Jak przekonać większość

Katarzyna Jaśko, badaczka aktywizmu: Trudno znaleźć „właściwą” metodę protestowania. Aktywiści domagają się zmiany, a ona jest trudna, bo wymaga przyznania, że świat jest niesprawiedliwy.

09.08.2020

Czyta się kilka minut

"Nigdy nie bedziesz sama" - manifestacja solidarności z zatrzymaną aktywistką Margot w Lublinie, 9 sierpnia 2020 r. / Fot. Krzysztof Radzki / East News /
"Nigdy nie bedziesz sama" - manifestacja solidarności z zatrzymaną aktywistką Margot w Lublinie, 9 sierpnia 2020 r. / Fot. Krzysztof Radzki / East News /

Monika Ochędowska: „Zostałyśmy uznane za organizację terrorystyczną” – mówią aktywistki z kolektywu Stop Bzdurom. Czy powieszenie tęczowej flagi na pomniku Chrystusa przed bazyliką św. Krzyża w Warszawie rzeczywiście było aktem przemocy?

Katarzyna Jaśko: Nikt nie ucierpiał fizycznie. Celem nie było zastraszenie społeczeństwa. Jednocześnie była to na pewno bardziej radykalna forma aktywizmu niż standardowe demonstracje.

Definicja radykalizmu politycznego zależy od panujących w społeczeństwie norm. Zachowanie, które jest uważane za ekstremalne w jednym kontekście społecznym lub okresie historycznym, może być akceptowane w innych warunkach. Percepcja tego protestu jako radykalnego więcej mówi o normach panujących w społeczeństwie niż o samym proteście.

A co mówi?

Na radykalne działania decydujemy się, im bardziej zależy nam na jakiejś sprawie i w im mniejszym stopniu jesteśmy przekonane, że uda się nam osiągnąć nasze cele w inny, mniej ekstremalny sposób. Także wtedy, kiedy czujemy, że naruszane są nasze wartości moralne, chętniej zaakceptujemy radykalne rozwiązania w celu ich obrony. Szczególnie, jeśli towarzyszą temu oburzenie i gniew. Osoby, które mają poczucie dużej krzywdy i niesprawiedliwości, są bardziej skłonne do sięgania po radykalne środki. Podobnie się dzieje, gdy jakaś grupa jest dehumanizowana, dyskryminowana i upokarzana. Z taką właśnie tendencją mamy obecnie do czynienia w Polsce wobec osób LGBT+.


Czytaj także komentarz Pawła Bravo: Wiele okoliczności sprawy aresztowania aktywistki Margot każe się obawiać, że prokuratura nadużyła wniosku o areszt tymczasowy jako środka de facto represji, co zdarza się w Polsce nagminnie także w sprawach neutralnych obyczajowo. 


 

„Nie przyszło nam do głowy, że pokojowa forma manifestacji jest w stanie obudzić tak dużo tak negatywnych uczuć” – to także słowa aktywistek.

Trudno znaleźć „właściwą” metodę protestowania. Aktywiści domagają się zmiany, a ona jest trudna m.in. dlatego, że wymaga od nas przyznania, że świat jest niesprawiedliwy. To psychologicznie wymagające. Ale oceny działań aktywistów zmieniają się w czasie. Martin Luther King, obecnie niekwestionowana ikona ruchu praw obywatelskich, w swoich czasach nazywany był ekstremistą. Jego protesty w 1961 r. popierało mniej niż 25 proc. Amerykanów.

Do niedawna w Stanach Zjednoczonych toczyły się gorące dyskusje na temat tego, czy klękanie w czasie hymnu przez futbolistę Colina Kaepernicka jest obraźliwe i niepatriotyczne.

Przypomnijmy: cztery lata temu w ten sposób sportowiec wyraził sprzeciw wobec dyskryminacji rasowej i brutalności policji. Mocno zezłościł Donalda Trumpa i szybko przestał grać w lidze NFL.

Wielu odsunęło się od niego. Dziś, po śmierci George’a Floyda, w sytuacji wielotysięcznych protestów i powszechnej refleksji nad problemem systemowego rasizmu, na który Kaepernick zwracał uwagę, coraz więcej osób zaczyna jego metody sprzeciwu legitymizować. A nawet –publicznie żałować, że nie zrobiło tego wcześniej. O ile w 2016 r. mniej niż jedna trzecia Amerykanów uważała, że jest to dopuszczalna forma protestu, teraz jest to już ponad połowa.

Przykład Kaepernicka pokazuje, że kontrowersyjne formy protestu w sytuacji, w której ludzie zaczynają dostrzegać moralną wartość sprawy, mogą się okazać efektywne. Takie poświęcenie to sygnał dla innych: nasza sprawa jest ważna.


Czytaj także: Hierarchia lęków - rozmowa z Michałem Bilewiczem


 

Jeśli widzimy wobec tego, że aktywistki są gotowe wiele poświęcić, że ryzykują aresztowaniem, ich protesty – w dłuższej perspektywie czasu – mogą się okazać bardziej znaczące, niż nam się dziś wydaje. Badania potwierdzają, że mniejszość może przekonać większość, jeśli jest w swoich działaniach spójna i konsekwentna.

Kilka dni później gest kolektywu Stop Bzdurom powtórzyła prof. Magdalena Pecul-Kudelska. „Chcę sprawdzić, czy policja i prokuratura będzie za ten sam czyn ścigać mnie: heteronormatywną panią profesor w średnim wieku” – napisała w manifeście.

Użycie siły przez policję w stosunku do pokojowych aktywistów zwiększa poparcie dla tych ostatnich. Takie okoliczności budzą sympatię i współczucie, bo łatwiej jest dostrzec krzywdę i dysproporcję siły pomiędzy uzbrojonym aparatem państwa a bezbronną grupą. Dodatkowo, co nie jest bez znaczenia dla zmiany opinii publicznej, takie sytuacje dłużej wzbudzają zainteresowanie mediów.

Zainteresowanie i pozytywne emocje wzbudzają w ogóle kreatywne formy aktywizmu. Serbski ruch Otpor używał humoru i satyry w walce z reżimem Slobodana Miloševicia. Polskim przykładem są akcje Pomarańczowej Alternatywy. Pozytywne emocje są ważne także dlatego, że pozwalają aktywistom podtrzymać zaangażowanie, kiedy sytuacja jest trudna i szanse sukcesu nie przedstawiają się optymistycznie.

Humoru od aktywistek domagał się szef sztabu wyborczego Roberta Biedronia, Tomasz Trela, który uznał, że aktywistki powinna „wyłapać policja” – tak się rzeczywiście stało kilka dni później (wtedy Trela przeprosił na Twitterze). „Jestem zwolennikiem happeningów, które mają dobry smak i pewien dystans” – powiedział portalowi tvp.info, dodając, że środowisko osób LGBT, które jest „uśmiechnięte, otwarte i wykształcone”, nie zdecydowałoby się na taki krok.

W przeszłości różne formy legalnych protestów odrzucano jako naruszające „dobry smak”, niestosowne, obraźliwe. Często kryje się za tym niezgoda na przyznanie, że problem w ogóle występuje. Ale nawet osoby walczące na rzecz tej samej sprawy i zgadzające się co do celów, o które walczą, różnią się w ocenie doboru środków. Oś podziału przebiega właśnie wokół tego, jak bardzo radykalne powinny być działania.

Ruchy społeczne są zróżnicowane i zwykle można wskazać w nich radykalną – zazwyczaj mniej liczebną – flankę i umiarkowane centrum. Z jednej strony mieliśmy np. wspomnianego już Martina Luthera Kinga, z drugiej – Malcolma X. Lęk przed tym, że „radykalni” bardziej zaszkodzą, niż pomogą sprawie, ma podstawy. Taka grupa może ściągnąć na siebie uwagę społeczną i sprawić, że ludzie będą mówić do „umiarkowanych”: „Wszyscy jesteście tacy jak oni”.

Co się wtedy dzieje?

Może spaść poparcie dla całego ruchu. Z drugiej strony może być tak, że ludzie skontrastują ze sobą obie podgrupy, na czym „umiarkowani” potencjalnie mogliby zyskać. Radykalna flanka może działać jak ostrzeżenie dla uprzywilejowanych grup, które nie chcą zrezygnować ze swojej pozycji: albo zaczniecie współpracować z „umiarkowanymi”, albo będziecie musieli radzić sobie z nami. Bez Malcolma X prawdopodobnie to Martin Luter King wyglądałby na radykała. Jest to jednak dość ryzykowna strategia.

Ale jeśli nie radykalna flanka, to kto?

Czasem wsparcie przychodzi od innej dyskryminowanej grupy. W latach 80. gejowski aktywista Mark Ashton obejrzał relację ze strajku górników, który nie przynosił efektów, i postanowił spontanicznie zorganizować zbiórkę pieniędzy podczas parady w Londynie. Dało to początek działaniu grupy Lesbijki i Geje Wspierający Górników. Z czasem grupy nawiązały współpracę, sojusz oparty na solidarności. Pomoc udzielona górnikom „wróciła” do społeczności LGBT+.

Ta historia, opowiedziana przez Matthew Warchusa w filmie „Dumni i wściekli” (2014), pokazuje, że łatwiej działamy na rzecz innych, kiedy nasze własne doświadczenia pomagają nam zrozumieć perspektywę grupy dyskryminowanej. Potwierdzają to również badania eksperymentalne, w których badacze David Broockman i Joshua Kalla pokazali, że 10-minutowa interwencja zachęcająca ludzi do refleksji nad sytuacją, w której same były traktowane negatywnie z powodu swojej odmienności, pozwoliła zredukować ich uprzedzenia wobec osób transpłciowych.

Poproszę o przykłady!

W Stanach Zjednoczonych na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza dokonała się duża zmiana w postrzeganiu małżeństw jednopłciowych. Jest to największa zmiana opinii w jakiejkolwiek sprawie społecznej od czasu, gdy w ogóle zaczęto badać opinię publiczną w tym kraju. Jednym z powodów był częstszy bezpośredni kontakt – czyli wzrost liczby osób, które w tym czasie zaczęły orientować się, że geje i lesbijki to nie abstrakcyjna grupa, ale przyjaciele, sąsiadki, członkowie rodziny i koleżanki z pracy.

Pozytywne postawy uzyskanych w ten sposób sojuszników przekładają się na chęć działania na rzecz osób LGBT+, chęć pomocy i reagowania w codziennych sytuacjach, w których ktoś je krzywdzi. Słowem: nie muszę się uważać za aktywistkę, żeby nie zgadzać się na to, by ktoś obrażał moją koleżankę, i żebym chciała reagować, gdy ktoś to robi.

Dawid Wojtyczka umieścił ostatnio w mediach społecznościowych poradnik, jak być dobrym sojusznikiem i sojuszniczką osób LGBT+. Zawiera on konkretne wskazówki, jak się zachować w sytuacjach, w których chcielibyśmy pomóc, ale nie wiemy, co zrobić. To ważne, ponieważ czasem wystarczą jedno lub dwa zdania, które możemy zapamiętać, by umieć szybko zareagować. Wysyłamy wtedy sygnał do sprawcy, ale i – co być może nawet ważniejsze – do niezaangażowanego otoczenia, że nie zgadzamy się na homofobię. Tak może działać również nakładka na zdjęcie profilowe na mediach społecznościowych, która potwierdza, że przy mnie osoby LGBT+ mogą czuć się bezpiecznie.

I to działa?

Jakaś część naszych znajomych na Facebooku być może zastanowi się, zanim wygłosi w naszym towarzystwie homofobiczne uwagi. A jeśli takich uwag publicznie nie wygłosi, inni ich nie usłyszą – a tym samym krzywdząca norma nie będzie się kształtowała. Oczywiście od samych postów na Facebooku problem nie zniknie.

Zamiast zaczynać od przekonywania zagorzałych przeciwników danej sprawy, czasem warto zacząć od mobilizowania do działania – nawet drobnego – jej sympatyków. Generalnie, im działania są prostsze, tym większa będzie grupa, która będzie gotowa je podjąć. Ludzie, którzy sympatyzują ze sprawą, będą gotowi je wykonać, bo nie będzie to od nich wymagało heroizmu.

Rozmawiała Monika Ochędowska

Dr Katarzyna Jaśko pracuje w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, jest współautorką książki „Walcz, protestuj, zmieniaj świat. Psychologia aktywizmu”.

 

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Od 2018 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, dziennikarka i redaktorka Działu Kultury, wydawczyni strony TygodnikPowszechny.pl. W 2019 r. nominowana do nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację książek i czytania w mediach drukowanych. Od… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2020