Historia Europy toczy się nadal

Dr Łukasz Kamiński, prezes IPN: Dyskusja wokół Żołnierzy Wyklętych przypomina tę wokół Powstania Warszawskiego. Obie będą trwać jeszcze długo, gdyż dotykają spraw fundamentalnych, wyboru nadrzędnych wartości.

23.02.2015

Czyta się kilka minut

Protest przeciwko wizycie prezydenta Rosji Władimira Putina w Turcji, Stambuł, 1 grudnia 2014 r. / Fot. Ozan Kose / AFP / EAST NEWS
Protest przeciwko wizycie prezydenta Rosji Władimira Putina w Turcji, Stambuł, 1 grudnia 2014 r. / Fot. Ozan Kose / AFP / EAST NEWS

WOJCIECH PIĘCIAK: Zachodni przywódcy, którzy dostali już od Rosji zaproszenie na Defiladę Zwycięstwa w Moskwie 9 maja, zadają sobie pytanie: czy jechać? Niektórzy deklarują, że nie jadą. Prezydent Komorowski proponuje jako alternatywę obchody 8 maja w Polsce. Podobno waha się kanclerz Niemiec. Gdyby był Pan jej doradcą, co by Pan sugerował?

ŁUKASZ KAMIŃSKI: Jeśli polityka Rosji wobec Ukrainy nie ulegnie znaczącej zmianie, rada byłaby prosta – nie jechać.

Jeśli Merkel nie pojedzie, będzie musiała przekonująco wyjaśnić to także Niemcom. Pewnie pojawią się tam również głosy krytyczne, odnoszące się do roli Niemiec 70 lat temu.

Najlepiej wytłumaczyć taką decyzję własnej opinii publicznej, mówiąc prawdę. Niezależnie od ogromnego historycznego znaczenia tej rocznicy nie można legitymizować człowieka, który dziś dokonuje aneksji i wywołuje wojnę na terytorium innego państwa. Nie wyobrażam sobie przywódców demokratycznego świata, przed którymi defilują żołnierze z jednostek, które brały udział w agresji na Ukrainę. A tego, że o ich obecność zadba Władimir Putin, możemy być w zasadzie pewni.

Jednocześnie odmowie wyjazdu do Moskwy powinien towarzyszyć czytelny symbol tego, że Niemcy nie zmieniają stosunku do przeszłości i uznają swoją historyczną winę. Kanclerz Angela Merkel mogłaby np. odwiedzić tego dnia cmentarze żołnierzy koalicji antyhitlerowskiej i wyrazić wdzięczność tym, którzy pokonali III Rzeszę.

Warto spojrzeć na problem moskiewskiej parady także z polskiej perspektywy, pamiętając okoliczności, w jakich wojna się rozpoczęła. Chyba zbyt łatwo przez lata przyjmowaliśmy za oczywiste, że główne uroczystości odbywają się właśnie na placu Czerwonym. Rosja jest sukcesorem Związku Sowieckiego, który poniósł ogromne straty i walnie przyczynił się do zwycięstwa nad Niemcami. Jednocześnie oznacza to, że jest sukcesorem państwa, które było współodpowiedzialne za wybuch tej wojny. Pakt Ribbentrop–Mołotow podpisano zaledwie kilkaset metrów od trybuny honorowej, na której będą stali goście podczas parady.

Jak więc Zachód powinien obchodzić 70. rocznicę końca II wojny?

W pierwszym rzędzie należy oddać cześć ofiarom i uhonorować tych, którzy przyczynili się do zwycięstwa. Mam nadzieję, że rocznica zakończenia wojny stanie się okazją do przypomnienia wartości, w imię których przeciwstawiano się nazizmowi, i które legły u podstaw integracji europejskiej. Właśnie tych wartości, którym tak wiele razy się sprzeniewierzono, szczególnie potrzebujemy teraz.

A jak powinno obchodzić różne siedemdziesiąte rocznice państwo polskie?

Dla Polski kluczowe znaczenie ma przypomnienie odmienności naszej sytuacji w 1945 r. Bez przedstawienia naszego historycznego doświadczenia nie przekonamy zachodnich społeczeństw, że nasze dzisiejsze stanowisko wobec Rosji nie jest awanturnictwem, lecz trzeźwą oceną sytuacji. W tym kontekście szczególnie ważne jest przypominanie symbolicznych wydarzeń, jak porwanie i proces przywódców Polskiego Państwa Podziemnego czy obława augustowska.

Jednocześnie nie możemy dopuścić do tego, aby kontekst rosyjski całkowicie zdominował naszą pamięć o 1945 r. Sobie samym i światu musimy przypominać skalę strat, jakie ponieśliśmy (głównie w wyniku okupacji niemieckiej), i wkład Polski do zwycięstwa nad Niemcami. Warto, aby rocznica pokonania III Rzeszy stała się dla nas okazją do ważnej debaty nad jednym z najważniejszych wydarzeń w naszej historii, jakim była II wojna światowa. Takiej dyskusji nie mogliśmy prowadzić w sposób wolny przez wiele dziesięcioleci, a po 1989 r. w pośpiechu zmian zabrakło na nią czasu. Jeśli chcemy zrozumieć samych siebie, powinniśmy uświadomić sobie, w jak wielkim stopniu zostaliśmy ukształtowani przez tamtą wojnę.

Między Polską a Rosją trwa dziś otwarty konflikt pamięci historycznych. Niedawno Putin celebrował 70. rocznicę Jałty. Dla Rosji 9 maja to jeden z fundamentów jej polityki, nie tylko historycznej. A czym data 8/9 maja jest dla Polski dziś?

W polskiej pamięci znaczenie tej rocznicy od wielu lat słabnie, na pierwszy plan wysuwają się inne daty. Przyczyn tego jest wiele: począwszy od niejednoznaczności wydarzeń roku 1945 z polskiej perspektywy, a skończywszy na polityce historycznej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W czasach PRL komuniści traktowali zwycięstwo nad Niemcami jako fundament legitymizacji swojej władzy, doprowadzając z czasem do dewaluacji jego znaczenia. Dziś możemy przywrócić tej dacie jej właściwy sens – dnia hołdu dla wszystkich polskich obywateli, którzy walczyli z III Rzeszą.

Mamy w Polsce dyskusję, czym był rok 1945: wyzwoleniem czy początkiem nowej okupacji, zniewolenia. Jaka jest Pana interpretacja?

Ponad 20 lat temu profesor Krystyna Kersten zatytułowała tom swoich studiów o Polsce lat 40. i 50. XX wieku: „Między wyzwoleniem a zniewoleniem”. I w takiej właśnie sytuacji Polska znajdowała się w 1945 r. Nastąpiło wyzwolenie spod ludobójczej niemieckiej okupacji, ale zamiast wolności otrzymaliśmy nowe zniewolenie w postaci kształtującej się pod moskiewską kuratelą komunistycznej dyktatury.

Opis położenia Polski w 1945 r. musi uwzględniać bardzo wiele elementów. Ta niejednoznaczność i złożoność sytuacji odcisnęła swoje piętno także na wyborach ówczesnych Polaków. W tym samym czasie, gdy część żołnierzy Polski Podziemnej kontynuowała walkę w konspiracji, inni podejmowali próby jawnego działania. Maria Dąbrowska, która wkrótce włączyła się w oficjalne życie kulturalne, 18 stycznia 1945 r. zanotowała w swoim dzienniku: „Pomyśleć – dziś rano jeszcze byli tu Niemcy, a wieczorem jesteśmy już pod okupacją bolszewików”.

Czy po Jałcie, gdzie okazało się, że zachodni alianci w zasadzie żyrują wolę Stalina, Polska była skazana na to, co się stało? Skoro Zachód nie miał realnych planów wyzwolenia Europy Środkowej, czy były inne możliwości?

Historykowi niezręcznie jest „gdybać”. Ale można zastanawiać się, co by się stało, gdyby Stany Zjednoczone i Wielka Brytania były zdeterminowane do stanowczego egzekwowania porozumień jałtańskich, począwszy od dopilnowania reprezentatywnego charakteru Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, a skończywszy na doprowadzeniu do wolnych wyborów. Być może, gdyby okazano taką stanowczość, jak w czasie blokady zachodnich sektorów Berlina przez Sowietów w latach 1948-49, udałoby się dla Polski uzyskać status analogiczny do tego, jakim cieszyła się Finlandia.

Najwięcej jednak dla Polski i dla całego regionu Zachód mógł uzyskać wcześniej – przed decyzją o otwarciu drugiego frontu w Normandii i przed konferencją w Teheranie. Ogromnemu wsparciu, jakie Związek Sowiecki otrzymywał od zachodnich aliantów, nie towarzyszyły żadne warunki polityczne, nawet tak podstawowe jak zobowiązanie do przestrzegania postanowień Karty Atlantyckiej.

W 1945 r. w Polsce nie robiono sondaży – czy można zrekonstruować, jakie były nastroje i poglądy ówczesnych Polaków?

Taka rekonstrukcja, oczywiście na pewnym poziomie ogólności, jest możliwa. Dysponujemy różnorodnymi źródłami, które pozwalają na wyciąganie wniosków co do postaw nie tylko elit, ale też szerszych warstw społeczeństwa.

W pierwszej połowie 1945 r. nastroje były bardzo złe. Wynikało to z wielu czynników: rozczarowania traktowaniem Polski przez mocarstwa, represji nowej władzy, zachowania Sowietów na wyzwalanych obszarach – gwałty, rabunki, wywózki na Wschód – a także niepewności co do przyszłości. W tym czasie nie tylko istniały dwa ośrodki władzy – obok legalnych władz Rzeczypospolitej uznawanych przez Zachód, także sprawujący realną władzę z moskiewskiego nadania Rząd Tymczasowy – ale nieznane były również nowe granice Polski. Po konferencji jałtańskiej jasne było jedynie, że straciliśmy blisko połowę przedwojennego terytorium.

Przełomem w nastrojach stał się powrót do kraju Stanisława Mikołajczyka w czerwcu 1945 r. Z osobą niedawnego premiera wiązano ogromne nadzieje, liczono, że wkrótce nastąpią wolne wybory i zmiana władzy. Te nadzieje udzielały się nie tylko szerokim rzeszom społeczeństwa, lecz także elitom politycznym. Warto pamiętać, że latem 1945 r. próbę legalnej działalności podjęli nie tylko ludowcy i socjaliści, lecz również chadecy i przedstawiciele obozu narodowego. Dla tych ostatnich zakończyło się to aresztowaniami.

Mamy rok 1945 i wielu Polaków – członków podziemia z czasów okupacji niemieckiej, ale też wielu młodych ludzi, którzy wcześniej nie byli w konspiracji – prowadzi walkę z Sowietami i polskimi komunistami. Czy możemy zrekonstruować, co ich motywowało?

Trudno jest dziś odtwarzać motywacje poszczególnych osób. W szerszym ujęciu czynników wpływających na podjęcie decyzji o kontynuowaniu walki było wiele. Zdzisław Broński „Uskok” w pamiętniku zanotował, że przyczyną odtworzenia partyzantki na jego terenie stały się komunistyczne represje. Chęć samoobrony nie wyczerpuje jednak przyczyn podjęcia lub kontynuowania walki. Duże znaczenie miało także przekonanie o braku legitymizacji nowej władzy, chęć dotrzymania wierności złożonej przysiędze. Po powstaniu Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej pojawiło się pragnienie dopilnowania wolnych wyborów, widoczne chociażby w deklaracjach Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Obrońcy Kresów pragnęli nie tylko chronić ludność na tych obszarach, ale także manifestować wolę utrzymania tych ziem w ramach państwa polskiego. Wielu uczestników podziemia liczyło, że wkrótce nastąpi konflikt między mocarstwami zachodnimi i Związkiem Sowieckim. Uważano, że do tego czasu powinny przetrwać struktury konspiracji, zdolne do podjęcia otwartej walki z Sowietami. Za jedno z najważniejszych zadań podziemie uznawało informowanie Polaków i niwelowanie skutków komunistycznej propagandy.

Od kilku lat obchodzimy 1 marca jako dzień pamięci właśnie tych, którzy po 1944-45 r. kontynuowali walkę. Dziś wiemy, że szans nie miał wtedy ani Mikołajczyk, ani ci, którzy walczyli zbrojnie. Niektórzy twierdzą obecnie, że ta walka nie miała sensu. Jaki sens miała ofiara ich cierpienia?

Ta dyskusja przypomina tę toczoną wokół Powstania Warszawskiego. Obie będą zapewne trwały jeszcze długo, ponieważ dotykają kwestii fundamentalnych, wyboru nadrzędnych wartości. Moim zdaniem w tej dyskusji warto nieustannie przywoływać słowa Henryka Elzenberga: „Sens walki powinien być mierzony nie jej szansami na zwycięstwo, lecz wartościami, w obronie których walka została podjęta”. Obok znaczenia symbolicznego, tamto poświęcenie miało również realny wymiar. Skala polskiego oporu nie tylko opóźniała postępy sowietyzacji, lecz także wymuszała na komunistach taktyczne ustępstwa. Możemy się tylko zastanawiać, w jakim kraju byśmy dzisiaj żyli, gdyby po 1945 r. wszyscy pogodzili się z „historyczną koniecznością” i podporządkowali nowej władzy.

Od paru lat IPN szuka szczątków ofiar komunistycznego terroru, prowadzi ekshumacje. Jaki jest tego bilans?

Ten projekt, rozpoczęty w pierwszych miesiącach mojej kadencji, stanowi priorytet zarówno dla mnie osobiście, jak i dla całego IPN. Wspólnie z innymi instytucjami podjęliśmy, ponad dwadzieścia lat po 1989 r., zaległe zobowiązanie wolnej Polski. I uczynimy wszystko, aby je wypełnić. Dzięki pracom podjętym w 2011 r. odnaleziono dotąd blisko 800 ofiar. W przypadku więzienia w Białymstoku są wśród nich także ludzie zamordowani przez okupanta niemieckiego. Blisko 40 osób zidentyfikowano. Będziemy te działania kontynuować mimo przeciwności, na jakie napotykamy. Nie otrzymaliśmy np. w tegorocznym budżecie środków na zatrudnienie dodatkowych specjalistów, o co zabiegaliśmy. Niecierpliwie czekamy też na zmianę prawa, która umożliwi kontynuowanie ekshumacji w tych miejscach, gdzie nad ofiarami komunizmu pochowano inne osoby.

Wracając do obecnej sytuacji: gdy dekadę temu Polska wstępowała do Unii, niektórzy mówili, że pamięć historyczna Europy jest podzielona, że narracje w Europie Zachodniej i Środkowej są odmienne, zwłaszcza gdy mowa o skutkach II wojny i roli Sowietów. Nie ma Pan wrażenia, że skutkiem ubocznym rosyjskiej agresji jest i to, że wielu ludzi na Zachodzie zaczyna wreszcie dostrzegać odmienną pamięć historyczną Polski i nawet Ukrainy?

Zachód bardzo szybko po 1989 r., po początkowym entuzjazmie, porzucił szersze badania nad naturą europejskiego komunizmu. W 2004 r., wraz z wejściem naszej grupy państw do Unii Europejskiej, faktycznie nastąpiło bardzo wyraźne zderzenie pamięci. Był to efekt przede wszystkim odmiennego doświadczenia naszej części kontynentu, naznaczonej przez dwa systemy totalitarne. W przeciągu dekady udało się sporo wywalczyć, m.in. wzrost środków na badania i zachowania pamięci w obecnym budżecie unijnym. Skalę wciąż istniejących różnic wskazuje chociażby rezolucja Parlamentu Europejskiego sprzed kilku lat, ustanawiająca 23 sierpnia Europejskim Dniem Pamięci Ofiar Nazizmu i Stalinizmu. Słowo „komunizm” w takim kontekście dla znacznej części zachodnich parlamentarzystów było nie do zaakceptowania. Być może dramat Ukrainy zmieni w jakimś stopniu tę sytuację, ale nie jestem nadmiernym optymistą. Sądzę, że czeka nas jeszcze wiele pracy, zanim nasze doświadczenie stanie się częścią europejskiej świadomości.

XIX-wieczny historyk Józef Szujski pisał, że „fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki”. Zachodni biografowie Putina twierdzą, że przywiązuje on dużą wagę do dziejów Rosji. Na ile to także przeszłość komunizmu i carskiego imperializmu, nierozliczona po 1989-91 r., jest jednym z „motorów” imperialnych ambicji Rosji?

Pod koniec prezydenckiej kadencji Dmitrija Miedwiediewa powołana przez niego komisja przedstawiła raport na temat kwestii upamiętnienia ofiar komunizmu. Jedną z głównych tez tego dokumentu było założenie, że bez rozliczenia z sowiecką przeszłością niemożliwa jest modernizacja Rosji. Ten sposób myślenia został jednak zarzucony. Na Kremlu zwyciężyło przekonanie, że odbudowa imperialnej potęgi Rosji możliwa jest na podstawie swoistego synkretyzmu historycznego – łączenia tradycji carskiej i bolszewickiej. Stąd bierze się gloryfikowanie Stalina jako twórcy potęgi Związku Sowieckiego. Jednocześnie kilka miesięcy temu Putin zlecił rządowi przygotowanie planu działań na rzecz upamiętnienia „ofiar represji politycznych”, czyli przede wszystkim ofiar Stalina.

Ta swoista historyczna schizofrenia swoje wytłumaczenie znajduje w podnoszonej coraz częściej opinii, że ofiary były w jakimś sensie niezbędne dla budowy mocarstwa, które pokonało Hitlera. Niestety, w tej perspektywie również los Polski i Polaków po 1945 r. staje się elementem „historycznej konieczności”. Uniemożliwia to dziś prowadzenie realnej debaty z „oficjalną” Rosją.

©℗


Dr ŁUKASZ KAMIŃSKI jest historykiem, prezesem IPN. Autor książek o powojennych dziejach Polski.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Polski rok 1945