Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Opowieść o konkretnym wydarzeniu, a w nim o wydarzeniach nieskończenie wielu. Dramatyczna historia o tym, jak z niebytu zjawia się nowy człowiek, opowieść o jego kruchości i potędze, a przede wszystkim o miłości, choć słowa „miłość” w tym tekście nie ma.
Kiedy piszemy, zawsze odsłaniamy siebie. Kiedy Michał Okoński pisze o futbolu, pisze też o sobie, o sobie pisze Paweł Bravo, pisząc o czerwonej cebuli, Artur Sporniak, kiedy pisze o Kościele, Szymon Hołownia i każdy autor, pisząc o czymkolwiek, zawsze pisze (też) o sobie. O sobie, lecz zwykle ostrożnie i dość wstrzemięźliwie, żeby broń Boże ktoś nie władował się z kaloszami w nasze życie, w intymne sprawy. Nie wszystko jest na sprzedaż i nie każdy potrafi tak przekazać swoje doświadczenie innym, żeby nie zrobił się z tego żenujący ekshibicjonizm.
Są jednak autorzy, którzy to potrafili. Do swoich ekstremalnych i – wydawałoby się – nieprzekazywalnych doświadczeń dopuścili innych. Tak potrafili o nich opowiedzieć, że ta opowieść raz usłyszana (czy przeczytana), pozostała na zawsze w pamięci, zapisana jak wspomnienie własnych przeżyć. Taka właśnie jest opowieść, którą obdarowała nas Małgorzata.
Sąsiadując z innymi (ważnymi) tekstami, dotyczącymi wielu (poważnych) kwestii, zawierającymi kilkanaście (cennych) wskazań w sprawach niecierpiących zwłoki i wyjaśniających kilka spraw niejasnych, opowieść Małgorzaty przenosi nas w świat spraw (jedynie) ważnych, w którym zaciekłe podziały i walki tracą sens, gdyż w grę wchodzą życie, śmierć i miłość. W świecie opisanym w tej opowieści, świecie, który zawsze istniał, a którego nie dostrzegaliśmy, zajęci naszymi, często absurdalnymi problemami, wszyscy po równo jesteśmy słabi i bezradni.
Ktoś trafnie stwierdził, że napięcie towarzyszące opowiedzianej tu historii można porównać jedynie ze stresem bojowym. Tylko że w boju chodzi o to, by zabić jak najwięcej ludzi, tu zaś, by od śmierci uchronić jednego człowieka.
Ma rację Talmud Babiloński, kiedy głosi, że „jeśli człowiek niszczy jedno życie, to jest tak, jak gdyby zniszczył cały świat. A jeśli człowiek ratuje jedno życie, to jest tak, jak gdyby uratował cały świat”. ©℗
Czytaj także: Małgorzata Nocuń: Julek przez wiele dni wyglądał tak samo. Pod pomarszczoną, pokrytą meszkiem skórą wyczuwalna była każda kosteczka, rysowała się plątanina żył. Spod maski tlenowej czasami można było dojrzeć otwarte oczy.