Hauptwerk

Za życia wydał tylko jedną książkę; teraz, wstulecie jego urodzin, otrzymujemy pierwsze filologicznie poprawne przedstawienie dzieła jednego znajważniejszych polskich prozaików zeszłego stulecia.

18.01.2008

Czyta się kilka minut

Zygmunt Haupt/fot. Z archiwum "Kultury" /
Zygmunt Haupt/fot. Z archiwum "Kultury" /

Historia polskiej literatury jest do opowiedzenia na nowo; po to chociażby, by tak wybitni twórcy jak urodzony przed stu laty Zygmunt Haupt mogli wreszcie wyjść z poczekalni dla pisarzy niedocenionych. Przykład autora "Pierścienia z papieru" wydaje się tu zresztą wręcz jaskrawy, jego teksty bowiem dowodzą, jak bardzo pisarska arcydzielność może się rozmijać z historycznoliterackimi systematykami.

Nie żeby o Haupcie nie pisano czy żeby nikt się o niego nie upominał. Co innego jednak dobrze uzasadnione nawet przypomnienia, co innego zaś trwała obecność. Tymczasem wystarczy wziąć parę opowiadań Haupta z lat 40. poprzedniego wieku i porównać je z innymi, powstałymi wtedy, dziełami prozą. Wynik takiego zestawienia okazałby się wielce korzystny dla twórcy "Szpicy". Co prawda, ścisła arytmetyka ma tu umiarkowane zastosowanie, niemniej gdyby prozę pisaną wtedy po polsku rozpatrywać przede wszystkim od strony językowej (czyli, w gruncie rzeczy, literackiej) innowacyjności, to kto wie, czy może właśnie Haupta nie należałoby wskazać jako pisarza najważniejszego.

W każdym razie: to w jego dziele pojawia się wiele istotnych kwestii literatury modernistycznej (w szerszym, oczywiście, rozumieniu tego terminu), a także czytelnik z czasów ponowoczesnych odnajdzie tam sporo swoich przemyśleń i aporii. Czym jest pisanie? Czy da się przedstawić świat? Na ile ten świat nie zależy od piszącego? I może nawet pytanie bardzo radykalne: czy poza językiem w ogóle coś jest?

Za życia Haupt wydał tylko jedną książkę, "Pierścień z papieru", w 1963 r. w Instytucie Literackim. Kilkanaście lat po śmierci pisarza (1975) Renata Gorczyńska, również u Giedroycia, opublikowała drugi Hauptowski zbiór, zatytułowany "Szpica. Opowiadania, warianty, szkice" (1989). Teraz zaś monografista Haupta, Aleksander Madyda, przygotował doprawdy Hauptwerk: tom liczący siedemset stron zawiera osiemdziesiąt dwa utwory, w tym dwanaście dotąd niepublikowanych.

Wydawca dążył do przedstawienia takiej wersji tekstu, która byłaby zgodna z wolą autora. Dlatego też "Baskijski diabeł" nie stanowi przedruku z uzupełnieniami, lecz jest pierwszym filologicznie poprawnym przedstawieniem Hauptowego dzieła, przygotowanym na podstawie badania autografów. Madyda ustalił nie tylko ostateczny kształt pojedynczych tekstów, ale i uporządkował je w nowe (poza "Pierścieniem z papieru") całości. To sprawa niebagatelna, gdyż znaczenia niektórych utworów Haupta zależą od bliskiego kontekstu innych; ba! sensy wiążą się także z tym, czy utwory te potraktujemy jako zbiór opowiadań, czy też jako powieść. Edytor dokonał udanego połączenia dwóch przeciwstawnych założeń. Z jednej więc strony, opracował skończony, domknięty układ tekstów pisarza, z drugiej zaś pokazał otwartość Hauptowego dzieła. Pisarz, co nie jest interpretacyjnie obojętne, powracał do paru motywów również na zasadzie wariantywnych powtórzeń. I to w najnowszym i najbardziej obszernym wydaniu widać; nieprzypadkowo księga ujęta została w klamrę: kończy się opowiadaniem "Czuwanie i stypa", będącym wstępną wersją utworu "Stypa", otwierającego "Pierścień z papieru".

Od tego też utworu rozpoczyna się "Baskijski diabeł". Następny jest zestaw nazwany "Ostatnim zbiorem opowiadań" i datowany na rok 1972. Zbiór ten stanowi rekonstrukcję książki, nad którą pracował Haupt pod koniec życia. Niedoszłym książkowym debiutem pisarza są natomiast "Opowiadania" (1946), o których wydanie bezskutecznie się po wojnie starał. Trzy zestawy uzupełnione zostały przez "Utwory rozproszone" z lat 1937-1950. Wśród nich znalazły się reportaże z lwowskiego "Dziennika Polskiego" z 1937 roku. Jawią się one jako kontrastowe przykłady niebywałego rozwoju talentu i kunsztu Haupta. Dojrzały Haupt nie podporządkowywał swojego pisania - ani na poziomie stylistycznym, ani w sferze ideotwórczej - założonym tezom.

Krótką prozę "Wyjazd o świcie", pochodzącą z pierwszego planowanego przez autora zbioru, otwiera powiadomienie: "Wracam do miłości mojej i Panny". Jest to, owszem, informacja o podjęciu historii z poprzednich tekstów, ale i, co już sygnalizowałem, znak raczej powieściowego charakteru dzieła Haupta. Całość pojedynczego utworu okazuje się konstrukcją jedynie sytuacyjną, jak i, poniekąd, całe Hauptowe dzieło. Znaczną część objętości "Wyjazdu o świcie" zajmują końcowe, autotematyczne rozważania. Zastanawia się więc bohater-narrator nad tym, czy i na ile jego pisanie spełnia wymogi dzieła sztuki, skoro, jak wyznaje, "nie ma w tej historii ani początku, ani końca, nie zdarza się w nim [pisanym tekście] nic, co by zakrawało na »zawiązanie węzła dramatycznego« w artystycznym tego słowa znaczeniu, nie jest ono pisane według żadnej tak zwanej recepty, nawet surrealistycznej Bretona. Sam fakt, że posługuję się w pisaniu słowami, zdaniami, okresami, jest czymś przypadkowym, jak to, że piszę te słowa nie gęsim piórem ani nie mówię do dyktafonu, tylko wystukuję dwoma palcami na klawiszach mojej maszyny do pisania".

Dalej pojawia się pytanie o "impulsy" pisania oraz o jego funkcje. Nie przywołując Eliota, autor tak en passant ponawia koncepcję obiektywnego korelatu, nie jest pewny efektów swojej pracy, przypomina pogląd o całkowicie regenerującym się (więc najpierw: zanikającym) w okresach siedmioletnich organizmie ludzkim, przyznaje się do cokolwiek horacjańskiej tęsknoty - a to wszystko zamyka się przymnożeniem niewiadomego: "Czy jestem w tej presji pod wpływem jakiegoś naturalnego impulsu, czy też dzieje się to przez jakiś automatyzm?".

Dość to wszystko przewrotne i wielce znaczące. Autor niemal udaje, że pisze tylko ot tak, jak leci - po to, by skonstruować podmiot-bohatera, skoncentrowanego właśnie na mówieniu-pisaniu, na tworzeniu językowego świata. Haupt, a z nim jego prozatorskie porte-parole, charakteryzują się dużą (samo)świadomością literacką i, ogólniej, estetyczną. Pisarz zajmował się również czynnie malarstwem i architekturą, stąd w jego tekstach pojawiają się od czasu do czasu przywołania znamionujące erudycję w tych dziedzinach.

Wracając zaś do kwestii literackich: nieprzypadkowo odniesieniem dla prozy Haupta bywa gawęda, ów niby nieuporządkowany gatunek. Tyle że swobodny tok tradycyjnej gawędy (i niektórych dwudziestowiecznych stylizacji na nią) był językowym obrządkiem, który utwierdzał mówiącego oraz słuchaczy w pewnikach ich myślenia i społecznego świata. Pisarz nowoczesny nicuje te porządki.

U Haupta jest to tym ciekawsze, że jego opowiadania wydają się par excellence mimetyczne w swojej realistycznej konkretności. Gdyby ktoś chciał na przykład wiedzieć, jak na Podolu robiło się koła albo z czego składa się końska uprząż i jakie są jej rodzaje, albo też jak się nazywają typy czepków noszonych przez Bretonki - nie musi wertować dzieł poświęconych historii cywilizacji materialnej, wystarczy sięgnąć do Haupta. Ale też asocjacje i wyliczenia, ciąg skojarzeń i pamiętań, stają się w tej prozie, owszem, afirmującym katalogiem, lecz zarazem litanią snutą, snującą się wobec nieistnienia. Rzeczywistość, trwale naznaczoną tanatologicznie (przypomnę pogrzebową klamrę tomu), można próbować chyba raczej zakląć, niż zapisać. Stąd zapewne pełne wdzięku zaklęcia, od których niekiedy autor rozpoczyna: "A Anusia, Anusieczka, Anusienieczka, to była dopiero, to zachwycenie" ("Madrygał dla Anusi"); "Sara, Sarusia, to była Żydóweczka, która przychodziła pod bramę naszych koszar i czekała na Wojciechowskiego" ("Lili Marleen"). Nawet autotematyczny wstęp może od razu przybrać formę inkantacji: "O »Białokamiennej«, cóż ja mogę napisać o »Białokamiennej«?" ("Lutnia").

Jakby autor chciał się na samym początku rozkręcić, rozkołysać, by potem już płynnie zagarniać swoim mówieniem-pisaniem wszystko, co jest, co się przypomni, co się skojarzy. Po pierwsze jednak, "ja" staje się konkurentem wypierającym świat: "Wydawało się, że będę na cię chuchał i dmuchał jak na wielki cymes, ale zapadłem się sam w sobie i nie stać mnie więcej na podtrzymywanie ciebie. Świecie! Świecie!..." ("Światy"). Po drugie zaś, i mówi to Haupt niejednokrotnie na różne sposoby, porządek pisania odrywa się od świata pozaliterackiego, tworząc własne, autonomiczne całości. W efekcie więc pewnie nawet panowanie "ja" nad rzeczywistością językową okazać się musi dosyć względne. Za pomocą enumeracyjnych sekwencji można zdać sprawę z zapamiętanego świata, można sformułować jedną z podstawowych socjologicznych zasad, można dokonać paru jeszcze innych rzeczy. Pojawi się przecież w końcu pytanie: kto czy co tu niesie, mówiący swoją opowieść czy opowieść mówiącego? "Alem się rozpędził - jak ów szewc Rozpędek z bajki, który smołował dratwę, klepał skórę i tak walił młotkiem, że żadne buty mu nie wychodziły, bo się zanadto rozpędzał - a ten rodzaj twórczości pisarskiej nazywa się »fleuve«, »stream of consciousness«".

Zabawna autoironia świadczy o jednak autorskiej dominacji, oczywiście obowiązującej na tyle, na ile pozwala otwierana w tym dziele perspektywa antropologiczna. Graniczność języka i bycia człowiekiem staje się tu zarazem maksymalną otwartością. Arcyliteracka konstrukcja próz o Nietocie stała się pod klawiszami Haupta jedną z najlepszych i najbardziej przejmujących opowieści miłosnych napisanych po polsku. W sekwencji dygresji i skojarzeń, tematów niknących i powracających, achronologicznych epizodów z główną bohaterką, parokrotnego rozpoczynania od starego dokumentu - autor opowiedział o (odkrytej przez nowoczesnych) niewyrażalności.

Zygmunt Haupt, Baskijski diabeł. Opowiadania i reportaże, zebrał, opracował i posłowiem opatrzył Aleksander Madyda, Warszawa 2007, Czytelnik.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (50/2007)