Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Lubię czytać o świętych, mniej świętych i wcale nie świętych. Doceniam autorów, którzy latami zbierają materiał, a potem – to budzi mój największy podziw – potrafią z niego stworzyć portret człowieka. Lubię też spory o biografie, o fakty, a jeszcze bardziej o ich interpretacje. Po lekturze opasłych zwykle tomów mam miłe poczucie, że rozumiem i znam bohatera. Uświadomiłem to sobie po lekturze biografii Stanisława Lema, o której pisze w tym numerze Tomasz Fiałkowski.
Oczywiście czytając tę książkę, chwilami czułem pewien dyskomfort – mianowicie tam, gdzie autor wydobywa na światło dzienne te elementy historii Lema, które on sam utrzymywał w tajemnicy. Nie muszę bowiem wiedzieć, które sceny i które postacie w jego powieściach są ukrytymi wątkami autobiografii. Habent sua fata libelli (książki mają swoje losy): żyją swoim życiem także bez rozszyfrowywania tego, co autor ze swych losów w nich zaszyfrował. I bez tego dzieje Lema (którego znałem, na którego prośbę msze u nich na Klinach odprawiałem, i wnuczkę jego chrzciłem) czytałbym z największym zainteresowaniem.
Świeżo mam za sobą lekturę innych biografii: „Córki Stalina. Niezwykłego i burzliwego życia Swietłany Alliłujewej”, pióra Rosemary Sullivan. Coś o Swietłanie wiedziałem (utkwiło mi w pamięci wyznanie, czym są dla niej psalmy, cytowane w jednej z książek o. Jacques’a Loewa), teraz znam jej życie naznaczone piętnem, od którego nie mogła się uwolnić: zawsze i wszędzie była przede wszystkim „córką strasznego Stalina”. Czytałem też „Ryszardę Hanin. Historię nieoczywistą” Magdaleny Raszewskiej. Wspaniałą aktorkę oglądamy najpierw przez pryzmat jej pracy, ale potem poznajemy jej życie, również opowiedziane inaczej, niż ona sama chciała o nim mówić (gdy o nim mówiła, kluczyła, zmyślała i wiele spraw zbywała milczeniem). Podobnie jak Stanisław Lem, Hanin borykała się z żydowskim pochodzeniem. Obie biografie uświadamiają, jak trudny i bez dobrego wyjścia był to problem. Pisze biograf Lema, Wojciech Orliński: „Czy czuje się pan Polakiem? Przez 85 lat Lemowi to pytanie zadawali różni ludzie, nie zawsze w dobrych intencjach. W ostatnich chwilach życia odpowiedział po prostu: »A kimże innym mam się czuć, na miłość Boską!”.
Autorów i czytelników biografii, zgłębiających intymne strefy życia bohatera, pytam, jak by się poczuli, gdyby sami lub ci, których kochają, dostali się na warsztat biografów-detektywów? Oczywiście inna jest miara dla przywódców politycznych, inna dla artystów, inna dla hipokrytów, którzy w światła reflektorów pchają się ze swoimi obłudnie lub cynicznie korygowanymi biografami. Zawsze ważny jest sposób przedstawiania faktów. Można weń wpisać bezlitosny osąd człowieka lub postępować z pokorą wobec tajemnicy bliźniego, jak czyni to w książce o Hanin Magdalena Raszewska.
Są jednak biografie, które – jak mi się wydaje – stanowią zaprzeczenie słów Jezusa z Kazania na Górze: „Byłem nagi i przyodzialiście mnie”. Czy biograf musi obnażać wszystkie szpetoty bohatera? Czy musi go sądzić? Osąd Bóg zarezerwował sobie, i to dopiero na sąd ostateczny.©℗℗
weź, czytaj - Lem na nowo - pisze Tomasz Fiałkowski - Okazuje się, że niewiele wiedzieliśmy o biografii wielkiego pisarza. Doświadczył traumy tak przeraźliwej, że musiał zbudować wokół siebie barierę ochronną, by móc dalej żyć i tworzyć.