Jak nie stracić wiary

Joanna Strzałko z Grünstadt (Niemcy): W pociągu nie ma już miejsc. Niemcy i cudzoziemcy jadą protestować. „Stop deportacjom Afgańczyków” – napisali na transparentach. Jest 9 grudnia 2016 r.

23.12.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Bernadett Szabo / REUTERS / FORUM
/ Fot. Bernadett Szabo / REUTERS / FORUM

Również wsiadłam do tego pociągu. Chciałam zapytać jego pasażerów, co zdarzyło się przez ostatni rok, odkąd kanclerz Angela Merkel zezwoliła na osiedlenie się w kraju kilkuset tysięcy imigrantów. Oto, co powiedzieli.


BERND Z NIEMIEC: Niedawno pewna syryjska rodzina odmówiła przyjęcia pieniędzy z pomocy społecznej. Powiedzieli, że tyle już dostali od Niemców, że nie mogą brać więcej. Ale chętnie pójdą do pracy.

Po co jadę do Moguncji? Nie wystarczy chodzić na wybory. Manifestujemy, ponieważ władze ogłosiły, że niektóre prowincje w Afganistanie są już „bezpieczne”, i że Niemcy będą tam odsyłać uchodźców z tego kraju. Nie wskazano, które to prowincje. Nie zgadzam się na takie działania.

Pomagam imigrantom od 20 lat. Wcześniej przyjechały do nas miliony ludzi z Europy Wschodniej, Turcji czy Włoch. A teraz Niemcy mówią: „Tylu tu obcych!”. Nie znają ich, boją się. Gdy w 1992 r. w Rostocku Niemcy zaatakowali uchodźców i doszło do zamieszek, pomyślałem: „Wraca klimat II wojny światowej. Nie ma takiej opcji, nie w moim kraju!”. Dołączyłem do obywatelskiej inicjatywy LIGA. Działam w niej do dziś.

Kiedy rok temu Niemcy zobaczyli dramat uchodźców płynących do Europy przez Morze Śródziemne, byli poruszeni. Byłem wdzięczny kanclerz Merkel za politykę otwartych drzwi. Jej hasło „Damy radę” było w tamtym czasie prawdziwe. W LIGA pojawiło się 50 nowych wolontariuszy. Ale dziś znów jest nas tylko kilkoro. Widzę, jak kanclerz, pod wpływem nacisków, wycofuje się z wielu obietnic.

Integracja potrzebuje czasu. Na przeszkodzie stoi nasza niewiedza o świecie. Trudno wymagać od uchodźców, by z dnia na dzień dostosowali się do naszego stylu życia. Wolontariusze często przeżywają szok w kontaktach z nimi. Mówią o niewdzięczności, braku szacunku do kobiet. Jest wiele nieporozumień. Ale również – dużo przykładów integracji.

Mój przyjaciel przyjechał z Turcji z ośmiorgiem dzieci. Posłał je do szkoły. Po paru latach były najlepsze w klasie. Zdały na studia, dziś są lekarzami i nauczycielami. Niedawno pewna syryjska rodzina odmówiła przyjęcia pieniędzy z pomocy społecznej. Powiedzieli, że tyle już dostali od Niemców, że nie mogą brać więcej. Że chcą pracować.

Spotykam się z uchodźcami w siedzibie LIGA trzy razy w tygodniu. Uczymy języka, pomagamy w kontaktach z administracją, szukamy mieszkań. Tym, którzy wątpią, mówię: „Nie traćcie wiary!”. Patrzcie na Amerykanów. Także Niemcy przyciągają mnóstwo ludzi, również Polaków. Dobrze, gdy jesteśmy różnorodni. Myślenie: „To moja Polska, to moje Niemcy” – jest przestarzałe.


DANIEL Z ERYTREI: Fajnie byłoby mieć dziewczynę. Mam nadzieję, że w nowym roku coś się w tej sprawie wydarzy. Czy będzie Niemką, czy Erytrejką? Nie wiem. Miłość to miłość!

Pierwszy raz będę na manifestacji. Chociaż to był niedobry rok i doszedłem do ściany, nie chciałbym, by mnie odesłali, tak jak chcą odesłać Afgańczyków.

Jestem w Niemczech od ponad dwóch lat. Początek był intensywny: kurs językowy, nowi znajomi, inny klimat i nieznany mi świat. Ale rok temu okrzepłem. Mieszkam na strychu budynku socjalnego budynku w miasteczku na zachodzie Niemiec. Jest nas sześciu – wszyscy z Erytrei. Nieczęsto stamtąd wychodzimy. 400 euro zasiłku starcza nam na jedzenie. W Erytrei skończyłem kurs rysunku technicznego. Chciałem tu pracować w biurze architekta. Ale nie ma dla mnie miejsca. W pośrednictwie zaproponowano mi kurs obróbki metalu. Nie czuję tego. Znajomi idą na kompromis. Biorą cokolwiek, byleby zacząć zarabiać na chleb. Pracują w piekarni, w kuchni, na budowie. Ale ja mam marzenia i jestem uparty.

Raz w tygodniu gram w piłkę nożną w miejscowej drużynie. To dopiero jest świetna zabawa. Często dajemy Niemcom w kość (śmiech). Mam też kilkoro niemieckich znajomych. Ale rzadko mają czas, by się spotykać. Są zajęci szkołą, pracą, rodziną. Czasem dostaję zaproszenie z kościoła na spotkanie przy kawie – chodzę, bo czuję się wtedy akceptowany. Wpadają też do mnie opiekunowie z parafii. Pytają, czy czegoś mi nie trzeba. Najbardziej potrzebuję rozmowy, towarzystwa. No bo z kim mam ćwiczyć ten mój niemiecki? W domu rozmawiamy w tigrinia.

Fajnie byłoby mieć dziewczynę. Mam nadzieję, że w nowym roku coś się w tej sprawie wydarzy. Czy będzie Niemką, czy Erytrejką? Nie wiem. Miłość to miłość!


MARIE Z NIEMIEC: Uchodźcy? To oni są u nas i muszą się dopasować do naszych norm.

Miałam nie jechać, ale namówiła mnie koleżanka. Jestem bardzo rozczarowana – a jeszcze niedawno byłam pełna entuzjazmu i chęci pomocy. Zgłosiłam się jako nauczycielka niemieckiego. I tu się zaczęło: mały pokój, kilkudziesięciu młodych mężczyzn nienawykłych do szkoły. Wciśnięta w kąt, stałam przy tablicy. Nie było miejsca na biurko ani krzesło. A oni spali, jedli, rozmawiali. Oblepiali mnie wzrokiem, podśmiewywali się, coś tam między sobą komentowali. Zero szacunku. Żadnego „dziękuję”, „fajnie, że jesteś”. Uciekłam. Przestraszyłam się, że teraz nam przyjdzie żyć obok siebie.

Znajomy, strażnik w ośrodku dla uchodźców, opowiada, że tam dopiero dzieją się złe rzeczy. Śmieci na podłodze, brud w łazienkach. Meble kupowane z naszych podatków są dewastowane. Straciłam serce po tych opowieściach. Przecież to oni są u nas i muszą się dopasować do naszych norm.

Jednak gdy słucham poszczególnych historii, wzruszam się – tak zwyczajnie, po ludzku. Jak można posyłać ludzi na pewną śmierć? To mi się nie podoba. Dlatego jadę na tę demonstrację.


NAZAR Z SYRII: Byłem pielęgniarzem. Ale w Niemczech mogę robić wszystko, byleby tylko pracować i sprowadzić tu rodzinę.

Może gdy zacznę krzyczeć, coś się odmieni? Bo ten rok to był dla mnie jeden wielki pech. Przyjechałem do Niemiec, gdy rząd zaczął zmieniać politykę migracyjną. Na gorsze. Nie przysługuje mi już status uchodźcy. Czyli z połączenia z rodziną nici. Żona została w Syrii z dwiema córkami, najmłodsza miała cztery miesiące, gdy wyjeżdżałem. Odnalazłem w Niemczech brata i chciałem z nim zamieszkać. Ale uchwalono nowy przepis: muszę mieszkać w landzie, do którego mnie przydzielono. A tu nie ma mieszkań. Tułam się po różnych miejscach, czekam, aż znajdzie się dla mnie łóżko.

Bez znajomości języka integracja jest niemożliwa. Ale w szkole nie ma miejsc. Moge więc zapomnieć o pracy, bo Niemcy wymagają świadectwa ukończenia szkoły na poziomie B1. To zajmie mi kolejny rok. W Syrii byłem pielęgniarzem. Ale w Niemczech mogę robić wszystko, byleby tylko pracować i sprowadzić tu rodzinę. Może jeśli dziś pomogę Afgańczykom, to oni jutro pomogą mnie?


CLAUDIA Z NIEMIEC: Pomagam rodzinie z Syrii. Kiedy żona tu okrzepła, zobaczyła, jakie prawa mają u nas kobiety, to tak tupnęła, że jej mąż stanął na baczność – pewnie pierwszy raz w życiu.

Pomaganie to dla mnie terapia. Gdy widzę ten bezmiar smutku i cierpienia, moje problemy znikają. Złoszczę się, bo zbliżają się wybory i kilka partii z sukcesem podburza Niemców przeciwko „obcym”.

Obserwując rodzinę z Syrii, którą się zajmuję, widzę zmiany. To małżeństwo z trójką dzieci. Przyjechali tu zagubieni, przerażeni. On 20 lat starszy od niej, małżeństwo aranżowane. Jak się okazało, miał też drugą żonę w ojczyźnie – wysyłał jej połowę zasiłku, który przyznano mu w Niemczech. Tak nakazywała mu religia. Kiedy jednak pierwsza żona tu okrzepła, kiedy się rozejrzała i zobaczyła, w jaki sposób żyjemy, jakie prawa mają u nas kobiety, to tak tupnęła, że mąż stanął na baczność – pewnie pierwszy raz w życiu. Przestała się go bać i wyrzuciła z domu. Poprosiła, by nie przelewać zasiłku mężowi, tylko jej, inaczej dzieci nic z tego nie zobaczą. I chociaż jeszcze nie zna języka i musi prosić mnie o pomoc, wiem, że sobie poradzi. To dobry przykład na integrację.

Ale są i problemy. Przybyło do nas wielu młodych mężczyzn. Liczyli, że ściągną tu rodzinę, jak tylko znajdą mieszkanie i pracę. Niestety w Niemczech od roku nie przyznaje się statusu uchodźcy. Są przez to sfrustrowani. Widzę, jak cierpią. Wielu nie ma pokończonych szkół ani żadnego zawodu. Są też tacy, którzy pracowali przy maszynach, których w Niemczech po prostu nie ma.

Nie jest im łatwo, bo Niemcy są zmęczeni. Nie ma już tej atmosfery otwartości, jaka była jeszcze rok temu. Staram się jednak robić swoje. Pomagam uchodźcom tłumaczyć świadectwa, zaświadczenia z pracy, referencje. Uczę ich „niemieckiego ordnungu” i zakładam foldery na dokumenty. Zabierają je na spotkania w urzędach. Wykorzystuję swoje kontakty i szukam im mieszkań, kursów, praktyk, miejsc szkołach. Początkowo towarzyszę im nawet podczas wizyt u lekarza. Potem stopniowo wycofuję się, bo w końcu integracja polega na tym, by sami załatwiali swoje sprawy.


HAMID, HASSAN I MURTAZA Z AFGANISTANU: Jeśli tylko do naszego kraju wróci pokój, będziemy pierwsi, którzy tam wrócą.

Manifestujemy, ponieważ jesteśmy przerażeni. Mówią, że nasz kraj jest bezpieczny. To czemu opuściliśmy nasze matki, naszych ojców? Czemu żyjemy z dala od ojczyzny? Dlaczego boimy się wracać? W naszym kraju toczy się regularna wojna. Na stronach niemieckiego MSZ przestrzega się przed wyjazdem do Afganistanu, a nas chcą odesłać na pewną śmierć!Al-Kaida, talibowie, ISIS – oni tylko czekają na takich jak my. Nazywają nas zdrajcami. Jeśli Niemcy odeślą nas do kraju, nie przeżyjemy nawet dnia.

A my chcemy żyć – uczyć się i pracować. Żeby naszym dzieciom było lepiej, by nie żyły w takiej nędzy jak my. Próbujemy się integrować – uczyć języka, zawiłej biurokracji, zwyczajów. Po roku pobytu mamy w Niemczech „wychodzone” ścieżki. Przez Caritas pomagamy innym uchodźcom. Staramy się żyć po bożemu. Dlaczego chcą nam to odebrać?

Tylu ludzi jedzie nas wesprzeć... Musimy walczyć, by nikogo nie wsadzono do samolotu do Kabulu. Jeśli tylko w Afganistanie zapanuje pokój, będziemy pierwsi, którzy tam wrócą. Przecież to nasz ukochany kraj, tam są nasi bliscy.

Sześć dni po tych rozmowach z lotniska we Frankfurcie odlecieli pierwsi Afgańczycy deportowani na podstawie nowych przepisów.

Atak na jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie, do którego doszło 19 grudnia, może ostatecznie zakończyć niemiecką politykę „otwartych drzwi”. ©


Według konwencji genewskiej z 1951 r. uciekinier może otrzymać status uchodźcy, jeżeli przebywa poza terytorium swojego kraju oraz nie chce lub nie może do niego wracać z powodu uzasadnionego strachu przed prześladowaniem. Syryjczycy to obecnie tzw. uchodźcy zbiorowi. Na zdjęciu na początku artykułu: syryjska rodzina przedziera się przez zasieki, które postawili Węgrzy na granicy z Serbią, sierpień 2015 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01-02/2017

Artykuł pochodzi z dodatku „Era uchodźców