Głos Ameryki

Nie pytaj Ameryki, co zrobi dla Ciebie; zapytaj, co ty możesz zrobić dla niej - wszyscy pamiętamy słowa Kennedy'ego. Ale dziś można przeczytać je na wspak: Ameryka, której głosem są Dara Horn, Nicole Krauss, Judy Budnitz czy ZZ Packer, może podpowiedzieć, jak uporać się zprzeszłością. Pokolenia przodków nie muszą być tylko ograniczeniem; ich obecność może stać się wsparciem, dać korzenie, których tak łakniemy.

12.08.2007

Czyta się kilka minut

Na język polski zostały ostatnio przetłumaczone najbardziej "gorące" nazwiska z listy najważniejszych młodych amerykańskich pisarzy według "Granta. Magazine of New Writing" (pismo założone przez studentów w Cambridge w 1889 roku; jak bywało bezkompromisowe, świadczy zapis z "Dziennika" Virginii Woolf: "wczoraj »Granta« oświadczyła, że jestem martwa. »Orlando«, »Fale« i »Flush« obrazują śmierć potencjalnie wielkiej pisarki"). "Lepszy świat" Horn, "Historia miłości" Krauss, "Gdybym ci kiedyś powiedziała" Budnitz i "Pijąc kawę gdzie indziej" Packer to fragmenty mozaiki-obrazu współczesnych Stanów Zjednoczonych, kraju ulepionego z historii ze wszystkich stron świata. Każda z tych powieści wykorzystuje fragment spadku po przodkach-emigrantach.

Lampa pod korcem

Najciekawsza pod tym względem jest ZZ Packer, która w opowiadaniu "Doris nadchodzi" ze zbioru "Pijąc kawę gdzie indziej" zderza sytuację Stutza - Litwina, emigranta i Doris - Afroamerykanki. Doris kwituje narzekania Stutza krótko: "ale pan jest biały", bo rasizm w państwie, które jest symbolem wolności, wciąż ma się dobrze i jasno widać, kto w starciu z twardym kapitalizmem wygra i że zwycięzcą nie będzie ciemnoskóra kobieta. Stawką w tych tekstach nie jest samozadowolenie z wypowiedzenia wspomnień, ale chęć nawiązania rozmowy ze światem, który na taką narrację był dotąd ślepy i głuchy. I to pierwsza ważna wiadomość, jaką ma do przekazania młoda amerykańska proza: rozmawiaj, bo tylko w dialogu jest szansa na zażegnanie konfliktów, na wspólne życie w świecie, który mieni się od różnic. To trudna propozycja, ponieważ zmusza każdego do przyznania, że nie ma wyłączności na prawdę.

Dzieci emigrantów (a kto nie jest emigrantem w Stanach?) już nie wyrzekają się rodziców, nie asymilują bezmyślnie, nie przebierają za tubylców ze strachu przed stygmatem obcości. Młode pokolenia Amerykanów "swojość" definiują nie jako unifikację i uniformizację kulturową, ale jako dialogującą wspólnotę różnicy - religijnej, światopoglądowej, estetycznej i historycznej. Dara Horn (urodzona w 1977 r., jest doktorem komparatystyki na Harvardzie, zadebiutowała w 2003 r. powieścią "In the Image", którą zdobyła National Jewish Book Award, Reform Judaism Prize for Jewish Fiction i Edward Lewis Wallant Award) nie miała ochoty pozostać gwiazdą jedynie środowisk związanych z kulturą żydowską. Postanowiła napisać powieść, która będzie zarówno świadczyć o jej pochodzeniu, jak i wpisze się w uniwersalne kłopoty teraźniejszości. Wykorzystuje więc postać Chagalla i fragmenty jego wspomnień (cytuje najbardziej użyteczne: "gdybym nie był Żydem, nie byłbym artystą" i "chmura to chmura, nieważne czy żydowska, rosyjska, czy francuska"), czym podbudowuje trudną konstrukcję światopoglądową, w której pochodzenie (a raczej tradycja, dziedzictwo, jakie za nim stoi) znaczy, ale tylko w połączeniu z talentem.

Horn nie stroni od żonglerek skojarzeniami, nazwiskami - głównego bohatera, Benjamina Zyskinda, kojarzy się z wybitnym aktorem żydowskim Beniaminem Zuskinem i to zabieg celowy - przecież podobają się nam przede wszystkim te piosenki, które dobrze znamy. Opowieść o szkicu do obrazu "Nad Witebskiem", traktowanych swobodnie losach Chagalla i pisarza nazywanego Der Nister, horrorze pogromów w ZSRR i miłości silniejszej niż polityka, ma wszystkie cechy bestselleru i nie ma w tej chęci dotarcia do szerokiej publiczności nic złego. Bo historia jest najważniejsza i opowieść o dziedzictwie musi być niesiona dalej. Chowanie lampy pod korcem jest występkiem. Ładunek nadziei zawarty w "Lepszym świecie" obezwładnia największych sceptyków, którzy niczego tak się nie lękają, jak posądzenia o wiarę naiwną.

Pieśń nad pieśniami

Idąc tym tropem, dobrze sięgnąć po "Historię miłości" Nicole Krauss (urodzona w 1974 r., zadebiutowała w 2003 r. powieścią "Man Walks Into Room" i wraz mężem, Johnatanem Safranem Foerem - też znalazł się na liście "Granta" - stanowią złotą parę nie tylko nowojorskiej sceny literackiej). Co tak pozytywnego w historii Leo Gursky'ego, cudem ocalonego z Zagłady genialnego pisarza, którego czytają wszyscy, ale nie zna nikt? Może i to, że warto w czasach złych dokonać przewartościowania i rezygnacji z doczesnej sławy. Leo wystawił sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu, stoi za nim Bruno Schulz (Leo w geście obronnym przeszedł na stronę wyobraźni, na stronę tekstu), nie Horacy, a jego "Historia miłości" zmienia losy czytelników. Czy można chcieć więcej? Po Zagładzie jest możliwa, jednak, literatura, która przemienia, dotyka i olśniewa. Krauss opublikowała misterną, jak haft richelieu lub koronki koniakowskie, powieść o tęsknocie za tym, czego odzyskać się nie da - utraconym bezpowrotnie przyjacielu, ukochanej, domu. To swego rodzaju pieśń nad pieśniami o tym, że miłość nigdy nie ustaje - nawet pod naporem grozy i zła.

Melancholia, niemożliwa do przepracowania żałoba dręczy Leo, który próbuje wytańczyć śmierć swojego dziecka, Izaaka, i w taki cielesny sposób wypowiedzieć żal, walcząc z uporem, że można znaleźć słowa na wszystko. Leo chce zakończyć żałobę i umrzeć, ale boi się, że jego śmierć będzie bez znaczenia. Siada na ławce w parku z przypiętą kartką z imieniem, nazwiskiem i prośbą o przewiezienie do domu pogrzebowego. Leo, który "chciał opisać świat, bo życie w nieopisanym świecie było zbyt samotne", przyjaźni się z Bruno Schulzem i czyta jego "Ulicę Krokodyli", odkrywa w końcu, że "naprawdę niewiele jest do powiedzenia, tyle słów ginie, ale nic nie może równać się z milczeniem Boga". Krauss wydała na świat bohatera, który nie poddał się, choć zawiodły go słowa. Jaka jest prawda? Prawda, jak mówi Leo do swojego zmarłego syna, jest tym, co wymyślamy, by móc dalej żyć. A co z tym, co nie podlega mocy wyobraźni, z Zagładą, traumą? Trzeba nauczyć się z nimi żyć - nie zaakceptować, bo nie mieszczą się w głowie, ale - żyć. Opowiedzieć sobie świat, odtwarzając go w wersji do przyjęcia, tworząc na nowo i mimo wszystko (jak Gursky) kochać.

Judy Budnitz (urodzona w 1973 r., "Gdybym ci kiedyś powiedziała" jest jej debiutem powieściowym z 1999 r.; wydała też zbiory opowiadań: "Flying Leap" 1998 i "Nice Big American Baby" 2005) wzięła na warsztat nie tylko traumę Zagłady i pogromów ze starego świata, ale także szczególną więź łączącą matki i córki (u Horn i Krauss to brak ojca determinował jakość życia wdów i sierot). Czy blizna po matce jest stygmatem bólu i zerwanego przymierza, czy pamiątką miłości i więzi, której nie da się z niczym porównać, a pielęgnowanie jej jest jedyną szansą na utrzymanie się w pionie? Budnitz "przepisała" mity i baśnie po mistrzowsku, by odsłonić mechanizmy, jakie pchają dziewczęta w kastrujące ramiona konwenansu społecznego.

Cztery pokolenia kobiet (Ilana, Sashie, Mara i Nomi) uciekają od swoich matek, mając nadzieję, że w ten sposób zdobędą wolność. Ale tylko ciało w ciało z matką, pod parasolem jej mądrości, można (jak okazuje się na przykładzie Sashie) przejść bezpiecznie przez życie. Są sprawy, których się nie da wypowiedzieć. Łączność z pogranicza realizmu magicznego - pozawerbalna, jak związek bliźniąt, synów Ilany - mówi nam raz jeszcze: nie wszystko ma odpowiednie słowo. Budnitz pokazała, że odrzucenie tradycji grozi wykorzenieniem, sprawia, że stajemy się nadzy i bezbronni. Tylko utrzymanie związku z matką - ale mądrego, otwartego na rozmowę - daje siłę, by walczyć z teraźniejszością. Potrzebujemy przeszłości jako oręża. Budnitz podpowiada, by stać się Jakubem walczącym z aniołem nie po to, by go zabić, ale by odnaleźć własne miejsce.

Rachunek nienawiści

Wspomniana już ZZ (Zuwena) Packer (urodzona w 1973 r. w Chicago, ale wychowana w Atlancie), uczennica Marilynne Robinson (to jedna z ikon współczesnej prozy amerykańskiej zwracającej się ku tradycji, autorka przetłumaczonej już na język polski powieści "Gilead" i nauczycielka w stajni młodych talentów Writers' Workshop na Uniwersytecie Iowa), nie lęka się uderzać we wciąż powszechny rasizm drzemiący w każdej z grup społecznych. Nie oszczędza nikogo: ani czarnych, ani białych. Grunt, po którym stąpa, jest grząski. Oskarżycielski ton wskazuje przyzwyczajenia i stereotypy, bierność i zadomowienie w nędzy, przyjmowanie panującego stanu rzeczy za stan naturalny. Stereotypy, zdaje się mówić Packer, są podstępne i biorą nas w posiadanie bez naszej wiedzy. W tytułowym opowiadaniu zbioru wybitnie uzdolniona Dina odrzuca przyjaźnie nastawionych kolegów z białych, dobrych domów, bo nagromadziło się w niej zbyt wiele nienawiści. Mieszka sama w pokoju (samobójcza izolatka), by ugruntować separację i uprzedzenia. Związek z homoseksualną Heidi jest poszukiwaniem tożsamości w odmienności, za wszelką cenę. Mechanizm obronny Diny polega na tym, by mówić to, czego wcale nie myśli. Wypluwa jałowe frazesy, którymi jak gładką ścianą odgradza się od świata i chroni, bo nawet najwytrwalszy człowiek nie da rady jej przebić. Ten gest obronny czarnej żyjącej w świecie białych mści się, bo układa usta do kłamstwa też wtedy, gdy na kłamstwo nie ma już ochoty. Gdy chce powiedzieć: "zostań", a mówi "odjedź".

Rachunek niewyrównanych krzywd lat apartheidu buzuje pod powierzchnią poprawności politycznej. Packer zachęca nie do akceptacji zła z przeszłości, ale do zerwania z myśleniem, że da się o nim tak po prostu zapomnieć i zacząć nowe życie.

Nasłuchując głosu Ameryki, czytając teksty Budnitz, Horn, Krauss i Packer, warto przemyśleć własną historię - prywatną i publiczną. Świeże głosy Marzeny Matuszak ("Zamykamy, ale ładne mogą zostać"), Juli Zeh ("Reguły gry"), Marie-Louise Janssen-Jureit ("Zbrodnia miłości w środku Europy") czy Malin Schwerdtfeger ("Kawiarnia Saratoga") wyznaczają nowe sposoby czytania polskiej przeszłości, która niepostrzeżenie, ukradkiem, na palcach nicuje się ze współczesnością i wpływa na przyszłość.

Judy Budnitz, "Gdybym ci kiedyś powiedziała":, przeł. Jolanta Kozak, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007

Dara Horn, "Lepszy świat", przeł. Urszula Gardner, Wydawnictwo Książnica, Katowice 2007

Nicole Krauss, "Historia miłości", przeł. Katarzyna Malita, Świat Książki, Warszawa 2006

ZZ Packer, "Pijąc kawę gdzie indziej", przeł. Ewa Horodyska, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2007

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2007