Halo, tu Ziemia

JANUARY WEINER, biolog: Ignorując zmiany klimatu i dewastując świat, przykładamy rękę do biedy, nędzy, wykluczenia społecznego i głodu.

22.08.2017

Czyta się kilka minut

Powódź w prowincji Jiangxi, Chiny, 25 czerwca 2017 r. / MAXPPP / FORUM
Powódź w prowincji Jiangxi, Chiny, 25 czerwca 2017 r. / MAXPPP / FORUM

BŁAŻEJ STRZELCZYK: To normalne?

JANUARY WEINER: W naszym klimacie burze to zjawisko absolutnie naturalne.

Ale aż takie?

Takie jak ta w Rytlu zdarzały się raz na kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Teraz mogą występować co roku.

Dlaczego?

Najprościej mówiąc, mamy dużo więcej energii w powietrzu. Większa część energii słonecznej zostaje zgromadzona na powierzchni Ziemi, a jeśli mamy większy potencjał energetyczny, to jest też intensywniejszy przepływ energii.

Co to znaczy?

Przepływ energii to praca. Nagromadzenie energii w powietrzu powoduje – jak to się potocznie nazywa – ekstremalne zjawiska pogodowe.

Pan to przewidział.

Istnienia globalnego ocieplenia i jego skutków już nie trzeba przewidywać. Nauka ma na ten temat dość jasny pogląd. Im więcej dwutlenku węgla w powietrzu, tym więcej zatrzymanej energii – nie jest to wróżenie z fusów, tylko prawa fizyki.

Nie dla wszystkich.

Jestem biologiem ewolucyjnym, więc mam świadomość, że mózg ludzki jest taki sam jak w paleolicie. Człowiek woli kierować się emocjami; podejmować decyzje czy wyznawać poglądy, które wynikają raczej ze społecznych nacisków niż racjonalnych przesłanek.

I dlatego „ekstremalnych zjawisk pogodowych” nie wiążemy z globalnym ociepleniem?

Zależy kto. Są tacy, którzy to odrzucają ze względów ideologicznych. Są tacy, którzy o czymś nie wiedzą, są ignorantami. Jeszcze inni wiedzą, ale są pesymistami.

A Pan?

Ja wiem i jestem pesymistą. Nie wierzę już, że da się dogadać w sprawie globalnego ocieplenia, skoro żyjemy w świecie, w którym trudno się dogadać w sprawie nazw ulic. Przyczyny globalnych zmian klimatu ustąpią, gdy nowe, nieszkodliwe technologie będą bardziej opłacalne i energetyka paliwowa zbankrutuje, wraz z popierającymi ją lobbystami i politykami.

To możliwe?

Owszem, ale nieprędko do tego dojdzie. Trzeba też dodać, że nie będzie to energetyka termojądrowa. Logiczniejsze jest wykorzystanie nadmiaru energii dostarczanej bezpłatnie przez dawno działający reaktor termojądrowy, którym jest słońce.

Jesteśmy głupi, ponieważ lekceważymy zmiany klimatyczne?

Sprawy zaszły daleko. Globalne ocieplenie trwa i będzie się rozwijać.

A dlaczego Wy nie krzyczycie?

Jacy my?

Naukowcy.

W granicach możliwości, czyli w kontakcie ze studentami, staram się o tym mówić. I podkreślać, że najpilniejsze jest to, żeby zapobiegać skutkom, a nie to, żeby zapobiec przyczynom. Dlatego że skutki w kilkunastu najbliższych latach są już nieuchronne. A poza tym nauka, ta właściwie rozumiana jako science, jest przede wszystkim ustalaniem faktów i związków przyczynowo-skutkowych. Ten rodzaj praktyki pozbawiony jest emocji.

Ale ludzie bazują na emocjach. A Wy co, mówicie: „wiemy, ale nie powiemy, bo i tak nie zrozumiecie”?

Powtarzam, robię to na zajęciach ze studentami. I wie pan, z czym się spotykam? Że oni często nie pytają. Nie drążą.

To wytłumaczmy to jeszcze raz.

Globalne ocieplenie to efekt zmiany bilansu energii promieniowania słonecznego.

A prościej?

Bierze się stąd, że mamy więcej dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych w atmosferze, niż było do tej pory.

Winny jest człowiek?

Także.

W jaki sposób?

Spala paliwa kopalne: węgiel, ropę, gaz. Gaz jest najmniej szkodliwy, dlatego że na taką samą ilość energii przy spalaniu metanu wydziela się mniej dwutlenku węgla niż przy spalaniu węgla albo ropy, ale przy jego wydobyciu część ucieka do atmosfery, a metan też jest gazem cieplarnianym. Hodujemy dużo zwierząt – przeżuwaczy, które trawią roślinny pokarm dzięki beztlenowym organizmom, a te produkują metan. Pola ryżowe to mokradła, a mokradła z natury rzeczy zawsze produkowały metan. Teraz ten obszar jest większy, bo produkujemy więcej ryżu.

Czyli działalność człowieka powoduje zwiększenie ilości metanu, ale przede wszystkim znaczne zwiększenie ilości dwutlenku węgla w atmosferze. Powodów jest oczywiście więcej.

January Weiner / GRAŻYNA MAKARA

Jaki wpływ na ziemię ma to, że w powietrzu jest więcej dwutlenku węgla?

Spektrum promieniowania słonecznego jest takie, że znaczna część tej energii przedostaje się przez atmosferę bez przeszkód, dociera do powierzchni ziemi i ją ogrzewa. Ogrzane w taki sposób ciało zaczyna wypromieniowywać energię z powrotem w kosmos, ale w postaci promieniowania długofalowego. To promieniowanie długofalowe przez powietrze bez dwutlenku węgla, bez pary wodnej i metanu przeszłoby z powrotem w przestrzeń kosmiczną, ale ponieważ jest blokada, to pojawia się efekt cieplarniany.

Czyli szklarnia.

Dokładnie. Żyjemy w szklarni. Promieniowanie krótkofalowe przedostanie się na zewnątrz, ale promieniowanie długofalowe już nie, dlatego w szklarni jest gorąco.

A nasze indywidualne decyzje mają na to wpływ?

Średnie zużycie energii na człowieka w krajach OECD jest rzędu ośmiu kilowatów. W Polsce wynosi ono powyżej trzech, trzy i pół kilowata. Każdy z nas jest zasilany strumieniem energii o natężeniu ponad trzech kilowatów. To dziesięć razy więcej, niż zużywa nasz organizm.

Jak?

Jeżdżąc samochodami, paląc za dużo światła, niepotrzebnie ogrzewając pomieszczenia, marnując jedzenie.

Moglibyśmy zużywać mniej?

Nie sądzę.

Dlaczego?

Bo człowiek przyzwyczajony do komfortu nie rezygnuje z niego łatwo.

Wszystko to dzieje się w sytej Europie.

Tak jest. W krajach ubogich ta średnia nie przekracza jednego kilowata.

Czyli jednak się da.

Ale mówimy tu o krajach bardzo ubogich. Nawet odrobina komfortu wymaga większego zużycia energii.

A dlaczego w tej części świata marnujemy tak dużo?

Dobrze pan to ujął: Europa jest syta. Im człowiek bardziej syty, tym mniej przejmuje się tym, jak dewastująco żyje. Zużywamy energię bezrefleksyjnie. Jest cokolwiek nieroztropne, żeby w Polsce kupić suva z napędem na cztery koła, ważącego dwie tony i spalającego kilkanaście litrów benzyny na sto kilometrów, tylko po to, żeby zawieźć dziecko do szkoły.

Co jeszcze?

Mamy rewolucję w oświetleniu ledowym. Ale co z tego, jeśli rozświetlamy ledami tak dużo przestrzeni, że zasadniczo wyrównujemy ich zużycie energii do 100-watowych żarówek?

Jemy za dużo?

Nie tylko jemy za dużo, ale też jemy źle i wyrzucamy jedzenie do śmieci.

W jaki sposób jedzenie na śmietniku wpływa na globalne ocieplenie?

To jedzenie trzeba wyprodukować, przy użyciu energii, rzecz jasna. Później trzeba przewieźć, czyli spalić paliwo. Schłodzić, czyli znów wykorzystać energię itd.

Ilość węgla wyprodukowanego w mięsie jest nieporównywalna do ilości węgla, którą uwolniono do atmosfery tylko dlatego, że po tak żmudnej drodze od produkcji do naszych stołów tak łatwo trafiło ono na śmieci. O wodzie potrzebnej do produkcji mięsa już nie wspominam.

Skutkiem efektu cieplarnianego są nie tylko burze.

Mieliśmy przecież niedawno w Polsce także falę upałów. Może się niedługo okazać, że będziemy musieli podlewać ziemniaki, bo lata będę nieznośnie gorące. Nie ulega wątpliwości, że rolnictwo musi przejść rewolucję. Oznacza to, że musimy przekształcić je w taki sposób, żeby było wydajne w innym niż dawniej klimacie. To dotyczy też leśnictwa – zmiany klimatu powodują zmiany zasięgów gatunków, np. monokultury drzew iglastych są wrażliwe na niedobór wilgoci i podatne na wiatrołomy. Efekt był widoczny w Rytlu, gdzie powalone drzewostany były wyłącznie iglaste. Ale zmiana gospodarki leśnej wymagałaby planowania na prawie sto lat naprzód. Przy egoizmie i krótkowzroczności naszej cywilizacji to pobożne życzenia.

Co jeszcze?

Powinniśmy zmienić sposób budowy mieszkań. Da się przecież tworzyć budynki o zerowym bilansie cieplnym. Czyli takie, w których latem przy wysokich temperaturach nie będzie aż tak ciepło, a zimą odwrotnie. Tylko to jest znacznie droższe.

Wolimy inwestować w klimatyzatory.

Niestety. A one mają ogromny wpływ na wzrost efektu cieplarnianego.

A poza Polską?

Groźne jest podnoszenie poziomu mórz.

Zaleje linie brzegowe?

Zaleje. Znikną niektóre wyspy, a ich mieszkańcy będę musieli uciekać.

„Falę migracji 2015 r. będziemy wspominać z nostalgią (…). W przyszłości za szansę przyzwoitej egzystencji w świecie zniszczonym zmianami klimatycznymi, pod wielokrotnie większym naporem migrantów z terytoriów, na których nie da się żyć, oddamy bez mrugnięcia nasze swobody” – pisze Artur Domosławski.

I ja bym się z tym zgodził. W Polsce będziemy podlewać ziemniaki i przeklinać pogodę, ale to nic: nas na to stać. W innych krajach zmiany klimatyczne będą przyczyną głodu. A głód powoduje migracje.

Oni przyjdą po nasz komfort.

Zmiany globalne prowadzą do globalnej destabilizacji, a to może oznaczać wojnę. To, jak dewastujemy ziemię, żyjąc krótkowzrocznie, sprawia, że przykładamy rękę do biedy, nędzy, wykluczenia społecznego i głodu.

Jest już za późno?

Ja jestem pesymistą. I jak już powiedziałem, uważam, że raczej musimy sie skupić na skutkach i załamać ręce, że wcześniej nie myśleliśmy o przyczynach. Będziemy też musieli za chwilę zrezygnować z naszego europejskiego komfortu. Z wyprzedzeniem rewolucjonizować rolnictwo, żeby zachowało wydajność w zmieniającym się klimacie. Zainwestować w odpowiednie planowanie urbanistyczne. Nauczyć się przewidywać i skutecznie zapobiegać skutkom gwałtownych burz.

A co ja sam mogę zrobić?

W zasadzie to niewiele.

Niech mnie Pan przekona, że gdy będę używał roweru zamiast auta, misek otrębowych zamiast plastikowych i wyłączę ładowarkę z gniazdka, spowoduję zmniejszenie efektu cieplarnianego.

Nie przekonam pana, bo sam nie jestem o tym przekonany. Zmniejszy pan o jakąś część procenta zawartość dwutlenku węgla w atmosferze – to jest fakt, ale jest on ilościowo mało istotny.

Ekonomista Nicholas Georgescu-Roegen używał słowa „degrowth”, co można przetłumaczyć jako „od-wzrost” albo „wycof”. Czyli „działaj tak, żeby miej konsumować, a więcej się dzielić”.

Szczytna idea, będzie pan mógł spokojnie spojrzeć w lustro.

Tylko?

Jeżeli pana postawa spowoduje, że politycy w niektórych krajach europejskich wezmą sobie to do serca, będzie to mogło mieć wpływ na zmiany globalne. Ale jeżeli są kraje odnoszące korzyść z ocieplenia, to okaże się, że my czynimy wysiłki, a zamierzonego efektu nie będzie. Bez polityków się nie da.

Papież Franciszek w „Laudato si” podkreśla, że nasze konsumenckie decyzje mają globalne znaczenie.

To przekonanie działające trochę na podkorową część naszego mózgu, odwołujące się do emocji. Rekomenduję tę encyklikę studentom: to popularny wykład naukowej ekologii, uzasadniający wybór wartości. Świetny esej, krótki, zwięzły. Tylko nie wiem, czy ktoś go wprowadza w życie i czy w ogóle jest czytany.

Można raczej usłyszeć: „ekolodzy to zieloni naziści”.

Ziemia, wie pan, wysyła nam komunikaty. Daje nam znać, że dzieje się coś złego, ale krótkowzroczność sprawia, że nie jesteśmy w stanie spojrzeć dalej niż granice naszego kraju albo nawet dalej niż pokolenie, w którym żyjemy. Nic panu na to nie poradzę, że politycy żyją w okresie czteroletniej kadencji.

Świat się kończy?

Nie, jeszcze nie. To znaczy skończy się za miliard lat, nie w najbliższym czasie. W najbliższym czasie życie na świecie „tylko” stanie się nieznośne.

Czy jest jakakolwiek nadzieja?

Ja mam, proszę pana, ogromną nadzieję, że jestem w błędzie. Oceniam pesymistycznie prawdopodobieństwo dalszych zmian klimatu i możliwości ich zapobiegania. Ale może się wydarzyć coś mało prawdopodobnego – technologiczna rewolucja, globalne upowszechnienie „ekologistycznej” solidarności. I gdyby pan mnie za kilkadziesiąt lat spytał, czy byliśmy głupi, to ja bym chciał powiedzieć: „tak, byliśmy głupi”. Ale nie dlatego, że tego nie wiedzieliśmy, tylko dlatego, że byliśmy pesymistami. Ale może ten realistyczny pesymizm przyczyni się do zwiększenia prawdopodobieństwa korzystnych wydarzeń? Chociaż marne na to szanse. ©℗

 

Prof. January Weiner (ur. 1947) jest biologiem, kieruje Zespołem Ekologii Ekosystemów w Instytucie Nauk o Środowisku Uniwersytetu Jagiellońskiego. Członek Polskiej Akademii Nauk. Zajmuje się głównie globalnymi problemami ekologii, ekosystemami lądowymi i bioenergetyką.


CZYTAJ TAKŻE:

Dzięki zmianom klimatu... mamy szansę. Edytorial ks. Adama Bonieckiego >>>

 

Był sobie las. Reportaż Mariusza Sepioły >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2017