Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W „TP” ukazał się obszerny artykuł Agnieszki Sabor „Sztukmistrz pięciu żywiołów”, traktujący o sztuce i biografii Władysława Hasiora z okazji jego wystawy w MOCAK-u. Z przykrością stwierdzam, że znalazł się w nim fragment powielający oszczerczą plotkę, nie mającą żadnego pokrycia w faktach. Zmarły 15 lat temu artysta, u schyłku życia tymi pomówieniami wręcz zaszczuty, nie może się już obronić. Najwyższy czas obnażyć niegodziwą robotę środowiskowych zawistników i różnej maści gorliwych i zakłamanych „lustratorów”.
Autorka wydaje się życzliwa Artyście, przytacza początek „czarnej legendy”: „W Polskę poszła wiadomość: Hasior pije wódkę z Urbanem!”, a jednocześnie oznajmia: „...środowisko artystyczne odwróciło się od Hasiora dopiero po 13 grudnia 1981 r., kiedy znany twórca, członek Komitetu Organizacyjnego Kongresu Kultury Polskiej, nie tylko złamał bojkot oficjalnych galerii, ale poparł publicznie działania gen. Jaruzelskiego, który z kolei pod koniec 1982 r. zaprosił go do oficjalnej Narodowej Rady Kultury”. Nie złamał bojkotu, bo otworzył wystawę w Zakopanem (pracował nad nią 2 lata!), kiedy jeszcze hasła bojkotu nie było!
Drugą insynuację powtórzyła autorka za Zbigniewem Liberą, który zakończył nią poświęcony Hasiorowi odcinek cyklu „Przewodnik po sztuce” w TVP Kultura, w styczniu br. Oboje państwo, jak wiem, powzięli tę wiadomość w Zakopanem... Ale gdzie i kiedy poparł publicznie? Nie ma na to dowodów, bo być nie mogło. Osoby bliskie Hasiorowi, towarzyszące mu w latach 80., w tym np. działaczka opozycji krakowskiego SKS-u, malarka, uczennica Hasiora, Renata Figus, zgodnie twierdzą, że niczego takiego się nie dopuścił. Nienawistna plotka wyleciała wróblem (Urbanem), a wróciła wołem („publicznym poparciem”).
Tak, został wciągnięty do Narodowej Rady Kultury, obecny był tylko na jednym spotkaniu i był to swoisty szantaż za „łaskę” przyznania mu po inkryminowanej wystawie zrujnowanego magazynu dawnej Leżakowni – po 7 latach rozpaczliwych starań! – na pracownię, zresztą jako filię Muzeum Tatrzańskiego. Zapłacił za to całym dorobkiem twórczym i sięgającą poza grób nagonką. Zwłaszcza ze strony „środowiska”, w którym pełno tych, co usiali kraj pomnikami na chwałę PRL-u i nikt ich nie piętnuje. Straszliwa jest hipokryzja „bohaterów ostatniej godziny”.
Hasior jest doprawdy ofiarą, a nie winowajcą. Pisałam o tym w książce „Hasior. Opowieść na dwa głosy” (Rosner i Wspólnicy, 2005). Pani Sabor ją zna, jak wywnioskowałam z lektury jej tekstu, ale mi nie uwierzyła.
Przy okazji sprostuję błąd biograficzny: Hasior spotkał się pierwszy i jedyny raz w życiu, już jako „osobistość”, nie z ojczymem, tylko z nieznanym mu biologicznym ojcem, który wtedy mu się objawił, rzeczywiście z interesem.