Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przypomniałem sobie, że czytałem już ją w popularnym zbiorze niedzielnych homilii. Później dowiedziałem się od członków rodziny, którzy poszli do kościoła o innych porach dnia, że ów kaznodzieja miał tej niedzieli „dyżur”: głosił tę samą homilię na wszystkich mszach. To praktyka częsta – zwłaszcza w większych polskich parafiach, gdzie posługuje kilku księży. Pozwala zaoszczędzić pracy: ciężar przygotowania homilii spada na księdza jedynie co kilka tygodni. Problem w tym, że obnaża mizerię w realizowaniu kapłańskiego powołania, do którego istoty należy głoszenie Ewangelii. I oczywiście sprzeczna jest ona z przepisami Kościoła.
Właśnie ukazały się „Wskazania Konferencji Episkopatu Polski dotyczące homilii mszalnej” wytykające błędy w polskich kościołach. Do popularnych nadużyć należy np. zastępowanie homilii czytaniem komunikatów Episkopatu (można czytać tylko listy specjalnie przygotowane jako część liturgii) albo rezygnowanie z niej z powodu wystawienia po mszy Najświętszego Sakramentu.
Czy wskazania biskupów coś zmienią? Przecież te przepisy nie są nowe.
Mądrzy homiletycy przekonują, że obowiązek przygotowania homilii przestaje być ciężarem, gdy na co dzień żyje się Słowem Bożym. Sytuacja uległaby zatem poprawie, gdyby wśród księży udało się np. w większym stopniu spopularyzować starożytną praktykę codziennej medytacji nad Słowem Bożym (Lectio Divina). Najlepiej już w seminarium. ©℗