Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O ile święta Bożego Narodzenia przeżywamy głównie w domu, a centralnym momentem jest wieczerza wigilijna, Wielkanoc „dzieje się” zasadniczo w przestrzeni kościoła. Jej liturgiczne świętowanie – Triduum Paschalne – rozpisane jest na kilka dni. Obejmuje Mszę Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek, Liturgię Męki Pańskiej w Wielki Piątek oraz Wigilię Paschalną, którą powinno się celebrować w nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę Zmartwychwstania.
Jedna liturgia – jedna Tajemnica
Nie są to trzy odrębne nabożeństwa – lecz jedna celebracja. Rozpoczyna się znakiem krzyża na początku wieczornej mszy w Wielki Czwartek. Ta jednak nie kończy się błogosławieństwem i rozesłaniem wiernych. Zakończenia nie ma też wielkopiątkowa Liturgia Męki Pańskiej. Tej ostatniej nie rozpoczynamy – podobnie jak i Wigilii Paschalnej – znakiem krzyża. W Wielki Piątek celebransi w milczeniu wchodzą do kościoła i padają na twarz przed obnażonym ołtarzem. W Noc Paschalną rozpalamy i święcimy ogień. Liturgia świętych Trzech Dni trwa bez przerwy. To tylko my wychodzimy i wchodzimy w jej rzeczywistość. Jedność celebracji ma być wyrazem jedności Tajemnicy, którą wyrażają – jedności życia i śmierci, a właściwie śmierci-i-Życia.
W świętowaniu Wielkanocy często umyka nam pierwszy akt Triduum – Wielki Czwartek. W ten dzień najczęściej pracujemy, krzątamy się, przygotowując Święta. Msza Wieczerzy Pańskiej nie może się też równać w swojej dramaturgii z liturgią dni następnych.
A jednak – nie przez przypadek wszystko zaczyna się od tej wieczerzy i od tych znaków. Nie przez przypadek chrześcijaństwo od samych swych początków świętowało Tajemnicę Paschalną, gromadząc się co tydzień na niedzielnej Eucharystii. Jak pokazują teksty Ewangelii odnoszące się do dni po zmartwychwstaniu – właśnie te symbole sprawiają, że historia tamtych dni w Jerozolimie staje się rzeczywistością naszego życia. „Łamanie chleba” jest i dla nas – jak dla uczniów z Emaus – uprzywilejowanym czasem i miejscem rozpoznawania Zmartwychwstałego. Jezus, przez to, co zrobił w tamten wieczór, otworzył przed nami bardzo konkretną, choć symboliczną perspektywę patrzenia na wydarzenia następnych dni.
Znaki
Gromadzimy się wokół stołu, ołtarza. To wskazówka, że nasza tożsamość tworzy się w odniesieniu do „ty” i że w tym „pomiędzy” zamieszkał i prześwituje Bóg. Relacje między ludźmi są Jego ciałem.
Na stole kładziemy chleb i wino. Nie chodzi tu tylko o końcowy „produkt”, lecz o całą historię. Siew ziarna, oporządzanie winnicy. Niepewność czekania na owoce i plony. Zbiory w upale. Trud mielenia mąki, nieprzespane noce przy chlebowym piecu. Czas, gdy wino dojrzewa. Całe nasze życie.
Historia wina i chleba jest zaś historią paschalną. Procesem przemiany. Ziarno musi obumrzeć, by przynieść plon. Potem zostać zmielone. Gdy stanie się ciastem, przechodzi przez ogień. Winne grona czeka tłocznia. I powolne przeobrażenie w kadzi. Ze śmierci życie. Z ciemności światło.
Wraz z chlebem i winem każdy kładzie swoje własne życie na wspólnym stole. Tylko wówczas, gdy modlimy się razem, wspólnie wzywając Imię, On przemienia nasze życie w swoją krew i swoje ciało. Oddajemy to, co do życia konieczne – chleb nasz powszedni. Oddajemy radość życia – wino, co „rozwesela serce” (por. Ps 104, 15).
Pascha – znaczy „przejście”. Czas płynie, życie przechodzi, w każdej chwili ucieka w przeszłość. Kto chce swoje życie zachować – ten je straci. Otwierają się zatem przed nami dwie drogi. Droga kurczowego trzymania tego, co i tak się wymyka, ulatuje w pustą przeszłość. I droga oddawania, kładzenia „pomiędzy”, pośród innych – na której Pan tworzy z nich wspólną przestrzeń, dom, swoje Ciało.
Nic w zamian
Patrząc z boku, nie widać, byśmy coś zyskiwali: przynosimy chleb i wino, dostajemy chleb i wino. Prośba o coś innego jest nie na miejscu. Niewiele tu (jeśli w ogóle jakieś są) emocjonalnych uniesień. Znaki odzwierciedlają rzeczywistość. Oddajemy życie, dostajemy życie. Z zewnątrz, może się wydawać, nic się nie zmienia. Jak chorowaliśmy, tak chorujemy. Konflikty rodzinne wciąż się zdarzają. Przyszłość jest niepewna, praca męcząca i nie przynosi więcej pieniędzy. Dzieciństwo, młodość, dojrzałość, starość – koło toczy się dalej.
A jednak: święta paschalne są świętami przemiany, choć powierzchnia świata wygląda po Passze tak samo jak przed nią. Ze śmierci rodzi się życie. Uwolnione z więzów własnego punktu przeżywania. Wolne, bezinteresowne, dziękujące. Jego chleb powszedni – to Ciało Boga. Wino jego świąt – to Boska Krew. Boskie są zwykłe chwile. Boska – upojna radość. Wolność od umarłego ego daje trzeźwą jasność widzenia codzienności wraz z nutą ekstazy. Zamiast czegoś – Boskie Nic. Nic więcej nie trzeba.
Ułomność świata i znaków
Idziemy przecież w nieznane. Znaki wskazują drogę. Trudniej się wędruje, gdy z ludzkiej winy stają się niewyraźne.
Choćby to: mało kto może przynieść na liturgię swój chleb i swoje wino – znajdują się one „na wyposażeniu” kościoła; trudno zatem zobaczyć w nich własne życie. Albo celebrans mówi: „Bierzcie i jedzcie, bierzcie i pijcie z niego [tj. z kielicha] wszyscy” – lecz pije sam, innym rozdaje tylko chleb. Jak gdyby liczyła się tylko zwykła, codzienna strona wiary, jak gdyby odmówiony był nam dostęp do świętego upojenia. A i sam chleb dostajemy najczęściej nie ten, który leżał na ołtarzu, lecz wyjęty z przechowywanego „zapasu”. Ołtarz? Trudno powiedzieć, by był pośrodku wspólnoty. Wygląda raczej, w większości naszych kościołów, jak umieszczony na scenie, na której grupa wybranych odgrywa dla innych przedstawienie.
Takie zniekształcenia znaków Eucharystii mówią sporo o prawniczym formalizmie („co konieczne, by msza była ważna”), o braku realnej wspólnoty. Niektórych to wszystko uwiera i boli, innym tylko nie pozwala zobaczyć sensu znaków, doświadczyć ich mocy.
Paradoksalnie jednak – to właśnie jest rzeczywistość Paschy. Czyż bowiem Bóg nie wchodzi w tę właśnie niedoskonałość moją, naszą i świata? Ona prowadzi Go do Życia przez krzyż. My chcielibyśmy, by znaki były doskonałe. By doskonali byli inni i świat. Byłoby nam łatwiej. Gdy świat i inni nie są tacy, jak byśmy chcieli – rodzi się w nas pokusa osądu, odrzucenia, wycofania.
Może być tak, że pragnienie idealnego Kościoła, nigdy nas nie raniącego, mówiącego do nas przez nigdy nie zniekształcone znaki, stwarzającego nam doskonałe warunki duchowego rozwoju – to przebranie naszego ego, którego tak naprawdę – okłamując innych, a może i siebie – nie pochowaliśmy w Jego śmierci.
Celebracją Paschy jest więc też przyjęcie za własny niedoskonałego Kościoła i świata. Oddanie swojego życia na wspólny ołtarz, bez gwarancji, że będzie przyjęte przez nasze siostry i braci z odpowiednią wdzięcznością i szacunkiem. „Zawsze za wszystko dziękujcie (eucharistuntes)” (Ef 5, 20) – mówi święty Paweł. Dobrze wiedział, jaki jest świat. Odkrył, że z przyjętego z wdzięcznością rodzi się Życie.