Herbert Rosendorfer „Budowniczy ruin” (1969)

Odkąd ta książka wpadła mi w ręce po raz pierwszy, czytałam ją od deski do deski, później zaś od środka na boki i z powrotem, z upodobaniem gubiąc się i znajdując w labiryncie szkatułkowych opowieści.

22.12.2016

Czyta się kilka minut

Zawsze uwielbiałam „Rękopis znaleziony w Saragossie”, zawsze kusiły mnie utopie i antyutopie, zawsze czerpałam przyjemność z odnajdywania porządku w literackim chaosie. Dlatego tak uwiódł mnie „Budowniczy ruin” Herberta Rosendorfera, zawieszony w pół drogi między współczesnością lat 60. XX wieku a dawną Wenecją, między dwoma światami zszytymi ściegiem dygresji o sztuce komponowania i miejscu muzyki w kulturze Zachodu.

Wyćwiczona w zawiłościach prozy Potockiego, bez wahania poszłam tropem tytułowego budowniczego Weckenbartha, który zaprowadził bohatera powieści do schronu w kształcie cygara, gdzie trzy miliony ziemian miały przetrwać nuklearny koniec świata; z lubością przemyśliwałam paradoks względności czasu w kompanii Żyda Wiecznego Tułacza; trzęsłam się ze zgrozy i śmiechu nad opowieścią o genialnym kompozytorze Feliksie Abeggu, który padł ofiarą Brankovicia, wampira uganiającego się za duchową nieśmiertelnością.

Innym okiem spojrzałam na Fausta, z innym bólem w sercu przeżyłam historię Mozartowskiego Don Giovanniego, innym uchem zaczęłam słuchać kwartetów smyczkowych Schuberta. Dwa razy się zastanowię, zanim zaśpiewam kolędę poza okresem Bożego Narodzenia. Czasem mi się wydaje, że wiem, co znaczą słowa: SATOR AREPO TENET OPERA ROTAS.

Takim dobrem trzeba się było dzielić. Każdy kolejny egzemplarz „Budowniczego ruin” kończył ostatecznie jako prezent dla kogoś bliskiego, osoby dostatecznie zwariowanej, by poszła głosić dalej tę literacką ewangelię. Wszystko, co tu napisałam, przywołałam z pamięci. Jak się okazało, na półce w przedpokoju znów zabrakło Rosendorfera. Czas ten brak uzupełnić, a przedtem – posłuchać któregoś z utworów niedawno zmarłego autora. Na przykład Koncertu D-dur na obój i orkiestrę kameralną, opatrzonego podtytułem „Pies w oknie”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Latynistka, tłumaczka, krytyk muzyczny i operowy. Wieloletnia redaktorka „Ruchu Muzycznego”, wykładowczyni historii muzyki na studiach podyplomowych w Instytucie Badań Literackich PAN, prowadzi autorskie zajęcia o muzyce teatralnej w Akademii Teatralnej w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01-02/2017