chrystusa nazywano „chrześcijanami” dopiero od drugiej połowy II w. – gdy tymczasem nazwa ta była w użyciu już w pierwszej połowie wieku I w Antiochii Syryjskiej (por. Dz 11, 26). W obecnej wersji nie ma już tej rewelacji, nie kwestionuje się też historyczności Jezusa, doradzam jednak stałą czujność: w historii dyskusji nad tym hasłem wciąż powraca libertyńsko-leninowski pogląd w rodzaju: „podważano jego [Jezusa] historyczność zawsze jak sądzę, a na pewno dziś szczególnie mocno i w sposób argumentowany” (pisownia oryginalna). Oto – „jak sądzę, a na pewno” – głos jednego z niedouczonych wikipedystów.

Błędy biskupa

Wybitnie popkulturowy charakter ma także hasło „Biskup”, które w okresie od 8 marca 2006 r. do chwili, kiedy to piszę, nie należało do najbardziej kontrowersyjnych. Sięgam jednak po nie, ponieważ posiada cechy typowe dla Wikipedii.

Merytoryczne potknięcie dużego kalibru rzuca się w oczy już w samym spisie treści. W punkcie drugim – o biskupie w „Kościele katolickim” (w domyśle: rzymskokatolickim) – omawia się rozumienie biskupa... w starokatolicyzmie. Jakby starokatolicyzm był częścią tego Kościoła. A nie jest! Jak wytłumaczyć tak szkolny błąd?

Podstawową słabością hasła jest jednak milczenie o jednej z trzech fundamentalnych urzędowych funkcji biskupa w Kościele katolickim – o jego autorytecie nauczycielskim, obok dwóch innych: uświęcania i władzy. Jak ważna to sprawa, wskazał Sobór Watykański II: „[biskupi] głoszą (...) nieomylnie naukę Chrystusową wówczas, gdy (...) z zachowaniem więzów komunii między sobą i z Następcą Piotra, nauczając autentycznie o sprawach wiary i moralności, dochodzą wspólnie do przekonania, że jakieś zdanie powinno być definitywnie uznane. A zachodzi to w sposób tym bardziej oczywisty wtedy, gdy zebrani na soborze powszechnym są dla całego Kościoła nauczycielami i sędziami w sprawach wiary i moralności”.

W Wikipedii znalazło się także miejsce na „biskupa” w Kodeksie prawa kanonicznego (KPK) z 1983 r. W KPK słowo to pojawia się grubo ponad 800 razy – można powiedzieć, że z prawnokanonicznego punktu widzenia Kościół biskupami stoi. Tymczasem Wikipedia sprawie „biskupa” w KPK poświęciła zaledwie dwa zdania: „Zgodnie z Kodeksem prawa kanonicznego nie można użyć wobec biskupa przemocy. Kto by się tego dopuścił, jest mocą samego prawa obłożony karą interdyktu”.

Pomijając fakt, że KPK wcale nie stwierdza, by każde bez wyjątku użycie przemocy wobec biskupa pociągało za sobą karę interdyktu, do myślenia daje fakt, że z wszystkiego, co KPK mówi o biskupie, tylko przemoc znalazła uznanie Wikipedii. Niekompetentny czytelnik gotów uwierzyć, że KPK nie ma na ten temat nic innego do powiedzenia. Jakby autorzy hasła kierowali się klasyczną zasadą popkultury, dla której zwykle ważne, a nawet najważniejsze jest to, co... mało ważne albo i nieważne, byle intrygujące, kontrowersyjne, sensacyjne, związane ze zbrodnią czy właśnie przemocą. Jak w tabloidach: bad news good news (zła informacja to dobra informacja).

Dziecko popkultury

Wikipedia jest nie tylko dzieckiem kultury popularnej, ale i jednym z najpotężniejszych jej kół zamachowych. Jak w dobrym popularnym filmie opartym na faktach: mamy wydarzenia historyczne, autentyczne imiona i nazwiska, prawdziwe wypowiedzi i daty itd., ale dane te z natury mieszają się z fikcją, domysłami, przypuszczeniami, błędami, nieodpowiednimi rekwizytami itp. A z faktów wybiera się nie tylko te istotne, ale i mniej ważne, byle sensacyjne. Całość zaś i poszczególne epizody ujmuje się tak, by – owszem – o czymś informowały, lecz też, a może przede wszystkim, rozgrzewały emocje, chwytały za serce, trzymały w napięciu...

Wbrew deklaracjom Jimmyʼego Walesa i innych apologetów poznawczej rzetelności usług i produktów Wikipedii nie należy ona do świata kultury wysokiej, nie jest częścią świata nauki ani encyklopedią w sensie naukowym. Może prowadzić i często prowadzi na poznawcze bezdroża. Nie można jej ufać. Wikipedia „stale dezorientuje ludzi. Jej użytkownicy myślą: – No tak, skoro to encyklopedia, to dlaczego nie mogę jej zacytować? A po prostu nie możesz: nie można na niej polegać” (Marshall Poe).

Dzisiaj człowiek Zachodu przeżywa podstawowe doświadczenia swojego życia w świecie kultury popularnej, współtworzonym przez Wikipedię. W tym świecie dzieją się sprawy codzienne i odświętne, małe i wielkie, piękne i brzydkie, świeckie i religijne. Tu człowiek rodzi się i umiera, pracuje i bawi, kocha i nienawidzi. Stąd znaczenie popkultury i Wikipedii dla Kościoła – przecież, jak ujął to Jan Paweł II, człowiek „jest pierwszą i podstawową drogą Kościoła”. A dzisiaj jest on zanurzony w popkulturze.

Kościołowi winno zależeć na jak najwyższej jakości wikipedyjnych haseł, zwłaszcza tych, które dotyczą spraw teologicznych, doktrynalnych czy liturgicznych. Nawet jeśli nie ma żadnych gwarancji, że kompetentne opracowania tych haseł nie zostaną odrzucone, zmienione lub przeinaczone przez wikipedyjnych decydentów.©

Wykorzystałem m.in.: D. Jemielniak „Życie wirtualnych dzikich. Netnografia Wikipedii, największego projektu współtworzonego przez ludzi”, Warszawa 2001; P. Levinson „Nowe nowe media”, Kraków 2010; J.I. Miletsky, „Principles of Internet Marketing: New Tools and Methods for Web Developers”, Boston 2010; P. Fichman, N. Hara (red.), „Global Wikipedia: International and Cross-Cultural Issues in Online Collaboration”, Lanham 2014.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2018