Inni żołnierze wyklęci

Opór komunizmowi stawili – i to nie tylko po II wojnie światowej – również ludzie polskiej lewicy niepodległościowej. Dziś coraz bardziej popadają w zapomnienie.

26.02.2018

Czyta się kilka minut

 / PAP
/ PAP

Pierwszego marca już po raz siódmy obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, ustanowiony przez ponadpartyjną większość sejmową. Tymczasem z roku na rok „wyklęci” są coraz bardziej zawłaszczani przez obóz rządzący po 2015 r. I coraz silniej akcentowany jest ten nurt oporu, który – w uproszczeniu – nazwać można prawicowym. W efekcie ze zbiorowej świadomości znikają inne nurty sprzeciwu wobec komunistycznej ideologii i władzy.

Największą białą plamą jest brak świadomości istnienia oporu lewicowego.

Bez złudzeń

Nie zaczął się on w 1945 r., lecz znacznie wcześniej. Właściwie – istniał od początku. Główna siła krajowej lewicy, Polska Partia Socjalistyczna, przez całą II RP krytykowała Związek Sowiecki, bolszewizm i rodzimych komunistów [patrz tekst „Lewica przeciw bolszewikom”, „TP” nr 43/2017 – red.].

Dzień 17 września 1939 r. potwierdził linię PPS. A Sowieci mieli świadomość, że polscy socjaliści są ich wrogiem. Już kilka dni później we Lwowie NKWD aresztowało znanego działacza PPS Artura Hausnera (zmarł w sowieckim więzieniu w 1941 r.). Podobny los spotkał lwowskiego lidera tej partii Bronisława Skalaka i Mieczysława Mastka, byłego posła PPS i działacza lewicowych związków. Pierwszego więziono na Łubiance, skazano na 8 lat łagru – stąd, już ciężko chorego na gruźlicę, wypuszczono po układzie Sikorski-Majski. Drugi, zwolniony z więzienia, zmarł po niespełna roku.

Poseł PPS Zygmunt Piotrowski został aresztowany podczas próby przejścia z okupowanego Lwowa przez Węgry na Zachód; słuch o nim zaginął. Po latach jego nazwisko odnaleziono na tzw. ukraińskiej liście katyńskiej – rozstrzelanych w podkijowskiej Bykowni. W Kowlu NKWD aresztowało Stanisława Grylewskiego – byłego posła PPS i lidera kolejarskich związków zawodowych; zmarł po miesiącu w celi. Więzienie, brutalne śledztwo i łagier przeszedł Jan Kwapiński – legendarny bojowiec PPS, dowodzący atakiem na carski pociąg z pieniędzmi w Rogowie, katorżnik. Do sowieckich więzień trafili znani działacze ugrupowania ze wschodu Polski, m.in. Jan Szczyrek, Franciszek Haluch, Stanisław Talarek.

Tam diabeł, tu belzebub

Od początku sowieckiej okupacji socjaliści angażowali się w konspirację. W październiku 1939 r. we Lwowie powstał Rewolucyjny Związek Niepodległości i Wolności, założony przez PPS-owców i lewicowych ludowców, przeciwnych sowieckim porządkom. Współpracował z emigracyjnymi władzami i podziemiem: Służbą Zwycięstwu Polsce i ZWZ.

W Wilnie na początku listopada 1939 r. powstała Organizacja Niepodległościowo-Socjalistyczna „Wolność”. Jej manifest głosił: „ZSSR wbrew głoszonym do ostatniej chwili hasłom walki z faszyzmem i hitleryzmem współdziała czynnie z Niemcami hitlerowskimi. (...) W polityce zagranicznej ZSSR stosuje hitlerowskie metody nacisku i agresji wobec państw słabszych, na zewnątrz zaś stosuje terror wobec ruchu socjalistycznego”.

Na terenie okupowanych przez Niemców główną siłą lewicy – i jednym z fundamentów Państwa Podziemnego – była założona przez część liderów PPS organizacja Wolność Równość Niepodległość (nazwana tak dla zmylenia Niemców). Na czele PPS-WRN stanęli znani socjaliści-antykomuniści: Kazimierz Pużak, Zygmunt Zaremba i Mieczysław Niedziałkowski. Już w październiku 1939 r. w podziemnym piśmie ostrzegli przed wybieraniem między „hitlerowskim diabłem a sowieckim belzebubem”.

Trzy dni po podpisaniu układu Sikorski-Majski – umowy polsko-sowieckiej, zawartej po ataku Hitlera na Stalina – WRN wydała odezwę: „Umowa polsko-sowiecka nie gwarantuje całości Rzeczypospolitej Polskiej i nie rozwiązuje najważniejszych spraw stanowiących treść stosunków polsko-sowieckich, lecz dopiero otwiera drogę do ich uregulowania. (...) Wyrażone przez gen. Sikorskiego (...) skłonności do szukania oparcia o Rosję i ubieranie tego we frazeologię słowianofilską stanowi przejaw niebezpieczny”.

Na początku 1943 r. NKWD zamordowało Wiktora Altera i Henryka Erlicha, liderów Bundu – partii żydowskich socjalistów w Polsce, współpracującej z PPS. Wkrótce na jaw wyszła zbrodnia w Katyniu. Adam Pragier, PPS-owiec i członek emigracyjnej Rady Narodowej, wspominał: „Wniosłem w lecie r. 1942 (...) rezolucję wzywającą rząd, by przedłożył rządom sojuszniczym notę (...) stwierdzającą, że rząd polski żadną miarą nie może odnaleźć kilkunastu tysięcy oficerów, którzy przebywali w obozach jenieckich w Sowietach i przepadli bez śladu. (...) Znalezienie tysięcy oficerów w grobach masowych pod Katyniem [w 1943 r.] było potwierdzeniem przeświadczenia (...) że wiadomości o ich losach, podawane przez władze sowieckie, były kłamliwe”.

Wobec nowej okupacji

Aleksy Bień – przed 1939 r. prezydent Sosnowca z ramienia PPS, potem w konspiracji – tak raportował latem 1944 r. z Lubelszczyzny, zajętej przez Armię Czerwoną: „NKWD otworzyło swe posterunki we wszystkich gminach, miastach i wsiach (...) i rozpoczęło masowe aresztowania (...). Do obecnej chwili aresztowanych jest ponad 50 tys. osób na Lubelszczyźnie (...). Sądy wojenne na rozprawach niejawnych działają i zasądzają działaczy AK i stronnictw na karę śmierci oraz na długoletnie więzienie. (...) Na wolności przebywa (...) niżej podpisany, za którego wyznaczono nagrodę 5 milionów”.

24 lipca 1944 r., w reakcji na manifest PKWN-u – zalążka rządu podporządkowanego Stalinowi – wspólną odezwę wydały władze WRN i Stronnictwa Ludowego: „Wojska sowieckie nie wkraczają na nasze ziemie w porozumieniu z naszym Rządem (...); stoimy wobec groźby zabrania połowy ziem Rzeczypospolitej Polskiej, narzucenia Polsce rządów partii rosyjskiej oraz uzależnienia lub nawet wcielenia Polski do ZSRR”.

Podczas powstania warszawskiego wspomniany Zaremba tak pisał w PPS-owskim „Robotniku”: „Rząd Polski wielokrotnie usiłował nawiązać z rządem ­rosyjskim porozumienie, obejmujące chociażby problemy współdziałania wojskowego. Wszelkie propozycje polskie rozbijały się zawsze o tendencję polityki Sowietów, zmierzającą do wymuszenia na Rządzie Polskim akceptacji czwartego rozbioru i narzucenia nam na kierowników Państwa ludzi miłych Sowietom”.

Tymczasem, usiłując stworzyć wrażenie pluralizmu, komuniści zaczęli tworzyć kontrolowane przez siebie partie, z udziałem drugorzędnych przedwojennych działaczy socjalistycznych i ludowych. Wedle tej logiki we wrześniu 1944 r. powstała w Lublinie fake’owa (jak byśmy dziś powiedzieli) Polska Partia Socjalistyczna.

W tym czasie legendarny działacz PPS, Tomasz Arciszewski, po objęciu funkcji szefa Rządu RP na Uchodźstwie mówił: „Niepodległość i suwerenność Rzeczypospolitej Polskiej jest dla nas niewzruszonym kanonem. Nikt w świecie nie może nam narzucać ani rządu, ani reżimu, którego lud polski sobie nie życzy”. Po konferencji w Jałcie rząd Arciszewskiego protestował przeciw jej ustaleniom. A w kraju Pużak komentował: „Cios (...) przygotowany przez zmowę nowego Świętego Przymierza (...) był aktem wielkiej krzywdy wyrządzonej Polsce, (...) której nasz naród (...) nie może zapomnieć”.

Nierówna walka

Pozostała tylko nadzieja, że obiecane w Jałcie utworzenie w Polsce „rządu jedności narodowej” pozwoli wpływać na bieg wydarzeń środowiskom niekomunistycznym. Dlatego przyjęto zaproszenie do rozmów z Sowietami. 27-28 marca 1945 r. przedstawiciele polskich władz podziemia i stronnictw przybyli na spotkanie – i jak wiadomo, zostali aresztowani i przewiezieni do Moskwy. Wśród nich socjaliści – Pużak jako lider WRN i Antoni Pajdak jako minister w krajowych strukturach rządu londyńskiego.

W „procesie szesnastu” pierwszego skazano na półtora roku więzienia, a w wyniku amnestii wypuszczono po 4 miesiącach i pozwolono wrócić do kraju. Drugi otrzymał wyrok pięciu lat – w sowieckiej celi i na zesłaniu syberyjskim spędził dekadę, zanim wrócił do Polski w 1955 r.

Legalni, wykluczani

Część WRN-owców prowadziła dalej działalność konspiracyjną, m.in. Pużak, Zaremba, Ludwik Cohn, Józef Dzięgielewski, Marian Bomba. Zaremba publikował podziemne pismo „AS” i ulotki z odezwami. 23 czerwca 1945 r. WRN wydała oświadczenie: „Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej ma wejść w urzędowanie, a sojusznicy zachodni mają cofnąć swe uznanie legalnego rządu Rzeczypospolitej, czyli faktyczną władzą będzie całkowicie rozporządzał ów rząd powołany na moskiewskich naradach. W tej sytuacji niezależny polski ruch socjalistyczny (...) będzie musiał znaleźć nowe drogi swego działania”. Dwa tygodnie później rząd Arciszewskiego w Londynie stracił uznanie międzynarodowe, a uznany został prosowiecki rząd warszawski.

Pętla się zaciskała. Gdy 3 czerwca 1945 r. odbywał się w Katowicach wojewódzki zjazd lubelskiej PPS, komunistyczna bezpieka aresztowała połowę jego uczestników pod zarzutem przynależności do WRN. Kilku skazano na więzienie.

Zasłużony socjalista i przedwojenny lider „czerwonych” związków zawodowych (warto tu dodać, że czerwień od początku była kojarzona z ruchem socjalistycznym), Zygmunt Żuławski, zawarł w imieniu części niezależnych lewicowców w lipcu 1945 r. umowę z lubelską PPS. Na jej mocy działaczy WRN miano dokooptować do zarządu lubelskiej PPS, a ujawniający się WRN-owcy mieli otrzymać gwarancje bezpieczeństwa. Niezależni socjaliści postulowali też amnestię dla „leśnych”.

Władze lubelskiej PPS przerwały negocjacje. Żuławski próbował więc zarejestrować Polską Partię Socjalno-Demokratyczną. 14 października 1945 r. delegacja w składzie Żuławski, Bień, Antoni Zdanowski i Stanisław Garlicki zawiadomiła władze o założeniu partii. Edward Osóbka-Morawski – socjalista, który stanął po stronie Stalina i został premierem Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej – krzyczał: „Chcecie pogrążyć się w przepaści? Dobrze, staczajcie się! Nie liczcie na nową amnestię! Będziecie wyłapani! Zniszczeni!”. Bezpieka dokonała rewizji u osób z komitetu założycielskiego. Odmówiono rejestracji partii. Było to pogwałcenie postanowień jałtańskich, gwarantujących Polsce system wielopartyjny i swobodę tworzenia stronnictw o demokratycznym programie.

Żuławski zdecydował się więc na akces do lubelskiej PPS na gorszych warunkach niż poprzednio. Uważał, że to jedyna szansa na ocalenie jej przed całkowitą uległością wobec komunistycznej PPR. Zaremba i Pużak byli przeciw, choć liczyli na pozytywne efekty manewru. Ale władze lubelskiej PPS dokooptowały nie 12, jak obiecywały, lecz zaledwie sześciu zwolenników Żuławskiego – i groziły, że wyrażanie „linii WRN” zakończy się czystkami personalnymi. Żuławski zrezygnował z działalności w lubelskiej PPS.

Przed tzw. kongresem zjednoczeniowym z PPR – na którym w grudniu 1948 r. wyłoniła się PZPR, rządząca Polską do 1989 r. – usunięto z lubelskiej PPS ponad 80 tys. osób. Wśród nich Bienia, Józefa Grzecznarowskiego (przedwojennego prezydenta Radomia) i Jana Bielnika (działacza PPS na Śląsku i w Zagłębiu).

Terror uderza w lewicę

W marcu 1946 r. Zaremba z fałszywymi dokumentami uciekł z Polski do Francji, ostrzeżony, że bezpieka zamierza go aresztować. Podobnie uczynił inny ważny działacz WRN Franciszek Białas, od lutego 1944 r. lider Społecznego Komitetu Antykomunistycznego przy Radzie Jedności Narodowej (podziemnym parlamencie).

Wkrótce aresztowano m.in. Zofię Pajdakową, Pużaka, Cohna, Bombę, Zdanowskiego, Tadeusza Szturm de Sztrema (był w kontakcie z Witoldem Pileckim), Józefa Dzięgielewskiego, Feliksa Misiorowskiego, Wiktora Krawczyka, Adam Obarskiego, Antoniego Wąsika, Stefana Zbrożynę, Kazimierza Rysiewicza, Stanisława Sobolewskiego... Uwięziono ok. 200 osób.

W procesie przywódców PPS-WRN zarzucono im organizowanie zakonspirowanej partii i próbę „obalenia przemocą ustroju” (wtedy klasyczny zarzut). Komunistyczni sędziowie mówili – wobec ludzi narażających życie w antyhitlerowskiej konspiracji – że „w okresie okupacji WRN (...) cały swój wysiłek skierowała przeciwko ZSRR i jego Armii Czerwonej (...) przygotowywała masy nie do walki z Niemcami, lecz (...) z wyzwoleńczą Armią Czerwoną”. Pużak i Szturm de Sztrem otrzymali wyroki 10 lat, Dzięgielewski i Krawczyk – 9 lat, Cohn i Misiorowski – 5 lat (czterem pierwszym amnestia obniżyła wyroki, dwóm ostatnim pozwoliła uniknąć więzienia). W innych procesach Obarski otrzymał 15 lat, Zbrożyna, Rysiewicz i Wąsik – 6. Bomba dwa lata spędził w celi śledczej bez wyroku.

67-letni Pużak zmarł w więzieniu w Rawiczu, bity i pozbawiony pomocy medycznej. Pajdakowa poniosła śmierć, wyskakując z okna podczas przesłuchania (niewykluczone, że był to mord). Zdanowski był przez pół roku więziony i torturowany. Wypuszczony w stanie agonalnym, zmarł dwa dni później. Dzięgielewskiego po bestialskim śledztwie wypuszczono po trzech latach z zaawansowaną gruźlicą – zmarł rok później. Misiorowski był torturowany, doznał w więzieniu zawału, nie udzielono mu pomocy lekarskiej, co przyczyniło się do przedwczesnej śmierci po uwolnieniu. Aresztowania, tortury, wyrzucanie z pracy, zabór mienia były codziennością socjalistów sprzeciwiających się nowemu systemowi.

Na polu walki

Bywało, że zdesperowani socjaliści sięgali po broń przeciw komunistom.

Tak było ze Stanisławem Wenclem juniorem, PPS-owcem z Zawiercia. Pochodził z rodziny socjalistów zaangażowanych w antycarską konspirację. W II RP był działaczem PPS i Czerwonego Harcerstwa oraz korespondentem partyjnego dziennika „Robotnik”. Walczył w kampanii wrześniowej, później pod pseudonimem „Twardy” był żołnierzem Gwardii Ludowej WRN (tę nazwę komuniści też później ukradli). Słynął z odwagi. Po scaleniu GL WRN z Armią Krajową został dowódcą oddziału likwidującego agentów Gestapo; wykonali 80 wyroków śmierci. Później dowodził oddziałem leśnym, brał udział w wielu akcjach i bitwach.

Ujawnił się i złożył broń po wkroczeniu Armii Czerwonej. Kilka dni później był przesłuchiwany przez UB, po wypuszczeniu inwigilowany i śledzony. Wrócił do lasu, gdzie sformował kilkunastoosobowy oddział na Jurze i w Częstochowskiem. Rozbił on posterunek milicji i zastrzelił okrutnego funkcjonariusza bezpieki.

Aby zmusić Wencla do wyjścia z podziemia, UB uwięziło jego matkę. Tak zrobił. Brutalnie przesłuchiwany, dostał 7 lat. Wyszedł na wolność po interwencji Osóbki-Morawskiego, jego kolegi sprzed wojny. Później działał w lubelskiej PPS, gdzie głosił antysowieckie poglądy – i został wyrzucony przed „zjednoczeniem” z PPR.

Opór (także) robotniczy

67-letni Żuławski zdecydował się na start w wyborach z listy mikołajczykowskiego PSL w Krakowie i uzyskał mandat poselski w styczniu 1947 r. Wygłosił kilka przemówień sejmowych. 8 lutego 1947 r. rzucał w twarz komunistom: „O słuszności nie może decydować siła fizyczna (...), lecz wyrok większości, ustalony w swobodnej wymianie argumentów”. W debacie budżetowej krytykował sytuację robotników: „samo upaństwowienie nie usunie jeszcze krzywdy społecznej i nie wyzwoli człowieka z jarzma drugiego człowieka. Dla ludzi kwestia, kto ich wyzyskuje – kapitał czy państwo – jest obojętna. (...) Tylko nie jest obojętne dla nich, ile mają pracować, jaką otrzymają zapłatę za ich pracę, ile muszą płacić za towary, i nie jest dla nich obojętny stopień władzy jednych nad drugimi i stopień ich wolności”.

Bo także robotnicy stawili opór nowej władzy. Podczas lokalnego zjazdu lubelskiej PPS w 1946 r. w Katowicach jeden z delegatów mówił: „Za Niemców fabryka szła. Gdy przyszli wyzwoliciele, wyzwolili nas z maszyn, zaś obecnie dyrektor wyzwala nas z miedzi i niklu, nic w zamian nie wypłacając”.

Krytykowano nowe porządki: wywóz maszyn do Związku Sowieckiego, dyrektorów z nadania PPR, szykanowanie związków zawodowych, brak podwyżek, śrubowanie norm wydajności. W maju 1946 r. w Łodzi strajkowało 30 tys. ludzi, stanęło kilkadziesiąt zakładów. W sierpniu strajk i zamieszki w gdańskim Nowym Porcie stłumiła dopiero dywizja piechoty. „Łącznie w 1946 r. miało miejsce 565 strajków, a więc ponad 47 miesięcznie. Podobną aktywność polscy robotnicy wykazali dopiero w okresie lat 1980-81” – pisał historyk Łukasz Kamiński (później prezes IPN).

We wrześniu 1947 r. miał miejsce strajk powszechny w przemyśle włókienniczym w Łodzi. Pracę porzuciło kilkadziesiąt tysięcy osób, a ruch zakładów przywrócono po dwóch tygodniach. Władze sięgały po najbardziej brutalne metody, jak lokaut, połączone z użyciem milicji i bezpieki do rozbijania protestów.

Łącznie w ciągu kilku lat po 1945 r. miało miejsce ponad 1200 strajków. Tylko w 1946 r. odmówiło pracy 340 tys. ludzi. Postulaty płacowe i socjalne stanowiły ok. 85 proc. wszystkich, a 35 proc. obejmowało żądanie podwyżek.

Ciąg dalszy nastąpił

Wraz z postępami stalinizacji wszystkie te formy oporu były coraz trudniejsze. Ciężar lewicowej krytyki PRL przejęły emigracyjne struktury PPS: we Francji, Anglii, USA, RFN czy Włoszech (tam działał w nich Gustaw Herling-Grudziński). Alarmowały Zachód o realiach za żelazną kurtyną. Przemycane do kraju PPS-owskie publikacje były przez lata jednymi z niewielu niezależnych publikacji. Z czasem, gdy terror osłabł, nasiliły się kontakty socjalistycznej emigracji z krajowymi towarzyszami, którzy nie ulegli komunie. Z PPS wywodziła się część obrońców więźniów politycznych. Gdy apel założycielski KOR podpisało 14 osób, było wśród nich pięcioro dawnych PPS-owców: Aniela Steinsbergowa, Edward Lipiński, Antoni Pajdak, Adam Szczypiorski i Ludwik Cohn.

Po dramacie poznańskiego Czerwca 1956 r. organ PPS w Niemczech Zachodnich, pismo „Przedświt”, komentował: „Manifestacja w Poznaniu wykazała jedną niezbitą prawdę: najniebezpieczniejszym dla komunizmu jest robotnik”. Zaś emigracyjny lewicowiec Adam Uziembło pisał w paryskiej „Kulturze”: „Poznań (...) stanowi przykład zachęcający. (...) A co do ofiar? W krajach przez absolutyzm rządzonych zawsze znajdzie się zastęp takich, którzy »poległym ciałem« gotowi są »dać inny szczebel do sławy grodu«. A wśród tego zastępu znajdą się ludzie, którzy dobrze zastanowią się nad strategią walki robotniczej. I wyniki podadzą innym. W pewnym momencie (...) znajdą środki po temu, by solidarną akcją sparaliżować maszynę (...) dyktatury”. I dalej: „Każdy totalizm jest organizmem nietrwałym. Jest on zawsze zagrożony przez solidarność mas ludowych. Gdzie ta solidarność krzepnie – tam odwilż staje się potopem”.

Ćwierć wieku później te słowa okazały się proroctwem. ©

 

Na zdjęciu powyżej: Warszawa, 5 listopada 1948 r. Przed Rejonowym Sądem Wojskowym rozpoczyna się proces pokazowy działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej – Wolność Równość Niepodległość. Na ławie oskarżonych: Kazimierz Pużak, Tadeusz Szturm de Sztrem, Józef Dzięgielewski, Feliks Misiorowski, Ludwik Cohn, Wiktor Krawczyk. Składowi sędziowskiemu przewodniczy ppłk Staszyca; oskarżają prokuratorzy płk Zarakowski i płk Karliner. Oskarżonych bronią adwokaci: Niedzielski, Maślanko, Rettinger, Wagner i Palatyński. Za stołem m.in. adwokaci Niedzielski (pierwszy z lewej) i Maślanko, w drugim rzędzie oskarżeni Józef Dzięgielewski (z lewej) i Tadeusz Szturm de Sztrem, w trzecim rzędzie Wiktor Krawczyk (z lewej) i Cohn oraz w ostatnim rzędzie Pużak (w okularach).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2018