Imiennik

Zafascynowany ideałem ewangelicznego ubóstwa, musiał zaakceptować rzeczywistość Kościoła także jako instytucji. Kim był człowiek żyjący 800 lat temu, do którego odwołał się – przybierając jego imię – nowy papież?

02.08.2023

Czyta się kilka minut

Opowiadano potem, że to nieznany nikomu pielgrzym uratował żonę kupca sukiennego Piotra Bernardone i jej mające przyjść na świat dziecko. Mimo coraz silniejszych skurczów, nie była w stanie urodzić. Pielgrzym poradził, by położyła się – wzorem Maryi – na sianie. Kiedy to uczyniła, powiła chłopca. Niektórzy dodawali, że pielgrzym, niczym biblijny Symeon, wziął noworodka w ręce i prorokował mu wielką przyszłość.
Był rok 1181 (może 1182; kronikarze nie są zgodni), a miało to miejsce w Asyżu, mieście w środkowych Włoszech.
Rodzice nadali chłopcu imię Jan, ale nikt go tak nie nazywał. Już w dzieciństwie przylgnął do niego przydomek Franciszek, czyli – Francuzik, ponieważ znakomicie władał rodzimym językiem swojej pochodzącej z Prowansji matki.
SNY O POTĘDZE
O wypełnionej hulankami, śpiewem i poezją młodości Franciszka napisano tak wiele, że nie warto jeszcze raz powtarzać historii jego przywództwa wśród „złotej młodzieży” Asyżu. Ale niektórzy zapędzają się zbyt daleko, czyniąc z młodego Franciszka niegodziwca. Zarzucić mu można wiele: otaczanie się wielbicielami, sprowadzenie sensu życia do uciech oraz niebywałą rozrzutność – głównie na szaty i inne zbytki.
Jego słynne nawrócenie nie przypominało jednak wzorcowej przemiany Szawła w Pawła. Franciszek nigdy nie był złym człowiekiem. Podobno któregoś dnia przegnał ze sklepu ojca naprzykrzającego mu się żebraka. Zaraz jednak wybiegł za nim, przeprosił, suto obdarował i postanowił nie odmawiać więcej pomocy nikomu, kto prosi o nią w imię Boże.
Swoim postanowieniem dostarczył zresztą ojcu niemało zgryzoty, bo wkrótce kram Bernardonego stał się przystanią dla wyrzutków społecznych, których jego syn (i wspólnik) hojnie wspierał.
Franciszek marzył o sławie rycerskiej. Ambitni, pełni rozmachu włoscy książęta i przywódcy miast dostarczali niejednej okazji do wojaczki. Udział w przegranej wojnie Asyżu przeciw Perugii kosztowała 21-letniego Franciszka kilka miesięcy w więzieniu. Nie zniechęciło go to; kilka lat później zaciągnął się do papieskich wojsk najemnych walczących z Normanami w Apulii. Kiedy w punkcie zbornym zobaczył ubogie odzienie jednego z towarzyszy wyprawy, poprosił go o spotkanie na osobności i obdarował własnymi szatami. Kilka lat później, już jako „biedaczyna z Asyżu” – tak nazwali go już współcześni – będzie gotów napotkanemu żebrakowi podarować odpruty od własnego habitu kaptur czy rękaw, byle nie zostawić go nagiego na mrozie.
RĘKA TRĘDOWATEGO
Z marzeń rycerskich wyleczył młodego zapaleńca sam Chrystus. W drodze do Apulii Franciszka powaliła gwałtowna gorączka. Półprzytomny, miał usłyszeć głos: „Franciszku, dokąd zmierzasz?”. Głos nakazał mu wracać do Asyżu, gdzie dowie się, co ma dalej robić.
W rodzinnym mieście został wyśmiany: cóż to za rycerz, który po kilku dniach wraca z wyprawy? Odtąd stronił od swoich wesołych kompanów, coraz więcej czasu poświęcając modlitwie. Jego ulubionym miejscem stała się jaskinia pod miastem. Któregoś dnia znowu usłyszał Głos, który nakazał mu odwrócić się od wszystkiego, co dotychczas kochał. A wtedy to, co słodkie, stanie się gorzkie, a to, co wstrętne – pełne słodyczy.
Franciszek rychło miał się przekonać, co Pan miał na myśli: kiedy zamyślony wracał konno do domu, drogę zastąpił mu trędowaty. Zasadniczo należało go wyminąć i spiąć wierzchowca ostrogami: na trąd, niezwykle przecież zaraźliwy, nie było w XIII wieku lekarstwa. Ale Franciszkowi brzmiało w uszach echo słów, które dopiero co usłyszał. Zsiadł więc z konia i nie tylko wręczył choremu pieniądze, ale i ucałował w rękę.
Następnego dnia młody kupiec poszedł za ciosem i udał się do lazaretu. Między otaczających go chorych – cuchnących, pozbawionych uszu, nosa czy warg – rozdzielił zawartość mieszka ze srebrem. Odtąd do końca życia wielokrotnie odwiedzał lazarety i posługiwał trędowatym – jak pisał kronikarz, „umywając z nich wszystkie brudy i oczyszczając wrzody z ropy”.
NAPRAW MÓJ DOM
Kolejne wezwanie Chrystusowe było na tyle enigmatyczne, że doprowadziło do swoistego nieporozumienia. Któregoś dnia Franciszek wszedł pomodlić się do leżącej nieopodal miasta zrujnowanej kaplicy San Damiano. Tam – przekonują biografowie – przemówił do niego Jezus wymalowany na obłupanym fresku. Powiedział: „Pójdź i napraw mój dom”. Zbawiciel miał na myśli kościół przez duże „K”, niemniej początek powołania Franciszka wiąże się z jego rolą jako remontującego podupadłe kaplice.
Franciszek popełnił tu błąd, bo zdecydował się sięgnąć do ojcowskiej kiesy. Sprzedał przypadającą na niego część zwojów sukna (oraz konia), a środki chciał wydać na zakup kamieni i innych materiałów. Gniew ojca był straszny. Franciszek musiał zwrócić mu pieniądze. Wpadł w depresję i w poczuciu bezsilności zaszył się na miesiąc w jaskini. Kiedy wrócił do miasta – wychudły, brudny, w potarganych ubraniach – banda wyrostków zwyzywała go i obrzuciła odpadkami. Tak pohańbiony, dotarł pod drzwi domu. Wściekły ojciec chwycił go za kark i zamknął w ciemnicy.
Być może to wspomnienie miał przed oczami Franciszek, kiedy wiele lat później tłumaczył jednemu z zakonników, czym jest doskonała radość. Przeżyjesz ją wtedy – mówił – gdy w mroźny dzień zapukasz do bram klasztoru z prośbą o nocleg, a zostaniesz przez odźwiernego wyrzucony na śnieg i obity sękatym kijem. „Ponad wszystkimi darami Ducha Świętego jest pokonanie samego siebie i chętne dla Chrystusa znoszenie mąk, krzywd, obelg i uderzeń”. Jeśli przylgniesz do Boga, nikt nie zdoła cię upokorzyć i sponiewierać – uczył Franciszek.
Pod koniec życia, zanim został obdarzony stygmatami, Franciszek modlił się do Chrystusa o dwie łaski. „Pierwszą – bym za życia uczuł w duszy i ciele tę boleść, którą Ty wycierpiałeś w godzinie męki. Drugą – bym uczuł w sercu tę miłość niezmierną, którą Ty tak zapłonąłeś, że zniosłeś tę mękę za nas, grzesznych”.
WĄŻ W SAKIEWCE
Piotr Bernardone nie poprzestał na uwięzieniu syna w ciemnicy (skąd zresztą szybko uwolniła go matka). Postanowił przed władzami miejskimi oskarżyć go o zagarnięcie części majątku. Konsulowie wykręcili się, ale ojca nie zbiło to z tropu – i udał się do biskupa.
Ten jednak, zafascynowany postawą samozwańczego ascety, nie tylko nie zgromił go, ale pochwalił, ośmieszając jednocześnie chciwego ojca. „Bóg nie dopuści, abyś uczynił dobry użytek ze źle nabytego bogactwa, jeśli zachowasz, w zbożnej nawet intencji, owoc grzechu popełnionego przez twojego ojca” – stwierdził biskup.
Franciszek – niczym syn marnotrawny à rebours – nie tylko oddał ojcu wszystkie oszczędności zgromadzone przez lata pracy w kramie, ale ściągnął ubranie (pozostając we włosiennicy) i złożył u jego stóp. Po czym ogłosił, że jego ojcem jest teraz Ojciec Niebieski.
To przeżycie, a także nauka biskupa, mocno odbiły się na przekonaniach Franciszka o bogactwach tego świata. Życie w nędzy, jako zbliżone do ideału ewangelicznego ubóstwa, fascynowało go od dawna. Kiedyś, podczas pobytu w Rzymie, zdecydował się na coś, co 800 lat później stanie się znakiem firmowym dziennikarza śledczego Güntera Wallraffa: przebrał się w łachmany i wmieszał między żebraków nagabujących ludzi przed bazyliką św. Piotra.
W następnych wiekach opowiadano historię, jak to wędrując przez Apulię zauważył na drodze mieszek. Gdy jeden z jego współbraci go podniósł, między jego palcami prześlizgnął się wąż. Franciszek powiedział wtedy: „Pieniądze nie są dla sług bożych niczym innym jak diabłem lub wężem jadowitym”. Uznał, że nie można sobie przywłaszczyć tych monet nawet w zbożnym celu rozdania ich biednym.
Zakonnikom zezwalał na posiadanie tuniki, spodni i sznura do ich przewiązania. Nie wolno im było mieć na własność nawet psałterza (do zniesienia tej zasady Franciszek zostanie nakłoniony dopiero przez rzymskich protektorów). Braciom, którzy buntowali się przeciw dosłownie pojmowanemu ubóstwu, Franciszek odpowiadał: „Próbujecie uchodzić za tych, co stosują się do wskazań świętej Ewangelii, ale wolelibyście mieć sakiewki pękate od pieniędzy zebranych za to, co czynicie”. Uważał, że to z bogactwa „biorą się spory i sprawy sądowe” i chciał przed nimi ustrzec swój zakon. Dlatego każdy, kto chciał do niego wstąpić, musiał najpierw rozdać wszystko, co miał, biednym.
Po opuszczeniu domu rodzinnego Franciszek żebrał o jedzenie, chodząc z miską, do której mieszkańcy miasta wlewali resztki ze swoich stołów. Zemdliło go z obrzydzenia, gdy pierwszy raz spróbował takiej mieszanki.
Kilka lat później jeden z uczniów Franciszka, brat Jałowiec, doprowadził ten rodzaj umartwienia do ekstremum. Przyrządzając posiłek z otrzymanych od darczyńców wiktuałów, wrzucił do kotła wszystko jak leci: niewypatroszoną i nieoskubaną kurę, warzywa prosto z gruntu i jajka w skorupkach... A podając braciom potrawę, gratulował im okazji do pokuty.
SEN PAPIEŻA
Kolejny element swojego powołania Franciszek odkrył, gdy w odnowionej kaplicy San Damiano słuchał czytania na dzień św. Macieja. „Idźcie i głoście: bliskie jest Królestwo Niebieskie”. Zrozumiał, że Chrystus, wzywając go do odbudowy swego domu, miał na myśli coś więcej niż zrujnowany kościół. I postanowił ruszyć w świat, by głosić na placach i ulicach kazania wzywające do nawrócenia.
Jedno z nich zrobiło takie wrażenie na bogatym mieszczaninie Bernardzie z Quintavalle, że postanowił zostać towarzyszem Franciszka. Aby potwierdzić wolę Bożą co do powołania ich obu, trzykrotnie otwarli na chybił trafił Pismo Święte. Najpierw przeczytali: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie”. Potem: „Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski”. I wreszcie: „Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i mnie naśladuje”.
Bernard znalazł naśladowców – i wkrótce Franciszek miał tylu uczniów, co Chrystus. Postanowił udać się do Rzymu, by poprosić papieża o zatwierdzenie ich sposobu życia. Franciszkowi zawsze zależało, by pozostawać w jedności z Kościołem, niczego nie czynić przeciw niemu. Nawet w niegodziwych księżach chciał widzieć przede wszystkim tych, przez których ręce przychodzi na ziemię Chrystus.
Drogę do papieża Innocentego III utorował im biskup Asyżu Gwido – ten sam, który sądził Franciszka w sprawie wytoczonej przez ojca. Prostota, z jaką Franciszek przedstawił swój pomysł na życie oparty na dosłownym wypełnianiu Ewangelii, wzruszyła papieża. Ale poddał braci próbie i dwukrotnie ich odsyłał, każąc modlić się do Boga, by okazał swą wolę.
I w końcu okazał. Do legendy przeszedł sen, który nawiedził papieża: ujrzał walącą się bazylikę na Lateranie, którą podtrzymuje i ratuje przed upadkiem mnich w połatanym habicie. Innocenty przywołał Franciszka, zatwierdził regułę (którą ten złożył z cytatów ewangelicznych) i obdarzył braci przywilejem głoszenia kazań pokutnych.
Jednak stwierdzenie, że papież poznał się na Franciszku i zrozumiał, że przywróci on Kościołowi ducha ubóstwa i prostoty, którego od dawna mu brakowało, byłoby uproszczeniem. Innocenty III – człowiek, który dość szczególnie traktował swą misję namiestnika Chrystusa – toczył ciągłe wojny z cesarstwem o prymat w świecie chrześcijańskim. W nowym ruchu ubogich widział potencjał – pamiętając też los ruchu Piotra Waldo, kupca, który porzucił swój majątek i wzywał lud do pokuty. Ale biskupi nie pozwolili Piotrowi i jego uczniom głosić kazań, zaczęli ich zwalczać i ruch przerodził się w herezję. Innocenty zdawał sobie sprawę, że odtrącenie Franciszka byłoby błędem o groźnych konsekwencjach.
Franciszek uzyskał więc upragnioną aprobatę Kościoła. Jednak nie przewidział, że udając się do Rzymu, wchodzi w tryby wielkiej machiny, która koniec końców nie pozwoli mu przekazać zakonowi charyzmatu w takiej postaci, jaką uznawał za najdoskonalszą.
PISKLĘTA
Nowi postulanci przybywali niemal każdego dnia. Szybko skończył się najszczęśliwszy w życiu Franciszka okres, kiedy to z pierwszymi braćmi mieszkał w małej wspólnocie w Porcjunkuli pod Asyżem. Po kilku latach całe Włochy rozkwitły licznymi pustelniami liczącymi po 3-4 mieszkańców. Do powstawania większych wspólnot Franciszek nie chciał dopuszczać – dopóki miał coś do powiedzenia o losach zakonu.
Bracia przekroczyli granice, osiedlili się we Francji i Niemczech, nowe wspólnoty formowały się w Anglii. Franciszek, przełożony wszystkich braci, podczas wielotysięcznych kapituł, otoczony tłumem nieznanych sobie zakonników, zaczął czuć się obco. Którejś nocy przyśniła mu się kura, która chce objąć skrzydłami rozbiegające się pisklęta, ale te nieustannie się wymykają.
Aż do swojej śmierci Franciszek nie dopuścił do rozmiękczenia zaleceń o ewangelicznym ubóstwie. Ale to, co możliwe dla kilkunastu, okazało się na dłuższą metę nie do przyjęcia dla tysięcy. Ostatecznie papiestwo uznało, że franciszkanie mogą mieszkać w wielkich klasztorach i budować wspaniałe kościoły. Oponentom zamykano usta twierdzeniem, że budynki te należą do Kościoła, a zakonnicy jedynie je użytkują.
Spór o ubóstwo w zakonie franciszkańskim ciągnął się przez wiele dziesięcioleci – i pochłonął wiele istnień ludzkich. Braciszkowie pragnący żyć bez żadnej własności byli prześladowani, a nawet paleni na stosie – papież Jan XXII uznał ich za heretyków, zaś argumentów dostarczała mu przewrotna egzegeza: skoro Piotr miał miecz, którym obciął ucho sługi arcykapłana, dowodzi to, że uczniowie Jezusa nie wyrzekli się własności całkowicie.
Kilkadziesiąt lat po śmierci założyciela franciszkanie nie podróżowali już o żebraczym chlebie, głosząc ludowi kazania pokutne, lecz mieszkali w klasztorach w sercach miast, zaś poziomem intelektualnym i rozmachem przedsięwzięć konkurowali z dominikanami.
BAZYLIKA
Z biegiem lat Franciszek czuł coraz większą niechęć do dzieła własnych rąk. Szczególnie po tym, gdy protektor zakonu kardynał Ugolino nakłonił go do zredagowania nowej reguły, przekształcającej wspólnotę w ścisłą strukturę zakonną z generałem i prowincjami. Przed śmiercią Franciszek napisze „Testament”, w którym przypomni o ubóstwie jako fundamencie życia ewangelicznego (Ugolino, już jako papież Grzegorz IX, uzna go za tekst niewiążący).
Biedaczyna z Asyżu postanowił odgrodzić się od świata, aby nie patrzeć na kierunek, w jakim rozwija się zakon. Zebrał kilku ukochanych uczniów i udał się na górę Alwernię. To wtedy właśnie odmówił modlitwę, w której prosił o obdarzenie go bólem, który przeżywał Chrystus. Bóg go wysłuchał: Franciszek został pierwszym stygmatykiem (z nieba miał zstąpić anioł serafin, który przebił gwoździami dłonie i stopy mnicha).
Wkrótce potem, ciężko chory i na wpół ślepy, wyruszył w długą powrotną drogę do Asyżu. Omijał miasta, bo każde z nich chciałoby, aby słynny asceta umarł w jego murach i w ten sposób zapewnił napływ pielgrzymów.
Franciszek zmarł w 1226 r. w Porcjunkuli. Świadkowie zanotowali jego ostatnie słowa: „Wszystkim braciom, obecnym i nieobecnym, przebaczam wszystkie błędy i rozgrzeszam z całego serca”.
A bracia na jego grobie wybudowali przepiękną bazylikę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2013