Jak przekonać telewidzów

Rozpoczynająca się właśnie kampania przed wyborami prezydenckimi może być nie tylko najbardziej intrygująca, ale i najbrudniejsza w historii Ukrainy.

21.01.2019

Czyta się kilka minut

Julia Tymoszenko na spotkaniu z sympatykami. Kijów, październik 2018 r. / STEPAN FRANKO / EPA / PAP
Julia Tymoszenko na spotkaniu z sympatykami. Kijów, październik 2018 r. / STEPAN FRANKO / EPA / PAP

Petro Poroszenko, prezydent Ukrainy, lubi powtarzać, że nigdy nie przegrał żadnej kampanii. I choć jego wystąpienia publiczne przypominają już wiece, wciąż publicznie nie potwierdził, czy będzie ubiegać się o reelekcję w wyborach 31 marca. Przyczyną zwłoki są niełaskawe i wywołujące lęk sondaże. Po czterech latach jego rządów 53-procentowe poparcie dla Poroszenki stopniało do 6-13 proc. (w zależności od sondaży).

Główna przyczyna spadku notowań tkwi w reformach – niektóre były społecznie bolesne, inne nie zdążyły przynieść efektów, jeszcze inne, jak choćby antykorupcyjna, zostały rozwodnione. Nie tylko żaden znany polityk czy oligarcha nie trafił za kraty za korupcję, ale w dodatku bliscy współpracownicy prezydenta przejęli najbardziej „dochodowe” segmenty państwowej gospodarki – energetykę i zbrojeniówkę. Jednak początek sondażowej jazdy w dół rozpoczął się rok temu, gdy Poroszenko – prezydent kraju w kryzysie gospodarczym, w stanie wojny z Rosją i ze zbiedniałym społeczeństwem nieustannie proszonym o zaciskanie pasa – wybrał się na tygodniowy urlop na Malediwy wart, jak podliczyli dziennikarze, pół miliona dolarów.

W każdym kadrze

Teraz Poroszenko nie popełnił tego samego błędu. Czas był zresztą szczególny. Między soborem zjednoczeniowym ukraińskich cerkwi prawosławnych (15 grudnia) a uzyskaniem przez nową Prawosławną Cerkiew Ukrainy tomosu z rąk patriarchy ekumenicznego Bartłomieja w Stambule (6 stycznia) prezydent skutecznie negocjował wybór zwierzchnika i był w kadrze niemal każdego zdjęcia z obu uroczystości. „Tomos” (słowo roku 2018 na Ukrainie) i „bezwiz” (uzyskanie ruchu bezwizowego z UE), kurs na Zachód, wzmocnienie roli języka ukraińskiego oraz rozbudowa armii to główny oręż Poroszenki w walce o serca wyborców. Jednak na razie próby przekierowania kampanii na te kwestie nie przynoszą rezultatów. Podobnie jak skrajna anty­rosyjskość i godnościowa retoryka o ukraińskiej przeszłości. Poroszence będzie łatwiej wygrać drugą turę, niż się do niej dostać.


Czytaj także: W domu mądrości Bożej - Tadeusz A. Olszański o jednoczeniu ukraińskiego prawosławia


Zagadką pozostaje bowiem nie tylko, kto wygra wyścig prezydencki, ale nawet kto dotrze do drugiej tury. Ukraińcy najwięcej szans dają albo kandydatowi spoza establishmentu, albo w ogóle nie chcą zdradzić, na kogo zagłosują (takich jest ponad 30 proc.). „Perspektywiczni” do niedawna kandydaci albo tracą ostatnio w rankingach (b. minister obrony Anatolij Hrycenko i rockman Sława Wakarczuk), albo zyskują konkurentów we własnych środowiskach. Głosy nacjonalistów rozproszą się między Rusłanem Koszulińskim ze Swobody i Andrijem Biłeckim z Korpusu Narodowego, choć i bez tego nie mogliby liczyć na więcej niż 4 proc. Z kolei sympatie elektoratu prorosyjsko-nostalgicznego rozdzielą się między Jurijem Bojką i Ołeksandrem Wiłkułem, reprezentantami dwóch konkurencyjnych grup oligarchicznych. Obecnie liczy się tylko troje polityków: komik Wołodymyr Zełenski i była premier Julia Tymoszenko, oboje cieszący się wyższym poparciem od trzeciego – Petra Poroszenki.

Zełenski: wybory czy promocja?

Od 2015 r. dla większości Ukraińców Zełenski to Wasyl Hołoborodko – prezydent Ukrainy z serialu „Sługa narodu”. Komik od dwóch sezonów wciela się w rolę skromnego nauczyciela historii, który jako głowa państwa broni słabych i ubogich, a gromi korupcję i oligarchię. Zasięg ma wielki – prawie 90 proc. Ukraińców przyznaje, że wiedzę o świecie czerpie z telewizji.

Zełenski korzysta na tym, że Poroszenko znudził się już obywatelom jako prezydent, a zaufanie do polityków jest niskie. Jest obietnicą spełnienia snu o polityce magicznej, w której – jak w serialu – człowiek z zewnątrz posiadł sprawczość dogłębnej i bezbolesnej sanacji państwa. Jego polityczna i gospodarcza ignorancja wcale nie musi być wadą, bo zbliża go do ludzi i dystansuje od znienawidzonych polityków. To, jakim politykiem jest Zełenski, pokazuje jego kampania: niepolityczna, nienachalna i dowcipna.

Częściowo wynika to z faktu, że jego partia polityczna Sługa Narodu funkcjonuje tylko na papierze. Jednak za żartem chowa się żelazna logika: jako kandydat nietypowy potrzebuje nietypowej kampanii. Tak więc skoro sztab tworzą bracia Szefir, przyjaciele i wspólnicy z firmy produkującej seriale i kabarety Zełenskiego, to i kampania prezydencka wpisuje się w akcję promocyjną nowego filmu z jego udziałem „Ja, ty, on, ona” (rekordowy box office w pierwszym tygodniu wyświetlania) i kolejnego sezonu „Sługi narodu” (na ekrany wejdzie dwa tygodnie przed pierwszą turą wyborów). Zgodnie z tą logiką Zełenski nie przedstawił programu, lecz o jego napisanie poprosił swoich fanów, start w wyborach obiecał zaś w materiale wyemitowanym 31 grudnia tuż przed północą w telewizji 1+1 – w czasie, gdy na innych kanałach prawdziwy prezydent składał tradycyjnie siermiężne życzenia noworoczne.

Właścicielem 1+1, który kupuje i emituje całą produkcję telewizyjną Zełenskiego, jest Ihor Kołomojski – jeden z nielicznych oligarchów skonfliktowanych z Poroszenką. Te związki mogą być dla aktora ciężarem, podobnie jak jego występy na zamkniętych imprezach innych oligarchów, a także zażyłe kontakty z otoczeniem oraz samym Wiktorem Janukowyczem. W odróżnieniu od poglądów: choć potępia agresję Rosji i wspiera konwoje z pomocą humanitarną dla Donbasu, jednocześnie krytykuje dekomunizację i zwiększenie zakresu używania języka ukraińskiego, postuluje podejmowanie ważnych decyzji na drodze referendów i dogadanie się z Putinem w cztery oczy o zakończeniu wojny w Donbasie. Te poglądy przysparzają mu zwolenników na południu i wschodzie kraju, choć głównie wśród młodych, którzy niechętnie chodzą na wybory.

Tymoszenko 2.0

Była premier Ukrainy jest niekwestionowaną liderką sondaży. Pierwsza zaczęła kampanię i zyskała dzięki krytyce bolesnych społecznie reform, przede wszystkim podwyżek opłat komunalnych. Nie wikła się w skandale, skutecznie ukrywa swój majątek i celnie punktuje zarówno przeprowadzone reformy, jak i brak innych.

Choć w polityce jest od ponad 20 lat, Ukraińcy najwyraźniej są w stanie więcej jej wybaczyć. „Lady Ju”, jak kiedyś o niej mówiono, pozostaje uosobieniem populistycznie rozumianej sprawiedliwości społecznej, karzącej ręki prostego ludu.

W odróżnieniu od leninowskiego ­NEP-u, jej Nowy Kurs Ekonomiczny jest zbiorem haseł ciężko przekładalnych na praktykę. Podobnie jak postulowana nowa umowa społeczna, obiecująca bezpośredni udział społeczeństwa w sprawowaniu władzy, czy „ludowa konstytucja” z systemem kanclerskim. Celem jest wyjście poza elektorat wsi i miasteczek środkowo-zachodniej Ukrainy i trafienie do wielkich miast, do biznesu, do klasy średniej i kreatywnej.

Aby to osiągnąć, Tymoszenko przeszła rebranding: nie jest już „Żelazną Julią” czasów wicepremierostwa za Kuczmy, ani „Księżniczką Pomarańczowej Rewolucji” z 2005 r. Dziś to doświadczona polityk, dwukrotna szefowa rządu, więzień polityczny reżimu Janukowycza, bez warkocza, w okularach w grubych oprawkach – nowoczesna technokratka o szerokich horyzontach. Ewolucja ta, choć spektakularna, wypada jednak mało wiarygodnie. To, co do ludzi przemawia najskuteczniej, to krzyczące z billboardów, jak kraj długi i szeroki, populistyczne obietnice dwukrotnej obniżki cen gazu.

Rozpoczynająca się kampania może być nie tylko najbardziej intrygująca, ale i najbrudniejsza w ukraińskiej historii. Stawka tych wyborów jest bowiem wysoka – ich wygrany ma spore szanse na dobry rezultat w wyborach parlamentarnych w październiku i zdobycie pełni władzy.

Zełenski wniósł ożywczy powiew do ukraińskiej polityki i nie jest bez szans, lecz gdy socjolodzy pytają Ukraińców: na kogo zagłosują, a kto wygra wybory, ci odpowiadają pobłażliwie: Jula albo Pietia. ©

TADEUSZ IWAŃSKI jest ekspertem ds. ukraińskich w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2019