Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dyskusje na ten temat ciągle rozpalają emocje do białości. Nie ulega wątpliwości, że w ciągu 10 lat istnienia, IPN na stałe wpisał się w najnowszą historię Polski. Jego publikacje (Instytut wydał dotąd 830 książek, większość z nich w ostatnich kilku latach) oraz działalność edukacyjna (w postaci np. portali internetowych, wystaw, pomocy dydaktycznych dla nauczycieli, a także konferencji dla specjalistów) stopniowo stają się punktem odniesienia dla kształtowania świadomości historycznej Polaków. Bez nich zrozumienie czasów PRL-u byłoby mizerne.
Przykładem mogą być opracowania, które powstały w ramach programu badawczego "Aparat bezpieczeństwa w walce z Kościołem", a które odsłaniają drugie dno najnowszej historii Kościoła w Polsce. Wiele wydarzeń, zachowań i wypowiedzi, które wtedy mogły wydawać się co najwyżej dziwne, tam znajduje wytłumaczenie. Innym przykładem, tym razem na współpracę IPN z innymi instytucjami naukowymi w Polsce, może być rozpoczęta w 2007 r. seria "Kościół katolicki w czasach komunistycznej dyktatury. Między bohaterstwem a agenturą", powstająca przy współpracy Instytutu i Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie (dawnej Papieskiej Akademii Teologicznej). Warto podkreślić, że skupiono w nich uwagę na funkcjonowaniu systemu, a informacje o osobach donoszących (TW) są rzeczowe, zwięzłe i zwykle zamieszczane w odnośnikach. Ukazano cynizm funkcjonariuszy, zwłaszcza tych wyższego szczebla, oraz mądrą odwagę świeckich i duchownych, opozycjonistów - ale też ich naiwność, słabości czy zdradę; a także, co z tego wynikało.
Niestety, większość ściśle naukowych opracowań IPN-u przechodzi bez szerszego echa. Trzeba dopiero kontrowersyjnej książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o Lechu Wałęsie, żeby szersza publiczność w ogóle się dowiedziała o ich istnieniu. Niestety, bo rola poznawcza wielu z tych pozycji ma dla Polaków znaczenie nieporównywalnie większe.
IPN jest, powinien być, instytucją niezależną. Niestety, mało kto wierzy, że tak istotnie jest. Fatalną rolę odegrały tu insynuacyjne przecieki i inne wydarzenia w sferze lustracji. W ankiecie na temat IPN-u, którą publikujemy w tym dodatku, prof. Andrzej Paczkowski ukazuje złe dla IPN-u skutki połączenia - jak tam się dzieje - roli naukowca i urzędnika państwowego. Urzędnik, w przeciwieństwie do badacza, nie powinien publikować hipotez opartych na wątłych przesłankach, bo odium wtedy spada na urząd. Godna uwagi jest też np. sugestia Zbigniewa Gluzy, który kwestionuje sens dalszego utrzymywania śledczego wymiaru IPN-u i dowodzi, że ściganie przestępców powinno zostać przekazane prokuratorom poza Instytutem, a pieniądze powinno się przeznaczyć na udokumentowanie niezbadanej przeszłości.
Problem właściwej oceny, odczytywania i interpretacji zachowanych dokumentów bezpieki towarzyszy zresztą Instytutowi od początku. W tej materii sam IPN poczynił znaczne postępy; ukazały się na ten temat poważne prace, jak np. tom rozpraw pod redakcją Filipa Musiała "Osobowe źródła informacji - zagadnienia metodologiczno-źródłoznawcze".
Wśród zamieszczonych w tym numerze głosów w ankiecie o tym, czym jest i czym powinien być Instytut Pamięci Narodowej, zwracam wreszcie uwagę na refleksję o. Macieja Zięby OP. Uzasadnia on, dlaczego zachowanych materiałów bezpieki nie da się "zabetonować na 50 lat", i przypomina, że do tych materiałów należy podchodzić krytycznie oraz konfrontować je z innymi źródłami - ale też, że nie można ich dezawuować. Że nie wolno bezkrytycznie ulegać im i widzieć świat "oczyma ubeka" - ani też zakładać, że "ubecy wszystko fałszowali i ich archiwa są całkowicie niewiarygodne".