Jezus w prezencie

W 2013 r. abp Andrzej Dzięga przypominał o możliwości przystąpienia dzieci do komunii indywidualnej. Po pięciu latach decyduje się na to wciąż niewielu rodziców. Dlaczego?

07.05.2018

Czyta się kilka minut

 / MAGDA WOLNA
/ MAGDA WOLNA

Jak na końcówkę kwietnia, w sklepie z albami pusto. – Teraz dominuje skromność – mówi matka Oli, która chowa się za wieszakami i chichocze. – Alba to alba, kombinować można tylko przy dodatkach.

Pytam, czy podoba się jej jednolitość strojów. Ola do pierwszej komunii pójdzie w stroju podobnym do swoich koleżanek, ale też tak samo przygotowana, nauczona tych samych piosenek, kroków i gestów.

– Bardzo! – brzmi odpowiedź. – Pierwsza komunia to nie czas na strojenie się. Pamiętam, jak sama szłam do komunii, ile było wybierania, przymierzania, chodzenia po straganach.

– A wie pani, że w Szczecinie dziecko do komunii można przygotować samemu?

Mama Oli jest zdziwiona, wyjmuje smartfon i sprawdza. – Rzeczywiście – mówi zamyślona. – Ale ja bym się chyba nie podjęła.

Domniemanie rozumu

Tych, którzy się podjęli, nie jest dużo. Kościół nie prowadzi statystyk, ale z rozmów z proboszczami, katechetami i rodzicami wynika, że przypadki komunii indywidualnych, zwanych również rodzinnymi, oraz komunii wczesnych, dla dzieci poniżej 9. roku życia, są bardzo rzadkie. W jednej ze szczecińskich parafii w ciągu roku do takiej komunii przystępuje zwykle nie więcej niż dwoje dzieci.

W 2013 r. biskup archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej Andrzej Dzięga wydał dokument pt. „Normy porządkujące zasady przygotowania i przeżywania Pierwszej Spowiedzi Świętej i Pierwszej Komunii Świętej”. Zaznaczył w nim, że tzw. domniemanie używania rozumu, dopuszczające kandydata do sakramentu, dotyczy już siedmiolatka.

Abp Dzięga ogłosił też, że wybór formy komunii – indywidualnej lub grupowej – należy do rodziców: „Indywidualna (rodzinna) Pierwsza Komunia Święta jest przeżywana przez rodzinę uroczyście, zawsze w czasie Mszy Świętej niedzielnej lub w zwykły dzień, w terminie uzgodnionym z proboszczem, jednak poza Triduum Paschalnym. Wskazane byłoby, aby ta Msza Święta była odprawiona w intencji tej rodziny” – pisał.

Jego pomysł zdobył rozgłos i uznanie. Ale dziś komunie rodzinne to wciąż wyjątki, zarówno w samym Szczecinie, jak i w innych miastach. Dlaczego? Pewien dominikanin, zaangażowany w przygotowanie dzieci do komunii św., przyznaje: – Większość ludzi nadal woli, żeby wszystko załatwili ksiądz z katechetką.


CZYTAJ TAKŻE:

Weronika i Bartosz, rodzice: Żeby opowiedzieć dziecku o Bogu, musieliśmy zweryfikować, czy sami wierzymy. Przygotowanie syna do pierwszej komunii przyniosło nam większą jedność w rodzinie. Jedność – czyli komunię.


Z większą śmiałością

O przyczyny pytam w kurii.

„Ksiądz Arcybiskup zna specyfikę duszpasterską archidiecezji, a w szczególności liczne sytuacje pracy jednego z rodziców poza granicami Polski oraz pracy na morzu podczas odległych i długotrwałych rejsów. Wynika z tego często brak możliwości obecności obojga rodziców w wyznaczonym przez wspólnotę parafialną terminie pierwszej komunii św.” – tłumaczy w mailu ks. Sławomir Zyga, kanclerz kurii. I dodaje: „Dlatego odtworzył możliwość indywidualnego uroczystego pierwszego przystąpienia do tego sakramentu. Wydanie odpowiedniego dekretu unormowało liczne indywidualne praktyki duszpasterskie stosowane już wcześniej przez kapłanów”.

W dokumencie nie ma „jakiejś specyficznej nowości”. „Wybór poszczególnej formy I komunii świętej zawsze jest pozostawiony rodzicom” – wyjaśnia kanclerz kurii.

Pytam o skalę. „Nie prowadzimy tego rodzaju statystyk, ponieważ Łaski Bożej płynącej z komunii św. nie da się przeliczyć ani oszacować, czy lepiej działa ona w przygotowaniu grupowym czy też rodzinnym, czy przyjęta w tym czy innym wieku. Król Dawid raz zadufał się w statystyce i najlepiej to się nie skończyło – komentuje ks. Sławomir Zyga. – Z rozmów i spotkań tak z kapłanami, jak i z rodzicami można wywnioskować, że po uporządkowaniu zasad (...) tak księża, jak i rodzice (...) z większym przekonaniem i śmiałością korzystają z tych możliwości”.

Bez stresu

– Jesteśmy małżeństwem od 17 lat i staramy się żyć w relacji z Panem Bogiem – mówi Kinga Paszkiewicz ze Szczecina, żona Rafała, mama Karoliny i Martyny. – Jesteśmy członkami jednej ze wspólnot. Nasze dzieci są wyczekane, kochane i wzrastają w atmosferze wiary.

W przypadku starszej córki kwestia komunii indywidualnej pojawiła się bardzo naturalnie.

– Mając pięć i pół roku zaczęła nas pytać np. o duszę, niebo i piekło – opowiada Kinga. – Zdaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy przygotowani do odpowiedzi. Nie wiedzieliśmy, jak opowiadać o tym jej językiem. W tamtym czasie abp Dzięga zachęcał, by przygotowywać dzieci do wczesnej komunii. Dotarło do nas, że tak pogłębimy wiarę.

Ksiądz skierował Paszkiewiczów do sióstr zakonnych, które mogłyby podjąć się zadania. Siostra przełożona do tego wyznaczyła jedną z podwładnych.

– Uzgodniliśmy, że datę uroczystości ustalimy wtedy, kiedy będziemy wiedzieli, że to jest najlepszy moment. Duch Święty nami pokierował – mówi Kinga Paszkiewicz. – Nasza sześcioletnia córka przystąpiła do spowiedzi z przekonaniem, że doświadczy, jak sama powiedziała, „przebaczenia Pana Boga”. Odbyło się to bez stresu, w formie rozmowy, z bardzo życzliwym kapłanem.

Rodzice postanowili też inaczej podejść do kwestii nieduchowych. – Zdecydowaliśmy, że dla naszych dzieci, bo do indywidualnej komunii przystąpiła też młodsza córka, jedynym prezentem będzie Jezus – mówi Kinga Paszkiewicz. – Rodzina, z większym lub mniejszym trudem, i uszanowała naszą decyzję.

Same uroczystości odbyły się w obecności najbliższej rodziny w małej kaplicy zaprzyjaźnionych sióstr, za zgodą obu księży proboszczów. Co dały rodzinie?

– Uroczystości i przygotowania do nich były dla całej rodziny czasem wsłuchiwania się w głos Ducha Świętego – odpowiada Kinga. – Dużo modliliśmy się za nasze córki. Było to też ważne doświadczenie dla babć i dziadka dziewczynek. Mogli patrzeć, jak ich wnuczki rozwijają się w relacji z Bogiem.

Kinga Paszkiewicz nie twierdzi, że dzieci idące do komunii grupowej przeżywają ją gorzej. – Córki chodzą do szkoły katolickiej i widzę tam dzieci, które bardzo przeżywają moment przyjęcia Jezusa. I na pewno też jest to dla nich bardzo ważny moment – mówi Kinga. – Wierzę, że Bóg też czyni w sercach tych dzieci swoje Dzieło.

I jeszcze jedno: córki Kingi Paszkiewicz poszły do komunii w białych, prostych sukienkach i wianuszkach z białych kwiatów na głowie. Alby już nigdy by się nie przydały, sukienki przeciwnie – uśmiecha się Kinga.

Sto argumentów

Komunia indywidualna opiera się na decyzji: to rodzice wybierają, czy dziecko powinno do niej przystąpić. A w porozumieniu z księdzem decydują, kiedy i w jakiej formie to nastąpi. Wreszcie: wybór odnosi się do kwestii technicznych i materialnych. W jakim stroju dziecko przystąpi do sakramentu? Co stanie się po jego udzieleniu? Komunia grupowa zmusza do kompromisów i ustępstw. Rodzinna daje większe pole manewru.

Siostra zakonna ze Szczecina wspomina pewną rodzinę. – Przyszli do proboszcza w wakacje – opowiada. – Mieli przygotowanych sto argumentów, bo myśleli, że się nie zgodzi. Ale powiedział: „Jak najbardziej!”. Do sakramentu trzeba jednak się przygotować, więc skierował rodziców do mnie. W następnym roku były dwie chętne rodziny. Żeby wczesna komunia miała sens, musi być zaangażowanie ze strony rodziny, ale też zrozumienie wartości chrześcijańskich.

Proboszcz parafii w dużym mieście tłumaczy, że najważniejszy jest przykład ze strony rodziców. – Nie musi to być nawet jakieś przesadne zaangażowanie – mówi. – Wystarczy, że dziecko widzi, jak rodzice co niedzielę chodzą do kościoła, przyjmują ciało Chrystusa i już w dziecku rodzi się potrzeba Eucharystii. Takie dziecko można rozpoznać od razu: nie traktuje kościoła jako miejsca do zabawy, ale dobrze odnajduje się w przestrzeni sakralnej.

Dlaczego rodzin decydujących się na komunię indywidualną jest niewiele? – Wystarczy przyjść w niedzielę do kościoła i zobaczyć, że naprawdę oddanych rodzin jest mało. Wielu katolików nie praktykuje, pierwsza komunia jest jedną z nielicznych okazji, żeby pojawić się w kościele – mówi ksiądz. – Przeżywam ten dramat co roku. Robię wszystko, żeby ci, którzy posłali dzieci do komunii, tej grupowej, zostali przy kościele. Są spotkania, warsztaty, wyjazdy, żeby tych ludzi zatrzymać, skoro sami przyszli. Obiecują: „tak, tak, będziemy chodzić”. Spotykamy się w maju, a potem kilka lat później przy bierzmowaniu dziecka. Decyduje więc kontekst rodzinny. Trudno o zaangażowanie w rodzinie wysyłającej do komunii dziecko, które w kościele dotąd ani razu nie było.

Szansa na spotkanie

Anna i Marek Chmielewscy są kolejnym wyjątkiem. Ona jest pedagogiem i terapeutką, on inżynierem. Do komunii indywidualnej przygotowywali najmłodszego (spośród czworga rodzeństwa) syna Tomka. Mówią, że w ich przypadku było to naturalne.

– Nasze dzieci widzą, że dla nas modlitwa to nie przymus, ale potrzeba – mówi Anna. A jej mąż dodaje: – To nie tylko przygotowanie do komunii, ale całe życie, duchowy rozwój od najmłodszych lat. Nasze dzieci potrafią przypomnieć: mamo, tato, dzisiaj jeszcze nie było modlitwy. Dla nich błogosławieństwo – krzyżyk na czole przed wyjściem do szkoły – jest ważne.

Najmłodszy syn, Tomek, został ministrantem jeszcze przed pierwszą komunią. Nie mógł się doczekać sakramentu.

Starsze dzieci przystąpiły do komunii grupowych. – Kilka lat temu usłyszeliśmy o dekrecie abp Dzięgi i pojawiła się myśl o komunii indywidualnej – mówi Anna. – Na początku Tomek, żeby nie czuł się zwolniony z obowiązku, jaki mają inne dzieci, przez kilka miesięcy chodził na spotkania grupowe. Po kilku miesiącach przygotowań poszliśmy do proboszcza. Zapytaliśmy o komunię indywidualną, dostaliśmy zgodę.

Jaki był wkład rodziców w przygotowanie syna? Rozmowy, słuchanie i odpowiadanie na pytania. Czytanie Pisma Świętego, modlitwa, stopniowe przygotowanie do pierwszej spowiedzi św. oraz dyskutowanie o tym, co usłyszał na katechezie. – Ale też po prostu codzienne życie, obowiązki, wspólne spędzanie czasu – mówią Chmielewscy.

Wreszcie nadszedł ten dzień. Była niedzielna suma na początku czerwca. Siedzieli razem w jednej ławce. Do komunii też przystąpili razem, ksiądz udzielił Tomkowi sakramentu pod dwiema postaciami. – To było głębokie przeżycie – mówi Anna. – Mieliśmy porównanie do tradycyjnych komunii. Tam dzieci siedziały osobno, trudno było je nawet zobaczyć podczas przyjmowania komunii.

Mówią o tym dniu: „duchowa uczta”. – Mamy nadzieję, że więcej rodziców się na to zdecyduje – opowiadają Anna i Marek. – Czas przygotowań dzieci do sakramentów to ogromna szansa, aby zachęcić rodziny do głębszego uczestnictwa w życiu Kościoła. Szansa na spotkanie z nimi.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2018