Ja się przemęczę

Polaków żyje tu ćwierć miliona. Niektórzy holenderscy politycy chcą zaprosić więcej, bo ktoś musi zbierać paprykę. Inni nie chcą o tym słyszeć. A co myślą o tym tutejsi Polacy?
z Holandii

20.05.2019

Czyta się kilka minut

Ania Orkowska i Roland Gruszecki. Spijkenisse pod Rotterdamem, marzec 2019 r. / ULA IDZIKOWSKA
Ania Orkowska i Roland Gruszecki. Spijkenisse pod Rotterdamem, marzec 2019 r. / ULA IDZIKOWSKA

Roland Gruszecki, który w Holandii mieszka od 33 lat, opowiada tę anegdotę z rozbawieniem. „Trzeba uważać, kogo się wpuszcza! – zwierzyła mu się pani domu, gdy wypełniał dokumenty po inspekcji jej mieszkania. – No bo jakby przyszedł mi tu taki Polak, tobym wszędzie za nim chodziła. Ale w pana przypadku jestem spokojna. Kawki?”.

Gruszecki pił kawę, zachowując pokerową twarz. – Ale przy pożegnaniu nie mogłem się powstrzymać – wspomina. – Rzuciłem: „To ja bym na pani miejscu poszedł sprawdzić, czy na górze wszystko jest na swoim miejscu. Jestem Polakiem”.

36-letni Gruszecki rozsiada się wygodniej na kanapie w swoim mieszkaniu w Spijkenisse pod Rotterdamem, gdzie mieszka z partnerką, 34-letnią Anną Orkowską. Jest niedziela. Dzieci, Olivia i Philippe, ucinają sobie drzemkę, a rodzice odpoczywają po urodzinach Gruszeckiego.

– Sąsiad nas uczulał, żebym się za bardzo pani nie zwierzał. Bo będzie, że pijacy – Gruszecki puszcza oko. – A tak na poważnie, to De Pool, Polak, stał się nowym prototypem rzezimieszka w Holandii. Wcześniej złą sławą cieszyli się Marokańczycy i Turcy. Teraz przyszła kolej na Polaków, jako że jesteśmy ostatnią większą grupą emigrantów zarobkowych w Holandii. De Pool to teraz niemal postać z dowcipu: „Przychodzi Polak w odwiedziny i wszystko znika” – uśmiech znika też z twarzy Rolanda.

Gruszeckiemu i Orkowskiej jest wstyd, gdy słyszą negatywne opinie o Polakach w telewizji, gazetach czy od Holendrów. – Nie afiszujemy się, że jesteśmy z Polski. Zwłaszcza jeśli w okolicy są Polacy.

Dlaczego? – Bo nigdy nie wiadomo.

Gruszecki i Orkowska podkreślają, że poznali dużo porządnych Polaków. – Ale na początku trzymamy dystans. Przez złą reputację rodaków i kilka przykrych doświadczeń.

Stereotyp Polaka, który kradnie, oszukuje ubezpieczenie społeczne i od rana wędruje z puszką piwa, jest silny zarówno wśród tutejszych Polaków, jak i Holendrów. – Mój brat cioteczny z Polski, który ma firmę transportową, śmiał się, jak otwierano granice Unii: teraz wszyscy złodzieje pojadą do was – wspomina Gruszecki. Orkowska potwierdza: – Przybyło sporo ludzi bez wykształcenia, często z kartoteką. Niektórzy uciekali przed biedą, inni przyjechali, by zarobić i przy okazji się zabawić. To oni stworzyli taki wizerunek Polaka.

Polskie hotele

– Fakt, sporo tu Januszów, Grażyn i Sebików – przyznaje 26-letni Michał Kaczmarek, z wykształcenia logistyk. Na tarasie kawiarni w Eindhoven, w ciepły wieczór Michał opowiada, jak cztery lata temu trafił do Holandii. W Polsce „sobie nie poradził”, miał długi, komornika na karku. Postanowił zarobić, by pospłacać „chwilówki” i odbić się od dna.

Na początku mieszkał w hotelu robotniczym, jak wielu Polaków zatrudnionych i zakwaterowanych przez agencje pośrednictwa pracy. „Polskie hotele” mieszczą się w dawnych biurowcach, klasztorach, domach starców czy piętrowych domach kontenerowych.

Kaczmarek szybko zmienił pracę, gdy zorientował się, że na umowie nie widniała tygodniowa liczba godzin: – Zgodnie z kontraktem miałem pracować średnio 38 godzin. W praktyce w niektóre tygodnie pracowałem po 60 godzin, a w inne pracy nie było. Przyjechałem, żeby pracować, więc się zwolniłem.

Wspomina, jak mieszkał w Boxtel na południu kraju: – Obok był hotel robotniczy. Pamiętam, jak kierownik pilnujący tam porządku wyjechał na wakacje. Co się działo! Rodacy ognisko na dachu zrobili, bili się z policją na dworcu. Takiej patologii w życiu nie widziałem. Jak to ma nie rzutować na obraz Polaków?

Raport Sociaal en Cultureel Planbureau (Biura Planowania Społecznego i Kulturowego) z 2018 r. potwierdza, że „wizerunek Polaka w mediach został w głównej mierze utworzony przez młodych pracowników sezonowych, którzy mieszkają w grupach na kempingach lub w tzw. polskich hotelach i ciężko pracują, by zarobione pieniądze zabrać do kraju”. Raport zaznacza, że „jednak większa część polskich migrantów zarejestrowanych w gminie mieszka w Holandii dłużej” i „planuje zostać na dłużej. Ci migranci pracują i mieszkają coraz częściej w »normalnych« domach”.

Zalecenie: promować integrację

Polaków jest dziś w Holandii 250 tys. Między rokiem 2007, gdy kraj otworzył rynek pracy, a rokiem 2017 liczba zameldowanych Polaków wzrosła trzykrotnie, do 160 tys. Biuro Planowania szacuje, że kolejnych 90 tys. mieszka i pracuje bez zameldowania. Czyni to z Polaków najbardziej dynamicznie rosnącą grupę imigrantów.

Już w 2011 r. komisja parlamentarna stwierdziła, że „nie spodziewano się takiego napływu Polaków”. Po analizie sytuacji pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej komisja zaleciła, by „wyplenić agencje wyzyskujące ludzi, ulepszyć warunki mieszkaniowe i promować integrację”. Ale zalecenia komisji wylądowały w szufladzie. Nieuczciwe agencje nadal dopuszczają się nadużyć, warunki w niektórych „polskich hotelach” są wciąż fatalne, a ich sąsiedzi się skarżą.

– Sprawdziłem, rząd nie zrobił z tymi zaleceniami absolutnie nic – mówi Jasper van Dijk, parlamentarzysta z socjalistycznej partii SP. – Minęło osiem lat, a jesteśmy w punkcie wyjścia. Rząd powinien już dawno podjąć działania, by rozwiązać problemy imigrantów zarobkowych.

Choć sprawa godziwych warunków mieszkaniowych i wyzysku jest nierozwiązana, parlamentarzysta Rob Jetten z socjalliberalnej partii D66 nawołuje do „sprowadzenia 50 tys. lub więcej” Polaków, bo „ktoś musi zbierać paprykę i budować domy”.

Jak czują się z tym Polacy? Orkowska wybucha śmiechem: – No tak, ktoś musi zbierać paprykę, Holendrzy niechętnie podejmują się ciężkiej pracy fizycznej. Polacy są tu mimo wszystko cenieni za pracowitość i rzetelność.

Łukasz (imię zmienione) wątpi w szczerość Holendrów. Jego zdaniem Polacy są tolerowani, bo kraj czerpie korzyści z taniej i wydajnej siły roboczej. W 2018 r. dziennik „De Volkskrant” pisał, że jest duże zapotrzebowanie na pracowników tymczasowych: takich, którzy zrobią to, co mają zrobić, i wrócą do siebie. Dlatego Łukasza nie dziwi, że Polacy są traktowani instrumentalnie: – Są potrzebni i tyle. Do tego tani. Nikt nie będzie do tego podchodził sentymentalnie. My też mówimy: o, jak ten Ukrainiec elegancko robi za 10 złotych, Polakowi się za tyle nie opłaca.

Rozmawiamy w snack barze we wsi Geldermalsen na południu, gdzie Łukasz pracuje w centrum dystrybucji supermarketu Albert Heijn. – Częściowo Polacy są sami sobie winni. Gdy ktoś planuje tu dłuższą karierę, może znaleźć lepszą pracę, jak się postara – uważa. On nie szuka innej posady. – Jestem tymczasowo, zarobię na drugi dom i wrócę do kraju.

Uzależniony od pracodawcy

– Na początku byłam przekonana, że Polak w Holandii po prostu nic więcej nie może – Agnieszka, lat 27, pracuje dziś jako koordynatorka ds. logistyki w Amsterdamie.

Przyjechała sześć lat temu bez niczego, „tylko z poduszką”. Zaczynała „w polu kukurydzy” w Boxmeer przy granicy niemieckiej, przy pakowaniu. Przez pierwsze trzy lata obracała się w gronie osób z agencji. – Nie miałam porównania. Myślałam, że Polacy nadają się tylko do najgorszych prac: kwiatków, truskawek, magazynów. Że nas na więcej nie stać.

Aga uważa, że agencje pośrednictwa celowo stwarzają taką atmosferę, by ludzie czuli się gorsi i od nich zależni. W pewnym momencie, jak mówi, przejrzała na oczy. – Poznałam Słowaka, który uświadomił mi, że ludzie postrzegają mnie tak, jak ja postrzegam siebie, i będą mnie traktować tak, jak na to pozwolę. A ja sobie w kaszę nie dam dmuchać. Zawsze starałam się znaleźć potwierdzenie, np. na jakiej podstawie ktoś żąda ode mnie pieniędzy. Sprawdzałam w internecie, zapytałam kogoś, kto jest tu dłużej. Niewiedza stwarza okazję do oszukiwania.

Paulina Cathersides (lat 43) też odnosi wrażenie, że to zwłaszcza niedoświadczeni młodzi ludzie lub nieznający żadnego języka wpadają w sidła nieodpowiedniej agencji pośrednictwa lub są nabierani przez pracodawców. – Niewolnictwo nie istnieje, zawsze można przecież odejść – mówi.

Socjalista van Dijk nie jest przekonany, że to takie łatwe: – Często mamy do czynienia ze średniowiecznymi praktykami, gdzie pracodawca wynajmuje mieszkanie pracownikowi. W ten sposób powstaje niezdrowa relacja, oparta na całkowitym uzależnieniu od pracodawcy.

Cathersides mieszka od 10 lat w Amsterdamie, gdzie od dwóch lat prowadzi bar ze zdrową żywnością i sokami. Do pracy zatrudnia też Polaków. – Wierzę, że jeśli ktoś podejmie inicjatywę i samodzielnie poszuka domu i pracy, jest na koniec w dużo lepszej sytuacji niż ludzie, którzy pracują przez agencje.

Ale wtedy trzeba uwierzyć w siebie, a Cathersides uważa, że Polacy mają z tym problemy. – Znam ludzi, którzy pracują poniżej kwalifikacji. Nie potrafią się sprzedać. Nie mają odwagi. Większość Holendrów jest wygadana i potrafi się prezentować, w przeciwieństwie do Polaków, którzy często uciekają w rolę ofiary.

Niektórzy przyjeżdżają z wielkimi oczekiwaniami, a małymi kwalifikacjami. O tych Cathersides powie: – Trzeba być realistą, prawda? Co można robić bez języka i dyplomu?

Nadreprezentowani

Według raportu Biura Planowania Społecznego i Kulturowego w porównaniu z innymi grupami imigrantów w Holandii Polacy są niedostatecznie reprezentowani w górnej części rynku pracy (8 proc.) i nadreprezentowani (47 proc.) w części dolnej. „Wielu Polaków pracuje [bowiem] w sektorach niewymagających wysokiego poziomu wykształcenia lub znajomości języka niderlandzkiego”. Stąd też obraz Polaka jako „zbieracza papryki, owoców lub szparagów”. Ponadto 42 proc. badanych jest zależne od elastycznych, więc niepewnych form zatrudnienia – to dwa razy więcej niż w przypadku Holendrów, a także więcej niż wśród czterech najliczniejszych niezachodnich grup imigrantów w Holandii: osób wywodzących się z Turcji, Maroka, Surinamu i Antyli Holenderskich.

Z czego to wynika?

– Wielu nie ma ambicji, by się uczyć – uważa Adam Chruściński. Ma 43 lata, od 16 lat mieszka w prowincji Gelderland. – Do języka trzeba przysiąść, codziennie coś czytać, oglądać. Dla wielu Polaków liczy się przede wszystkim euro. Jak będą mieć zapłacone, to im nie przeszkadza, że się tłoczą w warunkach urągających godności. „Ja się przemęczę”, mówią takie młode chłopaki, które coś zarobią, w weekend pobalują, a jeszcze im zostanie.

Ci, którzy chcą się uczyć, zaznaczają, że ciężko łączyć pracę na zmiany i kurs języka. – Nie powiem: nie planujcie mi zmiany w sobotę, bo mam rano lekcje – stwierdza Łukasz.

Chruściński na początku porozumiewał się po niemiecku. Po roku w Holandii „się zawziął”: – Zacząłem się uczyć z telewizji i książek. Szybko zauważyłem, że od momentu, gdy zacząłem posługiwać się językiem, Holendrzy zaczęli mnie traktować bardziej jak swojego. Teraz jestem postrzegany jako jeden z nich.

Zaczynał przy zbiorze papryki w Zaltbommel koło ’s-Hertogenbosch. – Wtedy było nas może z 50 Polaków w całej prowincji. Niektórym Holendrom musieliśmy wyjaśniać, gdzie leży Polska. Była wyraźna ciekawość jej kulturą. Polska była czymś egzotycznym, obcym krajem po drugiej stronie żelaznej kurtyny, choć ona od dawna nie istniała.

Po trzech latach pobytu zapisał się do szkoły technicznej. Ostatnio awansował na asystenta kierownika produkcji. – Niektórzy holenderscy koledzy byli oburzeni: jak to, ten Polak, dlaczego? Prezes firmy wyjaśnił: słuchajcie, on ma doświadczenie, jest odporny na stres, zna cały proces produkcji, więc nadaje się do nadzorowania. Tylko skinęli głowami.

Jeden z pierwszych pracodawców Chruścińskiego chwalił go za jego „polską pracowitość”. W 2007 r., po otwarciu granic, zacierał ręce: „Adam, ale będzie biznes, teraz przyjedzie więcej takich jak ty”. Chruściński: – Ostrzegałem go, że im więcej Polaków, tym więcej problemów.

I tak się też według Chruścińskiego stało.

Jak pozbyć się etykiet

– Wielka szkoda, bo ludzie tacy jak my, którzy chcą godziwie żyć, płacą za to cenę – ubolewa Justyna Daniluk w swoim domu w Tilburg. 29-letnia Daniluk do Holandii przyjeżdżała sezonowo od 2009 r., jeszcze jako studentka gospodarki przestrzennej. – Żeby dorobić. Po studiach niestety nie udało się w Polsce dorobić niczego – uśmiecha się trochę zażenowana. Od 2016 r. jest tu na stałe. – Wszyscy tylko pytają, ile kasy zarabiamy. Wielu Polaków myśli, że my tu nie wiadomo jak żyjemy. Panuje przekonanie, że euro to główny cel, dla którego przyjeżdżamy. A to nie tak. Nas na życie w Polsce po prostu nie stać.

Holenderskie gazety i politycy bębnią dziś o „wyłudzaniu zasiłków dla bezrobotnych” przez Polaków. „Masowe nadużycia” w nagłówkach gazet wywołują wśród Holendrów skrajne emocje. „Jeśli Rob Jetten chce sprowadzić tych Polaków, to proszę bardzo: niech pracują za darmo, dopóki wszystkiego nie odrobią!” – tweetował oburzony Holender. Historyk Leo Lucassen komentował aferę z zasiłkami na Twitterze: „Uderzające w zamieszaniu wokół Polaków pobierających zasiłek dla bezrobotnych [w Polsce] jest to, że nikt nie wspomina słowem o roli pracodawców i agencji zatrudnienia. I o przewrotnych praktykach zwalniania po 6 miesiącach”. Zrywanie umów po tym okresie to powszechna praktyka: pracownicy nie mogą stać się bowiem za drodzy. Wtedy nie opłaca się ich „sprowadzać” z zagranicy.

Chruściński ma obawy, że Polacy w Holandii jeszcze długo będą się borykać z łatką awanturników i oszustów. – Może nasze dzieci i wnuki będą miały łatwiej.

Może, jeśli historia Polaków w Holandii potoczy się innymi torami niż losy tureckich i marokańskich robotników, którzy przybywali do Holandii i Belgii w ubiegłym wieku. Także dlatego, że byli potrzebni. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2019