Gniew i ból, dwa radykalizmy

Gorliwość ludzką od gorliwości ewangelicznej, zrodzonej z Ducha Świętego, oddziela przepaść. Mimo to mamy kłopot, by je odróżnić.

04.02.2013

Czyta się kilka minut

Młody żołnierz, a potem włóczący się po łąkach Umbrii na przełomie XII i XIII w. półnagi hipis Giovanni Bernardone przez lata uważany był za nieszkodliwego wariata. Żyjący dwa wieki później, ascetyczny i wykształcony spowiednik królów Hiszpanii mnich Tomasz cieszył się powszechnym poważaniem i szacunkiem współczesnych. Z czasem pierwszego z nich, szerzej znanego jako Franciszek z Asyżu, kanonizowano; stał się zwiastunem odnowy Kościoła i patronem ekologów. Drugi natomiast, Tomás de Torquemada, został symbolem ideologicznych okrucieństw, których dopuszczano się w imieniu Kościoła.

Oto odwieczny problem Kościoła: Jak odróżnić te dwie formy religijnej gorliwości?

To z ducha ewangelicznego radykalizmu poczęły się: benedyktyńska reforma Cluny (X w.), zakony mendykanckie (franciszkanie i dominikanie, XIII w.), wielka odnowa katolicka w XVI w., a także setki zgromadzeń zakonnych, niosących całemu światu miłość bliźniego. Zarazem jednak chrześcijańska gorliwość zrodziła wyprawy krzyżowe, inkwizycję, indeks ksiąg zakazanych oraz wojny religijne.

IDEOLOGIA WROGIEM EWANGELII

Oba radykalizmy powołują się na miłość do Chrystusa i Kościoła, deklarują posłuszeństwo wobec Magisterium, a także starają się przepoić wiarą życie swoich zwolenników. Dla niekatolickich obserwatorów mogą być wręcz nierozróżnialne. A jednak Kościół wprowadza między nimi fundamentalną dystynkcję: przedstawicieli jednego radykalizmu wynosi na ołtarze, za winy reprezentantów drugiego – bije się w piersi. Ex post możemy powiedzieć, że tylko jeden z nich wywodzi się z ducha Ewangelii. Ale jak rozsądzić to wcześniej, jak uniknąć popełniania błędów w czasie, gdy obie te postawy występują w Kościele?

Problem dotyczy też nas, członków polskiego Kościoła w XXI w. Każdy myślący katolik zgodzi się z tym, że zagrożeniami dla Kościoła w naszej ojczyźnie są: sekularyzacja (takie organizowanie życia ekonomicznego i politycznego, edukacji i kultury, jak gdyby Bóg w ogóle nie istniał), agresywny antyklerykalizm (ideologiczny, choć ubierający często maskę neutralności światopoglądowej) oraz odchodzenie od Kościoła młodego pokolenia.

Jeżeli odpowiedzią na te wyzwania będzie wzrost radykalizmu ideologicznego, zamiast odnowy przyniesie on pogłębienie problemów, a także skłoni wielu ludzi dobrej woli – przekonanych, że służą Ewangelii – do zaangażowania, które ma niewiele wspólnego z nauczaniem Chrystusa.

Narastanie takiego niebezpieczeństwa obserwuję dzisiaj w polskim Kościele. Nie wystarczy udział duchowieństwa w akcjach społecznych, publiczne sprawowanie nabożeństw czy też język pełen religijnych i patriotycznych odwołań. Nie wystarczy nawet ofiarność, poświęcanie czasu, energii i pieniędzy na dzieła ludzi Kościoła. To wszystko może być warunkiem koniecznym dobrych dokonań. Jeżeli jednak tym dziełom towarzyszą: eklezjologia oblężonej twierdzy, agresja wobec inaczej myślących, zakładanie złej woli u wszystkich, którzy w owej oblężonej twierdzy nie chcą się zamknąć – to niechybny znak, że mało w takim działaniu ducha Ewangelii.

Jest i druga strona medalu. Łatwo może się przydarzyć, że w ewangeliczne szaty tolerancji i miłosierdzia ubierze się zwykły oportunizm, zaś chęć przypodobania się możnym tego świata (także mediom) „rozcieńczy” radykalizm Dobrej Nowiny i w imię świętego spokoju nazwanego chrześcijańską wspaniałomyślnością przymknie oko na nieprawości i łamanie Bożego prawa.

Czym jest zatem radykalizm ewangeliczny? Przecież sama Ewangelia w swej istocie jest radykalna i bezkompromisowa: domaga się nawrócenia, odrzuca paktowanie z mocami tego świata. Jednak jest to bezkompromisowość jedyna w swoim rodzaju, stawiająca wymagania przede wszystkim nam samym; domagająca się bezustannego przebaczania oraz nawracania, żądająca miłości obejmującej nawet nieprzyjaciół, głoszenia Dobrej Nowiny wszelkiemu stworzeniu oraz ofiary z siebie, aż po przyjęcie krzyża. Radykalizm Ewangelii jest dla kroczących śladami Chrystusa bezustannym i niedościgłym wyzwaniem. W czasach słabnięcia wiary, ataków na Kościół oraz wyzwań ze strony świata niechrześcijańskiego, radykalizm ewangeliczny zawsze odzywał się ze wzmożoną siłą, powoływał nowych świętych, tworzył nowe ruchy, od wewnątrz odnawiał wspólnotę uczniów Chrystusa.

RADYKALIZM WERTYKALNY I HORYZONTALNY

Warto zastanowić się nad podobieństwami oraz różnicami tych radykalizmów. Trzeba mieć przy tym świadomość, że w życiu nieczęsto można je zobaczyć w stanie czystym. Dlatego sięgnijmy do sytuacji modelowej, by precyzyjniej dokonać dystynkcji. Jeden z radykalizmów nazwijmy wertykalnym, drugi zaś – horyzontalnym. Pierwszy z nich sięga w głąb, koncentruje się, zgodnie z etymologią słowa „radykalny”, na powrocie do ewangelicznych korzeni (łacińskie „radix” – korzeń), drugi natomiast skupia się na bezkompromisowości świadectwa dawanego przez chrześcijan dzisiejszemu światu.

Jedną z podstawowych różnic będzie zatem ich odmienny stosunek do czasu. Pierwszy, kierując się ku źródłom chrześcijaństwa, ma głębszą świadomość historyczną, a krytyczna ocena współczesności wyzwala w nim pragnienie ewangelizacji i zarazem świadomość tego, że królestwo Boże nastanie na ziemi dopiero wraz z przyjściem Chrystusa. Drugi jest skoncentrowany na współczesności i obronie wiary. Jest niecierpliwy – pragnie tu i teraz uporać się z niesprawiedliwością świata (to on inspirował Apostołów, gdy chcieli ukarać niegościnnych wobec Chrystusa Samarytan, por. Łk 9, 51-53; albo gdy chcieli zakazać uzdrawiania komuś, kto nie należał do ich grona, por. Mk 9, 38-39).

Inna różnica polega na odmiennym stosunku dwóch radykalizmów do prawdy. Ten wertykalny interesuje się głównie jej zbawczym wymiarem, w którym pewność płynąca z Objawienia łączy się z kontemplacją nad transcendentnym charakterem prawdy; świadomość zaś ogromu posiadanego przezeń depozytu wiary prowadzi do pokory oraz pragnienia podzielenia się nim z innymi – do ewangelizacji. Co więcej, radykalizm wertykalny jest świadomy bogactwa i symfoniczności Bożej prawdy, a zatem i wielości dróg, którymi podążają ludzie jej poszukujący, głęboko uwikłani w konteksty kulturowe i egzystencjalne.

Zwolennicy radykalizmu horyzontalnego koncentrują się natomiast na antynomii fałszu i prawdy. Ich zdaniem, wyłącznie Kościół posiada prawdę objawioną. Inni ludzie – w różnym stopniu i często bez własnej winy – żyją w fałszu. Tacy radykałowie uważają, że istnieje jednoznaczny przekład Bożej prawdy na zasady prawne oraz reguły życia społecznego. Na tolerowanie odmiennych postaw zgadzają się tylko z powodu politycznej słabości.

Niecierpliwy stosunek do czasu, a także pragnienie ufundowania życia społecznego na prawdzie objawionej nieuchronnie prowadzą ich jednak do skoncentrowania się na politycznym wymiarze religii i dążenia do budowania chrześcijańskiego społeczeństwa przez udział we władzy państwowej – najlepiej poprzez jej przejęcie.

KŁOPOT Z PERSONALIZMEM

W horyzontalnej wizji świata rzeczywistość jest dychotomiczna, by nie rzec – manichejska. Tworzą ją opozycje: prawda–fałsz, dobro–zło, swój–obcy. Niuansowanie, złożoność i niejednoznaczność stanowią zagrożenie dla jasności widzenia i klarowności działania w służbie Bożej sprawy. To z kolei prowadzi do ideologizacji wiary, którą redukuje się do prostej koncepcji prawdy, np. w tekście żarliwego i inteligentnego katolika, zwolennika radykalizmu horyzontalnego, wyczytałem kiedyś, że do pełni(!) katolickiej wiary wystarczą: wiara w istnienie Boga oraz nieomylność papieża.

Takie uproszczenie wiary pozwala na ułożenie według niej całości życia społecznego. Pochodnymi ideologizacji będzie zdominowanie języka Ewangelii przez opisywanie rzeczywistości w kategoriach ważkich, lecz abstrakcyjnych („chrześcijański naród”, „katolicka tożsamość”, „obrona Kościoła”).

Autentyczna żarliwość (a niekiedy nawet świętość życia) wyznawców takiej wizji chrześcijaństwa nie jest jednak w stanie przesłonić fundamentalnych słabości radykalizmu horyzontalnego. Jedną z nich jest niezasymilowanie nauczania Soboru Watykańskiego II. Dotyczy ono zarówno poszczególnych dokumentów (zwłaszcza tych, które doprowadziły abp. Marcela Lefebvre’a do schizmy: konstytucji „Gaudium et spes”, deklaracji „O wolności religijnej” i dekretu „O ekumenizmie”), jak i całego soborowego nauczania, w którym jest mowa o Bogu, Jego dialogu z człowiekiem oraz świecie w perspektywie personalistycznej. W nauczaniu tym podkreśla się, że człowiek, „obraz Boży”, jest osobą, tzn. ma transcendentną godność i transcendentne powołanie.

Z tego samego powodu radykalizm horyzontalny ma również kłopoty z przyswojeniem nauczania Jana Pawła II. Od niedawna bowiem – dzięki położonemu przez jego pontyfikat naciskowi na wizję rzeczywistości opartą na koncepcji osoby – oba te radykalizmy stają się lepiej rozróżnialne. To dzięki optyce personalistycznej możemy dzisiaj lepiej dostrzegać pułapki radykalizmu horyzontalnego, który niebezpiecznie łatwo ucieka od konkretnego człowieka w kategorie abstrakcyjne i porusza się w świecie hipostaz.

Soborowe pochylenie się nad człowiekiem nie było zabiegiem akomodacji chrześcijaństwa do świata, osłabiającym radykalizm Chrystusowego orędzia (taki zarzut pojawia się w kręgach integrystycznych). To chrześcijaństwo wprowadziło pojęcie „osoby” w dzieje ludzkości. Odłączenie pojęcia „osoby” od prawdy o Trójcy Świętej, stworzeniu człowieka na „obraz Boży” i o Wcieleniu, odrywa ją od źródeł, wysusza i czyni zeń albo śmieszną uzurpację, przejaw megalomanii człowieka, albo też – bezużyteczną, zmumifikowaną kategorię zwietrzałego już humanizmu.

ŹRÓDŁA RADYKALIZMÓW: BÓL I GNIEW

Spójrzmy zatem na oba radykalizmy z perspektywy personalistycznej. Zaryzykowałbym twierdzenie, że u genezy radykalizmu wertykalnego znajduje się ból wyznawców Chrystusa. Jego źródłem jest świadomość tego, w jak niewielkim stopniu dzisiejszy świat żyje Ewangelią, jak wielu ludzi ją karykaturyzuje, aby móc ją zwalczać, wreszcie – jak często nie są jej wierni sami uczniowie Chrystusa, a wielu ludzi w ogóle o niej nie usłyszało.

Ból ów płynie też z faktu, że nauczanie Tego, który jest „Drogą, Prawdą i Życiem”, bywa we współczesnej kulturze marginalizowane, a często ośmieszane. Tego, który „przeszedł, dobrze czyniąc”, przedstawia się jako pomniejszającego i alienującego człowieka. Jego Kościół – który mimo grzeszności wszystkich swoich członków wniósł wiele dobra w dzieje ludzkości – opisuje się jako instytucję anachroniczną, zdeprawowaną i bezduszną.

Radykalizm horyzontalny ma odmienną genezę. U jej podstaw kryje się nie ból, ale gniew. Można go zrozumieć: wszak św. Tomasz z Akwinu uczył, że brak gniewu świadczy niekiedy o braku umiłowania prawdy. Jest to gniew wobec letniości wiary wielu wyznawców Chrystusa, wobec zła i niesprawiedliwości we współczesnym świecie. To sprzeciw wobec fałszowania dziejów Kościoła, postponowania postaci Chrystusa, a także wobec fałszywych ideologii, lansujących wyzwolenie człowieka poprzez odrzucenie etyki.

Te dwie odmienne postawy mają podobne korzenie i nie jestem pewien, czy da się jednoznacznie rozróżnić od siebie źródła owego bólu oraz gniewu. Są one, jeśli nie tożsame, to bardzo do siebie zbliżone. Różni je raczej odmienna reakcja na podobną diagnozę rzeczywistości. Trudno, czując ból, nie odczuwać zarazem głębokiego oburzenia wobec stanu rzeczy, który ów ból powoduje; trudno też, odczuwając gniew wobec niesprawiedliwych przejawów rzeczywistości, zarazem nad nią nie boleć.

RÓŻNICE TEOLOGICZNE

Oba radykalizmy opierają się na odmiennych wizjach teologii. Rozważmy dwie podstawowe różnice: interpretację grzechu pierworodnego oraz relację Stworzenie–Odkupienie.

Radykalizm bólu (wertykalny) wyraźniej akcentuje istnienie grzechu pierworodnego oraz jego powszechny charakter. Jest również bardziej świadom tego, że są nim obciążeni wszyscy, także wyznawcy Chrystusa. Lepiej dostrzega wielowymiarowość grzechu pierworodnego: fakt, iż przejawia się on nie tylko jako zła wola, ale że jego skutkami są również słabość, pożądliwość oraz zranienie władz umysłowych człowieka. Stąd też płynie jego większa pokora wobec procesu poznawania prawdy, a także, co istotne, autokrytycyzm i większa wyrozumiałość wobec żyjących niezgodnie z Ewangelią, dystansujących się od niej lub wręcz osób jej wrogich. Ich postawa nie musi się wszak wywodzić wyłącznie ze złej woli, ale również z ich braków poznawczych lub zwykłej słabości.

Natomiast radykalizm gniewu (horyzontalny) skłonny jest postrzegać grzech pierworodny jako rzeczywistość bardziej zewnętrzną i dopatrywać się jego skutków raczej na zewnątrz Kościoła, a zwłaszcza poza gronem ludzi, którzy podzielają tę samą diagnozę współczesności. Łatwiej też interpretuje ludzki grzech oraz obojętność lub niechęć do nauczania Chrystusa jako efekt świadomej złej woli.

Ta różnica w pojmowaniu genezy zła (która w radykalizmie bólu ma charakter egzystencjalno-metafizyczny, a w radykalizmie gniewu społeczno-polityczny) rzutuje także na odmienne spojrzenie na tajemnice Stworzenia oraz Odkupienia. Radykalizm horyzontalny, przyznając grzechowi pierworodnemu niższą rangę, mniejszy nacisk kładzie na dzieło Odkupienia. Patrząc na świat z perspektywy ahistorycznej, podkreśla obiektywność i uniwersalność norm nadanych mu przez Stwórcę. Chrystusa postrzega głównie jako Prawodawcę, Króla i Mesjasza, tego ostatniego rozumiejąc raczej na sposób żydowski, a więc jako niosącego wyzwolenie, które ma wyraźny doczesny wymiar. W takiej teologicznej wizji kategorie „prawa” (zwłaszcza „prawa naturalnego”) i „sprawiedliwości” akcentowane są znacznie silniej niż „miłość” czy „łaska”.

Dla radykalizmu bólu istotniejsze są natomiast te dwie ostatnie Boże rzeczywistości. Stworzenie kosmosu odczytuje on poprzez postać Odkupiciela, który odmienia historię wszechświata, wyzwalając człowieka z grzechu i śmierci, a swym życiem najpełniej objawia prawdę o miłosiernej miłości Boga Ojca. W Jezusie widzi przede wszystkim Nauczyciela, Lekarza, Dobrego Pasterza oraz wcielenie Bożego Miłosierdzia.

Oba te ujęcia mieszczą się w ramach katolickiej ortodoksji. Jednak radykalizm gniewu przywiązuje mniejszą wagę do pęknięcia kosmosu w wyniku grzechu pierworodnego, przez co lżej akcentuje bezinteresowną miłość Boga, który tak „umiłował świat, że syna Jednorodzonego dał”. Rezultatem tej postawy jest mniejsze skoncentrowanie się na zbawczym dziele Chrystusa. Dlatego jest w nim mniej zachwytu i radości płynących z posiadania wiary, które skłaniają do dzielenia się nią z innymi (ewangelizacji). Więcej natomiast – skoncentrowania się na doczesnym przekuwaniu wiary na współczesne prawa i kształt instytucji społecznych. Można rzec, że radykalizm wertykalny woli podejście do rzeczywistości prezentowane raczej przez „Stare Prawo” niż przez „Nowe”, które, choć trudne i wymagające, zawsze jest jednak „prawem wolności” (por. Jk 1, 25; 2, 12).

W radykalizmie gniewu więcej jest „sprawiedliwości” niż „miłości”. To jego druga słabość. Nie tylko bowiem łatwo gubi on z oczu konkretnego człowieka, ale też mniej uwagi poświęca postaci Zbawiciela. A tak niebezpieczne rozłożenie akcentów może łatwo przynieść rezultaty niezgodne z nauczaniem Chrystusa (zdarzało się tak w przeszłości).

KONIECZNOŚĆ RACHUNKU SUMIENIA

Zauważmy jednak, że gdy rozmawiamy o radykalizmie horyzontalnym, nie opuszczamy gruntu chrześcijańskiej ortodoksji. Fałszywe jest bowiem przeciwstawienie Starego Testamentu – Nowemu, czy też „prawa wolności” – „prawu naturalnemu”. Nie wolno też traktować „miłości Bożej” jako antytezy dla „sprawiedliwości”. Wszystkie one wzajemnie się dopełniają. Dyskutując o obu radykalizmach, mówimy wszelako o różniących się od siebie teologicznych interpretacjach wspólnego chrześcijańskiego Credo.

Sądzę, że m.in. właśnie dlatego Jan Paweł II tak mocno podkreślał konieczność włączenia soborowego nauczania w życie Kościoła. Daje ono bowiem spójną interpretację katolickiej wiary. Papieskie wezwanie Kościoła do rachunku sumienia z ignorowania nauczania Vaticanum II („rachunek sumienia nie może pominąć także przyjęcia nauki Soboru – tego wielkiego daru Ducha, ofiarowanego Kościołowi u schyłku drugiego tysiąclecia”, „Tertio Millennio Adveniente36), można przetłumaczyć – posługując się terminologią niniejszych rozważań – jako wezwanie do odnowy Kościoła w duchu radykalizmu Ewangelii w wersji wertykalnej i odrzucenia radykalizmu horyzontalnego.

Tę hipotezę uwiarygodnia także spojrzenie na pozostałe tematy rachunku sumienia, które Jan Paweł II przedstawiał Kościołowi. Są nimi: grzechy przeciwko jedności chrześcijaństwa, nietolerancja, a niekiedy nawet używanie przemocy w obronie prawdy, współodpowiedzialność za przejawy niesprawiedliwości społecznej oraz uleganie wewnątrz Kościoła atmosferze sekularyzmu i relatywizmu. Jeżeli bowiem źródłem ostatniego z pięciu wymienionych wyżej grzechów są letniość i brak chrześcijańskiej żarliwości, zaś brak wrażliwości społecznej łączy się nadużywaniem terminologii obu radykalizmów, to pozostałe trzy są jednoznacznie efektem źle, horyzontalnie pojętej gorliwości religijnej.

Myśl Papieża, co potwierdza też jego nauczanie o godności i prawach człowieka, jest więc nader klarowna: powinniśmy unikać w Kościele radykalizmu horyzontalnego, który, choć pełen gorliwości i rozmachu, w swojej istocie skażony jest „duchem tego świata”.

Dlatego każda chwila, kiedy w historii Kościoła radykalizm gniewu wziął górę nad radykalizmem bólu, powinna być przedmiotem naszego rachunku sumienia. Głęboka refleksja nad słabościami winna nam pomóc w nawróceniu. Powinna też być lekcją pokory, która „pobudza czujność i gotowość do stawienia czoła dzisiejszym pokusom i trudnościom” (TMA 33). Kościół, Polska i cały współczesny świat potrzebują dziś świadectwa wiary, nadziei i miłości – a więc ewangelicznego radykalizmu. Trzeba go jednak oczyścić z domieszek gniewu i ideologii – sprawić, aby stał się krystalicznie czysty, dzięki prawdzie i pięknu zawartym w samej Ewangelii.  

Powyższy tekst jest skróconą wersją jednego z rozdziałów książki o. Macieja Zięby pt. „Ale nam się wydarzyło”, która ukaże się wkrótce nakładem wydawnictwa „W drodze”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2013