Jeźdźcy bez głowy

Przybywa dowodów na to, że Rosjanie, którzy w angielskim Salisbury otruli Siergieja Skripala i jego córkę, to agenci Kremla. Zachód oskarża, Putin ciągle odpowiada firmowym uśmieszkiem.

01.10.2018

Czyta się kilka minut

Brytyjscy śledczy pracują przed centrum handlowym, gdzie otruto Siergieja Skripala  i jego córkę. Salisbury, marzec 2018 r. / ANDREW MATTHEWS / PA / EAST NEWS
Brytyjscy śledczy pracują przed centrum handlowym, gdzie otruto Siergieja Skripala i jego córkę. Salisbury, marzec 2018 r. / ANDREW MATTHEWS / PA / EAST NEWS

W kuluarach sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini spotkała się z rosyjską delegacją. Ot, rozmowy jakich wiele. Zaproszono ją do pokoiku, w którym siedzieli dyplomaci z Moskwy. Weszła, przywitała się, usiadła. Ambasador Rosji przy ONZ Wasilij Niebienzia z galanterią podał jej filiżankę. Ale Mogherini podziękowała za poczęstunek.

Po aferach z otruciem Aleksandra Litwinienki i rodziny Skripalów nie dziwi ten brak zaufania do serwowanych przez delegatów Rosji substancji. Otrucie podwójnego agenta Siergieja Skripala i jego córki Julii na początku marca w angielskim Salisbury przy pomocy preparatu nowiczok wywołało poważny kryzys w stosunkach Rosji i Zachodu.

Władze Wielkiej Brytanii uznały zamach za atak przy użyciu zakazanej broni chemicznej, oskarżyły o sprawstwo Rosję i skutecznie wezwały sojuszników do solidarności. Śledztwo potwierdziło podejrzenia. Na początku września ujawniono personalia dwóch sprawców otrucia, obywateli Rosji.

Etap pierwszy: głos zabiera Londyn

Wymieniono ich z nazwiska: Aleksandr Pietrow i Rusłan Boszyrow, oficerowie rosyjskiego wywiadu wojskowego. Nowiczok umieścili na klamce domu Skripala. Następnie powrócili do Londynu, udali się na lotnisko i odlecieli. Preparat przywieźli do Salisbury w pojemniku imitującym flakonik z perfumami Premier Jour Nina Ricci. Wyrzucili buteleczkę do kosza, myśląc, że to kosz na śmieci. Tymczasem był to kosz na używane rzeczy zbierane przez organizacje charytatywne. Stamtąd flakonik trafił w ręce niejakiego Charlesa Rowleya, który podarował znalezione w koszu drogie perfumy przyjaciółce Dawn Sturgess. Dawn naniosła perfumy na rękę, powąchała i… trafiła do szpitala, gdzie po kilku dniach zmarła.

Londyn obciążył odpowiedzialnością za ten atak osobiście prezydenta Władimira Putina. Skoro Pietrow i Boszyrow są z wywiadu wojskowego, a kontrolę nad służbami sprawuje prezydent, to on jest odpowiedzialny za to, co robią jego podwładni – taki wywód przedstawiła Theresa May. Premier zapowiedziała „oczyszczenie” Londynu z rosyjskich pieniędzy. Co z tego wyjdzie, to oddzielna sprawa, ale zapowiedź zabrzmiała groźnie i poważnie. Na razie rosyjscy urzędnicy i oligarchowie bez przeszkód kupują w Londynie nieruchomości i prowadzą interesy.

Powróciły spekulacje, jaki był motyw zamachu na Skripala. Dziennik „New York Times” twierdzi, że Skripal nie był cichym emerytem, lecz udzielał konsultacji i dzielił się wiedzą nie tylko z brytyjskimi służbami. Bywał w Hiszpanii, gdzie spotykał się z funkcjonariuszami wywiadu. Być może ich rozmowy dotyczyły rosyjskiej przestępczości zorganizowanej. Skojarzono, że otruty polonem Aleksandr Litwinienko też przed śmiercią kontaktował się z Hiszpanami, prowadzącymi śledztwo w sprawie rosyjskiej mafii.

Etap drugi: głos zabiera Moskwa

Rosyjskie media początkowo zaprzeczały wersji Brytyjczyków. Po kilku dniach włączył się jednak sam prezydent Putin. Podczas jednego z paneli azjatyckiego forum gospodarczego z firmowym szelmowskim uśmieszkiem niespodziewanie wypowiedział się na temat dwóch podejrzanych o otrucie Skripala: „My ich znamy, znaleźliśmy ich, to cywile. Niech sami opowiedzą o sobie, niech się zgłoszą do mediów”.

Na efekt tej podpowiedzi nie trzeba było długo czekać. Pietrow i Boszyrow szybko zmaterializowali się przed kamerami obsługującej interesy Kremla telewizji RT i udzielili wywiadu Margaricie Simonian, szefowej stacji. Sami przyszli, sami zadzwonili do szefowej i natychmiast otrzymali zaproszenie. Pierwsze pytanie, które mogą sobie zadać widzowie: skąd mieli numer telefonu niedostępnej Simonian? Wyjaśnienie znajdujemy na jej Twitterze: „Mój telefon znają realnie wszyscy, nawet roznosiciele kwiatów na 8 marca”. Powiedzieć, że to bzdura, to nic nie powiedzieć. A to nie była jedyna bzdura w tym wywiadzie.

Rozmowa trwała 25 minut. Na pytanie, co robili w Salisbury, Pietrow i Boszyrow odpowiedzieli, że na Wyspy pojechali w celach rozrywkowych, a do Salisbury wybrali się, by obejrzeć gotycką katedrę. Za pierwszym razem nie obejrzeli, bo padał deszcz ze śniegiem. Dlatego wrócili do Londynu i ponownie przyjechali do Salisbury nazajutrz. Ciekawy jest passus dotyczący tego, czy przechodzili koło domu Skripalów: „Może i przechodziliśmy, przecież nie wiemy, gdzie on jest”. Czy mieli nowiczok w opakowaniu po damskich perfumach? „Normalni faceci nie wożą ze sobą damskich perfum”.

I jeszcze jeden wątek. Simonian pyta z naciskiem: „Na wideo cały czas jesteście razem, razem mieszkaliście, razem chodziliście. Co was łączy?”. Boszyrow ma gotową odpowiedź: „Proszę nie zaglądać w nasze prywatne życie”. Czy pracują w wywiadzie? Skądże znowu, są biznesmenami w branży fitnessowej, „sportowe jedzenie, witaminy, proteiny”. Wraca wątek wspólnego pobytu, wspólnego pokoju w hotelu. Okazuje się, że wynajęli pokój z jednym łóżkiem. Simonian uspokaja: to nieważne, czy spaliście w jednym łóżku czy nie, nie musicie się usprawiedliwiać. Wątek beztroskiego homoseksualizmu przewija się w rozmowie niejednokrotnie, a potem jest też intensywnie eksploatowany w mediach.

Wypowiedzi dwóch panów śpiących w jednym łóżku wzięła na warsztat BBC: rozprawiono się z licznymi „nieścisłościami”, pokazano m.in. na planie Salisbury, że rzekomi turyści przemierzyli kawał drogi przez nieturystyczne dzielnice, aby znaleźć się koło domu Skripala, sprawdzono raporty o pogodzie (tego dnia nie padał deszcz ze śniegiem). Legenda przedstawiona przez Pietrowa i Boszyrowa jest tak niewiarygodna, że wygląda na kpinę ze zdrowego rozsądku. I z Zachodu. Bo gdy Rosji ktoś na Zachodzie mówi: „Proszę, oto dowody waszej winy”, Moskwa myli ślady, wytwarza masę wątpliwości, podważa wiarygodność drugiej strony. A uśmieszek prezydenta Putina to znak: możecie pokazywać, co się wam żywnie podoba, to nie ma znaczenia.

Nawet gdy grupa dziennikarzy śledczych Bellingcat ustaliła prawdziwe nazwisko rzekomego Boszyrowa (Anatolij Czepiga, pułkownik, Bohater Rosji) i podała inne szczegóły „wycieczki”, odpowiedź była ta sama: wzruszenie ramion. Być może Kreml w warunkach zaostrzającego się kryzysu w stosunkach z Zachodem stracił nadzieję na poprawę, zniesienie sankcji itd. I idzie na całość. Trzeba w tym kontekście pamiętać o śledztwie w sprawie zestrzelenia samolotu Malaysia Airlines nad Donbasem w lipcu 2014 r. Międzynarodowa Grupa Śledcza wskazuje na sprawstwo Rosji, międzynarodowe trybunały rozpatrzą sprawę. Moskwa zawczasu przygotowuje amunicję: własne wersje przeczące ustaleniom śledztwa, narrację o bezwartościowych wartościach Zachodu, skompromitowanie wszelkich wersji przedstawianych przez Zachód w każdej kontrowersyjnej sprawie.

Przypadek Piotra Wierziłowa

Być może skompromitowaniu brytyjskiej wersji otrucia Skripalów miało też służyć dziwne wydarzenie w Salisbury. W pizzerii, gdzie Skripalowie biesiadowali w dniu otrucia, pewnej wrześniowej niedzieli dwoje ludzi nagle poczuło się źle, w szpitalu poszkodowani przeszli badania, które nic nie wykazały. Policja uznała zachowanie tych dwojga za symulację. Rzekomo otrutą klientką pizzerii okazała się pochodząca z Rosji luksusowa prostytutka dla bogatych klientów. Jej partner natomiast został zidentyfikowany jako diler narkotykowy. Z własnej inicjatywy się tak wygłupili?

Za wygłup nie można uznać tego, co przydarzyło się Piotrowi Wierziłowowi, wydawcy w projekcie Mediazona (poświęcony problematyce obrony praw człowieka, więziennictwu, więźniom sumienia itd.), akcjoniście, animatorowi działalności nieznośnej, podnoszącej ciśnienie przedstawicielom władz.

Podczas finałowego meczu mundialu w Moskwie na murawę wbiegło kilka osób, zakłócając spotkanie. Zanim ktokolwiek mógł się zorientować, kto zacz i o co chodzi, manifestanci zostali zwinięci przez służby porządkowe. W oficjalnych komunikatach incydentu nie dostrzeżono. W mediach społecznościowych natomiast pojawiły się filmiki z przesłuchania zatrzymanych. Okazało się, że chuligańskiego czynu dopuścili się Piotr Wierzi- łow i kilka członkiń grupy Pussy Riot, znanej z antyputinowskich performansów. Celem akcji było zwrócenie uwagi na problem więźniów sumienia, w tym prowadzącego głodówkę protestacyjną Ołeha Sencowa.

Wierziłow chciał osobiście wziąć udział w akcji na stadionie, toteż nie poleciał – jak planował – do Republiki Środkowoafrykańskiej w składzie grupy dziennikarzy zorganizowanej przez Centrum Dochodzeń (struktura finansowana przez Michaiła Chodorkowskiego). Dziennikarze mieli zebrać materiał o działalności werbującej najemników grupy Wagnera, którą finansuje jeden z zaufanych ludzi Putina. Zostali zamordowani. Wierziłow rozpoczął samodzielne śledztwo. 11 września trafił do szpitala. Stracił przytomność, jego stan określono jako ciężki. Lekarze nie znaleźli we krwi pacjenta żadnych podejrzanych substancji. Po kilku dniach został przewieziony do berlińskiej kliniki Charité, gdzie postawiono go na nogi. Niemieccy lekarze próbowali znaleźć odpowiedź na pytanie, co stało się przyczyną zapaści. W rozmowie z dziennikarzami profesor Kai-Uwe Eckardt wyraził przypuszczenie, że Wierziłow został otruty. Czym? Eckardt nie potrafił odpowiedzieć.

Niemiecka prasa sugeruje, że Wierziłow stał się kolejną – po Skripalach – ofiarą trucizny, z tym że nie substancji nowiczok, ale jakiegoś innego nieustalonego specyfiku. Oraz że został otruty, gdyż dotarł do demaskujących ważne osoby informacji na temat dziennikarzy tropiących grupę Wagnera w Afryce. Zdaniem innych Wierziłow miał zapłacić wysoką cenę za swój performans na mundialu. Kapłan kremlowskiej propagandy Dmitrij Kisielow ni z tego, ni z owego zaczął w programie „Wiesti Niedieli” opowiadać o Wierziłowie, zaprzeczając wersji zachodniej prasy o celowym otruciu. Materiał miał na celu zdyskredytowanie nie tylko tego przypuszczenia, ale także osoby Wierziłowa. Kisielow z satysfakcją pokazał zdjęcia Wierziłowa i jego byłej żony Nadieżdy Tołokonnikowej ze słynnej akcji artgrupy Wojna w muzeum w 2008 r. (zbiorowa orgia seksualna), dając do zrozumienia, że Wierziłow jest skandalistą niezasługującym na szacunek i zaufanie. Skąd to nagłe zainteresowanie Wierziłowem oficjalnej propagandy, skoro nic się nie stało?

Złapany za rękę złodziej krzyczy: to nie moja ręka. Czy taka metoda przystoi głowie państwa? Na dodatek państwa, które ma ambicje globalnej potęgi. Czy uśmieszek Putina wystarczy za całą odpowiedź? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2018