Idylla w zawieszeniu

Żaden kraj Europy nie przyjął tylu uchodźców w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Ale atmosfera się zmienia: antyimigranccy Szwedzcy Demokraci walczą w wyborach o drugie miejsce.

03.09.2018

Czyta się kilka minut

Per Jimmie Åkesson, przewodniczący partii Szwedzcy Demokraci, i plakat „Zwykli ludzie przeciwko Brukseli”, Sztokholm, luty 2018 r. / LARS PEHRSON / SVD / TT / FORUM
Per Jimmie Åkesson, przewodniczący partii Szwedzcy Demokraci, i plakat „Zwykli ludzie przeciwko Brukseli”, Sztokholm, luty 2018 r. / LARS PEHRSON / SVD / TT / FORUM

Styczniowe poranki w Sztokholmie są do siebie podobne – zimne i ponure. Słońce późno wstaje, a poczucie przeszywającego chłodu potęguje bezlitosny wiatr. Siódmy poranek stycznia tego roku był jednak wyjątkowy, a dla 63-letniego Daniela Cuevasa Zunigi okazał się ostatni.

Zahartowany w skandynawskich mrozach mężczyzna wracał na rowerze do domu po nocnej zmianie. Pracował w ośrodku dla niepełnosprawnych w Vårby gård, na przedmieściach stolicy. Kiedy zobaczył leżący na drodze dziwny kulisty przedmiot, zatrzymał się i chciał przyjrzeć mu się z bliska. Sięgając po niego, nie wiedział, że jest to granat M-75. Chwilę później nastąpiła eksplozja.

Daniel Cuevas Zuniga nie był bohaterem kryminału Henninga Mankella czy Stiega Larssona. Był jednym z wielu Chilijczyków, którzy po zamachu stanu Augusta Pinocheta w 1973 r. znaleźli schronienie w życzliwej Szwecji. Ówczesny premier, socjaldemokrata Olof Palme, jako pierwszy na świecie otworzył drzwi przed chilijskimi uciekinierami. Szwedzka tradycja gościnności wobec ludzi w potrzebie sięga znacznie dalej niż ostatni kryzys migracyjny.

Granaty z Bałkanów

Śmiertelny wybuch na sennym przedmieściu Sztokholmu był jednym z wielu podobnych wydarzeń, które miały miejsce w Szwecji w tym roku. Tylko w styczniu – oprócz tragedii w Sztokholmie – granat ręczny wylądował w mieszkaniu na przedmieściach Göteborga, zamieszkanych głównie przez imigrantów; wybuchł w kuchni (w tym samym sąsiedztwie dwa lata wcześniej od wybuchu granatu zginął 8-letni chłopiec). Z kolei w Malmö ktoś wrzucił granat na posterunek policji. W Uppsali dwóch dwudziestolatków zostało zatrzymanych pod zarzutem wrzucenia granatów do domu pracownika banku, który badał oszustwa finansowe.

„Jak to możliwe, że granaty wybuchają na ścieżkach rowerowych?” – pytała zrozpaczona wdowa po Zunidze w rozmowie z dziennikarzami. Mówiła przez łzy, że nie poznaje kraju, do którego przyjechali z mężem przed kilkoma dekadami.

Granaty, które wybuchają na spokojnych dotąd szwedzkich ulicach i wpadają ludziom do mieszkań, w gwałtowny sposób wybudzając Szwedów z błogiego snu o szwedzkiej idylli, pochodzą z wojny zakończonej ponad dwie dekady temu. Wyprodukowała je armia jugosłowiańska, a potem, w latach 90., zostały przejęte przez jej przeciwników.

Wojna się skończyła, a broń została. Handlarze bronią z Bośni czy Serbii szybko zapuścili swoje macki w szwedzką diasporę. Kiedy starzejące się w magazynach granaty zaczęły zachodzić rdzą, zaczęli je dodawać gratis do zakupu np. kałasznikowa. Myśląc być może, że byłoby szkoda, gdyby miały się zmarnować.

Do Szwecji nielegalna broń dociera z Danii, poprzez długi na prawie osiem kilometrów Most nad Sundem, który łączy Kopenhagę z Malmö. Miał symbolizować zjednoczoną Europę. W ciągu ostatnich kilku lat zaczął się kojarzyć z przemytem – narkotyków, ludzi i właśnie broni.

Pytania i odpowiedzi

Eksplodujące granaty – narzędzie w rękach kryminalistów – stały się symbolem rosnącej w Szwecji przestępczości.

Do roku 2014 takie wydarzenia były w tym kraju rzadkością. Zmiana przyszła w roku 2015. Wtedy zostało zdetonowanych 10 granatów, a kolejnych 35 przechwyciła policja. Następny rok, 2016, był jeszcze gorszy. Doszło do 35 eksplozji, 55 granatów zostało skonfiskowanych. W ubiegłym roku było spokojniej: „jedynie” 21 wybuchów. Podobno obecnie granat można kupić w Szwecji za 100 koron, czyli ok. 50 zł. Nielegalnie, rzecz jasna.

Co stało się z sielską Szwecją – krainą anyżkowych cukierków, chodaków, mebli IKEA i dobrobytu dostępnego dla każdego? Kiedy Szwecja stała się krajem wybuchających na ulicy granatów, płonących samochodów, dzielnic zwanych potocznie „no-go zones”, gdzie wstępu nie mają wozy policyjne, a nawet karetki pogotowia? Kiedy tutejsze miasta zyskały wątpliwą renomę światowych stolic gwałtu? Kiedy szwedzka rzeczywistość zaczęła przypominać szwedzki kryminał?

Na takich pytaniach ogromną popularność zbija partia, która jeszcze kilka lat temu nie miałaby szansy zaistnieć na tutejszej scenie politycznej. Oprócz pytań udziela ona także odpowiedzi – rozpadowi szwedzkiej utopii winni są przybysze. Dziś Szwedzcy Demokraci (Sverigedemokraterna) są trzecią największą siłą polityczną w kraju. A do wyborów parlamentarnych, które odbędą się w drugą niedzielę września, idą po jeszcze więcej.

Hasło, z którym Szwedzcy Demokraci usiłowali kilkanaście lat temu wejść na scenę polityczną, brzmiało: „Niech Szwecja będzie szwedzka”. Tymczasem identyczną nazwę nosił nacjonalistyczny ruch Bevara Sverige Svenskt (BSS), założony w 1979 r. Choć odżegnywał się od rasizmu, to zasłynął m.in. z takich haseł jak: „Nie pozwól, by twoja córka stała się zabawką czarnucha”. Z kolei BSS czerpał ideologiczne inspiracje z Nowego Ruchu Szwedzkiego, który w czasie II wojny światowej wspierał nazistowskie Niemcy. W latach 1941-45 członkiem ruchu był Ingvar Kamprad, założyciel koncernu IKEA.

Kryminał jak komentarz

Szwedzcy Demokraci powstali w 1988 r. – dwa lata po tym, jak w centrum Sztokholmu, na skrzyżowaniu ulic Sveavägen i Tunnelgatan, został zastrzelony Olof Palme, kiedy wracał z żoną z kina. Śmierć popularnego polityka wstrząsnęła krajem, który nie mógł zrozumieć, jak mogło dojść do takiej tragedii. Szwecja nie była przecież miejscem, gdzie politycy giną w zamachach. Białą trumnę udekorowaną czerwonymi różami żegnał tłum zrozpaczonych i zszokowanych obywateli.

Wątek niewyjaśnionego do dziś zabójstwa Palmego często pojawia się w szwedzkich kryminałach. W mroczną fabułę znanej na całym świecie trylogii „Millenium” wplótł go także Stieg Larsson. Nie wszyscy wiedzą, że zanim zaczął pisać kryminały, Larsson był zaangażowanym lewicowym dziennikarzem, pomysłodawcą i współtwórcą magazynu „Expo”.

Po śmierci Larssona w 2004 r. stanowisko naczelnego pisma przejął Daniel Pool. Mówi mi, że „Expo” powstało w połowie lat 90. XX w. i było reakcją na falę neonazistowskich ugrupowań, które stawały się w tamtym czasie w Szwecji aktywne i zaczęły rekrutować młodzież. Larsson z niepokojem przyglądał się, jak na przestrzeni lat radykalna prawica staje się w kraju coraz bardziej wpływowa. Dziennikarze „Expo” mieli te tendencje obserwować.

– Szwedzki kryminał oddaje życie codzienne, jest komentarzem społecznym. Napięcie polega właśnie na tym, że w spokojnym społeczeństwie nagle pojawia się jakieś zło – mówi mi Stefan Ingvarsson, mieszkający w Sztokholmie tłumacz i publicysta, który przełożył na szwedzki m.in. teksty Gombrowicza.

Debata światopoglądowa między autorami szwedzkiego kryminału dotyczy natury zła: czy nadchodzi ono z zewnątrz, czy też tkwi w środku?

Stefan Ingvarsson uważa, że uczciwsze są te kryminały, które pokazują zło śpiące poniekąd pod deskami własnej podłogi, aniżeli te próbujące tworzyć obraz oblężonej idylli. A taki właśnie wizerunek Szwecji kreuje partia Szwedzkich Demokratów.

„Opętani lewicowym ekumenizmem”

Szwedzcy Demokraci nie lubią, gdy przypomina im się o neonazistowskich korzeniach. Dziś, pod przewodnictwem 39-letniego Pera Jimmie’ego Åkessona, przeszła wizerunkowy „lifting”. Z partyjnych plakatów zniknął wiking trzymający slogan „Niech Szwecja będzie szwedzka”. W jego miejscu pojawił się błękitno-żółty kwiatek, nowe logo ugrupowania.

Ale kiedy reporterzy gazety „Expressen” razem z fundacją „Expo” przeanalizowali postacie kandydatów, zgłoszonych przez tę partię w nadchodzących wyborach, okazało się, że na jej listach znalazło się kilka osób, które działały w neonazistowskich organizacjach. Skonfrontowany z tym Åkesson stwierdził, że nie można wykluczać ludzi z polityki tylko dlatego, że „w młodości zrobili coś głupiego”.

– Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że Szwecja to kraj opętany lewicowym ekstremizmem – mówi mi Kent Ekeroth, 36-letni poseł z ramienia Szwedzkich Demokratów.

W ten sposób Ekeroth tłumaczy złą prasę swojej partii. Jego zdaniem w Szwecji nawet prawicowe media prezentują lewicowy punkt widzenia. Wszystkie, przekonuje Ekeroth, jak jeden mąż negują różnice między kobietą i mężczyzną czy popierają feminizm. Poseł powołuje się przy tym na badania, z których wynika, że 75 proc. szwedzkich dziennikarzy ma lewicowe poglądy.

Koniec politycznego dogmatu

– Szwecja jest wspaniałym krajem dlatego, że zbudowali go Szwedzi – przekonuje Kent Ekeroth. – Przez ostatnich 30-40 lat próbowano nam wmówić, że Szwecja nie odniosłaby sukcesu bez imigrantów. Tymczasem to wielkie kłamstwo. Ani Somalijczycy, ani Irakijczycy nie zbudowali Szwecji. Szwecję zbudowali Szwedzi.

Jeszcze niedawno takie słowa wywołałyby w kraju skandal, zostałyby uznane za polityczną i obyczajową herezję. Dziś jednak partia, której politycy głoszą takie poglądy, cieszy się poparciem około 20 procent – i po zbliżających się wyborach może stać się drugą siłą w Riksdagu (parlamencie).

Ale procenty i słupki popularności nie oddają w pełni sukcesu tego ugrupowania.

Cztery lata temu, podczas poprzednich wyborów parlamentarnych, żadna partia polityczna – poza Szwedzkimi Demokratami – nie mówiła o imigracji. Liberalna polityka imigracyjna wydawała się wręcz politycznym dogmatem, a przedstawianie imigracji jako problemu politycznego odbierane było przez mainstream jako zdrada szwedzkich wartości. W 2014 r. Szwecja była jedynym krajem Unii Europejskiej, który automatycznie przyznawał azyl wszystkim Syryjczykom.

Potem, w 2015 r. – w czasie apogeum kryzysu migracyjnego w Europie – do dziesięciomilionowej Szwecji przybyło 160 tys. uchodźców i imigrantów. Oznacza to, że stała się krajem o największej w Europie liczbie uchodźców/imigrantów przypadających na jednego mieszkańca.

Ale potem, począwszy od 2016 r., władze zaostrzyły politykę migracyjną.

– Cztery lata temu w Szwecji panował konsensus w sprawie liberalnej polityki migracyjnej. W przeddzień tegorocznych wyborów panuje konsensus, że migrację trzeba kontrolować i ograniczyć – mówi „Tygodnikowi” Michael Winiarski, dziennikarz liberalnego szwedzkiego dziennika „Dagens Nyheter”.

58 procent

Dziś większość Szwedów nadal popiera przyjmowanie uchodźców. A równocześnie to imigracja stała się problemem politycznym i głównym tematem tych wyborów. Zaczęła być też łączona z przestępczością. Niedawno telewizja publiczna wyemitowała reportaż o gwałtach w Szwecji – w 2017 r. liczba odnotowanych gwałtów przekroczyła 7 tys. przypadków.

W reportażu przedstawiono liczby, z których wynika, że 58 proc. sprawców (gwałtu i próby dokonania gwałtu), skazanych w ciągu ostatnich pięciu lat przez szwedzkie sądy, to mężczyźni urodzeni poza Szwecją.

Redaktor naczelny Ulf Johansson powiedział potem w rozmowie z brytyjską BBC, że jest świadomy, iż sprawcy gwałtów stanowią tylko ułamek procenta wszystkich ludzi, którzy w ciągu ostatnich pięciu lat przybyli do Szwecji. Podkreślił, że celem emisji programu nie było zaognienie atmosfery w kraju przed wyborami. Uznał natomiast, że skoro imigracja jest głównym tematem kampanii wszystkich partii, to obowiązkiem telewizji publicznej jest dostarczenie Szwedom na ten temat wiedzy.

Dane przedstawione w programie warto uzupełnić o inne wyliczenie, z którego wynika, że w 2015 r. – czyli w momencie, gdy do Szwecji przyjechało najwięcej uchodźców – liczba gwałtów spadła o 12 proc.

Inna Szwecja

Bez względu na wynik wrześniowego głosowania Szwedzcy Demokraci odnieśli już sukces: udało im się przekonać ogromną część Szwedów – w tym także tych, którzy nie będą na nich głosować – że zło przychodzi z zewnątrz.

Bez względu na to, czy zajmą oni drugie miejsce, czy też trzecie, Szwecja po tych wyborach będzie inna. Polityczny establishment nie będzie mógł dłużej wypierać istnienia Szwedzkich Demokratów.

Cztery lata temu, kiedy zdobyli 12 proc. głosów, można było jeszcze udawać, że ich (prawie) nie ma. W tym roku, kiedy jest niemal pewne, że zagłosuje na nich około dwa razy więcej Szwedów, zbudowanie koalicji bez ich udziału może okazać się wyzwaniem.

Daniel Pool, redaktor naczelny „Expo”, uważa, że zabójstwo premiera Palmego było punktem zwrotnym w powojennej historii Szwecji, końcem jej „ery niewinności”.

Pool uważa, że dzięki temu, iż Szwedzi nie brali udziału w II wojnie światowej, a po 1945 r. znaleźli się w innym położeniu geopolitycznym niż większość Europejczyków, mieli szansę budować inne społeczeństwo: Szwecja miała być „trzecią drogą”, alternatywą dla reszty Europy, podzielonej żelazną kurtyną na komunistyczny Wschód i kapitalistyczny Zachód.

Taka wizja była droga Olofowi Palmemu. Z tamtych czasów wywodzi się też idea, że Szwecja jest tak nowoczesnym krajem, iż nie potrzebuje czynnika narodowego jako istotnego dla określenia swej tożsamości. Szwedzką tożsamość miała teraz określać międzynarodowa solidarność. Wówczas to właśnie Szwecja jako pierwsza otworzyła drzwi dla uchodźców z Chile – takich jak nieszczęsny Daniel Cuevas Zunig – a także zaangażowała się w walkę z apartheidem w RPA.

Pułapka autokreacji

Daniel Pool uważa, że liberalna i szczodra polityka imigracyjna Szwecji jest spuścizną po tamtym „złotem okresie”. Jest bowiem częścią wizji Szwecji jako otwartego i tolerancyjnego państwa; wizji społeczeństwa, które poczuwa się do obowiązku pomocy ludziom w potrzebie, które jest wierne wartościom solidarności międzynarodowej.

Jednak problem w tym, że taka wizja jest również autokreacją Szwedów, w której kryje się pułapka. – Witaliśmy przez te wszystkie lata obcokrajowców z otwartymi ramionami, ale zamknęliśmy przed nimi możliwości awansu społecznego – uważa Pool. – Problem w tym, że na ten temat w Szwecji nikt nie chciał już rozmawiać, bo debata wymagałaby zadania sobie trudnych pytań: czy rzeczywiście jesteśmy tymi, za których się podajemy? Albo: czy wizerunek tolerancyjnego społeczeństwa odpowiada rzeczywistości?

Debatę na temat migracji zaczęli Szwedzcy Demokraci i postawili własną diagnozę: że Szwecja jest oblężoną idyllą, którą trzeba bronić przed obcymi. Może więc stawką tych wyborów, prócz liczby miejsc dla poszczególnych partii, jest też wizerunek kraju?

Jego losy wydają się równie niepewne jak kształt przyszłego rządu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2018