Grzmią armaty nad Kivu

Znów rozgrzmiały działa nad wschodnim Kongo. Pierwsze trzy pociski spadły na obrzeża Gomy, w dzielnicy Ndosho; zabiły cztery osoby, zraniły siedemnaście.

03.06.2013

Czyta się kilka minut

Polscy misjonarze w Kongo ponownie są w centrum wojny. Pisaliśmy o niej w „TP” nr 50/2012, publikując dziennik ks. Stanisława Stawickiego z misji w Gomie, stolicy bogatego w surowce regionu Północnego Kivu. Dziś kolejna jego relacja.

O co chodzi tym razem?

W lutym tego roku, w etiopskiej stolicy Addis Abebie, podpisano pokojowe porozumienie dotyczące wschodniej części Konga. Sygnatariuszami byli prezydenci 11 krajów, w tym Demokratycznej Republiki Konga i jego sąsiadów, a świadkiem sam sekretarz generalny ONZ Ban Ki-Moon. Owocem zaś decyzja o utworzeniu specjalnej „Brygady interwencyjnej” (ok. 3 tys. żołnierzy ONZ), której misja polegałaby na zneutralizowaniu wszystkich zbrojnych ugrupowań grasujących we wschodnim Kongo, w tym rebeliantów z M23 [Ruchu 23 Marca – red.].

BABY – SITTERS

W ubiegłym miesiącu ONZ oświadczyła, iż trzy kraje zgłosiły gotowość do wzięcia udziału w akcji oczyszczającej wschodnie Kongo z „elementów negatywnych”: Tanzania, Malawi i RPA. Ale ten ostatni kraj, przez swą minister obrony, panią Nosiviwe Mapisa-Nqakula, dał w tych dniach do zrozumienia, że wprawdzie żołnierze z RPA wezmą udział w misji, ale tylko w roli baby-sitter, której zadaniem jest wesprzeć, a nie zastąpić żołnierzy kongijskich. Pani Nosiviwe wezwała też władze Kinszasy, aby bardziej dbały o swe wojsko. „Każdy rząd – mówiła – który nie dba o swych żołnierzy, kreuje problemy, jakich świadkami jesteśmy w Kongo”.

Podobny głos zabrał w niedzielę w Addis Abebie prezydent Tanzanii Jakaya Kikwete. Przy okazji 50. rocznicy powstania Unii Afrykańskiej, obchodzonej w etiopskiej stolicy w miniony weekend, powiedział coś, co nie wszystkim przypadło do gustu: „Brygada interwencyjna nie rozwiąże problemów regionu Wielkich Jezior. Konieczny jest dialog polityczny. Jeśli zobowiązujemy Kinszasę do prowadzenia negocjacji z rebeliantami z M23, trzeba też, by Kigali podjęło rozmowy z FDLR”. FDLR, czyli Demokratyczne Siły Wyzwolenia Rwandy, to grupa rebeliancka złożona z członków plemienia Hutu walcząca przeciw Tutsi. Dalej Kikwete dowodził, że trzeba też, aby „Uganda zaczęła rozmawiać ze swoimi wrogami, jakimi są ADF-NALU (Zjednoczone Siły Demokratyczne). Nie będzie trwałego pokoju – nalegał – jeśli nie podejmie się tych globalnych negocjacji”.

Trzeba wiedzieć, że obie te grupy rebelianckie działają we wschodnim Kongo.

SYMBOLICZNA KOPERA

Wróćmy do „Brygady interwencyjnej” ONZ. Już w pierwszych dniach maja dotarło do Gomy może stu oficerów z RPA i Tanzanii, by przygotować misję od strony logistycznej. „Błogosławieństwa” dla akcji udzielił w ubiegłym tygodniu w Goma sam Ban Ki-Moon. Pojawił się na kilka godzin w stolicy Północnego Kivu, w towarzystwie prezesa Banku Światowego, Jima Yong Kima. Ten ostatni przywiózł miliard dolarów; symboliczną kopertę wręczył w przeddzień władzom kraju w Kinszasie.

Gości witał na lotnisku w Goma gubernator stolicy Północnego Kivu, Julien Paluku: „Nieczęsto zdarza się nam przyjmować tak dostojnych gości – mówił – tym bardziej że nie ulękli się tupotu rebelianckich kamaszy ani strzałów z karabinów maszynowych, którymi od 20 maja rebelianci z M23 próbowali udaremnić tę wizytę”.

Otóż, rebelianci z M23, wspomagani przez Rwandę, od początku kontestowali ową „wojnę o pokój”, czyli decyzję ONZ dotyczącą utworzenia wspomnianej „Brygady interwencyjnej”. Rwandyjska minister ds. zagranicznych przekonywała, że w „rozwiązywaniu problemów wschodniego Konga bardziej owocnym będzie uprzywilejowanie drogi politycznej niż militarnej”. Podobnie, choć mniej dyplomatycznie, wypowiadali się rebelianci. Wystosowali nawet list ostrzegawczy. „Nie zgadzamy się na zaistnienie takowej brygady i nie dopuścimy do jej pojawienia się w Goma. Decyzja ta zmusza nas do walki i do ponownego zajęcia miasta”.

Nie rzucali słów na wiatr. W niedzielę, 19 maja, ruszyli nocą na miasto. Wprawdzie zostali przystopowani przez wojska rządowe, ale na jak długo, trudno wyczuć. Żołnierze armii rządowej nieraz udowodnili, że nie należą do światowej elity, a stacjonujące tu błękitne hełmy z ONZ (17 tys. chłopa!) nie podejmują walki i tłumaczą, że ich mandat pozwala jedynie na ochronę cywilów. Zaś rebelianci mają zdecydowanie wyższe morale i lepszą broń. Lokalne media podały na początku ubiegłego tygodnia, że M23 dysponuje czołgami i dostało wsparcie od ponad 300 żołnierzy rwandyjskich, którzy przekroczyli granicę Kongo.

5 MLN OFIAR

Warto przypomnieć, że żołnierze z M23 to głównie Banyamulenge, czyli kongijscy Tutsi. Wspomagani są od lat przed swych kuzynów rządzących sąsiednią Rwandą, w zamian za co zapewniają jej nie tylko bezpieczeństwo, stwarzając „strefę buforową”, ale też zyski z grabieży kongijskich surowców. To nie kto inny, ale kuzyni zza miedzy są przyczyną ostatnich sukcesów rebeliantów (choć rząd Rwandy temu zaprzecza). Ot, i dlaczego sekretarz generalny ONZ podczas swej czterodniowej wizyty w Kongo, Ugandzie i Rwandzie wzywał – szczególnie ten ostatni kraj – do zaangażowania się w realizację porozumienia z lutego. „Wzywam wszystkich rządzących w regionie Wielkich Jezior – mówił – do zaangażowania się w realizację porozumienia z Addis Abeby. Szczególnie Rwandę. Od niej najbardziej zależy jego powodzenie”.

Ban Ki-Moon wystosował pod adresem Konga, Ugandy i Rwandy jeszcze inne egzortacje. W Kigali wezwał Paula Kagame, prezydenta kraju, do „uruchomienia jego politycznej charyzmy w służbie pokoju, bezpieczeństwa i rozwoju gospodarczego krainy Wielkich Jezior”. W Kinszasie prosił prezydenta Konga, Josepha Kabilę, by kontynuował rozmowy z rebeliantami z M23. W Kampali zaś uzyskał zgodę prezydenta Yoweri Museveni na ponowne przyjęcie i przewodniczenie owym negocjacjom.

Czy stanie się? Taką jest nasza nadzieja. W każdym razie, uspokoiło się w Goma od wizyty sekretarza generalnego. Nie słychać spadających pocisków ani serii z karabinów maszynowych. I żołnierze rządowi, i rebelianci strzegą swoich pozycji, czekając na rozkazy. 23 maja, by „godnie przyjąć” sekretarza generalnego ONZ, rebelianci zgodzili się na jednodniowe zawieszenie broni – i tak już zostało.

„Wspólnota międzynarodowa nie opuści Konga – zapewniał Ban Ki-Moon w Kinszasie. – Ludność wschodniego Konga zbyt wiele już wycierpiała. Nadszedł czas, by zapewnić jej bezpieczeństwo, ochronę praw człowieka, zdrowie, edukację i pracę”. To zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Goma nie zrezygnuje tak łatwo z „przywileju” bycia „stolicą afrykańskiej wojny światowej”. Przypomnę, że w 1998 r. to właśnie w tym regionie biło się ponad 25 zbrojnych ugrupowań z ośmiu różnych państw afrykańskich, a życie oddało ok. 5 milionów ludzi.

***

I jeszcze jedno. Po każdej rebelii partyzanci podpisują z Kinszasą umowy pokojowe, w których wymuszają na niej coraz większe ustępstwa. Bezsilna Kinszasa godzi się na wszystko, po to tylko jednak, by nie dotrzymywać zobowiązań i nie tracić formalnej kontroli nad Kivu. I jak to wszystko pojąć?  


Ks. STANISŁAW STAWICKI jest pallotyńskim misjonarzem. Od 1984 r., z krótkimi przerwami, pracuje na misjach w Afryce. Od 2012 r. jest dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2013