Hindusi się budzą

Terroryści planowali zabić kilka tysięcy ludzi. Zabili około dwustu. Hindusi opłakują ofiary i zastanawiają się,jak do tego doszło, domysły kierując w stronę Pakistanu. Czy grozi nam konflikt dwóch atomowych potęg?

   Czyta się kilka minut

Policjant przed odbitym z rąk terrorystów hotelem Taj Mahal w Bombaju, 28 listopada 2008 r. /fot. Andrzej Meller /
Policjant przed odbitym z rąk terrorystów hotelem Taj Mahal w Bombaju, 28 listopada 2008 r. /fot. Andrzej Meller /

W hotelu Hare Rama Guest House w Delhi jest mała synagoga. Większość klientów hotelu od lat stanowią Izraelczycy, których co roku około 50 tys. przyjeżdża do Indii. Szczególnie chętnie odpoczywają tu i bawią się izraelscy chłopcy i dziewczęta po trzech latach spędzonych w armii. Tu, w Indiach, wyluzowani jak niegdyś dzieci-kwiaty, mogą bez problemu palić tani haszysz, leżeć na plażach Goa, chodzić na trekking w Himalaje. Czuć się królami życia. Czasem w Hare Rama goszczą też ortodoksi i chasydzi, którym daleko do dzieci-kwiatów...

Jedyny zatrzymany przez indyjskie służby specjalne terrorysta, ranny 21-letni Pakistańczyk Azam Muhammad Amir Kasab, miał powiedzieć w czasie przesłuchania, że głównym celem ich, zamachowców z Bombaju, byli Izraelczycy: miała to być zemsta za cierpienia narodu palestyńskiego. Dlatego jednym z obiektów ataku terrorystów stał się Nariman House w Bombaju: kompleks przeznaczony dla Izraelczyków, w którym nie wiadomo dlaczego prawdopodobnie mieszkało wcześniej "próbnie" paru terrorystów. Tam, w Centrum Żydowskim, zginęła prawie cała rodzina rabina Gawriela Noacha Holtzberga. Terroryści wypuścili jedynie jego malutkie dziecko.

Ale nie tylko o Żydów terrorystom chodziło - ginęli też zachodni turyści, a przede wszystkim Hindusi.

"Instrukcje z Pakistanu"

- To te pakistańskie psy! - mówił mi w miniony czwartek, 27 listopada, Rajiw, dealer telefonów komórkowych z Delhi, u którego kupowałem kartę do telefonu. Wypełniłem najpierw zgodnie z procedurą specjalny formularz, załączyłem zdjęcie. Rajiw dokładnie obejrzał mój paszport i wizę, po czym zadzwonił do operatora, żeby uaktywnić kartę.

- Nie, on nie jest z Pakistanu, tylko z P... tak, Poland. Też na "P", ale nie Pakistan - powtarzał w słuchawkę sprzedawca. - Pakistańczykowi byśmy nie sprzedali, sir - tłumaczył. - Dziś nasi komandosi znaleźli w Bombaju pod hotelem Taj Mahal komórkę, która wypadła jednemu z terrorystów. Podobno wykonano z niej kilkadziesiąt telefonów do Pakistanu, pewnie po instrukcje - tłumaczył Rajiw.

- Nie wiadomo, jak ich traktować - kontynuował hinduski sprzedawca. - Przecież nawet tutaj u nas szwęda się pełno Pakistańczyków i Afgańczyków, którzy przyjechali handlować. Największym problemem Indii jest terroryzm, sir. Ale te psy musiały kogoś przekupić u nas! Jak dostali się bez problemu do Bombaju? Podobno ci, którzy otworzyli ogień na stacji kolejowej Victoria Terminus, dojechali tam policyjnym jeepem! - oburzony Rajiw powtarzał rozlewające się po kraju plotki. - Mamy źle opłacaną armię, skorumpowaną policję i naiwne społeczeństwo, nieprzygotowane do walki z terrorem! - dodał na koniec.

Ulice stolicy tonęły w błocie wśród kakofonii klaksonów, wycia świętych krów i dźwięków bollywoodzkiej muzyki. Handlarze wykrzykiwali swoje oferty, chudzi handlarze z Kaszmiru sykiem "hasz, hasz, mister!" zachęcali do nabycia narkotyków, riksze pędziły zaułkami, święci mężowie Sadhu wyciągali ręce po bakszysz. A z telewizorów we wszystkich lokalach dobiegały odgłosy operacji w Bombaju: kolejny już dzień indyjscy komandosi usiłowali opanować sytuację w miejscach zaatakowanych przez islamskich terrorystów.

Zabić jak najwięcej

A ci byli świetnie przygotowani do ataku. Zaatakowali w minioną środę 26 listopada w kilku miejscach naraz. Tak że w mieście zapanowało wrażenie, iż są wszędzie. Wzięli zakładników w luksusowych hotelach w centrum: Taj Mahal i Oberoi. Zaatakowali budynek należący do gminy żydowskiej (Nariman House). Urządzili strzelaninę w popularnej wśród obcokrajowców kawiarni Cafe Leopold, w dwóch miejskich szpitalach, na kolejowym Dworcu Viktorii (Chhatrapati Shivaji). Bomby eksplodowały też w taksówkach zaparkowanych na ulicach, a po mieście w terenowych samochodach krążyły komanda strzelające do zdezorientowanych przechodniów jak do kaczek. Poza tym wszędzie bandyci polowali na obcokrajowców; wziętych do niewoli muzułmanów (Turków) puścili wolno.

Indyjskie media twierdzą, że dziewięciu zamachowców wynajęło mieszkanie w położonej w centrum dzielnicy Kolaba - niedaleko miejsca, gdzie przeprowadzono ataki. Grupa wcześniej często odwiedzała hotele, gdzie potem zaatakowała.

Na razie bombajska policja potwierdziła jedynie, że 10 terrorystów (nieoficjalnie mówi się, że było ich więcej), młodych mężczyzn ok. dwudziestki, przybyło do miasta na godzinę przed atakiem. Dziś 9 nie żyje, jeden, został raniony w rękę i schwytany. Dzięki jego zeznaniom policja układa puzzle tej makabrycznej historii. Według policji broń i amunicja, z którą komando przybyło do Bombaju, starczyłaby do zabicia 5 tys. ludzi. To się nie udało: zginęło ok. 200 osób (w tym kilkunastu obcokrajowców), a ok. 300 osób zostało rannych.

Schwytany Azam Muhammad Amir Kasab, mieszkaniec pakistańskiej wioski Faridkot w stanie Pendżab, zeznał, że wszyscy terroryści przybyli do Bombaju z pakistańskiego portu Karaczi. Mieli przypłynąć do Indii na statku, a potem użyć łodzi rybackich, by wylądować na wybrzeżu. Zabili trzech rybaków, właścicieli łodzi, a czwartego wykorzystali do nawigowania. Gdy byli przy brzegu, poderżnęli mu gardło. Dalej sterowali sami.

"Obracał się i strzelał"

- Po przybiciu do targu rybnego na Cuffe Parade niedaleko Kolaby uformowali cztery grupy i wsiedli do taksówek. Dwóch terrorystów weszło do hotelu Oberoi, czterech do Taj Mahal, dwóch zaatakowało Nariman House, a reszta pojawiła się na Centralnym Dworcu Kolejowym. Ci położyli torby na ziemi. Jeden wyjął karabin z torby, drugi załadował magazynek. Zaczęli nieprzerwany ogień. Jeden obracał się o 360 stopni, nie przerywając ognia - tak opowiadał dziennikarzowi BBC Pappu Miszra, właściciel restauracji na Dworcu Viktorii. - Kule zniszczyły szklane ściany w mojej restauracji i dosięgły jednego z pracowników. Jest w szpitalu w stanie krytycznym.

Po 10 minutach na dworcu leżała góra trupów we krwi. Miszra wspominał, że policja pojawiła się dopiero po pół godzinie, zebrała zeznania i opuściła dworzec. - To przerażająca myśl, że nie ma bezpieczeństwa w Indiach, że życie nie ma wartości - mówił restaurator.

Podobna scena rozegrała się w Cafe Leopold. - Gdy uciekałem drzwiami wejściowymi, spojrzałem do tyłu i zobaczyłem kelnera, który mnie obsługiwał, trafionego kulą. Była też raniona Japonka. Zostawiłem w panice telefon komórkowy na stole. Żona dzwoniła z Kalkuty, ale telefon odebrał policjant. Powiedział jej, że właściciel komórki został trafiony w czasie ataku na kawiarnię. Spanikowała, zaczęła dzwonić po ludziach. Dopiero gdy dotarłem do hotelu, zadzwoniłem do niej z telefonu stacjonarnego - tak wspominał Sziwadzji Mucherdżi, doradca finansowy, który jadł obiad w Leopoldzie.

Dopiero kiedy wybiegł na zewnątrz, zobaczył dwóch mężczyzn prowadzących ciągły ogień do ludzi. - To był najbardziej przerażający moment w moim życiu - powiedział Mucherdżi. W tym czasie pozostali terroryści w Taj Mahalu i Oberoiu spędzali turystów do kupy i rozstrzeliwali. W czasie szturmu komandosi natknęli się w korytarzach na dziesiątki ciał. Musieli przeszukać każdy z 465 pokoi "Taju"; tym tłumaczyli fakt, że ich akcja trwała kilkadziesiąt godzin. A świat obiegały przerażające obrazy palącego się hotelu, desantu z helikoptera nad Centrum Żydowskim i komandosów polujących na terrorystów.

Terroryści profesjonaliści

- Plan terrorystów był taki, żeby wyrządzić jak największe szkody i wrócić z zakładnikami w formie "żywych tarcz" - twierdzi Rakesz Maria, szef departamentu kryminalnego policji w Bombaju.

Terrorysta Kasab był w komandzie, które otworzyło ogień na dworcu. Został raniony w rękę obok szpitala Cama i ujęty, podczas gdy jego towarzysz Ismail Chan zginął od policyjnych kul. Policja znalazła przy nim telefon satelitarny, GPS i 6200 rupii (to ok. 400 zł). Z telefonu satelitarnego miano wykonać kilkadziesiąt rozmów za granicę, co w języku indyjskich władz oznacza Pakistan.

Według indyjskich śledczych zamachowcy chcieli, aby ich atak odbił się echem na świecie, a po całej akcji planowali (co brzmi nieprawdopodobnie) bezpieczny odwrót. Dziennik "Times of India" twierdzi, że wszyscy zamachowcy przeszli przez ten sam obóz szkoleniowy, a policja znalazła po walce 10 karabinów AK-56, 10 pistoletów i ładunki wybuchowe. "Wszyscy oni są świetnie wyszkolonymi terrorystami, ale ciężko powiedzieć, do jakiej organizacji należeli. Znaleźliśmy także 10 podrabianych indyjskich legitymacji studenckich" - cytowała gazeta źródło w policji.

Indyjski komandos mówił w relacji na żywo spod Taj Mahalu, że ma wrażenie, iż walczy ze świetnie wyszkolonymi profesjonalistami, a nie z terrorystami-amatorami. - To nie bollywoodzki film, to hollywoodzki horror - mówił hinduski komentator w nocnym wydaniu wiadomości.

"Na pohybel Pakistanowi!"

W miniony piątek indyjscy komandosi zabili trzech ostatnich terrorystów, ukrywających się w Taj Mahal. Gdy dotarłem w okolice hotelu, słychać było jeszcze eksplozje dochodzące z budynku.

Pomiędzy symbolem kraju - Bramą Indii - a wizytówką Bombaju, jaką do niedawna był hotel Taj Mahal, zbierał się tłum wściekłych bombajczyków. Skandowali: "Na pohybel Pakistanowi, niech żyją Indie!". Obok demonstrantów stali funkcjonariusze, lekarze, strażacy. A tuż obok - żebracy żebrali, toczył się ożywiony uliczny handel, bileterzy sprzedawali bilety do kin. A o jakiś kilometr od miejsca tragedii widziałem, jak gdyby nigdy nic, plan filmowy; tancerki obsypywały się płatkami kwiatów i radośnie podskakiwały.

Ale to pozory powrotu do normalności. Wszyscy, z którymi rozmawiałem, zastanawiali się, co będzie dalej, i jednoznacznie wskazywali na udział Pakistanu w bombajskim dramacie. - Największym problemem naszego kraju jest terroryzm. Terroryzm, który swoje korzenie ma w obozach w Pakistanie - mówił mi 22-letni Suszil, student zarządzania. - Jasne, że się nie przyznają, a co mają zrobić? - denerwował się.

Na razie w liście wysłanym do jednej z indyjskich gazet do zamachu przyznała się nieznana bliżej organizacja "Mudżahedini Dekanu" (tj. Indii) i zapowiedziała kolejne ataki. Indyjskie władze twierdzą, że mają dowody potwierdzające zaangażowanie Pakistanu w przygotowanie ataku na Bombaj. Ponoć z telefonu satelitarnego terrorystów dzwoniono do lidera ugrupowania Laszkar e-Toiba, Zakiura Rahmana, którego wspiera i którym kieruje pakistański wywiad ISI. Po ostrej wymianie zdań premiera Indii Manmohana Singha z pakistańskim odpowiednikiem Jusufem Rezą Gilianim, w której ten pierwszy dowodził, że Pakistan maczał palce w zamachach, swoją wizytę w Bombaju odwołał szef ISI. Wizyta, bezprecedensowa w historii obu krajów, miała pomóc w rozwikłaniu wątpliwości, kto stał za zamachem.

***

Czy "zimna wojna" między dwiema potęgami atomowymi przerodzi się w coś więcej? A jeśli nie, jeśli wrzenie ograniczy się tylko do Indii, to czy w tym liczącym miliard mieszkańców kraju, z czego aż 150 mln to muzułmanie, dojdzie do starcia dwóch religii, dwóch kultur, dwóch etnosów? Pakistańscy politycy, którzy potępili zamachy, zaczynają się teraz zastanawiać nad przerzuceniem 100-tysięcznej armii znad granicy afgańskiej nad granicę z Indiami. A Indie? Na razie opłakują swoje ofiary. Czy niepokoje czekają kraj, którego społeczeństwo jest zmęczone niemocą władz?

Gdy w niedzielę znowu poszedłem pod Taj Mahal, tłum niósł transparenty z napisami: "Hindusi się obudzili! Kiedy obudzą się politycy? 62 godziny koszmaru. Ile jeszcze?".

Pod Bramą Indii ktoś zapalił świeczkę, zostawił kwiaty i kartkę. Na niej napis: "Przejdziemy przez to i zwyciężymy. Kochamy Cię, Ojczyzno!". Podpisano: "Młodzież Indii".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2008