Gra w chińczyka

Amerykańskie uczelnie od lat przyciągają chińskich studentów i badaczy. Wraz z pogorszeniem stosunków z Pekinem barierą w podjęciu studiów w Stanach jest już nie tylko wysokie czesne.
z Kalifornii (USA)

11.03.2019

Czyta się kilka minut

Kampus Uniwersytetu Kalifornijskiego, luty 2019 r. Na niektórych wydziałach kierunków ścisłych dominują studenci z Chin. /
Kampus Uniwersytetu Kalifornijskiego, luty 2019 r. Na niektórych wydziałach kierunków ścisłych dominują studenci z Chin. /

Mengyuan, 18-latka pochodząca z Pekinu, jest już mocno zamerykanizowana. Po kilku latach spędzonych w Stanach nie słychać u niej typowego dla Chińczyków akcentu. Najpierw Mengyuan uczyła się w liceum w San Francisco, potem dostała się na biologię na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego (UCSD). Gdy pytam, ile wyniosło ją czesne za pierwszy rok studiów, mówi, że nie ma pojęcia. Przelewami zajmuje się jej matka. To ona podjęła również decyzję o wyjeździe córki do Stanów. Za wszystko płaci ojciec ­­­Mengyuan.

Dziewczyna zna go bardzo słabo, bo odkąd pamięta, przyjeżdżał do domu tylko na weekend. Gdy skończyła 11 lat, dowiedziała się, że ojciec pracuje dla rządu jako inżynier.

Podobnie jak jej rówieśnicy wychowujący się w bogatych rodzinach, Mengyuan nauczyła się, że wyrazem rodzicielskiej miłości są pieniądze. A te coraz częściej płyną strumieniem na opłatę studiów chińskiej młodzieży na amerykańskich uczelniach.

– Aż połowa moich znajomych z podstawówki wyjechała do Stanów – mówi Mengyuan. – W Chinach panuje moda, by wykształcić dziecko za granicą. Na ten krok coraz częściej decydują się rodziny z klasy średniej. Niestety czasem okazuje się, że nie stać ich na opłacenie całych studiów. Tak było ze znajomą, która musiała wrócić do Chin już po pierwszym roku. Ja nie wyobrażam sobie powrotu do Pekinu. Nie tęsknię nawet za rodziną. Ameryka jest super.

Mengyuan, 18-letnia studentka biologii, nie wyobraża sobie powrotu do Chin. Jak mówi, jedyne, co ją drażni w Stanach, to kiepsko działająca komunikacja miejska. / FOT. MARTA ZDZIEBORSKA

Student się opłaca

Z danych Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego USA wynika, że na amerykańskich uniwersytetach studiuje ok. 340 tys. Chińczyków. To jedna trzecia wszystkich studentów zagranicznych w Stanach. Druga co do wielkości grupa to Hindusi, którzy stanowią 19 proc. studenckiej społeczności.

Jedni i drudzy są świetnym interesem dla amerykańskich uniwersytetów: pobierają one od obcokrajowców kilkukrotnie wyższe opłaty niż od rezydentów stanu, w którym znajduje się uczelnia. Jak wskazują dane Międzynarodowego Stowarzyszenia Edukatorów NAFSA, w roku akademickim 2017/18 w skali całego kraju zysk z czesnego opłacanego przez studentów zagranicznych wyniósł 39 mld dolarów. W przypadku chińskich studentów w roku akademickim 2016/2017 kwota ta wyniosła ok. 12,5 mld dolarów.

Z kolei badacze zagraniczni mają istotny wpływ na rozwój amerykańskiej nauki. Jak wynika ze statystyk agencji federalnej National Science Foundation, prawie połowa z 64 tys. młodych naukowców (ang. postdoctoral scholars) realizujących badania w amerykańskich instytucjach to obcokrajowcy.

Wśród Chińczyków, którzy decydują się na studia lub badania naukowe w USA, zainteresowaniem cieszą się uczelnie w Kalifornii, stanie Nowy Jork, Massachusetts oraz Illinois. W ścisłej czołówce najczęściej wybieranych przez nich ­placówek są także Uniwersytet Purdue w Indianie oraz Uniwersytet Stanu Michigan (MSU).

Dziedziny strategiczne

Nad wyborem tego ostatniego zastanawia się Yi, 22-latek, który kończy licencjat z inżynierii mechanicznej na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego. Jak mówi, nie chce zostawać tutaj na studia magisterskie ze względu na wysokie czesne. Do tej pory rocznie płacił aż 55 tys. dolarów.

– Wciąż waham się, czy po prostu nie dokończyć studiów w Chinach – mówi Yi. – Dręczy mnie poczucie winy, bo rodzice na mój pobyt w USA wydali oszczędności życia. A ja w swojej dziedzinie raczej nie będę miał szans na pracę w Stanach. Rozchwytywani są przede wszystkim amerykańscy inżynierowie. Sytuacji nie ułatwia narastająca wrogość wobec chińskich studentów i badaczy – dodaje Yi.

Chodzi o restrykcje wprowadzone w czerwcu 2018 r. przez amerykański Departament Stanu. Ogłoszono wówczas, że chińscy studenci i doktoranci robiący badania w tzw. dziedzinach wrażliwych mogą dostać wizę tylko na rok, a nie jak do tej pory na pięć lat. Choć nie upubliczniono wytycznych – przekazanych amerykańskim ambasadom i konsulatom – to wskazuje się, że objęci restrykcjami mogą być studenci robotyki, lotnictwa i kierunków związanych z przemysłem wysokiej technologii. To dziedziny określone w chińskiej strategii „Made in China 2025” jako priorytetowe obszary rozwoju technologicznego [o tej strategii CZYTAJ TUTAJ >>>].

Yi zastanawia się, czy zostać w Stanach na studia magisterskie. Obawia się, że jeśli się na to zdecyduje, zostanie objęty wprowadzonymi przez administrację Trumpa restrykcjami wizowymi / FOT. MARTA ZDZIEBORSKA

Pierwszy student w rodzinie

W ramach restrykcji, które mają na celu walkę z kradzieżą amerykańskiej własności intelektualnej przez Chiny, zapowiedziano również, że naukowcy posiadający stopień doktora mogą być objęci dodatkową kontrolą w trakcie procedury wizowej.

– Gdy po raz pierwszy usłyszałem o amerykańskich restrykcjach, wahałem się, czy nie aplikować na jedną z brytyjskich uczelni – mówi Kaman.

24-letni Chińczyk od pół roku robi doktorat na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego. Gdy spotykam go na Wydziale Inżynierii Mechanicznej i Lotniczej, ma na sobie wygniecioną białą koszulę i fryzurę typową dla azjatyckich gwiazd popu. Mówi, że odkąd przyjechał do Stanów, wciąż uczy się, jak pogodzić swoje badania z prowadzeniem zajęć ze studentami. Nic nie równa się jednak ze stresem, jaki przeżywał w trakcie procedury wizowej.

– Chciałem złożyć wniosek jeszcze przed nałożeniem restrykcji przez administrację Trumpa – opowiada Kaman. – Pech sprawił, że wciąż czekałem na oryginały dokumentów wysłanych przez Uniwersytet Kalifornijski. Gdy dotarły do Chin i mogłem je załączyć do aplikacji wizowej, była już połowa czerwca. To był najbardziej stresujący okres w moim życiu.

Kaman zajmuje się inżynierią materiałową: – Teoretycznie to obszar badań, który nie kwalifikuje się do objęcia restrykcjami. Bałem się jednak, że podejrzenia wzbudzi nazwa wydziału, na którym chciałem robić doktorat. Ostatecznie dostał wizę na pięć lat. Miał też szczęście, gdy aplikował na studia doktoranckie na Uniwersytecie Kalifornijskim. Traf chciał, że gdy dostał decyzję o przyjęciu na studia, na wydziale zwolnił się etat. Jak mówi, bez stałej pensji nie miałby szans na wyjazd do Stanów. Jego rodzice pracują w fabryce. Jest pierwszą osobą w rodzinie, która ma wyższe wykształcenie.

Kaman, doktorant na Wydziale Inżynierii Mechanicznej i Lotniczej na Uniwersytecie w San Diego. Choć dostał wizę na pięć lat, obawia się, że będzie miał problemy przy ponownym wjeździe do USA. / FOT. MARTA ZDZIEBORSKA

Drenaż mózgów

Wprowadzenie restrykcji wizowych dla chińskich studentów i badaczy jest kolejną odsłoną wojny celno-handlowej między USA a Chinami. Donald Trump wielokrotnie podkreślał, że cła nakładane na chińskie produkty mają m.in. na celu walkę z kradzieżą amerykańskiej technologii.

Ochrona amerykańskiej własności intelektualnej to także gorący temat w środowisku naukowym. Szerokim echem w mediach odbiła się sprawa Ji Chaoquna, Chińczyka studiującego w Instytucie Technologii w Chicago. Jesienią zeszłego roku ten 27-latek został aresztowany pod zarzutem rekrutowania dla Pekinu amerykańskich naukowców i inżynierów.

W styczniu tego roku zawrzało z kolei za sprawą apelu administracji Trumpa do naukowców i uczelni, których badania finansowane są przez amerykański Narodowy Instytut Zdrowia. Związane z placówką środowisko naukowe ma zaostrzyć procedury bezpieczeństwa po tym, jak chińskie służby pozyskały wrażliwe dane z wniosków o granty do tej instytucji. Zawarte w nich informacje stanowią źródło wiedzy na temat zaawansowanych badań biomedycznych w USA. FBI alarmuje, że zdarza się również, iż zatrudnieni w laboratoriach chińscy naukowcy przekazują rządowi w Pekinie informacje na temat amerykańskich badań.

Niektórzy badacze mają też w Chinach laboratoria dotowane przez tamtejszy rząd. Jednym z programów budzących kontrowersje jest – finansowany przez chińskie władze – projekt Thousand Talents Plan, skierowany do młodych badaczy, którzy studiowali lub pracowali w USA. Z raportu amerykańskiej Narodowej Rady Wywiadu, na który powołuje się serwis Bloomberg, wynika, że w ramach tego programu zatrudnionych jest obecnie 2629 osób. Interesujący jest skład zawodowy. Ok. 44 proc. specjalistów w tym programie to badacze z obszaru medycyny i nauk o zdrowiu, 22 proc. zajmuje się technologią przemysłową, 8 proc. to eksperci technologii informacyjnych (tzw. IT), a 12 proc. specjalizuje się w przemyśle lotniczym i kosmicznym. Mniejszy udział mają eksperci z zakresu ekonomii, finansów i matematyki.

Rok dla fizyka

Tong, 22-latek pochodzący z północno-wschodnich Chin, robi doktorat na Uniwersytecie Yale.

To, że nauka jest jego przeznaczeniem, wiedział już w wieku 16 lat, gdy zaczął studia na Chińskim Uniwersytecie Nauki i Technologii w Hefei. Wybór studiów doktoranckich w USA był dla niego czymś oczywistym. Możliwość prowadzenia badań na prestiżowej uczelni i wśród światowej sławy naukowców to spełnienie jego marzeń.

Tong mówi, że jego przygotowania do wyjazdu do Stanów skomplikowały się wraz ze złożeniem wniosku o wizę. Choć nie obowiązywały jeszcze restrykcje, nie miał szans na pięcioletnią wizę. Na decyzję amerykańskiej ambasady wpływ mógł mieć fakt, że chłopak chciał robić w Stanach doktorat z fizyki.

Jak mówi Anke Schennink, szefowa stowarzyszenia zagranicznych naukowców na Uniwersytecie Kalifornijskim, restrykcje wizowe dla osób chcących robić badania w Stanach to nie nowość. Naukowcy zajmujący się takimi dziedzinami jak technologia jądrowa, fizyka, inżynieria czy biotechnologia od lat napotykali trudności w trakcie procedury wizowej. Według wytycznych amerykańskiej służby dyplomatycznej, wnioski naukowców zajmujących się tzw. badaniami strategicznymi z punktu widzenia interesu i bezpieczeństwa USA mogą być poddane dodatkowej kontroli.

– W amerykańskich procedurach wizowych najbardziej denerwuje mnie nieprzewidywalność – mówi Tong. – Niektórzy naukowcy zajmujący się podobnymi zagadnieniami dostają wizę na pięć lat. Inni, tak jak ja, otrzymują wizy tylko na rok. Najciekawsze jest to, że podczas rozmowy w ambasadzie dostałem tylko standardowe pytania. Nawet nie mówiłem, czym konkretnie zajmuję się naukowo.

– Wielu chińskich badaczy emocjonuje się wprowadzonymi w zeszłym roku restrykcjami – opowiada dalej Tong. – Dla mnie to nic nowego. Po prostu jeszcze większa grupa studentów i badaczy będzie miała trudności z uzyskaniem długoterminowej wizy.

Największą cenę, jaką chłopak musi zapłacić za doktorat w Stanach, jest rozłąka z rodziną. W Chinach ostatni raz był w grudniu 2017 r. Nie wie, czy przed ukończeniem studiów jeszcze tam wróci. Jego amerykańska wiza straciła ważność. Co prawda na czas trwania studiów ma prawo do pobytu w USA, ale nie może podróżować za granicę. A bez aktualnej wizy nie będzie mógł wrócić na terytorium Stanów.

– Boję się, że jeśli wrócę do Chin, utknę na dłużej. Niektórzy moi znajomi na przyznanie nowej wizy czekali nawet półtora miesiąca. Nie mogę pozwolić sobie na taką przerwę w badaniach – mówi 22-latek.

Trudny powrót

Xiu, 29-latka z Pekinu, przyjechała do USA półtora roku temu. Choć pracuje w kalifornijskim Sanford Consortium – prestiżowym instytucie zajmującym się badaniem komórek macierzystych – nie ma zbyt wielu okazji do rozmów po angielsku. Jej współpracownicy to głównie Chińczycy.

Gdy w sobotę rano umawiamy się na rozmowę na Skypie, Xiu jest już w laboratorium. Mówi, że pracuje tu w każdy weekend, bo nie ma czasu do stracenia. Do Stanów przyjechała tylko na dwa lata, a nie – jak wielu naukowców – na pięć. Xiu nie może zostać na dłużej, bo ma w Chinach męża.

– Mój mąż, Zhang, jest lekarzem w jednym z pekińskich szpitali i nie mógł pozwolić sobie na wyjazd za granicę – tłumaczy. – Gdy dostałam decyzję o przyjęciu na staż naukowy w Stanach, na początku nie chciał zgodzić się na tak długą rozłąkę. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, bo między Kalifornią a Pekinem jest 16-godzinna różnica czasu. Na co dzień zwykle się mijamy. Gdy wracam wieczorem do domu, on idzie rano do pracy. Gdy ja docieram do laboratorium, on kładzie się już spać.

Jednak Xiu nie żałuje swojej decyzji. – Wyjazd do Stanów to dla mnie niepowtarzalna szansa – tłumaczy dziewczyna, która w Chinach zajmowała się medycyną kliniczną. Dopiero w USA zaczęła robić badania z biologii molekularnej.

Po powrocie do Chin chciałaby kontynuować pracę naukową w tej dziedzinie. Jednak w wielu chińskich jednostkach badawczych brakuje tak dobrej aparatury, jaka jest w Stanach. Jeśli nie uda jej się zdobyć dodatkowych środków na badania, wróci do medycyny klinicznej.

Jest jedna rzecz, z której Xiu nie chce zrezygnować. Podczas pobytu w USA pokochała kalifornijskie słońce i marzy jej się przeprowadzka do cieplejszego od Pekinu miasta Guangzhou. Ma nadzieję, że tym razem namówi męża do zmiany. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2019