Głos pisarza

"TYGODNIK POWSZECHNY": - Właśnie ogłoszono listy książek nominowanych do Nagrody Literackiej Gdynia i do NIKE. Zawsze odmawiał Pan udziału w ankietach, które w latach ubiegłych publikowaliśmy w "TP", próbując typować zwycięzcę NIKE. Drukuje Pan też raczej w miesięcznikach niż w prasie codziennej. Czy kryje się za tym chęć utrzymania dystansu do bieżącego życia literackiego?

22.05.2007

Czyta się kilka minut

JACEK ŁUKASIEWICZ: - Nie można być krytykiem, nie biorąc w jakiś sposób udziału w bieżącym życiu literackim. Uczestniczę w jury konkursów, publikuję rocznie przynajmniej kilkanaście recenzji, w "Odrze" mam stałą rubrykę, związaną z tym, co się w tej chwili dzieje, pisze i czyta. Wiele jednak mechanizmów życia literackiego jest mi obcych. Problemem jest szczególna jego doraźność. Po roku zapominamy, kto dostał tę czy inną nagrodę. Niesprzedane egzemplarze trafiają do "taniej książki" albo na przemiał. Dlatego też recenzje publikuje się dziś w chwili wydania utworu lub wcześniej. Recenzja wydrukowana miesiąc później nikogo już nie obchodzi.

Książki, także niesione przez nie idee, bywają błyskawicznie zapominane, a przecież prawdziwe dzieło jest nasycone długim trwaniem i samo jest częścią długiego trwania. A tu książka jest traktowana jak strona internetowa, która po godzinie może być całkiem inna, a jutro zostanie usunięta z sieci. To szerokie zjawisko dotyczy kultury, w której coraz więcej rzeczy jest jednorazowych. Druk nie utrwala, lecz powiela, wszystko to kopie z kopiarek. Powoli zaciera się też różnica między książką, nawet tą elegancką, a luksusowo wydrukowanymi reklamami, których tyle przynosi poczta. I to, i to można szybko przejrzeć i wyrzucić.

- Co powinien w tej sytuacji robić krytyk?

- Krytyk powinien po prostu robić swoje. A co to znaczy? Nie mam recepty. Najwyżej parę zasad na własny użytek. Wpierw słuchać utworu z dobrą wolą, potem dopiero traktować go krytycznie. Czytać od pierwszej do ostatniej strony książkę, o której się pisze. Pamiętać, że niebezpieczny jest nadmiar ego krytyka, ale też - co jest częste w tej chwili - jego niedomiar, gdy zanika wartościowanie. Obok kanonu publicznego, mieć także swój osobisty, kształtujący się przez lata. Być wiernym sobie to bowiem dla krytyka także być twórczo wiernym książkom (i ich autorom), które kiedyś uznało się za ważne.

- Stara się Pan to robić?

- Tak. Nie wypieram się starych przyjaźni, zadzierzgniętych z ludźmi i dziełami. To Stanisław Grochowiak poeta - człowiek bardzo mi bliski, dalej prowadzę z nim rozmowę, choć nie żyje od 30 lat. To urodzeni w latach 20. "starsi bracia", czytani od dziesięcioleci: Białoszewski, Różewicz, Gajcy, Herbert. To Teodor Parnicki i jego mit mieszańca. I Mickiewicz - potrzebna jest krytykowi taka duża miara, bez niej ominie rzeczy najważniejsze i w literaturze, i w sobie samym.

- W czym odnajduje Pan sens czytania?

- Na pewno nie chodzi mi o literaturę jako żonglowanie słowem, nie patrzę na nią jak na grę tekstową, produkt mechanizmów języka etc., choć to wszystko oczywiście istnieje. W poezji ujmuje mnie - jak mówił Jerzy Kwiatkowski - melodia wiersza. W niej można usłyszeć głos autora - odmienny od wszystkich innych. Nawiązać z nim kontakt, odnajdując echa tej melodii w sobie. Najważniejsze są tu wczesne doświadczenia. Jako chłopiec miałem dwa takie przeżycia. Przeczytałem "Bal u Senatora" zanim poznałem całe "Dziady" - rytm "Balu..." był czymś niezwykłym. Minęły dekady, a ja pamiętam dzień i miejsce, w którym czytałem. Były też wydrukowane w "Dziś i Jutro" fragmenty "Misterium niedzielnego" Gajcego, jeszcze przed wydaniem książki. Powiedziałem, że nawiązuje się kontakt. Te rytmy są związane organicznie z człowiekiem, z konstrukcjami psychofizjologicznymi poety i odbiorcy. Z latami człowiek się zmienia. Jedne rytmy dla niego słabną, inne się budzą, nabierają znaczenia. To tylko jedna z możliwych inicjacji (chodzi też oczywiście o myśl, intelekt, interesujące opowieści, losy bohaterów), droga do literatury, gorąca, spontaniczna... "Personalistyczna", gdyż na niej mogę spotkać inną osobę, w jej, możliwej do uzyskania - w takim stopniu na jaki literatura pozwala - prawdzie.

Czytanie jest więc osobistym egzystencjalnym doświadczeniem, choć - z drugiej strony - interesujące jest spojrzenie na literaturę w kontekstach socjologicznych. Zawsze mnie to ciekawiło - od debiutanckich "Szmaciarzy i bohaterów" po ostatnią książkę "Jeden dzień w socrealizmie". Odczytać w powieści czy w tomie wierszy portret człowieka, ale i zmieniającą się stratyfikację społeczną, tworzące się i upadające hierarchie, związane z tym ambicje, frustracje, to wszystko, co się dzieje wokół nas. A przecież sytuacja Polaka szalenie się zmieniła i ciągle się zmienia. Ustrój się zmienił, państwo jest niepodległe. Zatarły się też całe warstwy dawnej kultury - szlacheckiej, wiejskiej itd., które wyraźnie znaczyły jeszcze w latach 60. dla Przybosia i Miłosza, Gombrowicza i Różewicza. Teraz konieczne jest budowanie tożsamości w chwili, gdy Polska stała się cząstką cywilizacji globalnej. Mamy więc zasadniczą zmianę. Dobrze to widzę także jako wykładowca uniwersytecki.

- Jest gorzej czy lepiej?

- Lepiej. Jeśli chodzi o samopoczucie i poziom studentów najgorzej było na przełomie lat 80. i 90. - zupełna beznadzieja. Dziś często studiuje się dwa kierunki, co dużo daje. Jeśli na polonistycznym seminarium magisterskim mam studentkę psychologii, prawnika i studentkę fotografiki, to ścierają się różne punkty widzenia, argumentacje. Młodzi znają języki, mają możliwości podróżowania, co dobrze wykorzystują. W gruncie rzeczy oni już nie rozumieją problemu granicy - w Polsce pierwszy raz od nie wiadomo kiedy. Międzynarodowe wymiany i inne możliwości dotyczą też polonistyki, z natury lokalnie zakotwiczonej. Nie są zaściankowi, otwierają się szeroko na inne kultury. Oczywiście to zależy od osoby, zawsze jest niebezpieczeństwo, że wyjdzie się z zaścianka, ­otworzy okno, a za oknem zobaczy się tylko globalną kulturę masową, papkę telewizyjną. W takim celu zresztą nie trzeba nigdzie wyjeżdżać, wystarczy mieć komputer i telewizor. Problemem jest też włączenie nowych doświadczeń we własną tradycję, którą czekają poważne przewartościowania. Dotychczasowe dyskusje na temat polskiej tożsamości, wszystkie wielkie polskie spory XX-wieczne nie są tu zbyt pomocne. Dziś moi studenci szukają swojej tożsamości w świecie, stawiają pytania, ale trudno im o odpowiedzi.

- Jak na ten problem reagują pisarze?

- Zmienia się tonacja współczesnej polskiej literatury, nie jest ona już - jak jeszcze parę lat temu - ściśle prywatna. Oczywiście literatura zawsze jest osobista, ale dziś prywatności nie rozumie się jako "désintéressement" wobec wszystkiego, co prywatnością nie jest. Do książek wraca polityka. Gdy dwa lata temu przeczytałem około 50 powieści nadesłanych na konkurs, to jakieś 15 z nich miało związek z bieżącą polityką. Można dokładnie, co do dnia i godziny określić, kiedy powróciło takie zainteresowanie: 11 września 2001, zamach na World Trade Center i zobaczenie, że historia jednak istnieje. I jest twardą rzeczywistością, a nie dowolnie wybraną narracją.

- Czy to oznacza, że np. pierwiastki religijne, metafizyczne są dziś mało obecne?

- Nie, raczej przeciwnie. Wracam do lektur konkursowych. W powieściach młodych ludzi dużo znajdziemy wątków związanych z nawróceniami, pielgrzymkami, różnymi środowiskami religijnymi. Często wiara jest problemem dla bohatera, który musi ją zaakceptować lub odrzucić. Często też pojawia się perspektywa buntu przeciwko instytucjom, Kościołowi, co zresztą widać także w teatrze - w końcu u takiego Jana Klaty, Piotra Cieplaka są autentyczne problemy religijne. Ale lektura tych książek raczej skłania do interpretacji także spraw ducha w kontekstach socjologicznych. Człowiek w społeczeństwie, człowiek wśród instytucji kultury... Jest jednak i druga strona, spojrzenie z głębi, układ wertykalny, a nie horyzontalny. Fenomen tak bardzo czytanej poezji księdza Twardowskiego polega na pełnej harmonii obu tych wymiarów, to jednak szczęśliwy wyjątek. W wymiarze wertykalnym mamy kryzys języka, języków (w najszerszym znaczeniu). Jeśli nie ma języka, pozostaje milczenie. I właśnie to milczenie wyrażane w kontekstach słów, bo jakże inaczej, jest wyzwaniem dla różnych poetów. Wśród których ważne miejsce zajmuje Tadeusz Różewicz.

Jacek Łukasiewicz (ur. w 1934 r. we Lwowie) jest poetą, historykiem literatury, krytykiem, profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego. Autor licznych prac poświęconych m.in. twórczości Adama Mickiewicza, Mieczysława Jastruna, Stanisława Grochowiaka, Tadeusza Różewicza i Zbigniewa Herberta. Ostatnio opublikował książkę "Jeden dzień w socrealizmie i inne szkice" (Katowice, 2006).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2007