Granice historii narodowych

Choćbyśmy byli najznakomitszymi badaczami dziejów własnej nacji, bez wyjścia poza wąskie ramy historii narodowej nie uda nam się wytłumaczyć najważniejszych wydarzeń w ich obrębie.

21.05.2012

Czyta się kilka minut

Chciałbym wykorzystać dzisiejsze spotkanie, by przekonać Państwa do pewnej prostej myśli: takiej oto, że jeśli – jako młodzi historycy – jesteście zainteresowani historią narodową, nie możecie pisać historii narodowej. Jeśli zajmuje was wyłącznie historia pewnej wybranej grupy, jedynym sposobem, by o niej pisać, jest wyjść poza historię tej grupy.

To rodzaj paradoksu – bardzo zresztą użytecznego, bo to jest po prostu paradoks naszego życia. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o sobie, musicie zacząć od rozmowy z przyjaciółmi. Często łudzimy się przekonaniem, że nasza autobiografia jest naszym życiem, to znaczy, że to, co o sobie wiemy, stanowi treść naszego życia – ale to nieprawda. Historia uprawiana z narodowej perspektywy żywi się tą samą iluzją. I odnosi nierzadko wielkie sukcesy – podobnie jak popularne bywają w literaturze historycznej pamiętniki. Zawodzi jednak jako próba wyjaśniania historii.

Może się nam wydawać, że jeśli weźmiemy dzieje Żydów, Polaków, Ukraińców i Niemców, jeśli ułożymy je – jedna na drugiej – na biurku, otrzymamy historię katastrofy skrwawionych ziem. Ale to nieprawda. Dlaczego? Zacznijmy od tego, że historia pisana przez pryzmat pojedynczego narodu ulega najczęściej pokusie dzielenia ludzi na dwie wyraźne grupy: na ofiary i na prześladowców. Dodajmy do tego drugą pokusę: usuwania poza granicę historii własnego narodu tego wszystkiego, co kłopotliwe, wstydliwe, sprawiające trudność.

Jednym z problemów, jakie niosą za sobą autonomiczne historyczne narracje narodowe jest nieobecność wzajemnej rozmowy. Podczas konferencji naukowych próbujących ten brak nadrobić, organizowanych zresztą w najlepszej wierze, zdarza się coś, co nazywam multinacjonalizmem, a co wyraża się w zdaniu: „ja zgadzam się respektować twoją problematyczną historię narodową, ty szanujesz moją”. Co wówczas robimy? Publikujemy tom składający się z osobnych, w ogóle nierozmawiających ze sobą artykułów. We wczesnych latach 90. pojawiło się mnóstwo takich opasłych książek składających się z rozpraw pisanych z perspektywy litewskiej, polskiej, ukraińskiej, żydowskiej czy białoruskiej. Rzecz jasna, lepsze to niż nic. Musimy znać i czytać swoje historie narodowe. Musimy być grzeczni wobec siebie nawzajem, z szacunkiem odnosić się do swoich problemów. Ale pełne szacunku i taktu omijanie problemów to metoda jak najdalsza od ich rozwiązywania.

Co zatem stanowi największy problem historii narodowych, kiedy próbujemy je skonfrontować z historią skrwawionych ziem, z umyślnym masowym zabójstwem czternastu milionów ludzi, któremu poświęciłem najnowszą książkę? Kryje się on w różnicy między opisem i wyjaśnieniem. Jeśli badacie Holokaust z perspektywy na przykład żydowskiej, możecie go bardzo dobrze i wyczerpująco opisać. To zresztą najlepsza pozycja dla takiego opisu. Możecie nawet, opierając się wyłącznie na żydowskich źródłach, dokładnie zobrazować całą procedurę zabijania. I ten opis może okazać się tak znakomity, że w ogóle nie zauważycie, iż zapomnieliście wyjaśnić fakty.

Ludzie, którzy byli ofiarami, wiedzą bardzo wiele o tym, jak się zachowywali ich sąsiedzi, kto zginął, a komu udało się uciec. To bardzo istotna wiedza o konkretnych zachowaniach pojedynczych ludzi. Nie wiedzą oni jednak, dlaczego – w o wiele szerszej skali – na przykład Ukraińcy postępowali tak, a nie inaczej, dlaczego taka a nie inna była polityka Niemców. Opis jest zatem ważny i potrzebny, ale nie może zastąpić wyjaśnienia.

Wyobraźcie sobie, że wiecie już wszystko o historii Żydów aż po rok 1939. Czy to pozwoliłoby wam przewidzieć Holokaust? Odpowiedź brzmi: nie. Znamy wielu znakomitych żydowskich historyków przedwojnia – żaden z nich nie przewidział takiej katastrofy. Jeśli oni nie mogli przewidzieć Holokaustu na podstawie narodowej historii żydowskiej, to oznacza, że nie da się go wytłumaczyć bez wyjścia poza jej ramy. Bo jego przyczyny tkwią poza tą historią. Tymczasem forma historii narodowej zakłada, że przyczyny tego, co zdarza się narodowi, tkwią w samym narodzie. Najczęściej jednak tak nie jest.

Historia narodowa ma swoje granice. Choćbyśmy byli najznakomitszymi badaczami dziejów własnego narodu, choćbyśmy nawet obdarzeni byli ponadnaturalnymi umiejętnościami, bez wyjścia poza tę wąską narrację nie uda nam się wytłumaczyć najważniejszych wydarzeń w jej obrębie. Myślę, że historycy narodowi mają tego coraz większą świadomość i dlatego coraz częściej ograniczają swoje opisy do pojedynczych bohaterów czy miejsc – w ten sposób, nie mogąc wyjaśnić, dają przynajmniej bardzo precyzyjną historyczną deskrypcję.

Równocześnie historia narodowa dostarcza nam dwóch szalenie istotnych rzeczy. Po pierwsze: wielkiej ilości materiałów źródłowych, bo ludzie opisujący los swojego narodu, nie potrafiąc dać oczekiwanych wyjaśnień, najczęściej zaczynają publikować dokumenty historyczne – co oczywiście jest ogromnie pomocne. Po drugie – bardzo ważne – historia narodowa dostarcza niezwykle pobudzających pytań natury moralnej, bez których jako historycy mielibyśmy ze sobą wielki kłopot. Myślę o pytaniach formułowanych zwykle w pierwszej osobie liczby mnogiej: „Dlaczego byliśmy ofiarami?”, „Dlaczego byliśmy prześladowcami?” lub – pytanie dla mnie najważniejsze – „Dlaczego przyglądaliśmy się, nic nie robiąc?”. Paradoks polega na tym, że na wszystkie te pytania będziemy mogli próbować odpowiedzieć dopiero wówczas, gdy uda nam się wyjść poza historię własnego narodu. 


SPISAŁ I TŁUM. MICHAŁ BARDEL



Fragment wykładu prof. Timothy’ego Snydera wygłoszonego w ramach „warsztatów mistrzowskich” festiwalu Wiek XX. Anamneses



TIMOTHY SNYDER jest amerykańskim historykiem, specjalistą od spraw Europy Środkowo-Wschodniej, profesorem Yale University. Autor m.in. „Rekonstrukcji narodów. Polska, Ukraina, Litwa, Białoruś 1569-1999” (Sejny, 2006) oraz „Skrwawione Ziemie” (Warszawa, 2011). Gość honorowy I edycji festiwalu Wiek XX. Anamneses.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2012