Jak w rodzinie

Dwanaście domków. Niby wszystkie identyczne, lecz każdy inny. Oto historia jednego z nich.

16.06.2014

Czyta się kilka minut

Odrabianie lekcji pod okiem Wioletty Lewandowskiej, Mamy SOS w Wiosce Dziecięcej w Siedlcach / Fot. MATERIAŁY PRASOWE
Odrabianie lekcji pod okiem Wioletty Lewandowskiej, Mamy SOS w Wiosce Dziecięcej w Siedlcach / Fot. MATERIAŁY PRASOWE

Pamięta pierwsze spotkanie. W domu dziecka. Gdy zobaczyła dzieci: Mateuszka (2,5 roku), Dominika (3,5, duże oczy, wszędzie go było pełno) i ciut starszego Łukasza (spokojny i cichy, znów te ogromne oczy). – Wciąż ma takie. A gdy troszkę kłamie, to dopiero robią się wielkie – mówi.

Tylko Marek, najstarszy z braci, stał z boku i przyglądał się Wioletcie, Mamie SOS. Był w końcu „ojcem”. To przezwisko chłopców, którzy, wobec braku rodziców, przejmują odpowiedzialność za młodszych. Nawet jeśli mają, jak wtedy Marek, 6 lat.

Pamięta pierwsze daty. Tamto spotkanie: 8 grudnia. 12 grudnia: chłopcy z wizytą w jej domku. Wieczorem wychowawca zapytał dzieci: „Chcielibyście zamieszkać z ciocią Wiolą?”. „Tak”. „Na pewno?”. „Taaak!”. Potakiwał nawet Marek.

16 grudnia o 10.00 rano pod domek podjechał samochód z dziećmi.

Wioletta: – Ich opiekun miał karton, było w nim trochę rzeczy. Pamiętam, powiedział: „Proszę im zdjąć kurtki i buty. Są do zwrotu”.

Ale mamy z sąsiednich domków wiedziały wcześniej, że do „trójki” przyjeżdżają dzieci. I przyniosły chłopcom ubrania.

Praca i życie

Przedmieścia Siedlec. Dwanaście ładnych, jednopiętrowych domków. Alejki zadbane, trawniki równe, drzewka – świeżo posadzone. To jedna z czterech SOS Wiosek Dziecięcych w Polsce. Pozostałe zbudowano w Biłgoraju, Kraśniku i pomorskim Karlinie.

Mieszka tu ponad 70 dzieci. Ich mamy i ojcowie zostali pozbawieni władzy rodzicielskiej lub mają ją ograniczoną. Dzieci utrzymują kontakt z rodzinami. Jeśli zniknie źródło zagrożenia (np. alkoholizm, przemoc domowa), mogą do nich wrócić, choć zdarza się to rzadko. Ale w Wiosce mieszkają z przybranymi mamami. Mamami SOS.

– Wszystkie domki są takie same, wszystkie odmienne. W każdym inny zapach, wystrój i i zasady – mówi Jarosław Świerczewski, dyrektor siedleckiej Wioski Dziecięcej. Do jego zadań należy ocena potrzeb domków, rozsądne wydawanie pieniędzy. Tylko część środków na utrzymanie dzieci przysyłają powiaty, z których pochodzą. Resztę musi zdobyć Stowarzyszenie. Ostatnio, dzięki sponsorowi, powstał nowy plac zabaw.

– Życie w Wiosce polega na łączeniu dwóch ról: opieki nad dzieckiem oraz funkcjonowania w ramach instytucji. Wszystko, co służy dzieciom, leży w gestii Rodziców SOS. Standardy wychowania, finansowanie oraz współpracę z rodzinami pochodzenia dzieci ustalamy już wspólnie – tłumaczy dyrektor, który raz w roku siada z każdą z wioskowych mam, aby zastanowić się, nad przyszłością jej domku. Mama najlepiej zna potrzeby. Sama deklaruje: za rok będę mogła przyjąć następne dzieci.

Wioskowe dzieci chodzą do przedszkoli i szkół w Siedlcach. Starsze mają w mieście przyjaciół. Wioska organizuje im wycieczki, pikniki rodzinne, a raz do roku – swoje święto. Wtedy na trawnikach przed domkami można spotkać wszystkie „ciocie” i „wujków”, którzy pomagają na co dzień. Bo gdy w domku mieszka siódemka dzieci, samo odrobienie lekcji jest wyzwaniem.

Gdy rośnie się szybciej

Chłopcy na początku fruwali do góry, na piętro. Tam mieli pokoje. A mały Dominik – prysznic. Ciągle pod niego wbiegał, czasem w kapciach, nie mógł się nim nacieszyć.

Potem zaczęli fruwać po kuchni.

Wioletta: – Chłopcy pierwszy raz zobaczyli palnik gazowy. W domu dziecka opiekunki przynosiły im gotowe posiłki. Nigdy nie widzieli gotującej się w czajniku wody albo tego, jak na desce kroi się mięso. A u mnie: szał ciekawości. Te ich ręce, małe jeszcze, były wszędzie. Chłopcy na palcach, w podskokach, byle wszystkiego dotknąć.

Szybko nauczyli się podstaw: je się przy stole, wcześniej myje się ręce. Kiedy rok później, znów w grudniu („znów pod choinkę” – śmieje się Wioletta), do „trójki” trafiło kolejne rodzeństwo, byli już gospodarzami.

„Nowi” przyjechali do Wioski z jednego z domów dziecka w kujawsko-pomorskim. Było ich troje. – Brajan to żywe srebro, drugi Dominik – typ obserwatora. I jedyna dziewczynka – wymienia Wioletta.

Nikola, choć miała wtedy 5 lat, była szczupła i niepozorna. Dopiero w Wiosce wystrzeliła do góry. Dziś jest dość wysoka.

Jest taka teoria, że dzieci muszą mieć dla kogo rosnąć.

Daleko od szosy

Wioska Dziecięca to jednak coś więcej niż… sama wioska. Tylko w okolicach Siedlec z pomocy Programu Umacniania Rodziny – kolejnego projektu Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce – korzysta ponad 300 dzieci i rodziców ze wsi Trzciniec, Grala-Dąbrowizna i Nowaki. Program zapewnia wsparcie socjalne, prowadzi świetlice środowiskowe, w których najmłodsi rozwijają pasje i talenty.

Na Mariolę Pisarzak i jej koleżanki, które pracują w tych trzech wsiach, mówią w Siedlcach: „siłaczki”. W wielu domach, które odwiedzają, panuje bieda, niektóre są dotknięte problemem alkoholowym. Potrzeba więc siły – po to, aby samemu się nie poddać, a rodzicom zaszczepić chęć zmian. Czy się udaje?

– Jeden z wychowanków, który lubi grać w piłkę, oznajmił mi ostatnio: „Dziś gram tylko w zbijaka. Bo gdy tata po raz trzeci sklejał mi buty, to powiedział, że jak jeszcze raz kopnę piłkę tak mocno, że znów się rozlecą, już mi ich nie naprawi” – opowiada Mariola, pedagog i logopeda (szczęśliwie znalazł się sponsor, który kupił chłopcu nowe buty). – Rodziców uczymy podstaw. A dzieci chwalimy za najmniejsze sukcesy. Bo tak trzeba.

Myśli o mamie

Pierwsze rodzeństwo – to od opiekuna z kartonowym pudłem – państwo odebrało rodzicom, gdy najmłodszy Mateuszek miał ledwie miesiąc. Tak małe dzieci nie mają jeszcze wielu traumatycznych przeżyć.

– Chciałam dostać jak najmłodsze. Wiedziałam, że takie szybciej zaakceptują moją biologiczną córkę, z którą przyjechałam do Wioski Dziecięcej. Dla młodszych łatwiej jest też wprowadzić nowe reguły – mówi Wioletta.

Ale z Nikolą, Brajanem i „dużym Dominikiem” – było inaczej. Oni wiedzieli, że w ich biologicznej rodzinie dzieje się źle. Do domu dziecka trafili, bo ich matka nie radziła sobie z domem. Dzieci chodziły do szkoły w kratkę, głodne, zaniedbane.

Jednak zanim tak się stało, Dominik krył swoją mamę. Nikomu nie mówił, że bywał głodny, że odbierał telefony od ludzi z zewnątrz udając dorosłego. Nie poddawał się.

Wioletta: – Najbardziej martwił się o mamę. Jest tak do tej pory. Tyle tylko, że teraz już więcej rozumie. Często mi mówi: chciałbym już mieć jakiś zawód.

Jeden krok do dorosłości

Być może za parę lat, gdy będą starszymi nastolatkami, dzieci z „trójki” przeniosą się do jednego z mieszkań w bloku na przedmieściach Siedlec.

Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce prowadzi tu Młodzieżową Wspólnotę Mieszkaniową SOS, w której mieszka jedenaścioro młodych w wieku od 16 do 25 lat. Przygotowują się do samodzielnego życia. Są już bardziej samodzielne: same wstają, organizują sobie wolny czas. W ciągu siedmiu lat działania Wspólnoty opuściło ją już 38 osób – dziś wszystkie żyją samodzielnie.

Być może dziećmi od Wioletty będzie się opiekował Tomasz Wrzosek, dyrektor Wspólnoty. Zawsze otwarty i uśmiechnięty, lubi opowiadać o swoich wychowankach – i wypuszczaniu ich w dorosłość:

– Prowadzę zapiski o tym, jak im się powodzi. Byłem już na weselu jednego z naszych podopiecznych. Dzięki współpracy z hotelem Marriott dwie dziewczyny trafiły na staż do Warszawy, znalazły pracę. Mamy studenta, mamy przyszłego informatyka…

Mają też sportsmenkę. Natalia powiesiła na ścianach swojego pokoju plakaty z Justinem Bieberem. Ale nie one są najważniejsze, lecz pęk medali. Dziewczyna trenuje biegi sprinterskie. Była dziewiąta na 200 metrów w mistrzostwach Polski i pierwsza w mistrzostwach Mazowsza. Jest w kadrze Polski juniorów, jeździ na zgrupowania.

Tomasz Wrzosek: – Traf chciał, że wszyscy nasi wychowawcy mają zacięcie sportowe. Biegamy z dzieciakami. Staramy się też integrować z innymi mieszkańcami osiedla. To pozbieramy śmieci, to wystawimy piłkarzyki i zaprosimy sąsiadów, aby z nami pograli. Chcieliśmy też z nimi biegać – czekamy na chętnych.

Wioletta Lewandowska trafiła do Siedlec trzy lata temu. Ulotkę podrzucił jej znajomy. Pracowała wtedy w domu pomocy społecznej w Bydgoszczy, z dziećmi upośledzonymi. Jej córka szła do gimnazjum. – To był moment na zmianę. Czułam, że mogę wychować kolejne dzieci. We własnym domu też miałam tłoczno: rodzeństwa aż trzynaścioro – śmieje się.

Rekrutacja trwała kilka miesięcy. I znów te daty. Im bliżej przeprowadzki, tym dokładniej pamięta: że ta ulotka i decyzja – to wczesna wiosna; rozmowy i testy w Warszawie – maj; wolontariat w Wiosce – czerwiec. 21 sierpnia, razem z córką, zamieszkała w Siedlcach na stałe.

I to pierwsze spotkanie z dziećmi, 8 grudnia. Radości tyle, że chętnie opowiedziałaby o nim jeszcze raz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2014

Artykuł pochodzi z dodatku „SOS Wioski Dziecięce