Ile jest Watykanów?

Franciszek nie chce i nie da się odizolować. Różnica między nim a Wojtyłą jest taka, że papież Polak nie chciał zaakceptować watykańskich reguł, ale w końcu im uległ, choć starał się je nagiąć. Papież Franciszek ich nie akceptuje i im nie ulegnie.

23.04.2013

Czyta się kilka minut

Audiencja generalna na placu św. Piotra, 17 kwietnia 2013 r. / Fot. Andreas Solaro / AFP / EAST NEWS
Audiencja generalna na placu św. Piotra, 17 kwietnia 2013 r. / Fot. Andreas Solaro / AFP / EAST NEWS

JACEK TACIK: O czym świadczy żart skierowany przez papieża do kardynałów po konklawe: „Niech Bóg wam wybaczy to, co zrobiliście”?

GIAN FRANCO SVIDERCOSCHI: Z jednej strony Franciszek pokazał, że ma dystans do samego siebie, ale z drugiej dał im do zrozumienia, że wykazali się wielką odwagą: wybrali w końcu 76-letniego kardynała – zaledwie dwa lata młodszego od Josepha Ratzingera, gdy ten przejmował stery Kościoła – spoza kurii, a do tego wszystkiego z Ameryki Południowej.

Zapowiedź zmian w kurii rzymskiej?

Anonimowi pracownicy kurii rzymskiej krytykują papieża Franciszka, ale to zupełnie normalne: Jorge Mario Bergoglio jest osobą nową, spoza układu, a więc nie może od razu budzić zaufania. Karola Wojtyłę, kiedy został papieżem, nazywano pogardliwie „polaczkiem”. Do skostniałej struktury, jaką jest kuria, wszedł w końcu ktoś nowy, ktoś ze świeżym podejściem do wiary, odmiennym doświadczeniem życiowym i innym spojrzeniem na świat. Kurii rzymskiej nie może się podobać Franciszek, bo – po krytyce, która na nią spadła – jest on zobligowany do jej gruntownego przebudowania. Nie chodzi nawet o samego Franciszka: każdy papież, niezależnie czy z Ameryki Południowej, Północnej, czy Azji, wzbudzałby obawy, niepokój i w końcu złość.

Złość?

Kuria rzymska rozrosła się do ogromnych rozmiarów i – obok papieża – stała się niezależnym ośrodkiem władzy. Dykasterie potrafią wyprodukować tony dokumentów na swoje wewnętrzne potrzeby. Wygląda to trochę tak, jakby w Watykanie funkcjonowało kilkanaście niezależnych od siebie małych Watykanów. Reformy, które za chwilę wdroży Franciszek, sprowadzą kurię na ziemię: do jej obowiązków będzie należało administrowanie i dbanie o dobre relacje między Rzymem a parafiami porozrzucanymi po całym świecie. Część kongregacji zniknie, a niektóre zostaną połączone. Koniec końców wpływowi kardynałowie stracą realną władzę w Stolicy Apostolskiej.

A Instytut Dzieł Religijnych, czyli bank watykański?

W tej sprawie papież Franciszek ma nieograniczone pole manewru: albo odda go w ręce gubernatora Państwa Watykańskiego, albo – scenariusz rewolucyjny, ale mało prawdopodobny – zdecyduje się na jego zamknięcie, a watykańskie konta przeniesie do zaufanego świeckiego banku we Włoszech. Chodzi o to, żeby wszelkie transakcje finansowe były przejrzyste, i żeby nikt nie mógł postawić Stolicy Apostolskiej zarzutu prania brudnych pieniędzy. Chociaż – znając realia Kościoła – skończy się zapewne na kompromisie i na wyborze trzeciej – pośredniej drogi.

Papież powołał grupę kardynałów do spraw reformy kurii rzymskiej. Jakie ta decyzja ma znaczenie?

Jej pierwsze posiedzenie ma się odbyć dopiero w październiku, ale papież Franciszek już dzisiaj chce pokazać, że nikt i nic nie zatrzyma go przed przebudowaniem struktur kurialnych. Wysyła w ten sposób jasny i dobitny sygnał do tych, którzy łudzili się, że zapowiedzi zmian to pusta retoryka. W skład grupy ośmiu kardynałów-doradców weszli purpuraci ze wszystkich kontynentów; niemal wszyscy spoza kurii. Łączy ich jedno – niechęć do tej instytucji. Kard. Maradiaga, który został koordynatorem grupy, już mówi o zmianach w Instytucie Dzieł Religijnych i kurii. Kard. George Pell z Sydney wielokrotnie – podczas swoich podróży do Rzymu – namawiał Benedykta XVI do odważnej, reformatorskiej polityki w Stolicy Apostolskiej. Papież ma po swojej stronie zdeterminowanych purpuratów, ale są też – i o tym nie wolno zapominać – ludzie mu niechętni, którzy na zmianach stracą najwięcej, a którzy w ich przeprowadzaniu będą musieli uczestniczyć. Najlepszym przykładem jest sekretarz stanu kard. Tarcisio Bertone, który nie bez powodu nie znalazł się w grupie reformatorów.

Skąd w takim razie pomysł na papieża spoza kurii, a do tego jeszcze z „końca świata”?

Kuria rzymska znalazła się pod silnym ostrzałem nie tylko świeckich, ale i duchownych, a jej reforma jest jednym z najczęściej omawianych zagadnień w światowych mediach. Gdyby konklawe wybrało papieża ze „środka”, nikt by nie mógł tego wytłumaczyć, i nikt by nie mógł tego zaakceptować. Ojciec Święty spoza kurii jest szansą na nowe otwarcie, a do tego papież z „końca świata” – jak powiedział Franciszek – jest sam w sobie rewolucją.

 Po raz pierwszy w historii kardynałowie przekroczyli Atlantyk, i po raz pierwszy wybrali papieża z Ameryki Południowej. Dostrzegli, że środek ciężkości katolickiego świata przesunął się na zachód. W Ameryce Łacińskiej żyje znacznie więcej katolików niż w Europie i – co ważne – tworzą oni dużo bardziej „żywą” i zwartą wspólnotę religijną. Przed konklawe wskazałbym jednak na kardynała z Bostonu, Seana Patricka O’Malley’a. Wydawało mi się, że następcą Benedykta XVI powinien zostać ktoś młodszy, ale wybór kard. Bergoglia można było przewidzieć: był on w końcu największym konkurentem Josepha Ratzingera podczas konklawe w 2005 r. Kardynałowie – wskazując Bergoglia – liczyli na kontynuację pontyfikatu Benedykta XVI.

Ale on – wbrew zaleceniom Benedykta XVI – zabronił odprawiania Mszy po łacinie w archidiecezji Buenos Aires.

Benedykt XVI zezwolił w motu proprioSummorum Pontificum” na odprawianie nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego mając nadzieję, że w ten sposób uda mu się polepszyć skomplikowane stosunki z lefebrystami. Kardynał Bergoglio – obawiając się kolejnych podziałów i w końcu rozłamu w Kościele – stał się jego bezwzględnym przeciwnikiem. W duchu Soboru Watykańskiego II, a także w zgodzie z Janem Pawłem II, uważał, że decyzję o odprawieniu Mszy Trydenckiej mógłby podjąć tylko i wyłącznie biskup, a nie – jak chciał Ratzinger – zaledwie kilku wiernych.

A decyzja o pozostaniu w Domu św. Marty? Od stuleci papieże mieszkali w Pałacu Apostolskim.

W programie „Porta a Porta” w telewizji RAI Bruno Vespa starał się mnie przekonać, że papież – zrywając z kilkusetletnią tradycją – popełnia ogromny błąd. Zapytałem go wtedy i pytam ponownie: dlaczego? Jorge Bergoglio nie potrafi żyć bez ludzi. W Domu św. Marty będzie z nimi w nieprzerwanym kontakcie. Zamiast w samotności – idąc za przykładem Jana Pawła II – na śniadania i kolacje będzie mógł chodzić ze współpracownikami, gośćmi i w końcu z przyjaciółmi.

 Franciszek nie chce i nie pozwoli się odizolować. Różnica między nim a Wojtyłą jest taka, że papież Polak nie chciał zaakceptować watykańskich reguł, ale w końcu im uległ, chociaż starał się je nagiąć do swojego stylu życia. Papież Franciszek ich nie akceptuje i im nie ulegnie. Jest papieżem biednych i chociażby z tego powodu nie mógłby zamieszkać w Pałacu Apostolskim – symbolu bogactwa Watykanu. Nie wiem nawet, czy potrafiłby się odnaleźć w jego przestronnych apartamentach. W Buenos Aires zajmował zaledwie dwa małe pokoje. Tyle mu wystarczyło. Kiedy otrzymał nominację kardynalską, zamiast kazać sobie uszyć nową sutannę, polecił przerobić szaty po zmarłym purpuracie. Dziwactwo? Skromność! Wolny czas spędzał z biednymi z faweli na rozmowach i wspólnych modlitwach. Obcował z biedą i pewnie stąd jego marzenie o biednym Kościele. Ale nie chodzi o Kościół, który pomaga tylko biednym, ale o Kościół, który sam w sobie jest skromny i ubogi.

Jego skromność budzi niechęć konserwatystów. Podobnie zresztą wielkoczwartkowy rytuał mycia nóg młodocianym przestępcom w zakładzie karnym w Rzymie.

Do tej pory rytuał obmywania stóp odbywał się w Watykanie, a teraz – po raz pierwszy – poza jego murami. Bergoglio – jeszcze jako arcybiskup Buenos Aires – mył nogi kobietom. Proboszcz z mojej rzymskiej parafii myje nogi wiernym. I co? Nic. Papież Franciszek jest krytykowany za wszystko: za to, że odmówił nałożenia mucetu, za to, że uprościł język liturgii, za to, że nie nosi złotego, ale metalowy krucyfiks. Ale skoro ma być papieżem ubogich, dlaczego ma nosić złoty krzyż? Zawsze, gdy w Kościele idzie nowe, rodzi się niepokój i słychać donośny głos przestraszonej mniejszości.

Przywódca Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego zarzucił papieżowi „skromność na pokaz”.

Kilka miesięcy po wyborze Jana Pawła II zdecydowałem się na podróż do Polski. Spotkałem się tam z sekretarzem generalnym Episkopatu biskupem Bronisławem Dąbrowskim. Zadałem mu proste pytanie: „Jakim papieżem jest Karol Wojtyła?”. „Takim samym, gdy jako arcybiskup Krakowa odwiedzał parafie i wiernych w ich domach. Teraz przecież robi dokładnie to samo” – usłyszałem. Po chwili ksiądz biskup jednak się poprawił: „Jan Paweł II jest zupełnie inny”. Jak to rozumieć? Mimo że Wojtyła pozostał tym samym człowiekiem, to jednak już nim nie był. Stał się głową całego Kościoła. Podobnie jest teraz z Franciszkiem. Kiedy – jeszcze jako biskup – odwiedzał biednych i żył po swojemu, czyli skromnie, na nikim nie robiło to wrażenia. Teraz – już jako papież – swoim zachowaniem zadziwia i szokuje.

Tygodnik „Panorama” dopatrzył się w papieżu Franciszku cech Albino Lucianiego i... Che Guevary.

Che Guevary? Może chodzi o rewolucyjne podejście do Kościoła? Gdybym miał porównać Franciszka do kogoś, to przede wszystkim do papieża Jana XXIII ze względu na dobroć, którą obdarzał bliźnich, do Jana Pawła I za prosty sposób komunikacji z wiernymi i w końcu do Jana Pawła II.

 Bergoglio i Wojtyła są do siebie bardzo podobni. Mają ten sam styl bycia. Franciszek – chwilę po wyborze – powiedział do zgromadzonych na placu św. Piotra: „Dobry wieczór”. Jan Paweł II stojąc w loggii bazyliki – jako pierwszy papież w historii – zwrócił się bezpośrednio do pielgrzymów mówiąc im, że kardynałowie wybrali papieża z dalekiego kraju. Po 35 latach – niemal to samo – powiedział do wiernych Franciszek: „Kardynałowie wybrali osobę z końca świata”. Proszę zwrócić uwagę jeszcze na jedno podobieństwo: Jan Paweł II był pierwszym, który powiedział o sobie „nowy biskup Rzymu”. Franciszek unika nazywania siebie papieżem – woli „biskupa Rzymu”. Jest biskupem Rzymu, a więc papieżem, a nie papieżem, a więc biskupem Rzymu. I najważniejsze: oni byli papieżami, ale przede wszystkim pozostali ludźmi. Mój syn, który stroni od Kościoła, przyznał mi, że jest zachwycony nowym papieżem. Kiedy zobaczył go na balkonie bazyliki pochylającego się do tłumu, od razu rozpoznał w nim Jana Pawła II, który kiedyś w ten sam sposób patrzył na wiernych zebranych na placu św. Piotra.

Jorge Bergoglio jest w końcu – cytując kard. Stanisława Dziwisza – człowiekiem Jana Pawła II.

Jan Paweł II zmienił sens i styl posługi Piotrowej. Nie dał się zamknąć w murach Watykanu – zaczął podróżować i głosić Ewangelię na wszystkich kontynentach. Podróżował, bo być może nie był w stanie zmienić samej kurii. Nie mogąc jej zmienić, zmienił za to cały katolicki świat. Franciszek – miejmy nadzieję – dokończy dzieła papieża Polaka.

Czy – poza reformą kurii – zmieni też Argentynę?

Argentyna jest demokratyczna i wolnorynkowa. Junta wojskowa to już historia. Ciężko mi porównywać dzisiejsze Buenos Aires z Warszawą z 1978 r. Co miałoby się w takim razie zmienić w tym kraju? Stosunki między Jorge Bergogliem a prezydent Argentyny Cristiną Kirchner od dawna pozostają napięte (poszło przede wszystkim o prawo do aborcji i prawa gejów do małżeństw) i pewnie już takie pozostaną: argentyńscy parlamentarzyści, dyskutując o politycznych skutkach śmierci Hugo Chaveza, dowiedziawszy się o wyborze nowego papieża, nie wstrzymali debaty. Fakt! Analogia do 1978 r. w tym przypadku jest jak najbardziej uzasadniona. Informacja o wyborze Wojtyły na papieża przerwała zebranie w KC PZPR. Zadzwonił telefon. Minister, który odebrał... przeklął na głos. O 19.30 dziennik telewizyjny poinformował, że papieżem został arcybiskup z Krakowa.

Na uroczystości inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II został oddelegowany minister Kazimierz Kąkol. Dzień przed ceremonią zwołał konferencję prasową w ambasadzie Polski. Było jak zwykle – sztywno i piekielnie nudno. Na jej zakończenie wstałem i zacytowałem agencyjną depeszę: „Biskupi w Polsce po wyborze Polaka na Tron Piotrowy mają nadzieję, że w Polsce będzie więcej demokracji”. Kąkol zerwał się wściekły i zaczął krzyczeć: „W Polsce nie ma i nigdy nie będzie demokracji!”. Dwa dni później – podczas spotkania z kard. Stefanem Wyszyńskim – musiał się tłumaczyć: „To nieprawda. Svidercoschi wszystko zmyślił!”.

Oglądał Pan transmisję z historycznego spotkania Franciszka z Benedyktem XVI w Castel Gandolfo?

Z jednej strony było ono historyczne, ale z drugiej wprowadziło niepotrzebny zamęt. Kościół ma dwóch papieży? Który jest ważniejszy? Mimo że Joseph Ratzinger wspominał już wcześniej o możliwości abdykacji, świat nie uporał się jeszcze z jego decyzją: dlaczego właściwie Benedykt XVI ustąpił? I czy aby na pewno odszedł? Kto będzie podejmował decyzje w Stolicy Apostolskiej: Franciszek, Benedykt XVI, czy może będą decydować wspólnie o przyszłości katolików? W Kościele nie ma miejsca dla dwóch papieży. Podobnie musi myśleć Bergoglio, skoro ani razu nie nazywał Ratzingera papieżem emerytem, a tylko emerytowanym biskupem Rzymu.

Jest rozwiązanie?

Rzecznik Stolicy Apostolskiej ks. Federico Lombardi zapowiedział, że Benedykt XVI zamieszka w Watykanie, a później – jak zrobi się spokojniej – wyjedzie do klasztoru... być może do Niemiec. Problemem nie jest jednak emerytowany papież, ale decyzja, którą podjął: załóżmy, że Franciszek źle się poczuje, w końcu abdykuje, każe się nazywać emerytowanym papieżem i zamieszka w murach Watykanu. Jeszcze kilka podobnych historii i będziemy mieli kilku, a nawet kilkunastu papieży. 


JACEK TACIK jest dziennikarzem TVP INFO.


GIAN FRANCO SVIDERCOSCHI jest włoskim pisarzem i watykanistą o polskich korzeniach. Był m.in. korespondentem podczas II Soboru Watykańskiego, przez wiele lat pracował w „L’Osservatore Romano”. Autor książek o Janie Pawle II, m.in. zapisu wspomnień papieża pod tytułem „Historia Karola Wojtyły”, na podstawie których powstały scenariusze filmów „Karol. Człowiek, który został papieżem” oraz „Karol. Papież, który pozostał człowiekiem”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17-18/2013