Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Załóżmy, że oto nasze pragnienie spełnia się, widzimy Boga, dotykamy Go i co? Nic, natychmiast dopadają nas nowe wątpliwości. Przecież różne rzeczy ludzie widują, choć one nie istnieją, a cuda zdarzają się też w innych religiach. W muzeum w Epidaurusie pokazują wota składane Asklepiosowi za cudowne uzdrowienie. To niespełniające się pragnienie widzenia Boga dokucza nam, ale też, choć nie przyznajemy się do tego nawet przed sobą, jesteśmy z takiego obrotu rzeczy zadowoleni. Czujemy bowiem, że po zobaczeniu Boga nie tak łatwo o Nim zapomnieć i żyć po dawnemu. Z Bogiem jak z człowiekiem. Łatwo przychodzi nam myśleć i mówić o człowieku w ogóle, o ludzkości albo narodzie, znacznie trudniej o konkretnym człowieku, z imieniem i nazwiskiem. Wolimy mówić bezosobowo: o jednostkach, uchodźcach, obcych, wariatach, chorych, klientach, partnerach, ofiarach itp. A przecież w chrześcijaństwie zawsze chodzi o kogoś, kogo można osadzić w określonym czasie i przestrzeni, którego istnienie można potwierdzić. Tak do sprawy podszedł Tomasz Apostoł. W rezultacie okazało się, że Jezus, owszem, żyje w świecie, ale na swój sposób. Odnajdują Go ci, którzy Mu zaufają, uwierzą w prawdziwość Jego obietnicy, że będzie z nami na zawsze tu na ziemi.
Wyciągając wnioski z tego, co się przydarzyło Tomaszowi, nie czekamy już na cudowne zjawienie się Jezusa. Wiemy, że miejscem Jego pobytu nie jest nieokreślone niebo czy fragment rzeczywistości, np. kościół, sakramenty, nabożeństwa, ale cały świat we wszystkich swoich pięknych i podłych przejawach. To na Golgocie przecież, w potworności zdrady, nienawiści, głupoty, w umieraniu Jezusa, zobaczyliśmy twarz Boga.
Tomasz poznał Jezusa po śladach tortur, po śmiertelnych ranach. W naszych czasach jednak, żeby zobaczyć Jezusa, najpierw musimy w twarzy tzw. jednostki zobaczyć twarz człowieka. Jak tego dokonać? Zacznijmy od tych, którym pośród nas żyje się niełatwo, czasami bardzo niełatwo...
Tadeusz Woźniak mówi o swoim synu: „Osoby z zespołem Downa są wyposażone w jakąś szczególną konstrukcję psychiczną, która każe nam, zdrowym, zatrzymać się, zastanowić nad sobą. Są potrzebne jako polepszacze jakości życia. Nie ma lepszych kompanów niż downy. Jest w nich potrzeba życia czystym życiem. Nie intrygują, nie kłamią. Jak skłamią, to od razu się przyznają, bo ich to zbyt męczy. Filip daje nam oparcie. Bezwarunkowo chce nam pomóc w każdej chwili. Nie jest pamiętliwy. Tak niewiele mu potrzeba, żeby być zadowolonym. Widzę, że ludzie przy nim inaczej rozmawiają. Stają się lepsi”. ©