Jak dyskutować

Tomasz Lis i Mateusz Kijowski boleśnie sparzyli sobie ręce, gdy kliknęli „enter”, wysyłając w sieć połajanki na temat niestosowności reklam, jakie zobaczyli na prawackich portalach.

04.07.2017

Czyta się kilka minut

Była to bowiem tzw. reklama kontekstowa, zależna nie od wydawcy, tylko od tego, co dany użytkownik wcześniej sam oglądał. Tak więc Polacy dowiedzieli się stanowczo zbyt wiele o tym, co ich samych interesowało wcześniej w sieci. Moim zdaniem ta cenna ofiara nie została jednak złożona na marne – wielu z nas baczniej przygląda się teraz okienkom wyskakującym między newsami i może nie tak ochoczo chce się dzielić ich treścią. Tajemnica spowiedzi świętej, tajemnica lekarska i tajemnica reklamy kontekstowej – to nasze prawa i jeśli będzie trzeba, będziemy ich bronić w Watykanie, Strasburgu i Dolinie Krzemowej.

Ja jednak – ze względu na cechujący felietonistów ekshibicjonizm – opowiem o reklamie kontekstowej, która mi się niedawno objawiła. Wynikła ona zapewne z mojego masochistycznego upodobania do śledzenia twórczości publicystycznej Ryszarda Makowskiego, Waldemara Łysiaka i Krzysztofa Feusette. Algorytmy reklamowe są bezlitosne i oto w moim życiu pojawił się Ben Shapiro.

Będę się teraz domagać prawa do renty od Google’a, po tym, jak zanęcona reklamą kontekstową książki Bena Shapiro „Jak dyskutować z lewakami, by ich zniszczyć. 11 zasad wygrywania sporów” kupiłam ją w Amazonie, przeczytałam, a potem spędziłam wieczór na YouTubie, sprawdzając, jak autor wciela w życie zasady wyłożone w tej cieniutkiej broszurce.

Internet pełen jest filmów, w których ten młody człowiek w jarmułce, wychowanek Uniwersytetu Kalifornijskiego i Harvardu, autor bestsellera „Wyprane mózgi. Jak uniwersytety indoktrynują amerykańską młodzież”, zmiata swoich oponentów, perorując jednostajnym, nieprzerwanym tonem (wśród popularnych hasztagów łączących się z jego nazwiskiem jest #kiedybenshapirooddycha?).

Jednym z najczęściej oglądanych filmów jest rozmowa w studiu CNN, do którego Shapiro został zaproszony pewnego razu przez pracującego tam wówczas Piersa Morgana (tego samego, któremu bynajmniej nie podołał nasz pogromca lewaków i as prawicy Janusz Korwin-Mikke). Polecam samodzielne obejrzenie tego popisu retorycznego, w którym najbardziej wyszczekany dziennikarz Ameryki prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu cierpi na syndrom „zabrakło mi argumentów” i „nie wiem, co mam w tej chwili powiedzieć, bo jestem nieprzygotowany, a swoje racje opieram na poczuciu, że jestem po prostu lepszy i moralnie wyższy od tego gówniarza”.

Adres URL dla Zdalne wideo

Przyznam wam szczerze – Ben Shapiro i jego wywody dotyczące niekonsekwencji Piersa Morgana w kwestii prawa do posiadania broni (Morgan jednocześnie jest za ograniczeniem prawa do posiadania karabinów automatycznych, ale nie domaga się ograniczenia prawa do posiadania broni krótkiej, z której to ginie w Ameryce znacznie więcej ludzi) robią wrażenie. Ben podąża ścieżką wyznaczoną przez siebie samego w poradniku: po pierwsze sam pcha się pod kule i chętnie debatuje w paszczy lwa, po drugie pierwszy atakuje (cytując Mike’a Tysona, który rzekł, że „każdy ma swój plan, dopóki nie dostanie strzału w pysk”), dodając, że by to uczynić, trzeba się do dyskusji świetnie przygotować, poznać ulubione taktyki oponenta i wykorzystać je na swoją korzyść, po trzecie i po czwarte – ogranicza pole manewru drugiej strony i narzuca ramy, w których ma się odbywać debata, po piąte wskazuje wszelkie niekonsekwencje w argumentacji przeciwnika, po szóste zmusza go do odpowiedzi na pytania, nim ten zdąży zapytać jego, po siódme nie daje się rozproszyć bzdurami, po ósme nie broni za wszelką cenę ludzi po „swojej” stronie, gdyż ich argumenty bywają czasem po prostu nie do obrony, po dziewiąte, jeśli czegoś nie wie, przyznaje się do tego, po dziesiąte pozwala drugiej stronie na małe, nic nieznaczące zwycięstwa, po jedenaste pamięta o mowie ciała (choć zapomina o oddychaniu).

Moje odkrycie Bena Shapiro – wunderwaffe amerykańskiej prawicy – zbiegło się w czasie z dyskusją o tym, kto w Polsce jest za, a kto przeciw islamowi, i kto jest tu największym rasistą. A jest nim – jak się okazało – ten, kto ma inne zdanie niż „moja” otwarta na inność strona. I wydaje mi się, że m.in. dlatego przegrywamy w tej sprawie (już 70 proc. Polaków przeciwnych jest przyjmowaniu uchodźców), bo w debacie bywamy mało zainteresowani innymi argumentami niż te osobiste. Czujemy się po prostu lepsi od tych, którzy się z nami nie zgadzają. Tak jak Piers Morgan. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2017