Godzina zero

Prof. Wojciech Roszkowski: Cała odbudowa Polski po roku 1918, budowa państwa i jego instytucji oraz podstaw funkcjonowania gospodarki, odbyła się ze źródeł wewnętrznych. Polski obywatel i polski podatnik odbudował swój kraj. Rozmawiała Patrycja Bukalska

04.11.2008

Czyta się kilka minut

Patrycja Bukalska: Jest listopad 1918 r., mamy niepodległość i kłopoty. Także i to, że są trzy organizmy gospodarcze, które trzeba skleić. Jak się za to zabrano?

Prof. Wojciech Roszkowski: Takie obszary były cztery. Trzy zabory, ale cztery obszary, cechujące się inną sytuacją społeczną, gospodarczą i polityczną. Cztery, bo czym innym było Królestwo Polskie, a czym innym Kresy Wschodnie: w zaborze rosyjskim zróżnicowanie polegało na tym, że Królestwo było uprzemysłowione, ale uzależnione od rynku rosyjskiego. Wytwarzało jedną siódmą produkcji przemysłowej imperium. A Kresy były nieuprzemysłowione, zaś ich system gospodarczy rozwijał się w kulturze biurokracji i woluntaryzmu władz, co nie sprzyjało gospodarce. Oczywiście, polityka caratu była nastawiona na interesy Rosji. Np. rolnictwo Kresów miało potężną konkurencję w postaci rolnictwa rosyjskiego, z Kresów eksport produktów rolnych był niemal niemożliwy. Czyli: sytuacja gospodarcza Kresów była zła, Królestwa nieco lepsza. Z kolei zabór austriacki był słabo uprzemysłowiony i upośledzony ze względu na rynki zbytu z wszystkich stron. Rolnictwo węgierskie zdominowało dostawy do uprzemysłowionych Czech i Austrii. Galicja, za górami, do imperium swych produktów nie mogła sprzedawać.

Czy miała inne możliwości eksportu?

Do Rosji? Rosja sama eksportowała zboże. Do Prus? One miały swoje produkty. Rolnictwo galicyjskie było zablokowane i dlatego stagnacyjne, przeludnione i biedne. Przemysł też był słaby: trochę wydobycia ropy, trochę soli potasu, przemysł solny. Za to w Galicji była największa swoboda polityczna. Ziemianie czy inteligencja mieli ujście dla swych ambicji. Często właściciele, zwłaszcza mniejszych majątków, gospodarkę traktowali byle jak, bo skoro i tak jest kiepsko... A mogli za to robić kariery w Wiedniu czy Lwowie. Z kolei w zaborze pruskim było na odwrót: sytuacja polityczna niekorzystna (germanizacja), a gospodarcza znakomita. Wielkopolska i Pomorze były dostawcami zboża dla uprzemysłowionych części Niemiec. Plony rolnictwa wielkopolskiego były porównywane z zachodnioeuropejskimi.

I jak to teraz posklejać?

Cztery obszary składane w jeden organizm musiały pokonać trudność, którą nazywam tworzeniem rynku narodowego. Bo wcześniej wszystkie były uzależnione od rynków dawnych metropolii. Zabór rosyjski produkował na rynek rosyjski i gdy powstawała Polska, w Rosji była rewolucja, która zlikwidowała i kontrahentów polskiego przemysłu (czasem fizycznie), i rynki zbytu. Klęska producentów tekstyliów z dawnego Królestwa była totalna, ich obroty spadły 60-krotnie!

Producenci z Łodzi nie mogli przestawić się na inne rynki?

Mogli przestawić się na rynek wewnętrzny, czyli pozostałe części Polski. Ale to słabo rekompensowało utratę rynku rosyjskiego. Podobnie było z przemysłem śląskim: przed wojną węgiel z Górnego Śląska sprzedawano do Niemiec. Potem Niemcy były zobowiązane kupować połowę przedwojennego eksportu węgla ze Śląska, czyli już z Polski, przez pierwszych pięć lat po zawarciu Traktatu Wersalskiego. Gdy ten czas minął, eksport śląskiego węgla spadł do zera. Zaczęła się wojna celna z Niemcami.

Co oznaczało więc powstanie państwa polskiego z punktu widzenia gospodarki?

Potworny wstrząs dla różnych jej dziedzin. Przeorientowanie produkcji na nowy rynek polski, ogólnokrajowy, albo na nowe rynki zbytu za granicą było trudne. Z węglem to się w dużej mierze udało, dzięki strajkowi górników angielskich w połowie lat 20. Polska chytrze się do tego przygotowała. Nie było ciągłej linii kolejowej z Górnego Śląska do Gdańska, były tylko odcinki. Na początku lat 20. połączono je i dzięki temu można było do Gdańska, a potem do Gdyni wywozić węgiel, który kupowali np. Szwedzi.

Przyłączenie Górnego Śląska, a potem budowa nowoczesnego portu w Gdyni były impulsami dla gospodarki?

Tak, ale na samym początku, do roku 1921, były to możliwości czysto teoretyczne. Trwała wojna z Rosją Sowiecką, były powstania śląskie. A gdy w 1921 r. trwał już pokój, to Górny Śląsk dławił się węglem, nie mając go gdzie sprzedać. Połowę kupowali Niemcy, a z resztą co? Rynek polski nie był tak chłonny. W całej Polsce po 1921 r. oceniano, że średnia poziomu produkcji przemysłowej wypadała mniej więcej na poziomie 35 proc. produkcji z 1913 r.! To się przekładało na wysokie bezrobocie w całym kraju. A jeśli zatrudnienie i produkcja są niższe, to i ludzie mniej kupują. Zbiednienie społeczeństwa powodowało, że reorientacja rynkowa była niesłychanie trudna. Choć w latach 1921-25 następowała szybka odbudowa gospodarki, to poziomu sprzed I wojny światowej nie osiągnięto nawet w 1929 r. Potem przyszedł Wielki Kryzys. Poziom z 1913 r. osiągnięto dopiero w 1938 r.

A wtedy zaczęła się kolejna wojna.

Niestety. To ważny fakt dla oceny Polski międzywojennej. Jeśli poziom produkcji przemysłowej z 1913 r. potraktować jako umowne 100 punktów, to na początku niepodległości, w roku 1920-21, gospodarka polska była na poziomie 35 punktów. W roku 1928-29, gdy była jeszcze koniunktura, podniosła się do ok. 95 punktów. Potem jest Wielki Kryzys, załamanie. Dopiero w 1939 r. przekroczyliśmy nieznacznie poziom z 1913 r.

Czyli że pierwsze lata niepodległości pod względem gospodarczym były krytyczne.

Tak tworzyło się państwo, które w pierwszym roku nie miało nawet budżetu.

Jak więc mogło działać?

Powstawanie państwa polskiego po 1918 r. to fascynujący proces! Kiedy do Warszawy przyjechał Piłsudski, rządziła tu jeszcze Rada Regencyjna, rozbrajano Niemców, w Lublinie istniał rząd Daszyńskiego, powstawały Rady Delegatów, w Wielkopolsce była Naczelna Rada Ludowa, w Galicji działała Polska Komisja Likwidacyjna i rozbrajano Austriaków. Było kilka ośrodków władzy, w dodatku groziła rewolucja społeczna. Proszę pamiętać, że w Rosji trwała bolszewicka rewolucja i wojna domowa, że w Wiedniu i Budapeszcie wybuchły rewolucje, także w Berlinie była rewolta socjalistyczna.

A także na Łotwie, w Estonii, w Finlandii: Polska była otoczona falą rewolucji.

Gdyby te rewolucje wlały się do Polski, nie byłoby żadnego państwa. Bolszewicy połączyliby się z komunistami niemieckimi i byłaby Polska bolszewicka. Dlatego akcentuję rolę Piłsudskiego, który poprowadził genialną grę strategiczną w listopadzie-grudniu 1918 r. i w styczniu 1919 r. Udało mu się opanować falę rewolucji i bojkot gospodarczy prawicy. Bo prawica, zwłaszcza endecka w Wielkopolsce, gdzie nie było zniszczeń wojennych, miała jeszcze pieniądze. Oni mogli podatki płacić...

Ale nie chcieli?

Endecy mieliby płacić socjaliście Piłsudskiemu?!

Dla dobra państwa...

Endecja uznała Piłsudskiego za tymczasowego Naczelnika Państwa, ale gdy mianował on gabinet socjalisty Moraczewskiego, prawica zbojkotowała ten rząd. Taki rząd był jednak niezbędny, by uspokoić ulicę, bo socjalista oferował reformę rolną i jednocześnie wybory parlamentarne. Był jednak postrzegany jako skrajny socjalista, który za chwilę wprowadzi bolszewizm, dlatego prawica nie chciała mu płacić. W styczniu 1919 r. była próba zamachu stanu, prawica próbowała obalić Moraczewskiego. Ale Piłsudski ich nie ukarał, tylko odesłał do domu, ośmieszył i stworzył rząd Paderewskiego, który przesunął się "na prawo". Rząd Paderewskiego został uznany przez Zachód, przez kraje Ententy. I nagle na początku lutego 1919 r., po trzech miesiącach tej improwizacji, mieliśmy już Sejm i Małą Konstytucję.

Ale jak utrzymywały się instytucje państwa?

Na terenie Królestwa Polskiego funkcjonowała od 1915 r. Polska Krajowa Kasa Pożyczkowa, coś w rodzaju banku centralnego, która emitowała pieniądz, marki polskie, na użytek władz okupacyjnych. Ta Kasa została w listopadzie 1918 r. przejęta jako bank centralny nowego państwa. Stopniowo marki polskie stały się walutą na całym obszarze Polski. Budżetu nie było, ale druk marki dawał rządowi jakieś pieniądze. Wpływ do budżetu w 1919 r. był rzędu prawie jednej piątej deficytu. Dopiero w drugiej połowie roku 1919 zrobiono pierwszy budżet, w którym próbowano coś planować, np. pobór podatków. A wydatki państwa były ogromne ze względu na wojnę polsko-bolszewicką i odbudowę kraju.

Instytucje państwa jeszcze nie powstały, a państwo już musiało się bronić.

Dokładnie. Nie pamięta się, że w listopadzie 1918 r. armia polska miała 6 tys. żołnierzy i nosiła "piękną" nazwę: "Polnische Wehr­macht". Ale latem 1920 r. liczyła już milion ludzi.

To oznaczało olbrzymie inwestycje na wojsko.

Wydawano ogromne sumy na broń, mundury, wyżywienie. A podatki? Po pierwsze, poziom gospodarki był niski i nawet gdyby wszyscy co trzeba płacili podatki, to i tak byłaby to ledwie część przedwojennego dochodu. Ale nie wszyscy chcieli płacić. Był deficyt budżetowy, największy w 1920 r., kiedy pięciokrotnie przekroczono wpływy. Poza tym koszty funkcjonowania państwa obejmowały finansowanie tworzonych instytucji: ministerstw, przejętych po zaborcach kolei państwowych, tworzonej jednolitej poczty, policji, wymiaru sprawiedliwości. To były wielkie koszty, pokrywane drukiem banknotów. Przełomowy był rok 1919, bo była już Mała Konstytucja i podstawy prawne do funkcjonowania państwa. I istniał Sejm, który produkował ustawy. Tworzono solidne zręby państwowości.

Czy można mówić o momencie, w którym państwo stanęło pewnie na nogach?

To się działo stopniowo. Pierwszy moment to ten 10-11 listopada, gdy Piłsudski zaczyna tworzyć państwo, choć, jak on wtedy powiedział: "Mieliśmy cztery ośrodki władzy, a piątym byłem ja sam". On jako ten piąty to wszystko uporządkował, dzięki czemu stworzono grunt pod wybory... To był przełom. Wybory do Sejmu ustawodawczego odbyły się pod koniec stycznia 1919 r., tylko na obszarze dawnego Królestwa Polskiego i Galicji. Na pozostałych terenach zrobiono później wybory uzupełniające. Powołanie Sejmu i Mała Konstytucja to moment, gdy już zaczynamy mieć państwo i uznanie międzynarodowe. A potem jest walka o granice, jest konferencja paryska, którą kończy Traktat Wersalski w czerwcu 1919 r. To moment, kiedy powstają podstawy prawne, by przyłączyć zabór pruski. Bo Powstanie Wielkopolskie stworzyło tam faktyczną władzę polską, ale uznanie międzynarodowe przyszło później. Pomorze przyłączyliśmy dopiero w 1920 r. Umowa polsko-niemiecka o granicy na Górnym Śląsku to rok 1922. Potem zaraz przyszła hiperinflacja. Kolejna cezura to styczeń 1924 r. i początek reformy Grabskiego...

Dopiero wtedy wprowadzono złotówkę.

Wprowadzono złotówkę i powstał Bank Polski. To było bardzo ważne.

Młode państwo miało też spektakularne sukcesy, jak budowa portu w Gdyni.

Tak, ale to było później. Uważam, że nie docenia się trudności startu. Mówi się o porcie w Gdyni, o Centralnym Okręgu Przemysłowym i narzeka się, że państwo rozwijało się powoli. A ja mówię: nie porównujmy lat 1913 i 1938, ale lata 1920 i 1938. Dopiero wtedy zobaczymy, z jakiego dna to państwo się wydobywało.

Olbrzymia organizacja logistyczna i wielkie koszty.

I kto miałby to finansować? Ostatecznie powstawanie państwa sfinansował tzw. podatek inflacyjny. To właściwie nie żaden podatek, ale to, co inflacja wyciąga z pieniędzy użytkownika. Ceny rosną miarowo, a płace rosną skokowo, dlatego że pracownicy najemni pieniądze dostają zwykle co miesiąc. W czasie inflacji codziennie wydajemy więcej i nawet jeśli dostajemy podwyższoną pensję, to jednak przez miesiąc płacimy po rosnących cenach starą pensją. Czyli my tracimy, a naszą stratę przejmuje państwo. Z tego "podatku inflacyjnego" państwo finansowało odbudowę kraju, armię itd. Czyli właściwie za odbudowę zapłacił obywatel, który używał pieniędzy, które traciły na wartości.

Było inne wyjście? Pożyczka zagraniczna?

Cała odbudowa Polski po 1918 r. odbyła się ze źródeł wewnętrznych. Dopiero po 1924 r. zaczęliśmy dostawać niewielkie pożyczki zagraniczne. Ale to już było po najgorszym okresie.

Nie chciano nam pożyczać, bo nikt nie wierzył w to państwo?

Niemcy dostawały pożyczki na odbudowę, ale Polska - według niemieckiej propagandy - była "państwem sezonowym" i nikt pożyczać nam nie chciał. Warto podkreślić, że Polska odbudowała się sama. To był ewenement. Także reformę Grabskiego przeprowadziliśmy sami, kosztem społeczeństwa, choć tym razem zapłacili obywatele z wyższych sfer, głównie posiadacze ziemscy. Grabski wprowadził tzw. daninę majątkową, czyli od osób, które posiadały więcej niż 10 tys. franków szwajcarskich, pobierano ekstradaninę.

Czy 10 tys. franków to było dużo?

Dość sporo. Tyle że to z kolei podcięło koniunkturę, bo owa danina zabrała pieniądze tym, którzy odpowiadali za rozwój gospodarczy: właścicielom, przedsiębiorcom. Musieli płacić skarbowi, zamiast inwestować i rozwijać gospodarkę. Ale dzięki temu Grabski zwalczył hiperinflację.

Czyli o jednolitym rynku można mówić dopiero w połowie lat 20.?

Proces scalania się tych czterech regionów trwał aż do II wojny światowej. Jego miarą jest wyrównywanie się poziomów cen, np. cen skupu zboża.

Były duże różnice?

Początkowo tak. Potem Polesie i Wołyń doganiały średnią krajową, a Wielkopolska stanęła w miejscu. Wyrównywanie się poziomu gospodarki - cen, dochodów - nadal jednak trwało aż do 1939 r.

To wtedy powstały pojęcia "Polski A" i "Polski B", których używamy do dziś?

Tak: zabór pruski i zachodnia część Królestwa to była "Polska A". W "Polsce B" był niższy dochód, niższe ceny, większe bezrobocie, przeludnienie na wsi. Efekt: aż do 1939 r. Polska nie była państwem jednolitym pod względem poziomu gospodarczego i aktywności gospodarczej. Ale podstawy były: jeśli chodzi o tworzenie prawno-ekonomicznych podstaw gospodarki, utrwaliła je reforma Grabskiego. Złotówka była walutą silną i stabilną, dlatego rok 1924 można uznać za przełomowy.

Nie mówiliśmy jeszcze o ogromnych zniszczeniach z lat 1914-21.

Jeśli chodzi o odbudowę kraju ze zniszczeń wojennych, to proces ten trwał co najmniej do końca lat 20., może dłużej. Ogromne zniszczenia były na Kresach: od późniejszej granicy z ZSRR z 1921 r. aż do Wisły front przechodził pięć razy! Np. Podlasie i Polesie były potwornie zrujnowane. Jak się czyta opisy z lat 20., co tam zostało po walkach... Przerażające.

A czy Polska miała jakieś gospodarcze atuty? Na czym stała?

Stała na węglu i rolnictwie. Przemysł włókienniczy w dużej mierze padł. Trochę było przemysłu metalowego w Warszawie i na Górnym Śląsku, ale nie miał on rynków zbytu. To było państwo obciążone niezwykłymi trudnościami gospodarczymi. Rynek wewnętrzny trochę napędzał gospodarkę, ale z eksportem mieliśmy stale problemy.

Ale szczęśliwie odbudowywaliśmy się przed Wielkim Kryzysem. A potem, kiedy zaczęliśmy z niego wychodzić, wybuchła II wojna światowa. Nie było kiedy odetchnąć.

Druga połowa lat 30. była obiecująca. Rozbudowywano Gdynię, Centralny Okręg Przemysłowy. To był projekt, który mógł Polskę podciągnąć. Choć trzeba widzieć jego proporcje: w COP w latach 1936-39 stworzono 100 tys. miejsc pracy, ale przeludnienie agrarne na tym obszarze obliczano na 700 tys. osób. Czyli: tyle ludzi mogło przejść ze wsi do miast, bez uszczerbku dla rolnictwa. Czyli trzeba by wybudować siedem COP-ów. Ale więcej niż na budowę jednego nie można było wydawać środków z budżetu, bez groźby inflacji.

Chyba wykorzystano więc wszystkie możliwości, które były. Nie marnowano szans?

Niektórzy historycy mają zastrzeżenia do polityki deflacji w czasie Wielkiego Kryzysu, czyli ograniczania obiegu pieniędzy. To podcinało popyt. Nie przeprowadzono też wtedy dewaluacji złotego. Ale na to jest kontrargument, że Polska była zadłużona, a podczas Kryzysu zdewaluowano dolara i funta. Gdyby Polska zdewaluowała złotówkę, przepadłaby cała korzyść, którą uzyskaliśmy z dewaluacji tamtych walut. Chodziło o jakiś miliard złotych.

Co było największym osiągnięciem II RP?

Najważniejszym? Moim zdaniem - wychowanie całego pokolenia obywateli, którzy byli gotowi wiele poświęcić dla tego państwa. Pokolenia zmasakrowanego przez II wojnę światową, a potem dobitego przez komunistów.

Młody Jan Nowak-Jeziorański, później kurier AK, a po wojnie dyrektor Radia Wolna Europa, w latach 30. podjął decyzję o studiach ekonomicznych właśnie z tego powodu: bo kraj potrzebował ekonomistów.

Po ponad 120 latach obcych rządów, polskie elity z trzech zaborów - czasami myślące odmiennie i oskarżające się nawzajem o korupcję czy biurokrację - potrafiły stworzyć system, w którym wyrosło nowe pokolenie, niebojące się słowa "patriotyzm".

My traktujemy państwo jako coś oczywistego.

Może dlatego, że włożyliśmy w nie za mało wysiłku. Cały ówczesny sukces - bo II Rzeczpospolita była sukcesem, choć nie była państwem idealnym - zależał od wojny z bolszewikami w 1920 r. Od początku było wiadomo, że zaraz trzeba będzie iść na wojnę, aby bronić państwa. To skonsolidowało społeczeństwo. Dziś nie mamy takiego zagrożenia, dziś nasze państwo jest odbierane jako takie... czy ja wiem: niczyje? Gdyby zestawić mentalność "pokolenia 1989" z "pokoleniem 1918", to mamy dwa zupełnie odmienne światy. Nie chodzi mi o komputery czy podróże, ale właśnie o zupełnie inny stosunek do państwa, do Polski.

Prof. WOJCIECH ROSZKOWSKI (ur. 1947) jest ekonomistą i historykiem. Obecnie poseł PiS do Parlamentu Europejskiego, jest także pracownikiem naukowym Szkoły Głównej Handlowej i Collegium Civitas. Autor kilkunastu książek o historii Polski w XX w.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Polska listopadowa (45/2008)