Jeszcze zatęsknimy za Unią

RICHARD WASHINGTON, BRYTYJSKI HISTORYK: To wspólna Europa stworzyła przestrzeń, w której Brytyjczycy i Irlandczycy mogli się spotkać, zakończyć tragiczny konflikt. Unia pomogła nam też gospodarczo. A teraz dowiadujemy się, że to ponoć nieprawda.

03.04.2017

Czyta się kilka minut

PATRYCJA BUKALSKA: Kiedy rozmawialiśmy niespełna rok temu, tuż przed referendum w sprawie przyszłości Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, był Pan nastawiony pesymistycznie, choć mimo wszystko miał Pan nadzieję, że do Brexitu nie dojdzie. A jednak – kończy się czas Brytyjczyków w Unii. Jaki on był? Czy można powiedzieć, że był to związek oparty i na miłości, i na nienawiści?

RICHARD WASHINGTON: Jeśli zajrzymy do brytyjskich gazet ze stycznia 1973 r., kiedy Wielka Brytania weszła do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, zobaczymy, że nagłówki artykułów były powściągliwe. Brakowało tego entuzjazmu i radości, które towarzyszyły wejściu Polski do UE. Z tego, co pamiętam, dziennik „Guardian” napisał: „Weszliśmy, ale bez fajerwerków”.

Małżeństwo z rozsądku?

Można tak powiedzieć. Spójrzmy na przebieg i wyniki referendum z 1975 r., w którym Brytyjczycy decydowali o pozostaniu we Wspólnocie – widać, że ta decyzja nie wynikała z serca, ale z rozumu. „Zostaniemy, bo to nam się opłaci ekonomicznie” – tak można by to podsumować. Pamiętajmy przy tym, że Wielka Brytania w latach 70. XX w. to inny kraj niż teraz, znacznie słabszy gospodarczo. W każdym razie było to zdecydowanie małżeństwo z rozsądku.

I w ciągu tych wszystkich lat ani śladu miłości? Dumy z bycia członkiem europejskiej rodziny?

U większości ludzi nie było dumy. Nieprzypadkowo, działając w Londynie w Ruchu Europejskim, byłem tam jednym z nielicznych Brytyjczyków. Szefem był Irlandczyk, a potem Grek. Młodsi członkowie byli np. Duńczykami, Francuzami, Niemcami. To wśród przedstawicieli starszego pokolenia można było znaleźć proeuropejskich Brytyjczyków, konserwatystów, którzy w latach 60. i 70. promowali europejską ideę.

Dlaczego tak jest? Skąd ta powściągliwość wobec Europy? Czy to kwestia naturalnej, uwarunkowanej geograficznie izolacji Wielkiej Brytanii?

Coś w tym jest – jesteśmy narodem wyspiarzy, a morze chroni nas przed niepokojami Europy. Dochodzą do tego kompleksy postimperialne, przez które Brytyjczycy czują, że ich kraj powinien się wyróżniać, być wyjątkowy. Sytuacja Wielkiej Brytanii – przez jej położenie – jest jednak inna niż państw kontynentalnych. Jestem przekonany, że proeuropejskość Polaków nie byłaby nawet w połowie tak wysoka, gdyby nie poczucie zagrożenia.

Dla Polaków wejście do Unii było też swego rodzaju potwierdzeniem naszej wartości, sukcesem, dowodem na to, że dogoniliśmy Zachód.

A dla moich rodaków – wręcz odwrotnie! Wielka Brytania stała się członkiem EWG po porażce polityki, której celem było stworzenie wielkiego imperium poza Europą. W 1975 r. referendum było przyjęciem do wiadomości porażki tej polityki, porażki tego, co staraliśmy się osiągnąć od XVI w. Potem Margaret Thatcher udało się w pewien sposób odwrócić to odczucie podczas wojny o Falklandy, która przypomniała Brytyjczykom, że ich kraj jest Wielką Brytanią. Byliśmy też członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ – a zatem mogliśmy decydować o losach świata. To był dowód na to, że znów odgrywamy znaczącą rolę, że trzeba się z nami liczyć. Jednocześnie nasza siła gospodarcza rosła.

Oczywiście, rosła właśnie dlatego, że byliśmy w Unii Europejskiej i korzystaliśmy ze wspólnego rynku. Jednak wielu obywateli uważało i uważa europejskie regulacje i wspólny rynek za ograniczenie dla brytyjskich możliwości.

Zastanawiam się, czy Brytyjczycy nie czuli się też zagrożeni przez to, jak zmienia się świat. Stara, dobra Anglia, gdzie ludzie piją herbatę o piątej po południu, odchodzi w przeszłość. Czy Unia Europejska nie jest też postrzegana jako zagrożenie dla owego mitycznego brytyjskiego stylu życia?

Nie tyle Unia, ile imigracja. Kontrola imigracji była głównym argumentem za Brexitem. Według sondażu YouGov 54 proc. osób, które głosowały za pozostaniem w UE, uważa, że wolny przepływ ludzi należy bardziej kontrolować. Tyle że doszło tu do pewnego nieporozumienia – ludzie obawiający się imigrantów utożsamili ten problem z Unią Europejską, a przecież imigracja z krajów unijnych odpowiada jedynie za część przybyszy do Brytanii. Brexit nie zmieni imigracji z Indii czy krajów arabskich.

Zwolennicy Brexitu twierdzą, że chcą chronić Wielką Brytanię. Czy jednak nie będzie odwrotnie – że to zerwanie z Unią Europejską doprowadzi do rozpadu Zjednoczonego Królestwa? Szkoci zapowiadają kolejne referendum niepodległościowe, również w Irlandii Północnej sytuacja jest napięta. Te części Królestwa głosowały za pozostaniem w Unii. Wygląda na to, że stare podziały tylko się wzmocniły.

Jak pani powiedziała – to stare podziały. One zawsze były. Pierwsze szkockie referendum na temat przejęcia od Londynu części uprawnień odbyło się w 1979 r., i za decentralizacją zagłosowało prawie 52 proc. głosujących. Referendum nie zostało jednak uznane, gdyż za decentralizacją nie opowiedziało się wymagane minimum – 40 proc. uprawnionych wyborców.

Na marginesie: Szkocka Partia Narodowa (SNP), która teraz tak zażarcie broni prawa Szkotów do pozostania w Unii, w czasie referendum europejskiego w 1975 r. opowiedziała się za wyjściem ze Wspólnoty.

W każdym razie, brytyjskie podziały i różnice nie są niczym nowym, choć szkocki nacjonalizm rzeczywiście przybiera na sile.

A Brexit daje zwolennikom oderwania od Wielkiej Brytanii – i w Szkocji, i w Irlandii Północnej – mocny argument do ręki.

Zgodzę się, że wywołało to na nowo pewne dyskusje. Jednak w Irlandii Północnej sytuacja jest nieporównywalnie bardziej skomplikowana – to kraj, w którym stosunkowo niedawno zakończył się krwawy konflikt. Pamięć o tym jest bardzo świeża. Nie wiadomo, jak sytuacja może się tam rozwinąć.

Natomiast w Szkocji – mimo wszystko – zwolennicy pozostania w Zjednoczonym Królestwie nadal stanowią niewielką, ale jednak większość. To prawda, że w referendum na temat Brexitu 62 proc. Szkotów opowiedziało się za pozostaniem w Unii. Ale to wciąż oznacza, że prawie 40 proc. chce Unię opuścić. To spora grupa. Trzeba też podkreślić, że wśród nich są nacjonaliści. To znaczy, że część Szkotów chce opuścić i Unię, i Zjednoczone Królestwo. I że proeuropejski argument SNP może zawieść.

Czy z tego burzliwego czasu, jaki pozostał Wam w Unii Europejskiej i – zapewne – jeszcze bardziej burzliwego rozstania Brytyjczycy wyciągną jakieś wnioski? Czegoś się nauczyli?

Na pewno nasi dyplomaci, którzy mają w Brukseli opinię bardzo efektywnych, zdobyli wiele cennych doświadczeń. (śmiech)

A czy przypadkiem Brytyjczycy nie utwierdzą się w przekonaniu, że nie powinni już wchodzić w takie relacje i pozostać samotną wyspą?

W moim przekonaniu jest to wniosek fałszywy. Niemniej około połowy Brytyjczyków ma przekonanie, że ten rodzaj współpracy, na którym oparta jest UE, jest niewłaściwy – że to technokracja, dyktatura, niszcząca sedno tożsamości narodowej.

Ja za to uważam, że Unia jest nadzwyczajnym osiągnięciem. To ona stworzyła w Europie demokratyczną, bezpieczną przestrzeń. Hiszpania, która jeszcze kilka lat przed wejściem do Unii była dyktaturą, teraz jest silną demokracją. Wielka Brytania w czasie swojego członkostwa rozwiązała sytuację w Irlandii Północnej – to Unia stworzyła przestrzeń, w której Brytyjczycy i Irlandczycy mogli się spotkać i dojść do porozumienia jako europejscy partnerzy. Unia pomogła nam gospodarczo. A teraz dowiadujemy się, że to wszystko nieprawda. To fałszywe wnioski.

Czy jest zatem coś, za czym Brytyjczycy będą tęsknić po opuszczeniu Wspólnoty?

To zależy od tego, jakie będą warunki wyjścia. Jeśli będzie to tzw. twardy Brexit, to tych rzeczy będzie całkiem sporo... No i oczywiście zwolennicy pozostania w Unii będą się czuli najbardziej przez to dotknięci. Natomiast jeśli chodzi o zwolenników Brexitu, to w mojej opinii są dwie główne grupy. Jedna to angielscy konserwatywni wyborcy na południu, którzy nigdy nie przepadali za Unią. To dość zamożna grupa i ona sobie poradzi w nowej rzeczywistości. Może nawet będzie się jej wiodło lepiej.

Drugą potężną grupą, która opowiedziała się za wyjściem z Unii, są ubodzy mieszkańcy, szczególnie północnej Anglii. Zagłosowali, bo uwierzyli, że po zerwaniu z Brukselą będzie więcej pieniędzy dla służby zdrowia, więcej swobody gospodarczej itd. I to oni mogą teraz naprawdę ucierpieć, bo jeśli Brytania ma przetrwać poza wspólnym rynkiem, to musi się bardziej otworzyć na światową gospodarkę. Będzie więcej konkurencji, pensje pójdą w dół, niewykwalifikowani pracownicy mogą stracić pracę. Myślę więc, że oni mogą naprawdę zatęsknić za Unią.

No i jest jeszcze jedna grupa wysokiego ryzyka – to Brytyjczycy, którzy mieszkają na kontynencie, np. brytyjscy emeryci w Hiszpanii.
W czasie kampanii przed referendum było wiele obietnic, teraz przyjdzie twarda rzeczywistość. ©℗

RICHARD WASHINGTON jest brytyjskim historykiem i politologiem. W Wielkiej Brytanii prowadził samorządowe kampanie wyborcze. W Polsce ukończył studia w Kolegium Europejskim w Natolinie, gdzie teraz pracuje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2017