Gody i ich kody

W ciągu ledwie trzech lat Aleksander Kościów skomponował trzy utwory dla słynnego Kronos Quartet. Ostatni z nich to powrót artystów do miejsca, któremu zawdzięczają swoje spotkanie.

07.05.2017

Czyta się kilka minut

Kronos Quartet. Od lewej: Sunny Yang, Hank Dutt, David Harrington, John Sherba / Fot. Jay Blakesberg
Kronos Quartet. Od lewej: Sunny Yang, Hank Dutt, David Harrington, John Sherba / Fot. Jay Blakesberg

Zgodnie ze swoją pełną nazwą festiwal Kody hołduje zarówno tradycji, jak i awangardzie. Z tego powodu każdego maja w Lublinie koncertom tuzów muzyki współczesnej towarzyszą występy lokalnych zespołów ludowych. Choć niewątpliwie gwiazdami kolejnych odsłon imprezy są ikony XX-wiecznej awangardy (m.in. John Zorn, Meredith Monk czy Thurston Moore), trudno wyobrazić sobie program tego festiwalu bez całonocnych potańcówek, do których w ostatnich latach przygrywały kapele Mateusza Bornego czy świętej pamięci Jana Gacy.

Te niezobowiązujące imprezy stanowiły jedyną okazję, by zobaczyć dwumetrowego gitarzystę Sonic Youth odkrywającego uroki oberka czy Paula Hilliera wirującego w uniesieniu do melodii wygrywanej przez skrzypce i lokalne basy. Kody robią jednak coś więcej, by zderzać ze sobą tradycję i awangardę. Otóż co roku polscy kompozytorzy piszą na zamówienie festiwalu utwory inspirowane muzyką ludową. Kuratorem i przewodnikiem po bogatym obszarze polskiej tradycji jest z reguły Jan Bernad – artysta, badacz kultury tradycyjnej, a także dyrektor lubelskiego Ośrodka Międzykulturowych Inicjatyw Twórczych „Rozdroża”. Nie ujmując nic zapraszanym przez festiwal twórcom, zaryzykuję stwierdzenie, że jego artystyczna opieka jest jednym z powodów, dla których premierowe wykonania dzieł polskich kompozytorów nie odstają od koncertów uznanych gości ze świata. Mało tego, „Lithaniae” Aleksandra Kościówa czy „Zagubione ogniwo” Lidii Zielińskiej aspirowały do miana najmocniejszych punktów programu.

W tym roku nie może być inaczej, ponieważ podobne zamówienie stanowi centralny punkt festiwalu. 12 maja w lubelskim Centrum Spotkania Kultur odbędzie się premiera utworu „Wesele lubelskie” Aleksandra Kościówa, które wykona Zespół Międzynarodowej Szkoły Muzyki Tradycyjnej oraz słynny Kronos Quartet. Współpraca Kościówa i amerykańskiego kwartetu to kolejny dowód na kulturotwórczy charakter całonocnych imprez towarzyszących lubelskim koncertom. Podczas jednej z nich w roztańczonej sali pojawił się David Harrington – skrzypek i lider Kronos Quartet. Choć kilka godzin wcześniej jego kwartet dał znakomity koncert, to jego obecność na tej właśnie nie całkiem formalnej potańcówce okazała się bardziej istotna dla polskiej kultury. Amerykanin nie wpadł bowiem tylko na chwilę, bo wymagał tego dobry obyczaj. Urzeczony euforyczną muzyką lubelskiej wsi został na sali do późnych godzin nocnych.

– To było dla mnie nowe doświadczenie: intensywne i zupełnie obce – mówi „Tygodnikowi”. – Co prawda pracowałem wcześniej z Henrykiem Góreckim, który bardzo często wspominał polską muzykę tradycyjną, ale to, co usłyszałem tego wieczoru, i tak było zaskakujące. Od razu zakochałem się w tej muzyce. Na drugi dzień, jeszcze przed wyruszeniem w drogę powrotną do Nowego Jorku, Harrington zadzwonił do Bernada. Miał prośbę. Chciał, aby dyrektor koniecznie zamówił dla Kronos Quartet tradycyjne polskie basy.

Oberek dla Rileya

Pierwszy utwór napisany dla Kronos Quartet z myślą o wykorzystaniu ludowego polskiego instrumentu powstał rok później. Wbrew pozorom jego premiera nie odbyła się wcale w okolicach Lublina, lecz po drugiej stronie globu, w San Francisco. Kronos Quartet zamówili go na festiwal ku czci Terry’ego Rileya – obchodzącego 80. urodziny minimalisty, jednego z najsłynniejszych żyjących kompozytorów amerykańskich. – Wiedziałem, że Terry zakocha się w brzmieniu basów – przyznaje z dumą Harrington. – Nie pomyliłem się, bo „Oberek for Terry Riley” to był strzał w dziesiątkę. Autorem napisanego dla Kronos Quartet utworu był Aleksander Kościów.

W tym miejscu musimy wrócić do festiwalu Kody i Jana Bernada, który polecił kompozytora amerykańskim muzykom. Harrington otrzymał od dyrektora nagrania utworów kilku współczesnych polskich kompozytorów. Wśród nich znalazły się „Gorzkie żale” – półtoragodzinny utwór łączący ludowy zespół wokalny, który śpiewa białym głosem, ze współczesnym instrumentarium, którego kształt odnosił się bezpośrednio do tradycyjnego nabożeństwa. – Kompozycja Aleksandra momentalnie poruszyła nas swoim pięknem – wspomina skrzypek. – Od razu ustaliliśmy, że on musi coś dla nas napisać. Sam kompozytor potraktował zamówienie jako oczywistą nobilitację, ale także jako test. Tym trudniejszy, że muzyka tradycyjna wcale nie leży w obszarze jego głównych zainteresowań. A przynajmniej tak było wówczas. Jak już wiemy, sprawdzian ten wypadł znakomicie, bo kwartet nie tylko wykonał utwór na kalifornijskim festiwalu, ale także postanowił kontynuować współpracę z Polakiem.

W rezultacie w 2016 r. premierę miał kolejny utwór Kościówa napisany dla Kronos Quartet. „Hilathy” to kompozycja zamówiona przez Amerykanów w ramach edukacyjnego projektu Fifty for the Future. W ramach tej akcji przez kolejne pięć lat dziesięciu kompozytorów z całego świata komponuje utwór na kwartet smyczkowy. Prawykonanie autorstwa Kronos Quartet jest rejestrowane, a jego nagranie wraz z partyturą utworu są udostępniane w sieci na licencji umożliwiającej nieodpłatne wykonywanie kompozycji twórcom na całym świecie. W ten sposób Harrington i spółka wyciągają rękę w stronę młodych wykonawców, a przy okazji promują najzdolniejszych twórców.

Do tego grona bez wątpienia należy Aleksander Kościów – kompozytor, altowiolinista i prorektor Uniwersytetu im. Fryderyka Chopina. Uznany w kręgach akademickich muzyk, który w Polsce jest zapewne najbardziej znany jako prozaik. Fakt, jego utwory są analizowane przez krytyków „Ruchu Muzycznego” czy „Glissanda”, ale to przecież wciąż nisza przy powszechnym zainteresowaniu, jakie budzi nominacja do Paszportów „Polityki”. A tę Kościów otrzymał nie za jedną ze swoich kompozycji, lecz za powieść „Przeproś. Przewodnik gracza”. W recenzjach tej książki jak mantra powraca zachwyt nad sposobem, w jaki autor miesza fikcję i świat rzeczywisty. Najwyraźniej Kościów czuje się najlepiej, kiedy zderza różne porządki, ponieważ utwór, który skomponował właśnie dla Kronos Quartet, jest rozpięty pomiędzy tradycją i awangardą.

O limfie i kościach

Po trzech latach przerwy Kronos Quartet wraca na Kody, by zaprezentować niemal godzinny utwór zainspirowany muzyczną tradycją Lubelszczyzny. Jak wskazuje tytuł, „Wesele lubelskie” Aleksandra Kościówa bazuje na elementach ceremonii o niezwykłej symbolice i znaczeniu kulturowym. – Był to jedyny obrzęd, podczas którego cała wieś gromadziła się w jednym miejscu i czasie, by uczestniczyć w ściśle przestrzeganym kilkudniowym scenariuszu – tłumaczy Bernad. – Wesele było największą manifestacją ekspresji kultury niematerialnej lokalnej społeczności w horyzontalnym i wertykalnym wymiarze. W jednym czasie spotykały się sacrum i profanum, skupienie i uwolnienie, pożegnanie starego porządku i powitanie nowego.

Jan Bernad, inicjator tej kooperacji, uważa, że tradycyjne wesele to bardzo wdzięczny temat nie tylko ze względów etnologicznych, historycznych czy społecznych, ale także muzycznych. Związany z Lublinem badacz zebrał kilkadziesiąt pieśni i melodii instrumentalnych zarezerwowanych wyłącznie dla tego obrzędu. Niezmienne od zamierzchłych czasów utwory zaskakują archaicznymi skalami, strukturami rytmicznymi i formą intonowania. Bernad zwraca uwagę, że są to nie tylko jedne z najstarszych świadectw polskiej kultury muzycznej, ale także melodie tak charakterystyczne, że wciąż rozpoznawalne przez społeczności danych wsi.

Wyniki etnomuzykologicznej pracy Jana Bernada stanowiły materiał wyjściowy tudzież paliwo dla „Wesela lubelskiego”. Aleksander Kościów nie mógł więc narzekać na brak inspiracji, jednak z drugiej strony musiał dokonać selekcji, a później artystycznej syntezy zaprezentowanych mu pieśni, przyśpiewek i melodii. – One potrafiły bardzo się różnić, ale układanie ich nie było problemem – tłumaczy Kościów. – To tak jakby powiedzieć, że dla organizmu problemem jest różnica struktur pomiędzy kością a limfą. Organizm sobie z tym radzi – mało tego, dzięki tym różnicom istnieje. Ta różnorodność jest skutecznie niezbędna. Musiałem jednak otworzyć gigantyczny warsztat, w którym ta opowieść przechodzi od jednej sytuacji do drugiej, nie tylko radząc sobie z ewentualnymi różnicami, ale wręcz z tych różnic tworząc swego rodzaju koło zamachowe. Ono wprowadza się w ruch ze względu na te kontrasty w emocjach, skalach, tonacjach.

Bliski Bliski Wschód

Ze względu na długość dzieła oraz skromny zasięg głosowy zespołu muzyki tradycyjnej kompozytor nie zdecydował się sięgnąć po basy. Uznał, że byłoby to zbyt ryzykowne warsztatowo. Tym bardziej, że do prób dojdzie ledwie kilka dni przed premierą, a wykonujący „Wesele lubelskie” muzycy nigdy wcześniej ze sobą nie współpracowali. David Harrington jest jednak dobrej myśli. – Muzyka, którą napisał dla nas Aleksander, znów jest bajeczna. Nie wiem jeszcze wszystkiego o „Weselu lubelskim”, ale nie mogę się doczekać, kiedy to się zmieni. Choć muzycy Kronos Quartet spotkali się z polską muzyką ludową, np. wykonując „Orawę” Wojciecha Kilara na festiwalu Sacrum Profanum, nigdy nie mieli z nią do czynienia w takim stopniu. Na szczęście zespół ma ogromne doświadczenie pracy z twórcami reprezentującymi scenę muzyki tradycyjnej w najróżniejszych zakątkach świata. Wśród nich także z reprezentantami kultury słowiańskiej – Żeńskim Chórem Bułgarskiego Radia i Telewizji. Wbrew pozorom Harrington nie uważa, aby akurat ta kooperacja była szczególnie bliska lubelskiej premierze.

– Myślę, że najbliżej „Wesela lubelskiego” byliśmy, występując z Omarem Souleymanem, syryjskim artystą, który przez lata był muzykiem weselnym – mówi skrzypek. – Jego twórczość, tak jak tradycyjne pieśni lubelskie, jest dowodem na to, że najbardziej ekstatyczna muzyka powstaje przy tej właśnie okazji. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2017