Głosy wolności

Znaczna część ukraińskich mediów jest w rękach oligarchów, którzy traktują je jak tuby propagandowe. Niezależne dziennikarstwo to niepewność. Nie tylko z powodu pieniędzy.
z Kijowa i Donbasu

18.03.2019

Czyta się kilka minut

„Od tych wyborów zależy wszystko” – mówią lokalni dziennikarze.  Na zdjęciu: wiec poparcia dla Julii Tymoszenko, Siewierodonieck, październik 2018 r. / MARTYN AIM / CORBIS / GETTY IMAGES
„Od tych wyborów zależy wszystko” – mówią lokalni dziennikarze. Na zdjęciu: wiec poparcia dla Julii Tymoszenko, Siewierodonieck, październik 2018 r. / MARTYN AIM / CORBIS / GETTY IMAGES

Kiedy Kiriło Łukierenko siada przed mikrofonem, nigdy nie jest pewien, do kogo mówi ani kiedy i gdzie zostaną wysłuchane jego słowa. Zresztą w kijowskiej siedzibie Radia Hromadske, jednej z najważniejszych niezależnych rozgłośni na Ukrainie, nic do końca nie jest pewne.

Wielkość zespołu zależy od pieniędzy, gdyż redakcja ma status organizacji pozarządowej i utrzymuje się głównie z zagranicznych grantów. – Dziś pracuje u nas 50 reporterów i realizatorów. Gdy dostajemy wyższe dotacje, bywa nas nawet trzykrotnie więcej – mówi Łukierenko, dyrektor radia. Opiera się o ścianę studia, wyłożoną panelami pochłaniającymi dźwięk. Ubrany w ciemny golf, żywo gestykuluje, w przycienionym i wyciszonym pomieszczeniu bardziej przypominając aktora niż dziennikarza i menedżera.

Radio rebelianckie

Podobnie jak aktorzy, Łukierenko i jego zespół muszą improwizować.

Radio Hromadske powstało w 2002 r., ale długo miało pecha: najpierw jego założyciel Ołeksandr Krywenko zginął w wypadku samochodowym, potem przez wiele lat rozgłośni brakowało pieniędzy. Na dobre ruszyła ponownie dopiero po Majdanie, gdy stało się jasne, że bez wolnego dziennikarstwa nie ma demokracji.

– Naszym celem jest dostarczanie Ukraińcom rzetelnej informacji, takiej, na jaką zasługują – deklaruje Łukierenko. Kłopoty mediów, jak twierdzi, nie kończą się na politycznym wpływie oligarchów, właścicieli wielu redakcji: – Problem jest bardziej złożony. Oligarchowie są tak bogaci, że nie muszą dbać o rentowność swoich mediów, do większości dopłacają. Nie zależy im na ich rozwoju, one są dla nich tubą propagandową. To demoralizuje i tłamsi kreatywność dziennikarzy, wpływa na jakość tekstów i programów.

Zanim przyszedł do Radia Hromadske, Łukierenko pracował w Sekcji Ukraińskiej BBC, był też korespondentem niemieckiej agencji DPA w Europie Wschodniej. Wiedział, że zanim nadeszła era internetu w telefonach komórkowych, to właśnie rozgłośnie radiowe były najbardziej rebelianckie, to dzięki nim było najbliżej wolności.

Było tak w Serbii, gdzie opozycyjne radio B92 odegrało dużą rolę w obaleniu Slobodana Miloševicia. Albo w Rosji, gdzie Radio Echo Moskwy nadawało rozmowy z działaczami Memoriału. Coś podobnego zamarzyło się Łukierence na Ukrainie.

Dziennikarstwo kryzysowe

700 kilometrów na wschód od Kijowa, w Siewierodoniecku – mieście w obwodzie ługańskim, niedaleko terytoriów okupowanych przez rosyjskich separatystów – właśnie kończy się briefing prasowy. Miejsce nietypowe: największy pokój mieszkania na parterze bloku z wielkiej płyty, na przedmieściach.

W takich warunkach od kilku lat działa tu Ukraińskie Centrum Dziennikarstwa Kryzysowego: niezależna organizacja, której celem jest zapewnianie informacji lokalnych, walka z fake newsami, monitorowanie lokalnych mediów oraz kampania na rzecz wolności słowa.

Olena Nyżhelska, szefowa organizacji: – Kiedy po kilku miesiącach okupacji przez separatystów, latem 2014 r. oddziały ukraińskich ochotników odbiły Siewierodonieck, grupa zaangażowanych obywateli założyła organizację, która sprzeciwiłaby się kampanii dezinformacji prowadzonej przez Rosję i jej sprzymierzeńców. Ale przy okazji zadbałaby o informacje lokalne: patrzyłaby władzy na ręce, donosiła o lokalnych wydarzeniach, namawiała obywateli do zrzeszania się. To też jest walka – mówi Nyżhelska.


Czytaj także: Nie porzucajcie dzieci - rozmowa z Serhijem Żadanem


O to wszystko niełatwo, bo choć na Ukrainie trwa właśnie tzw. prywatyzacja mediów lokalnych (do tej pory oficjalnie utrzymywanych przez władze miast, obwodów i regionów), w Siewierodoniecku nikt nie ma wątpliwości, że to fikcja – prasa i lokalne stacje pozostaną pod wpływem miejscowych polityków.

Słuchacze z internetu

W 2014 r. ekipa Radia Hromadske wynajęła dwa pomieszczenia w piwnicy głównej siedziby ukraińskiego radia publicznego w Kijowie, kilka minut na piechotę od Majdanu, przejęła też stary sprzęt. Pojawiły się pieniądze: dzięki zbiórce w internecie Hromadske uruchomiło stronę z podkastami. Pod koniec 2015 r. uzyskało kilka częstotliwości i zaczęło nadawać 24 godziny na dobę (kilka godzin dziennie to audycje na żywo, potem emituje się powtórki).

Ale sukces rozgłośni polega na tym, że... do końca nie jest radiem.

Kiriło Łukierenko: – Tradycyjnego radia słuchają dziś głównie starsi, młodzież funkcjonuje w internecie. Dlatego nadajemy na żywo przez kilka godzin dziennie, a większość audycji jest do słuchania w podkastach lub na stronie. Korzystają z tego młodzi, ale i członkowie ukraińskiej diaspory za granicą. Mamy dziennikarzy także na wschodniej Ukrainie, a z naszych programów korzystają inne rozgłośnie, którym pozwalamy emitować nasz program. Dlatego do końca nie wiemy, ilu mamy słuchaczy.

Między wschodem i zachodem

W Siewierodoniecku do ciasnego pokoju-biura wchodzą kolejni dziennikarze. Im dłużej rozmawiamy, tym więcej słychać skarg – że problemem są nie tylko separatyści, że są także nieporozumienia po stronie ukraińskiej.

– Podział między wschodnią a zachodnią częścią kraju wcale się nie zatarł po rozpoczęciu wojny przez Rosję – mówi Olena Nyżhelska. – Dla wielu ludzi z zachodniej Ukrainy wszyscy mieszkańcy Donbasu, nawet ukraińscy patrioci, są podejrzani. Choćby przez sam fakt życia na „niepewnym” politycznie terenie. Z kolei wielu „naszych” patrzy na mieszkańców Lwowa czy Zakarpacia jak na „teoretyków”: takich, dla których wojna na wschodzie toczy się daleko, prawie w Rosji. – Ludzie tak łatwo ulegają manipulacji. A zbliżają się wybory prezydenckie, od nich zależy wszystko... – kręci głową Nyżhelska.

W Siewierodoniecku mówią, że czasem słuchają Radia Hromadske. Zwłaszcza jednej audycji: zatytułowana jest „Kijów–Donbas”, a poświęcona zasypywaniu ukraińskiego podziału wschód–zachód. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2019