Jesień Kaszubów

Rok 1956 przyniósł oddolne próby tworzenia organizacji regionalnych na Mazurach, Śląsku Opolskim i Kaszubach: miały one umożliwić "ludności miejscowej wyrażenie ich nadziei i domagać się sprawiedliwego traktowania. Udało się tylko Kaszubom.

26.10.2006

Czyta się kilka minut

Ruch kaszubsko-pomorski ma tradycje sięgające XIX w., choć charakter masowy zyskał właśnie pół wieku temu. Jeszcze w czasach zaboru pruskiego Młodokaszubi pod wodzą Aleksandra Majkowskiego odwoływali się do kultury ojców, by ratować ziomków przed germanizacją. W odrodzonej II Rzeczypospolitej wielu zasiliło administrację polską na Pomorzu. Ich koledzy młodsi o jedno pokolenie, nazywani Zrzeszeńcami, mieli bardziej radykalny program, przesadnie nazywany "separatystycznym", choć był on jedynie reakcją na zaniedbania i nadużycia młodego państwa polskiego.

O ile jednak II RP zostawiła Kaszubów samych sobie, dzięki czemu zdołali wykształcić elitę, jakiej nie posiadali wcześniej (nie licząc średniowiecza), o tyle Polska komunistyczna miała program bardziej ambitny: sprawić, by nazwa "Kaszubi" była terminem wyłącznie historycznym.

Bilans II wojny światowej wypadł na Kaszubach tragicznie: elita została przetrzebiona. Niemcy potraktowali w 1939 r. tzw. "korytarz" jako swoje "ziemie odzyskane": każdy, kogo przodkowie urodzili się tu przed 1920 r., był w myśl hitlerowskiego prawa Niemcem. Odmowa podpisania volkslisty oznaczała skierowanie do obozu koncentracyjnego Stutthof, podpisanie - często śmierć na froncie za cudzą sprawę. Dla mężczyzn istniała "trzecia droga": służba w podziemnej armii, "Gryfie Pomorskim". Ci, którzy ją wybrali, doczekali się po wojnie "nagrody" za trwanie przy polskości. Jak ostatni komendant "Gryfa" Augustyn Westphal, którego Urząd Bezpieczeństwa aresztował pod sfabrykowanym zarzutem kolaboracji z Niemcami. Bestialsko torturowany zmarł w 1947 r. wkrótce po zwolnieniu.

Niecałe dwa lata wcześniej Westphal był jednym z liderów I Kongresu Kaszubskiego w Wejherowie (styczeń 1946 r.), na którym domagano się zgody na utworzenie organizacji kaszubskiej i usłyszano wiele życzliwych deklaracji władz. Śmierć Westphala była wyrazem ich rzeczywistych intencji. Kolejny, II Kongres Kaszubski, mógł odbyć się w Gdańsku dopiero w 1992 r.

"Celem zwalczania tendencji separatystycznych, [należy] unikać takich słów jak »Kaszub«, »Kaszubszczyzna«, używając w ich miejsce wyrazu ludność miejscowa" - tak zalecał już w lipcu 1949 r. Komitet Wojewódzki PZPR w Gdańsku. Okres stalinowski oznaczał na Kaszubach, choć nie tylko tam, wygaszenie aktywności społecznej nazywanej przez władze "separatyzmem". "Kaszubi byli zastraszeni. Część jednak prowadziła działalność ukrytą na płaszczyźnie prywatnej. Jej celem było przygotowanie się do organizacyjnego i programowego zjednoczenia ruchu kaszubsko--pomorskiego w nieokreślonej przyszłości. (...) Oficjalne spotkania były zabronione, korespondencja wysyłana więcej niż do trzech osób była działalnością agenturalną. Na zewnątrz trzeba było ukrywać myśli" - pisał Tadeusz Bolduan, zmarły niedawno publicysta kaszubski.

Nie znaczy to, że nic się nie działo. Ale działalność publiczna była reglamentowana do "bezpiecznej" sfery folkloru. Nieliczni działacze, z Bolduanem na czele, alarmowali na łamach prasy o nieludzkim traktowaniu luterańskich Kaszubów na Pomorzu Zachodnim (Słowińców) hurtem zaliczonych przez władze do Niemców. Publikacje te nie odniosły skutku. Niesprawiedliwość tamtego okresu dała się także we znaki kaszubskim rodzinom z bytowskiego i lęborskiego (powiatów, które przed wojną leżały w Rzeszy) i gdańszczanom, którzy za Hitlera cierpieli jako Polacken (Polaczki), a dla komunistów byli "Szwabami". Część z nich musiała przymusowo opuścić Polskę, inni zostali, doznając długo upokorzeń.

Klimat zmian politycznych na Pomorzu, wówczas eufemistycznie zwanym "Wybrzeżem", był wyczuwalny dla działaczy kaszubskich już od 1955 r. Wiodącą rolę odgrywał wśród nich urodzony w Toruniu Lech Bądkowski, żołnierz 1939 r., cichociemny, kawaler Virtuti Militari, pisarz. W 1980 r. został pierwszym rzecznikiem prasowym Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej. Dzięki kręgosłupowi moralnemu, sprecyzowanej wizji Pomorza, pasji polemicznej i ciętemu językowi nie raz udało mu się zalać sadła za skórę władzom PZPR.

Od czerwca 1956 r. w Gdańsku zaczął wychodzić dwutygodnik "Kontrasty". Już w pierwszym numerze ukazał się artykuł Jana Piepki i Izabelli Trojanowskiej "Przerwać zmowę milczenia", w którym autorzy domagali się ujawnienia prawdy o losach członków Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski" i wyjaśnienia przyczyn ich dyskryminacji. Szło nowe. Tematy dotąd zakazane stawały się przedmiotem publicznej dyskusji.

Inicjatywa utworzenia organizacji kaszubskiej wyszła pod koniec 1955 r. od Bernarda Szczęsnego - w czasie wojny komendanta Związku Walki Zbrojnej na powiat chojnicki, następnie więźnia Stutthofu; po wojnie był burmistrzem Wejherowa, z administracji państwowej został usunięty w 1951 r.

Rozmowy przygotowawcze prowadzili Kaszubi przez cały rok 1956. Na spotkania w Kartuzach i Gdyni przyjeżdżały osoby o odmiennych biografiach: od więźniów stalagów po byłych wehrmachtowców; bezpartyjni i partyjni; żarliwi katolicy i niewierzący (choć ci ostatni w mniejszości). Do tego dochodziły skrajnie odmienne wizje kaszubskości, różnice pokoleniowe i temperamenty. Nie wiadomo, jak ludzie, którzy później spierali się przez lata o to, czy kreskę nad "o" należy pisać z lewa na prawo, czy z prawa na lewo, zdołali się wtedy porozumieć. Ale udało im się.

Komitet Założycielski Zrzeszenia Kaszubskiego, które dziś nosi nazwę Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, ukonstytuował się 28 października 1956 r. na spotkaniu w Młodzieżowym Domu Kultury w Gdyni, w którym udział wzięło 32 działaczy. Na czele Komitetu stanął Bądkowski. 2 grudnia w Gdańsku odbył się I Walny Zjazd Delegatów, który uchwalił program i wybrał władze Zrzeszenia. Prezesem został Aleksander Arendt: były komendant TOW "Gryf Pomorski" i więzień Stutthofu. Utworzenie organizacji było możliwe nie tylko dzięki determinacji Kaszubów, ale i w związku ze zmianami kadrowymi, jakie po VIII Plenum PZPR zaszły w gdańskim Komitecie PZPR: Józef Machno, nowy I sekretarz, a dotąd pracownik Komitetu Centralnego, próbował zyskać sobie przychylność Kaszubów - dopóki było mu to potrzebne.

Na zjeździe założycielskim obecnych było 150 osób - a później nastąpiła erupcja wulkanu. Po roku istnienia Zrzeszenie liczyło 3 tys. członków, w 10 oddziałach i 51 kołach. Jednak jego siła tkwiła w umiejętności mobilizowania znacznie większych rzesz i sprawności organizacyjnej. Probierzem stała się uroczystość odsłonięcia pomnika poety Hieronima Derdowskiego we Wielu pod Chojnicami w czerwcu 1957 r. Na uroczystości obecny był marszałek Sejmu Czesław Wycech i kilka tysięcy Kaszubów, którzy dotarli na miejsce bez pomocy mediów: furmankami, rowerami, pieszo...

***

Władze zrozumiały, że mają do czynienia z potężną siłą i zaczęły dokręcać śrubę. Zrzeszenie przestało być kokietowane, traktowano je jako przeciwnika, co znalazło wyraz w epitecie "bękart Października".

Sami Kaszubi zrozumieli to jeszcze wcześniej. W styczniu 1957 r. Bądkowski pisał do Bolduana, przebywającego w Warszawie: "Nie ulega dla mnie wątpliwości, że dziś Zrzeszenie by nie powstało. Są głosy, co z nim zrobić, żeby jakoś się go bez szumu pozbyć". Prób zniszczenia Zrzeszenia miało być w jeszcze w historii PRL wiele.

Jubileuszowy Walny Zjazd odbędzie się w Gdańsku w grudniu tego roku. Spotkają się na nim Kaszubi z urodzenia i z wyboru, członkowie różnych partii i bezpartyjni. Prócz okrągłych zdań padną pewnie gorzkie słowa. Po czym wszyscy podadzą sobie dłonie i rozjadą się do domów, by zabrać się do pracy - dlô kaszëbiznë.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (44/2006)