Gry wojenne

06.05.2019

Czyta się kilka minut

Był taki – głęboko niehigieniczny – okres w moim kawalerskim jeszcze wtedy życiu, w którym wracając wieczorem do domu, posiliwszy się i zbilansowawszy płyny, zasiadałem przed telewizorem, przed którym padałem ze zmęczenia, by trzy godziny później, klnąc na własną głupotę, w półśnie przetransportowywać się do sypialni. Pewnego wieczoru rozbudziłem się nie wściekły, ale zlany zimnym potem. Śniło mi się, że wybuchła wojna, że telewizja podaje komunikaty o przekroczeniu granicy przez rosyjskie wojska, z ulgą wyrwałem się więc z objęć koszmaru. Pełen nadziei, że ukoi mnie jakieś radosne pitolenie, spojrzałem na ekran, i przez dobrą minutę trwałem w stuporze: Bronisław Wildstein (tym niepodrabialnym głosem człowieka, który chyba nawet prysznic bierze z furią), informował, iż „trwa ostrzał artyleryjski Białegostoku”. W Białymstoku mieszka cała moja rodzina. Parę minut zajęło mi ustabilizowanie oddechu, wygrzebanie się spod sterty natychmiast tworzonych w głowie planów i zorientowanie się, że redaktor Wildstein przeprowadził w swoim programie eksperyment podobny do tego, który długo przed nim przeprowadził w USA (tyle, że tam chodziło o atak Marsjan) H.G. Wells.

I oto ładnych parę lat później odnalazłem w głowie dokładnie to samo uczucie. Tym razem po lekturze wywiadu rzeki, który z gen. Mirosławem Różańskim, do niedawna dowódcą generalnym polskiej armii, przeprowadził Juliusz Ćwieluch. Tytuł: „Dlaczego przegramy wojnę z Rosją”. Oczywiście moglibyśmy nie przegrać – czytam – gdybyśmy zaraz wzięli się do roboty i spróbowali odkręcić nie tylko marazm, w jaki wpędzali polskie wojsko politycy przez cały czas transformacji, ale i te szkody, jakie wyrządziły mu – zdaniem rozmówców – rządy jednego człowieka: Antoniego Macierewicza. Jeśli to, co mówi Różański (o chaosie decyzyjnym, czystkach kadrowych, upokarzaniu oficerów, torpedowaniu szkoleń) jest tylko w połowie prawdą, to połowa tej połowy wystarczyłaby do postawienia byłego ministra przed Trybunałem Stanu.

Nawet dla laika egzotycznym wydawał się pomysł pompowania miliardów złotych zamiast w nowoczesny sprzęt – czyli w myśliwce, śmigłowce, okręty podwodne, obronę przeciwrakietową albo w wojska cybernetyczne – w Wojska Obrony Terytorialnej, weekendowo szkoloną lekką piechotę, wysysającą z innych rodzajów sił zbrojnych kadry i wszelkiego rodzaju nakłady. Sam wychowałem się na książkach i filmach o II wojnie światowej, ale tych prawie 100 lat później wypada jednak przyznać rację generałowi Różańskiemu, gdy zauważa, że dziś wojny nie zaczyna się od leśnej potyczki na pistolety, a od wywołania chaosu w kraju przeciwnika. Do czego nie trzeba jednego wystrzału – wystarczy zorganizować powszechną awarię sieci bankomatów i popsuć telefonię komórkową. Władimir Władimirowicz naprawdę nie jest idiotą, który będzie walił do nas z katiuszy i tropił po puszczach naszych przebranych za buki i graby terytorialsów. Ćwieluch z Różańskim, w celu rozruszania naszej wyobraźni, kreślą inny – kto dowiedzie, że nierealny – scenariusz.

Oto – co za traf, akurat tuż przed szykowaną w Warszawie kolejną triumfalną defiladą – przydarza się nieszczęście: awaria w położonej w Obwodzie Kaliningradzkim elektrowni atomowej. Rosja informuje światową opinię publiczną, że musi natychmiast wysłać do Obwodu konwój z ratownikami, sprzętem, wsparciem humanitarnym. Droga „Białego Konwoju” (już przecież ten wariant przerabialiśmy w 2014 r. na Ukrainie) wieść musi rzecz jasna najkrótszą drogą, a więc przez Polskę. Minister Ławrow wydaje oświadczenie, w którym nie wyobraża sobie, by jakikolwiek kraj odmówił drugiemu w takiej sytuacji. Polska wpuszcza więc tych 500 pomalowanych na biało kamazów przez przejście w Kuźnicy. I tak się składa, że gdzieś na Suwalszczyźnie jeden z nich wylatuje w powietrze, pozostałe wpadają na niego, droga jest zablokowana. Ktoś wrzuca do sieci zdjęcie polskiego drona, tak zmontowane, że wygląda, iż to on zaatakował ciężarówkę, natychmiast podkręcają to media. WWP pisze na Twitterze: „Nie przelewa się rosyjskiej krwi bez konsekwencji. Nie zostawia się swoich bez pomocy. Wierzę, że rosyjscy patrioci obejmą konwój ochroną”. W ciągu godzin mamy w Polsce nocne wilki, mnóstwo dziwnych niby to cywilnych aut, zakładających wokół konwoju swoje posterunki. Jest też rzecz jasna NATO, a w nim Trump, który wcześniej dobił dealu z Putinem, wyjaśniając, że nie zamierza umierać za Suwałki. Jest też pół polskiego wojska uwikłanego w defiladę. Jest zdemilitaryzowana 17 lat temu Straż Graniczna. I polskie WOT, którym próbuje się zrzucić amunicję, ale okazuje się – co podobno miało rzeczywiście miejsce na jakichś ćwiczeniach – wydano amunicję nie do tej broni, co trzeba (a poza tym amunicji nie ma już – jak się dowiadujemy – w jednostkach, a jej składy pracują w dni robocze do 15.30).

Bajeczka? Sęk w tym, że nawet jeśli – znów – w połowie, to ta druga połowa i tak może załatwić wszystko. Celebrowane dziś sztandary, fanfary, wieńce oraz zaczarowywanie historii mogą mieć wówczas fatalne przełożenie na tysiące ofiar, ludzkich dramatów. Pielęgnowane obecnie, a związane z przeszłością, fobie i obsesje mogą doprowadzić do sytuacji, w której przyszłości w ogóle nie będzie.

Jestem chyba jedną z ostatnich osób, które można by oskarżyć o rusofobię. Kocham Rosjan, ich kulturę. Tyle że my mówimy tu o rosyjskim państwie, którego ostatnich geopolityczych ruchów z pewnością nie da się zbyć konstatacją, że Kremlowi chodzi wyłącznie o to, żeby się go bać. W szacunku dla polskich żołnierzy i ich pełnej wyrzeczeń pracy – że zacytuję klasyka – nikt mnie nie prześcignie. I właśnie z tych dwóch powodów nie umiem zbyć wynurzeń generała Różańskiego psychoanalizą, odbijać piłeczkę, że pewnie boli go ego (które niewątpliwie ma), że zabrano mu zabawki, więc się mści „zza stołka”. Kłopot w tym, że on podaje liczby. Naprawdę dużo liczb, zatrważających dużo bardziej niż wojenne symulacje Bronisława Wildsteina. Bardzo jestem ciekaw, czy znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie je zakwestionować. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2019